To już chyba właściwy moment, by na naszej głównej stronie odpalić licznik. “Ile dni minęło od ostatniej afery w PZPN-ie”. I obawiamy się, że wystarczyłoby, żeby nasz dział IT ograniczył liczbę dni od jednej cyfry, bo związek ostatnio tak często dowozi z aferkami, że nie ma co liczyć na to, że licznik nie wyzeruje nam się przez dziesięć dni. Tym razem okazało się, że PZPN zabrał na mecz do Mołdawii gościa skazanego za ustawianie meczów.
Mirosław Stasiak. Mówi wam to coś? Jeśli śledziliście polski futbol już od lat 90., to na pewno wam coś mówi. W 2002 roku Stasiak przejął Ceramikę Opoczno (później nazywaną Stasiak Opoczno, dość oryginalny sposób na nazwę, na pewno nikt nie pytał “skąd akurat taka idea?”). Z dokumentów zebranych przez śledczych wynika, że Stasiak utrzymywał regularne kontakty z Ryszardem Forbrichem, Właściciel klubu potrafił wparować do szatni sędziów i obiecywał im korzyści majątkowe, a dziwnym trafem po takiej wizycie Stasiak Opoczno dostawał dwa rzuty karne. Ostatecznie został skazany za 43 czyny korupcyjne. Dostał trzy lata w zwieszeniu, 195 tysięcy złotych grzywny, a PZPN zdyskwalifikował go dożywotnio, by później skrócić karę.
OBSZERNY TEKST O MIROSŁAWIE STASIAKU
Zatem w dużym skrócie: mamy klasycznego korupcyjnego łamacza kręgosłupów. Nie jakąś tam płotkę, która akurat była w szatni, gdy organizowano zrzutkę na sędziego. Nie był młodym chłopakiem, któremu potrącano premię za mecz, bo trzeba było opłacić łaskawą pomoc ze strony rywali. Facet miał łapy umoczone w korupcyjnym bagnie, które było rakiem polskiego futbolu.
I jak donosi Szymon Jadczak w tekście WP/SportoweFakty – PZPN nie widzi nic złego w tym, by zaprosić Stasiaka do samolotu lecącego na mecz do Mołdawii. Samolotu na pokładzie którego byli piłkarze, sztab reprezentacji, oficjele ze związku, sponsorzy, przyjaciele PZPN.
My byśmy byli w stanie zrozumieć, gdyby – dajmy na to – Stasiak wparował do loży jakiegoś tam sponsora kadry na Stadionie Narodowym. Nie zweryfikujesz 50 tysięcy kibiców, nie sprawdzisz czy czasem ten chłop siedzący po drugiej stronie nie przeciął się kiedyś z prokuratorami w sądzie. Ale tutaj mówimy o ograniczonej puli osób, którą zapraszasz do samolotu na mecz eliminacyjny reprezentacji Polski. Widzisz tych ludzi na lotnisku, weryfikujesz listę pasażerów, ogarniasz im pewnie pobyt na miejscu. Tego nie da się wytłumaczyć jakiś naiwnym “ja nie wiedział, pani redaktur, kazali podpisać i żeśmy podpisali”.
Poza tym w PZPN-ie akurat działa teraz taka gwardia, że ci wszyscy ludzie doskonale pamiętają czasy działalności Stasiaka. Gdy ten facet organizował sobie korupcyjnego eldorado, to zdecydowana większość tych ludzi albo pracowała w piłce, albo tuż obok piłki.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU
No i może dlatego nikt z PZPN nie zabiera na ten temat głosu w tekście Jadczaka. “W jaki sposób Mirosław Stasiak znalazł się w samolocie lecącym z polskimi piłkarzami na mecz reprezentacji Polski do Mołdawii? Dwa tygodnie temu Wirtualna Polska zapytała o to prezesa PZPN Cezarego Kuleszę oraz sekretarza związku Łukasza Wachowskiego. Żaden nie odpowiedział na nasze pytania” – czytamy.
To jest wręcz niewiarygodne, że związek aż tak nie panuje nad dobrym imieniem tej organizacji.
Weźcie prześledźcie te miesiące za panowania Kuleszy. Ochroniarz “Grucha” oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Problem z losowaniem ćwierćfinału Pucharu Polski, bo nie ma za bardzo kto losować. Głosowanie nad przepisem o młodzieżowcu kwadrans przed startem ligi. Bałagan z biletami na mecz Polska – Chile. Burdel komunikacyjny z klauzulą w kontrakcie Michniewicza. Ucieczka piłkarzy na lotnisku po mundialu. Kuriozalne nagranie z Kuleszą podczas meczu z Albanią i legendarne “dzisiejszy mecz… grają piłkarze…”. Chaos komunikacyjny na linii PZPN-Santos przy sparingu z Niemcami. No i największa, najgłośniejsza, najbardziej emocjonująca afera premiowa.
Swoją drogą temat Stasiaka wrócił podczas mundialu, gdy okazało się, że ten jest sponsorem kanału na YouTube “Cioną po oczach”. Tenże kanał zachwalał z kolei Czesław Michniewicz, wówczas jeszcze jako selekcjoner kadry. Już wtedy zrobiło się o tym głośno, po uszach dostał Michniewicz, rykoszetem dostało się PZPN-owi. To powinno być światło ostrzegawcze dla związku.
PZPN ma departament marketingu i sponsoringu, ma departament komunikacji i mediów. Współpracuje z zewnętrzną agencją marketingu sportowego. Rzecznicy, marketingowcy, menadżerowie. A nikt nie potrafi powiedzieć: – Słuchajcie, ale ten Stasiak na pokładzie naszego samolotu… To nie wygląda dobrze.
Bo tu mamy tak naprawdę dwie kwestie. Po pierwsze – naprawdę nikomu nie przeszkadza to, że facet prawomocnie skazany za korupcję jest blisko PZPN-u? Stasiak aktywnie uczestniczył w procederze, który sukcesywnie niszczył nasz futbol, a kilkanaście lat później może siedzieć kilka rzędów za piłkarzami kadry i kilka siedzeń obok najważniejszych osób w PZPN.
A po drugie – jeśli już nikomu to nie przeszkadza (co jest obrzydliwe), to naprawdę nikt tam w środku nie czuje zagrożenia pod tytułem “ktoś Stasiaka zauważy, ktoś o tym napisze, znów zrobi się kwas”? Przecież nie trzeba być jakimś marketingowym orłem, by stwierdzić: cholera, panowie, to nie będzie dobrze odebrane.
Przecież wystarczy mieć choćby odrobinę instynktu samozachowawczego, by stwierdzić, że to nie jest dobry pomysł. W PZPN-ie jednak instynkt samozachowawczy jest sukcesywnie wypierany przez mechanizm autodestrukcyjny. Czekamy teraz na kącik analiz sędziowskich prowadzony przez Wita Żelazko.
WIĘCEJ NA WESZŁO: