Muhammad Ali mówił o nim, że był najstraszniejszym gościem, z jakim kiedykolwiek wszedł do ringu. A zrobił to dwukrotnie i obie ich walki wzbudziły ogromne kontrowersje. Zresztą całe życie Sonny’ego Listona składało się właśnie z kontrowersji, niedomówień i tajemnic. Począwszy od daty urodzenia, przez współpracę z mafią i kilka wyroków więzienia, po walkę mistrzowską z Floydem Pattersonem, w której jego rywalowi sprzyjał nawet prezydent Kennedy. Sonny Liston był niekochany, niespełniony i niedoceniony. Niezależnie od tego, co zrobił i osiągnął.
Spis treści
„Myślałam, że coś gotował”
To było na początku stycznia 1971 roku. Kilka miesięcy po walce Sonny’ego Listona z Chuckiem Wepnerem (tym samym, który potem zainspirował Sylvestera Stallone’a do napisania scenariusza „Rocky’ego”), wygranej przez pierwszego z nich. Liston dostał ponoć 13 tysięcy dolarów, ale jeszcze zanim wrócił do domu już je rozdał, spłacając zaciągnięte długi. Na początku nowego roku był spłukany i miał swoje, zresztą nie nowe, problemy.
Dwa tygodnie wcześniej policja złapała go prowadzącego samochód na podwójnym gazie. Innym razem brał udział w stłuczce, z której wyszedł mocno pokiereszowany. Mimo wszystko czekał na kolejną walkę, bo tak zarabiał na życie. W okresie świątecznym miał mieć jednak nieco odpoczynku. Geraldine, jego żona, wyruszyła wówczas do matki, by tam spędzić kilka tygodni. On z kolei został w ich wspólnym domu.
Geraldine później przypominała sobie różne rzeczy. Że dzwoniła do domu kilka razy, ale nikt nie odbierał. Stwierdziła wtedy, że Sonny – jak to często robił – wyjechał do Los Angeles i tam załatwia swoje sprawy. Pamiętała też swój sen z 28 grudnia. – Był koszmarny. Śniło mi się, że Sonny upada pod prysznicem i woła mnie po imieniu: „Gerry, Gerry!”. Wciąż to widzę. Zrobiłam się nerwowa, powiedziałam matce, że chyba coś jest nie tak. Ale ona odpowiedziała: „Nie myśl tak, na pewno wszystko w porządku”.
Tak samo myślał też choćby Johnny Tocco, jeden z niewielu przyjaciół i trener Listona, w pewnym sensie też jego opiekun. On zaprosił Sonny’ego na imprezę sylwestrową na sali treningowej, a gdy ten nie przychodził, zadzwonił do jego domu. – Wiedziałem, że jego żony nie ma w mieście, więc trochę martwiło mnie, że Sonny nie odbierał. Następnego dnia obdzwoniłem znajomych, ale nikt go nie widział – mówił Tocco.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Jak się okazało – nikt nie mógł go widzieć. Sonny cały czas był bowiem w domu. Odkryła to Geraldine, gdy wróciła kilka dni później. Od progu przywitał ją nieprzyjemny zapach. – Pomyślałam, że coś gotował i zostawił to na piecu. Gdy jednak weszłam do kuchni, niczego nie zobaczyłam – wspominała po latach. Poszła więc dalej, odwiedzając kolejne pomieszczenia. W końcu trafiła do sypialni na górze domu. I tam znalazła męża. Leżał na podłodze, w samej bieliźnie.
Nie żył od co najmniej sześciu dni.
„Od ojca dostałem tylko przemoc”
Przyczyna jego śmierci do dziś pozostaje niewyjaśniona. I jest w tym coś poetyckiego, bo początki jego życia też są owiane tajemnicą. Nie da się bowiem z całą pewnością stwierdzić, kiedy Sonny przyszedł na świat. Nie znamy dnia, a nawet roku, w którym przyszedł na świat. Najczęściej podawane zestawienie to 8 maja 1932 roku, ale jego matka kilkukrotnie przywoływała styczniowe daty, a jeden z dziennikarzy stwierdził potem – na podstawie różnych zachowanych dokumentów – że Sonny powinien urodzić się 22 lipca, 91 lat temu.
Sam Liston zawsze był drażliwy na punkcie swojego wieku. Gdy ktoś wytykał mu, że wygląda na starszego, niż w rzeczywistości, potrafił się zdenerwować. – Moja matka mówi, że mam 34 lata. Nazywasz ją pierdolonym kłamcą? – wykrzyczał w twarz jednemu z reporterów w 1966 roku. Tajemnica jego narodzin była ponoć wyryta na drzewie stojącym w pobliżu jego rodzinnego domu. Sęk w tym, że drzewo ścięto na lata przed tym, jak stał się znanym bokserem.
Sonny nigdy nie dowiedział się więc, kiedy powinien obchodzić urodziny.
Nie ma jednak wielkiej niespodzianki w tym, że jego rodzice zgubili rachubę. Sonny był 24. z 25(!) dzieci Tobego Listona, które ten miał z różnymi kobietami. Tobe był farmerem, posiadał w dzierżawie niewielki spłachetek ziemi, na której hodował bawełnę. Z perspektywy Sonnego – był też sadystą. Wielokrotnie bił dzieci, chłoszcząc je nawet do krwi. Gdy po latach trener zapytał Listona, skąd ten ma blizny na plecach, Sonny odpowiedział po prostu, że nie dogadywał się z ojcem.
– Moje dzieciństwo? Nie miałem nic, tylko mnóstwo braci i sióstr, beznadziejną matkę, i ojca, który nie troszczył się o żadne z nas. Dorastaliśmy z kilkoma ubraniami, bez butów, ledwo mieliśmy co jeść. Ojciec pracował ciężko i też ciężko mnie bił – mówił Sonny. W pewnym momencie dla ojca stał się wręcz zwierzęciem. Gdy zdechł muł, którego Tobe zaprzęgał do pługa, zamiast kupić nowego, spojrzał na rosłego i silnego syna, po czym to jego zaprzągł do orania pola. Nic dziwnego, że Sonny dzieciństwo podsumowywał krótko.
Od ojca dostałem tylko przemoc.
W końcu nie wytrzymał i poszedł w ślady… matki. Ta jakiś czas wcześniej uciekła z domu i wyjechała do Saint Louis, tam zaczęła pracować w fabryce. Sonny długi czas nosił się z zamiarem dołączenia do niej, ale brakowało mu pieniędzy na bilet. Wreszcie zebrał nieco orzechów, sprzedał je i w ten sposób mógł wsiąść do pociągu. W dużym mieście odnalazł matkę, pomogli mu w tym podobno policjanci, wyjątkowo mili. Szybko miało się to okazać ironią losu, bo w kolejnych latach Liston miał z nimi mnóstwo problemów.
CZYTAJ TEŻ: ROCKY. OPOWIEŚĆ O FILMIE, KTÓRY STAŁ SIĘ FENOMENEM
Szybko zaczął być na bakier z prawem. W Saint Louis początkowo zachłysnął się miastem, dającym mu nadzieję na lepsze życie. Okazało się jednak, że tam też panuje bieda, a Sonny – który nigdy nie nauczył się czytać i pisać – nie miał przed sobą wielkich perspektyw. Wciągnął go półświatek. Poznał kilku młodych rabusiów, dołączył do gangu. Szybko został nawet jego przywódcą. Schemat ich działania był prosty – Sonny obezwładniał wybraną ofiarę, reszta ją okradała.
Przez jakiś czas szło im świetnie, ale Liston w końcu wpadł w ręce policji. Winna okazała się żółta koszulka. Sonny po prostu nie miał innych ubrań, stale chodził więc w tej samej, stosunkowo charakterystycznej koszulce. Nosił ją też, gdy go złapano, a sąd skazał go na pięć lat więzienia (gwoli ścisłości: dwa osobne wyroki o takiej wysokości, ale odbywane równocześnie).
Miał wtedy – jeśli wierzyć jego własnym słowom – 18 lat.
„Był maszyną do zabijania”
Z pobytu za kratkami właściwie… się cieszył. Mówił potem, że to pierwszy raz, gdy otrzymywał trzy ciepłe posiłki dziennie. A że swoją posturą budził strach, to mimo kiepskiej opinii więzienia, nikt go nie zaczepiał. W zakładzie żył więc spokojnie i bez zmartwień, jakie miał na co dzień poza nim. W dodatku to właśnie tam odnalazł sport, który miał go uczynić nieśmiertelnym. Zaczął boksować.
Do ringu ściągnęli go dwaj więzienni kapelani. Z jednym z nich, Aloisem Stevensem, Sonny się zaprzyjaźnił i mu zaufał. Gdy ten więc zaproponował mu założenie rękawic, Liston się na to zgodził. Stevens mówił potem, że w Sonnym dostrzegał nie tyle zbira, co zagubionego, łagodnego dzieciaka, któremu chciał pomóc. Łagodnego, oczywiście, do momentu, gdy wchodził do ringu.
Tam pokazywał swoje wszelkie atuty.
Przede wszystkim – warunki fizyczne. Miał niesamowicie wielkie dłonie, początkowo nawet nie udało się znaleźć dla niego odpowiednio dużych rękawic. Do tego przy swoim stosunkowo standardowym wzroście (185 centymetrów) miał niesamowity zasięg ramion – 214 centymetrów! – Był najbardziej perfekcyjnym gatunkiem człowieka, jakiego kiedykolwiek widziałem. Potężne ręce, duże ramiona. Szybko nokautował każdego na treningach. Jego dłonie były ogromne! Nie mogłem w to uwierzyć – wspominał Stevens.
W więzieniu w dodatku dostał całkiem niezłe wyszkolenie techniczne. Choć później wielu chciało mu umniejszać, nazywając go surowym bokserem, który bazował tylko na (niezwykłej) sile ciosu, to było inaczej.
Od samego początku Sonny „czuł” boks, wiedział, jak poruszać się w ringu, lubił atakować, potrafił unikać ciosów rywali. Fenomenalny był jego lewy prosty, do dziś uznawany za jeden z najlepszych w historii wagi ciężkiej. Gdy trzeba było, potrafił zwolnić tempo, wyczekać na odpowiedni moment, a potem trafić rywala celnym ciosem czy całym ich gradem. Tocco mówił krótko:
W ringu Sonny był maszyną do zabijania
Odczuwali to nawet jego sparingpartnerzy, którzy często trafiali do szpitala i to mimo założonych ochraniaczy. Nic dziwnego, że Muhammad Ali po latach mówił, że nie miał rywala straszniejszego od Listona. Również Mike Tyson – którego często porównywano do Sonny’ego – przy kilku okazjach powtarzał, że o ile on potrafił nieźle nastraszyć rywali, o tyle do Listona mu daleko. Naśladować Sonny’ego chciał choćby George Foreman, który co prawda nigdy nie zmierzył się z nim w ringu, ale obaj kilkukrotnie sparowali, a zdarzyło się też, że wystąpili na jednej gali i zgodnie wygrali przez nokauty.
– On jako jedyny sprawiał, że cofałem się w ringu. Nie dało się go zatrzymać. Miał znakomity lewy prosty, a gdy zbliżyłeś się za bardzo, uderzał ciężkim prawym. Był niezwykle silnym facetem, najsilniejszym, z jakim byłem w ringu. Niczego mu nie brakowało. Miał wszystko, również świetną koordynację – wspominał Foreman. O tym wszystkim przekonał się choćby Thurman Wilson, profesjonalny bokser, który sparował z nieopierzonym jeszcze Sonnym. Po dwóch rundach wyszedł z ringu, mówiąc, że boi się, że w nim umrze.
W więzieniu Liston szlifował więc swój niewątpliwy talent. W turniejach organizowanych w placówce niezmiennie wygrywał, zdobył tytuł nieoficjalnego mistrza zakładu karnego. Agresję okazywał jednak tylko w ringu, poza nim był spokojny i dobrze się sprawował. Dlatego wyszedł po odsiedzeniu ledwie połowy wyroku. Nie bez znaczenia była też pozytywna opinia Stevensa, który polecił Sonny’ego dalej. Ten dzięki temu trafił pod skrzydła Franka Mitchella, promotora bokserskiego.
Mitchell zapewnił początkującemu bokserowi mieszkanie i podstawowe utrzymanie. Sonny miał za to trenować pod okiem kilku szkoleniowców, w tym wspominanego już Johna Tocco, ale też Tony’ego Andersona i Monroe Harrisona. Rozpoczął też karierę amatorską, wygrał nawet dość prestiżowy turniej Golden Gloves (w finale pokonał Eda Sandersa, mistrza olimpijskiego z 1952 roku!), a do tego rozniósł kilku niezłych rywali, choćby Hermana Schreibauera, mistrza Europy.
Nie było więc na co czekać. Sonny przeszedł na zawodowstwo.
„Nikogo nie będę oceniać”
W debiucie na zawodowstwie Sonny triumfował w 33 sekundy, po przerwaniu walki przez ringowego. Potem poszedł za ciosem, wygrał kolejne cztery pojedynki i dostał walkę z utalentowanym i już całkiem doświadczonym (ponad 20 starć) Johnnym Sumerlinem. Wygrał na punkty i pierwsze starcie, i zorganizowany dwa miesiące później rewanż. W tym momencie legitymował się więc już bilansem 7-0 i wydawało się, że świat boksu odkrył nowy, wielki talent.
I wtedy przyszła niespodziewana porażka.
Zapewnił ją Listonowi anonimowy – z dzisiejszej perspektywy – pięściarz. Zwał się Marty Marshall i przez kilka rund naprawdę dobrze trzymał się w walce z Sonnym, umiejętnie unikając jego ciosów. W czwartej jednak w końcu oberwał, wylądował na deskach i był liczony. Wstał jednak, podszedł do Sonny’ego i zaczął… szczekać. To kompletnie zaskoczyło Listona, wybiło go z uderzenia i sprawiło, że zgubił koncentrację. Marshall to wykorzystał i mocnym ciosem złamał Sonny’emu szczękę („Nie bolało, ale nie mogłem zamknąć ust” mówił potem Liston). Ten i tak przeboksował starcie do końca, ale ostatecznie przegrał na punkty.
Niedługo po walce zmienił też promotora – Franka Mitchella zastąpił Joseph Barone. Powód tej zmiany był prozaiczny – Mitchell nie zapłacił za leczenie szczęki swojego zawodnika, a Sonny się tym zdenerwował i zrezygnował z jego usług. Tym samym wepchnął się jednak w objęcia mafii, bo Barone był z nią mocno związany. Liston znalazł więc przy tej okazji dodatkowe źródło zatrudnienia – został egzekutorem długów dla gangstera Johna Vitale.
Szybko odkryła to policja i od tego momentu właściwie nie dawała Sonny’emu spokoju. Zdarzało się, że dwóch policjantów zatrzymało go jednego dnia… ponad 20 razy.
– Liston był wtedy samotnikiem. Z nikim nie rozmawiał, nigdzie nie chodził dla towarzystwa. Na salę przychodził samemu i sam wychodził. Policja wiedziała, że był w więzieniu, a że chodził samotnie, to zawsze go zatrzymywali i przeszukiwali. W końcu zaczął chodzić bocznymi alejkami, unikając ich – wspominał Tocco.
Kariera boksera Sonny’ego mimo tego wszystkiego wciąż jednak rozwijała się dość harmonijnie. Po porażce z Marshallem najpierw wypunktował Neala Welcha, a potem stanął do rewanżu i kompletnie rozbił swojego wcześniejszego pogromcę. Marshall był w tamtej walce liczony cztery razy, aż w szóstym starciu sędzia postanowił przerwać pojedynek. Rok później zmierzyli się jeszcze raz (Marshall występował jednak wówczas w roli zastępstwa) i Sonny wygrał wszystkie 10 rund.
Prywatnie Liston wziął w tamtym okresie ślub, z Geraldine Chambers, którą poznał na przystanku autobusowym. Początkowo widzieli się stosunkowo rzadko, bo jeśli akurat nie trenował, to siedział w areszcie (zgarnięto go tam nawet cztery dni po ślubie). Często wsadzano go za kratki za sprzeczki z policjantami, dla których szybko stał się głównym wrogiem właściwie w całym Saint Louis. A Sonny coraz bardziej tego nie wytrzymywał, regularnie wdawał się w bójki i musiało go poskramiać kilku funkcjonariuszy.
Raz Liston kompletnie stracił nad sobą panowanie. Policjantowi, który chciał go zatrzymać, złamał nogę i porządnie obił twarz – ponoć w reakcji na rasistowskie wyzwiska, jakie od niego usłyszał – po czym zabrał jego broń i czapkę, i tak ruszył na spacer po mieście. Dostał dziewięć miesięcy. Niedługo po wyjściu na wolność postanowił pokazać innemu funkcjonariuszowi, jak wygląda śmietnik z bliska i wpakował jego twarz w blaszany kubeł. Robert Steen, biograf Sonny’ego, mówił:
Ponoć wszyscy policjanci w mieście mieli w tamtym okresie jego fotografię przyczepioną do lusterka
Ostatecznie Liston dostał ultimatum – miał wyjechać z miasta. Przeniósł się więc do Filadelfii, a tam jego promotorem został Frank Carbo, znany i wpływowy gangster, który opiekował się też między innymi karierą Rocky’ego Marciano. Gdy Sonny’ego pytano jednak o związki jego obozu z mafią, ten odpowiadał krótko. – Nikogo nie będę osądzać. Sam nie jestem idealny.
W ringu jednak – poza dwukrotnie pomszczoną porażką z Marshallem – idealny pozostawał. Wygrywał wszystkie kolejne pojedynki, większość z nich przed czasem. Rozłożył na przykład bardzo groźnego Clevelanda Williamsa, też dysponującego mocnym uderzeniem (i znakomitym rekordem, 43-2, który Sonny mu popsuł). Potem mówił, że w pierwszej rundzie rywal był dla niego niemiły, więc postanowił szybko go załatwić. To samo zrobił zresztą jakiś czas później w rewanżu.
Nie zatrzymał się na tym. Wkrótce rozłożył jeszcze kilku znakomitych rywali, ale na przeszkodzie stanęły mu sprawy pozaringowe. W sprawie kontaktów z mafią zeznawał nawet przed senatem. Po kolejnych dwóch aresztowaniach, już w Filadelfii, został zawieszony przez Sportową Komisję Pensylwanii. Zawieszenie honorowano we wszystkich stanach, nie mógł więc walczyć. Miał też problemy z alkoholem, choć z tymi pomógł mu Edward Murphy, ksiądz, którego poznał w tamtym okresie i polubił.
Inna sprawa, że nawet Murphy widział, że poskromienie autodestrukcyjnej natury Listona na dłuższy czas może być wyzwaniem. Znajomym Listona mówił o Sonnym w mocnych słowach:
Módlcie się za tego biednego sukinsyna
Mimo tego wszystkiego, sytuacja w końcu zdawała się obracać na korzyść Listona.
Walka dobra ze złem
Gdy na emeryturę odszedł Rocky Marciano, nowym czempionem wagi ciężkiej został Floyd Patterson, po czym czterokrotnie obronił tytuł. W ringu był znakomity, bez trudu pokonywał kolejnych rywali, aż… sensacyjnie stracił pas w starciu z Ingmarem Johanssonem, który w fenomenalnym stylu rozbił Floyda. To wstrzymało też momentum Listona, o którego w walce mistrzowskiej dopominało się coraz więcej osób. Patterson miał bowiem prawo do rewanżu i z niego skorzystał, odzyskując zresztą mistrzostwo , czego dokonał jako pierwszy ciężki w historii.
Pół roku później domknął trylogię z Johanssonem i po niesamowitym starciu, w trakcie którego obaj lądowali na deskach, ostatecznie wygrał całą rywalizację ze Szwedem.
CZYTAJ TEŻ: FLOYD PATTERSON. OSTATNIA NADZIEJA… BIAŁYCH
Po tym wycieńczającym okresie, jakby na przetarcie i powrót na normalne tory, dostał za rywala Tony’ego McNeeleysa, którego łatwo rozbił. I pojawiło się pytanie: kto teraz powinien zmierzyć się z mistrzem? Padło, oczywiście, nazwisko Sonny’ego Listona. Z wielu ust. Problem w tym, że równie wielu fanów, ekspertów czy dziennikarzy nie chciało go widzieć w walce o pas. Uważali, że jego przeszłość, wielokrotne aresztowania i bójki z policjantami, powinny wykluczyć go z możliwości wzięcia udziału w takim pojedynku.
Listona bojkotowało wiele komisji sportowych. Nie pomagały mu też powiązania z mafią. Cus D’Amato, promotor Pattersona, też uważał, że jego podopieczny nie powinien walczyć z Sonnym. Jego opinia miała jednak drugie dno – wiedział, że Liston będzie dla Floyda niezwykle groźnym rywalem. Patterson jednak chciał tego pojedynku i nie przekonało go do zmiany zdania nawet to, że niechętnie patrzył na to… sam prezydent Kennedy.
Ostatecznie obaj bokserzy zmienili promotorów. Liston, by pozbyć się powiązań z mafią. Patterson, bo D’Amato nie chciał zgodzić się na tę walkę. Finalnie udało się do mistrzowskiego pojedynku doprowadzić. W Stanach Zjednoczonych powszechnie uważano, że to starcie dobra ze złem i nikomu nie trzeba było mówić, kto jest w tym zestawieniu kim. Patterson był bardzo lubiany, kojarzony z działalnością charytatywną i społeczną. Uważano go też za swego rodzaju dżentelmena między linami. Co ciekawe, on sam prosił fanów, by nie patrzyli na Sonny’ego przez pryzmat jego kryminalnej przeszłości.
Poznałem Sonny’ego Listona i spotkaliśmy się kilkukrotnie. Wierzę, że jest w nim sporo dobra. Jeśli uda mu się wygrać, proszę was, byście dali mu szansę, by mógł zaprezentować to dobro
Kibice wiedzieli jednak swoje, nawet wspomniany Kennedy, który – gdy stało się jasne, że walka się odbędzie – zaczął dopingować Pattersona, by ten znokautował rywala i pokazał mu, gdzie jego miejsce.
Cóż, wyszło, że prezydent się zawiódł.
Walka odbyła się 25 września 1962 roku. Bukmacherzy stawiali na… Listona. Uważali, podobnie jak D’Amato, że Patterson jest zbyt kruchy i Sonny przełamie jego defensywę swoją mocą. Publika stała niemal w całości po stronie mistrza, chcieli by ten dał nauczkę młodszemu rywalowi. Gdy Sonny wychodził do ringu, przywitało go potworne buczenie. Liston rozumiał zresztą swoją rolę, w rozmowach z bliskimi mówił, że dla fanów jest tym złym, którego chcą widzieć pokonanego. Nie to, żeby chciał nim być. Ale w jakimś sensie przy okazji tamtej walki się z tym pogodził.
W ringu nie dał Pattersonowi szans. Fani byli zawiedzeni nie tylko tym, że wygrał Sonny Liston, ale i tym, jak szybko to zrobił – walka skończyła się już w pierwszej rundzie. Sonny napoczął mistrza, a potem dokończył dzieła przy linach. – Czułem, że to ciosy, które powaliłyby każdego – mówił potem. A Rocky Marciano, zszokowany tym pokazem siły, dodawał: „nigdy nie sądziłem, że on ma aż taką moc!”.
Sonny świętował i miał nadzieję, że teraz wszystko się zmieni. Że – zgodnie z prośbą Pattersona – dostanie szansę pokazać się z innej strony, a fani w końcu go zaakceptują. Na pokładzie samolotu powrotnego do Filadelfii snuł długie rozważania, które potem przytaczali jego bliscy.
– Chcę zrobić wiele rzeczy. Chcę dotrzeć do moich ludzi. Powiedzieć im: „Nie musicie się martwić, że was ośmieszę, że zatrzymam wasz rozwój”. Chcę iść do kolorowych kościołów i osiedli. Wiem, że w prasie pisano, że wielu kolorowych z wyższych klas miało nadzieję, że przegram, bo byli przestraszeni tym, jak będę się zachowywać. Ale pamiętam, jak walczył jeszcze Joe Louis i słuchałem relacji w radiu, gdy byłem dzieckiem. Komentatorzy zawsze mówili: „Wielki bokser i uznanie dla jego rasy”. To sprawiało, że byłem dumny – miał mówić.
Liston doskonale się przygotował. W samolocie nauczył się przemówienia, które chciał wygłosić do fanów. Wierzył, że to będzie punkt zwrotny nie tylko jego kariery, ale i życia. Był gotów na nowy początek, pas miał stanowić drzwi, przez które Sonny przejdzie i jego los się odmieni. Najpierw musiał jednak przekroczyć drzwi samolotu, gdy ten wylądował w Filadelfii. A gdy to zrobił…
Zobaczył pustkę.
Na płycie lotniska stała garstka policjantów i dziennikarzy. Nie było fanów, nikt na niego nie czekał z uwielbieniem. Filadelfia wyparła się swojego mistrza. Nie tylko biała część miasta, ale i ta czarna. Nikt nie chciał być z nim kojarzony, nawet ruch walki o prawa czarnych, którego członkowie bali się, że kontakty z Listonem źle wpłyną na ich wizerunek.
– Obserwowałem Sonny’ego w tamtym momencie. Jego oczy omiotły całą tę scenę. Był bardzo inteligentny, wszystko od razu zrozumiał. Jego jabłko Adama lekko podskoczyło. Widać było, jak schodzi z niego powietrze, w oczach miał ból. Został zlekceważony. Filadelfia nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Gdy wygrał tytuł, czuł, że przeszłość może mu zostać wybaczona. Wtedy jednak zrozumiał, że wciąż jest złym gościem. Dla nich był personifikacją zła. I tak miało zostać. Był tym zrujnowany – wspominał Jack McKinney, dziennikarz sportowy, który leciał z Listonem do Filadelfii.
Nieco lepiej przywitano Listona w Denver, gdzie wkrótce postanowił się przeprowadzić. Ale to już po drugiej walce z Pattersonem, gdy udanie obronił tytuł, ponownie nokautując rywala już w pierwszej rundzie. W oczach fanów był to ponowny triumf zła.
W dodatku na scenie pojawił się kolejny pięściarz, który w oczach Amerykanów utożsamiał zło. I to on chciał rzucić wyzwanie Listonowi.
Poddanie i cios-widmo. Dwie walki z Największym
Pretendent zwał się Cassius Clay, był młody, przebojowy, utalentowany i miał niewyparzoną gębę, jak to wówczas powszechnie ujmowano. W dodatku niedługo przed pierwszą walką z Listonem nawiązał kontakty z Narodem Islamu, muzułmańską afroamerykańską organizacją działającą w Stanach, i na każdym kroku stawiał się w roli przeciwwagi dla wielu z amerykańskich wartości. Jeszcze nie zmienił wówczas nazwiska, ale wkrótce miało to nastąpić.
Był też doskonały w prowokowaniu starego mistrza, choć niektóre osoby z jego otoczenia po latach sugerowały, że robił to, bo po prostu się Listona bał i chciał wytrącić go z równowagi, by ten potem – w trakcie walki – popełnił błędy. To możliwe, sam Clay przyznawał przecież potem, że Sonny w ringu był przerażający.
W każdym razie to wszystko było nową sytuacją dla Listona, na co dzień małomównego, za którego między linami przemawiały pięści. Clay z niego jawnie kpił, obrażał, deklamował wiersz, w którym miał „wystrzelić mistrza w kosmos”, a nawet wynajął autobus, na którym napisano wielkimi literami, że Sonny padnie w ósmej rundzie. Kilkukrotnie zaczepiał go w kasynach. Raz w odpowiedzi dostał w twarz i ponoć był tym faktem przerażony. Innym razem Sonny… wyciągnął broń i oddał kilka strzałów. Clay czym prędzej czmychnął, a Liston zaśmiewał się do rozpuku, pistolet był bowiem naładowany ślepakami.
CZYTAJ TEŻ: WSZYSCY NIENAWIDZĄ TYSONA. JAK KRÓL CYGANÓW ZNISZCZYŁ SWOJĄ REPUTACJĘ?
Na zaczepki młodszego rywala czasem reagował też słownie. – Powinni wsadzić go do więzienia za podszywanie się pod pięściarza – mówił. Obiecywał też, że on sam trafi ponownie za kratki, tym razem za morderstwo, bo między linami zabije Cassiusa. Rywalowi zresztą proponował, by ten zawalczył, ale… z jego trenerem. Clay zresztą nie imponował formą w starciach przed pojedynkiem z Listonem.
Bukmacherzy i eksperci byli zgodni: Sonny musiał wygrać tę walkę i utrzymać się przy pasie. A biorąc pod uwagę zachowanie jego rywala, niektórzy nawet zaczęli uważać, że to byłoby lepsze rozwiązanie dla pięściarstwa.
Sonny Liston popełnił jednak duży błąd. Patrząc na słabsze walki przyszłego rywala, zlekceważył go. Zignorował przygotowania, nie wyszedł do ringu w najlepszej formie. A naprzeciwko niego stanęła maszyna, pięściarz doskonały. Znakomicie pracujący na nogach, szybki, ze wspaniałą techniką i defensywą. Liston przez całą walkę szukał kończącego ciosu, ale go nie znalazł. I to mimo tego, że miał ponoć… posmarować sobie rękawice żrącym środkiem, który czasowo pozbawił rywala ostrości widzenia.
– Został oślepiony, nie ma dwóch zdań. Włożyłem palec do oka Alego, a potem do mojego. Paliło jak diabli. Ale czy to było celowe? Moja teoria jest taka, że sekundanci Listona posmarowali mu siniaki maścią z jakimś piekącym świństwem. W bliskich starciach kontakt był nieunikniony, więc maść mogła dostać się na rękawice Claya i do jego oczu. Nie sądzę, żeby ludzie Listona zrobili to rozmyślnie – analizował po latach trener Angelo Dundee w rozmowie z Radosławem Leniarskim.
Clay przetrwał ten kryzys, a innego w walce już nie miał. Wygrał po sześciu rundach, mistrz nie wyszedł na kolejną z powodu kontuzji ramienia. Ponoć nabawił się jej już przed walką, ale nie spodziewano się, że będzie to coś poważnego, więc jego obóz nie wnioskował o przesunięcie pojedynku. W trakcie walki uraz się jednak pogłębił, sam Sonny mówił, że już w pierwszej rundzie. W konsekwencji Cassius Clay został nowym mistrzem wagi ciężkiej.
Szybko pojawiły się plotki – podsycane związkami Listona z mafią – że walka została ustawiona. Sprawą zainteresowało się nawet FBI, ale ostatecznych dowodów nigdy nie znaleziono. Owszem, przez lata wychodziły kolejne zeznania i notatki ze sprawy, jednak żadne nie były rozstrzygające, stanowiły co najwyżej poszlaki. Ktoś miał wiedzieć o tym, że Sonny przegra. Ktoś inny obstawić na to sporą sumę pieniędzy. Sam Liston, nieco podpity, miał napomknąć coś znajomym. Ale nikt nie mógł tego w pełni udowodnić. Fakt pozostawał więc faktem – Cassius Clay został mistrzem.
A do kolejnej walki przystępował już jako Muhammad Ali.
Pierwotnie rewanż Alego z Listonem miał się odbyć w listopadzie 1964 roku. Sonny przygotowywał się do tego pojedynku jak szalony. Odstawił alkohol, sparował z wielką intensywnością, dorzucił nowe ćwiczenia. Efekt był taki, że do ringu miał wyjść o pięć kilogramów lżejszy niż w pierwszym starciu. Ale nie wyszedł. Na ledwie trzy dni przed walką Ali przeszedł operację przepukliny. Udaną, ale przez trzy miesiące miał odpuścić sobie sport. Liston, gdy to usłyszał, zrezygnowany nalał sobie wódki.
– Sonny był wtedy u szczytu formy, a potem trzeba znów było czekać i zaczynać cały trening od nowa – mówił Milt Bailey, członek jego obozu. Te przygotowania przebiegły już gorzej, Liston nie znalazł w sobie takich pokładów motywacji, z kolei Ali doskonale wykorzystał na treningach dodatkowy czas. Do rewanżu doszło ostatecznie wiosną 1965 roku, a prasa rozpisywała się o Listonie i mafii oraz Alim i muzułmanach. Pisano, że to walka między znanym a nieznanym złem.
Oczekiwania wobec tej walki były ogromne, a skończyło się ogromnym, owszem, ale rozczarowaniem. Ali wygrał już w pierwszej rundzie, po znokautowaniu Listona.
Już sekundy po walce zaczęto zadawać sobie jednak pytanie: czy on go w ogóle trafił? Cios, który miał powalić Sonny’ego był tak szybki i tak płynny, że wiele osób nie było pewnych, czy w ogóle wylądował na twarzy byłego mistrza. Nazwano go ciosem-widmo i znów zaczęły się spekulacje o tym, że Sonny oddał walkę. Wielu mówiło, że gdy Ali stanął nad znokautowanym rywalem – jedno z najsłynniejszych zdjęć w historii boksu przedstawia właśnie ten moment – i krzyczał w jego kierunku, słowa, jakich użył to: „Wstawaj, nikt w to nie uwierzy!”.
Sam Ali miał ponoć pytać ludzi w swoim obozie, czy rywal w ogóle trafił. – Dużo czasu zajęło, zanim sam Muhammad zobaczył ten cios i zrozumiał, w jaki sposób powalił Listona – mówił potem Abdul Rahman, minister Narodu Islamu. Niezgodni co do tego, czy taki cios mógł powalić pięściarza, byli też lekarze. Debatowano nawet nad tym, jak poruszały się… oczy Sonny’ego i czy był to ruch naturalny dla kogoś, kto właśnie otrzymał piekielnie mocne uderzenie. Jeden lekarz mówił tak, drugi nie.
I tak to trwało, a nawet trwa – właściwie do dziś. Sam Liston wytłumaczenie całej sytuacji miał znacznie bardziej prozaiczne. Przede wszystkim przypominał ludziom, że przecież wstał, nie był całkowicie znokautowany. A że dopiero po siedemnastu sekundach, to wina sędziego. I miał w tym sporo racji. Początkowo arbiter zajął się bowiem uspokajaniem rozszalałego Alego i odciąganiem go do neutralnego narożnika. Sonny z kolei leżał na deskach i czekał, aż zacznie się liczenie.
Nie słyszał go, więc w końcu wstał. Sędzia na moment pozwolił obu pięściarzom walczyć, po czym posłuchał arbitra odpowiedzialnego za mierzenie czasu, który nigdy nie przerwał liczenia (nie musiał tego robić, istotne było jego liczenie). Ten powiedział mu, że Liston leżał za długo, więc ringowy po chwili przerwał pojedynek i uniósł w górę ręce Alego.
– To nie był tak mocny cios, ale pozbawił mnie balansu. Gdy upadłem, byłem zdezorientowany, bo sędzia nie zaczął liczenia. Czekałem, aż to zrobi, to pierwsza rzecz, jaką robisz, gdy padasz na deski. Sędzia jednak nie zaczął liczyć, bo Clay nie poszedł do neutralnego narożnika. Nie cierpiałem, ale czekałem, aż zacznie się liczenie i Clay odejdzie, bałem się, że mnie uderzy, gdy będę wstawać – wspominał Sonny.
Ci, którzy obserwowali walkę z trybun, podzielili się na dwa obozy. Jeden mówił, że cios był idealny, drugi, że w ogóle go nie było. A opinię tych drugich podsycano wieloma plotkami. Mark Kram ze „Sports Illustrated” na przykład mówił, że Liston powiedział mu: – Ten gość [Ali] jest szalony. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. On i muzułmanie. Kto tego potrzebuje? Dlatego upadłem. Nie trafił mnie.
Inna wersja wydarzeń mówiła, że Sonny upadł, bo… porwano jego rodzinę, a jemu samemu grożono śmiercią. Kolejna, że w zamian za przegranie walki, Liston miał otrzymywać część gaży Alego z kolejnych walk. Jeszcze inna, że to sprawka mafii w porozumieniu z pięściarzem, który chciał spłacić narastające długi sporą wygraną u bukmacherów. Po latach do tej ostatniej nawiązała żona Sonny’ego:
Myślę, że Sonny oddał tę drugą walkę. Przysięgam. Mówił, że przegra w pierwszej rundzie
Znów jednak niczego nie udowodniono i wszystko pozostało w sferze spekulacji, zwłaszcza, że do dziś nie znalazło się ujęcie, które w pełni pokazałoby, że Ali faktycznie skutecznie trafił rywala. Wielu jednak wskazuje, że porażka Listona w obu starciach byłaby dla niego nielogiczna – jako mistrz mógł zarobić więcej, niż jako nielubiany były czempion bez pasa. Kupy trzymałaby się jedynie wersja z porwaniem lub grożeniem śmiercią, ale przez lata nie pojawił się żaden dowód, który sugerowałby, że jest prawdziwa.
Trzeba więc uznać, że Ali faktycznie skutecznie go trafił. Zgodnie z tym, co mówił on sam. – Mój prosty go załatwił. To był dobry cios, choć nie sądziłem, że przyłożyłem tak mocno, żeby nie wstał. Kiedy poleciał na deski, zapomniałem o zasadach. Cieszyłem się i chciałem pokazać kibicom, że warto było zapłacić za bilet – mówił mistrz.
Zagadka aż do śmierci
Po drugiej walce z Muhammadem Alim Liston kontynuował karierę. Miał jednak problemy – publika go nie poważała, uważano bowiem, że oddał oba pojedynki z nowym mistrzem, do tego miał problemy finansowe. Mocniej związał się z mafią, pracował przy jej nielegalnych interesach. Ponoć dużo pił, często bywał w kasynach, obracał się w półświatku i nieciekawych dzielnicach. Raz nawet złapano go w czasie policyjnego nalotu na dom jednego z jego znajomych. Z niewyjaśnionego powodu puszczono go jednak wolno.
Mimo tego wszystkiego w ringu znów wkroczył na właściwą ścieżkę. Pomocną rękę wyciągnął do niego Ingemar Johansson, który zaprosił go do Szwecji, gdzie Sonny zaliczył kilka nokautów. Potem wrócił do ojczyzny i też posyłał rywali na deski. Ogółem wygrał 14 pojedynków z rzędu, z czego 13 przed czasem. Zdaniem wielu zasłużył na kolejne starcie o pas, sam marzył o pojedynku z nowym królem wagi ciężkiej, Joe Frazierem. Do tego jednak nigdy nie doszło.
Gdy w końcu przegrał, z Leotisem Martinem, jego promotor zażartował, że może teraz wreszcie doprosi się walki o pas. Bo skoro nie działały wygrane, to może porażka coś da? Nie dała, zresztą w tej walce obaj przegrali. Martin nigdy już bowiem nie wyszedł do ringu, bo mocne ciosy Listona uszkodziły mu siatkówkę w prawym oku. I też nie powalczył z Frazierem o pas.
Po tym starciu Sonny raz jeszcze zwyciężył, wiedząc, że musi walczyć, bo potrzebuje pieniędzy. Pokonał wspomnianego już Chucka Wepnera, ale więcej do ringu nie wyszedł. Kilka miesięcy później żona znalazła jego ciało na podłodze sypialni. Oficjalnie przyczyną śmierci była choroba serca. Nieoficjalnie? Cóż, jak w przypadku całego życia i kariery Sonny’ego – teorii jest co najmniej kilka.
Przede wszystkim, trzeba wiedzieć, że na ciele Listona znaleziono ślady po nakłuciu igłą, a w jego organizmie wykryto heroinę (z kolei w kuchni marihuanę). Sęk w tym, że zdaniem jego przyjaciół, Sonny niesamowicie bał się zastrzyków, w dodatku na miejscu nie znaleziono żadnej strzykawki.
Pierdolone bzdury. Sonny nie miał nic do czynienia z heroiną. Nie chodził nawet na kontrolne badania do lekarza, bał się ukłucia
Tak całe te teorie podsumowywał trener Sonny’ego, a tę wersję potwierdzało wiele innych osób. Choćby McKinney, który mówił, że Liston nie przyjmował znieczulenia u dentysty, niezależnie od zabiegu. Wolał ból niż igłę.
Skoro więc nie przypadkowe przedawkowanie, to co?
Popularna teoria głosi, że miał zostać zabity na zlecenie mafii. Wiedział w końcu o wielu jej interesach, miał powiązania z gangsterami. W dodatku ponoć sprzeciwił się mafiosom, którzy chcieli, by odpuścił starcie z Wepnerem. Uznano więc, że Sonny staje się ciężarem. – Moim przypuszczeniem jest, że Sonny kogoś wkurzył, bo już nie chciał służyć mafii. Wiedział też o różnych rzeczach, które mogły wyjść na jaw, albo nawet komuś je powiedział. I wtedy mafia zdecydowała, że trzymanie go u boku to zbyt duże ryzyko. Nie jestem osamotniony w tej teorii. Po drugiej walce z Alim Sonny podobno zlekceważył jednego z członków mafii. Zresztą robił to często. Może zdecydowali, że już nie chcą mieć z nim nic wspólnego – mówił Rob Steen.
Wynajęto więc zabójcę, ten zrobił swoje. Wstrzyknąć ogromną dawkę heroiny miał mu John Warjac – oskarżony zresztą o więcej tego typu spraw – który jednak nigdy się do tego nie przyznał. Po latach (i śmierci Warjaca), zrobił to jednak jego syn, Greg Swam. – Ojciec opowiadał mi o śmierci Listona. Mówił, że było tam więcej ludzi – twierdził Swam.
Swoją drogą tę teorię można rozszerzyć – nie brakuje bowiem głosów, że w całym przedsięwzięciu brała udział również policja. Niedługo przed znalezieniem ciała Listona, do jego domu wpadł Johnny Tocco, przyjaciel Sonny’ego. Zaniepokoił się otwartymi drzwiami i brakiem odpowiedzi, wezwał policję. Ta się zjawiła, a na miejscu zastała zdemolowany pokój i Listona z igłą w ręce. Podobno funkcjonariusze wszystko posprzątali i zabrali strzykawkę. Ciało zostawili. Tak przynajmniej twierdził – już po latach – Tocco.
Czemu jednak nikogo o tym nie poinformował? Znał przecież żonę Sonny’ego. I czemu gdy ta przyjechała do domu, drzwi nie były naruszone? Nie wiadomo, jak to wytłumaczyć.
Są jeszcze inne teorie. Jedna mówi, że Listona zabili kumple dilera, z którym ten miał powiązania. Myśleli bowiem, że to Liston wsypał ich ziomka, którego niedługo wcześniej zgarnęła policja. W odwecie zabili boksera. Według innej wersji zrobił to brudny glina, Larry Gandy, który po latach wyleciał ze służby i zajął się rabunkami. Do nich się zresztą przyznał, do zabójstwa nie. Jeszcze jedna teoria mówi, że o zabójstwie zaczęła mówić sama rodzina, chcąc zatuszować fakt, że Sonny brał narkotyki.
Z nimi zresztą to ciekawa sprawa. Po latach zaczęto twierdzić, że w środowisku wszyscy wiedzieli w tamtym czasie, że Liston faktycznie zażywał tego typu środki. Z drugiej strony jednak… nikt tego nie potwierdzał, a jego bliscy i trenerzy zaprzeczali. Głośno mówiła o tym jedynie policja. Ale czy jej – biorąc pod uwagę jej wieloletnią postawę wobec Sonny’ego – można wierzyć?
Zostaje więc ostatnia teoria. Najprostsza. Mówi ona, że Liston zmarł śmiercią naturalną, opcjonalnie w skutek wspomnianego wypadku samochodowego, w którym brał udział jakiś czas wcześniej. W wyjaśnieniu całej sprawy nie pomagał jednak fakt, że ciało przeleżało w domu kilka dni, a także to, że Geraldine najpierw wezwała prawnika i lekarza, a dopiero po kilku godzinach policję. Można to, rzecz jasna, tłumaczyć szokiem i niechęcią do funkcjonariuszy. Ale to rodzi więcej pytań, choćby takie, czy to nie oni zabrali strzykawkę, faktycznie chcąc zatuszować sprawę zażywania przez boksera narkotyków.
Ostatecznie sprawy śmierci Sonny’ego Listona nie da się wytłumaczyć. Ale to idealnie podsumowuje jego skomplikowane i pełne niedopowiedzeń, błędów, złych wyborów ale też sukcesów życie. Podobnie jak podsumowuje je napis na jego płycie nagrobnej. Brzmi on:
CHARLES SONNY LISTON. 1932-1970. CZŁOWIEK
SEBASTIAN WARZECHA
Źródła: BBC, British Vintage Boxing, Boxing247, Boxing Scene, Daily Mail, Denver Post, Los Angeles Times, New York Post, New York Times, Ring TV, Sports Diet 365. Sports Illustrated, TalkSport, The Fight City, The Ring. TSS oraz fragmenty książkowych i filmowych biografii Listona, Alego i Pattersona.