Stal Mielec to klub dziwny. W ciągu trzech ostatnich lat prowadziło ją sześciu różnych trenerów, w czasie trzech poprzednich letnich okienek transferowych doszło do trzech potężnych rewolucji kadrowych, a każdy z trzech dotychczasowych ekstraklasowych startów miał się dla niej skończyć bolesnym spadkiem z ligi. Właśnie na Podkarpaciu szykują się do czwartego z rzędu sezonu w elicie. I ponownie odbywa się to w atmosferze jednego wielkiego niekończącego proszenia się o degradację z Ekstraklasy.
29 marca. Tomasz Poręba, europoseł, który wspiera Stal Mielec, na Weszło: – Jeżeli się utrzymamy, a tego jestem pewien, chcemy wzmocnić zespół dwoma-trzema solidnymi zawodnikami. Wówczas będę również spokojny o kolejny sezon.
22 czerwca. Kamil Kiereś, trener Stali Mielec, na oficjalnej stronie klubowej na początku okresu przygotowawczego do 2023/2024: – W zespole mamy sporo ubytków i trenujemy w bardzo małej grupie na razie. Na razie to taki plac budowy i trzeba w tym kierunku podążać, żeby tą kadrę formować. Nie jest to wszystko takie łatwe i proste.
28 czerwca. Kamil Kiereś w rozmowie z PodkarpacieLIVE.pl po sparingu z ŁKS-em Łódź: – Potrzebujemy dziesięciu, być może dwunastu transferów. Przed nami bardzo dużo pracy. Nie chciałbym, żeby ten sparing coś nam zaciemniał.
Piękny jest to serial.
Niech boli rewolucja
W szatni Stali panuje przeciąg na huraganową wręcz skalę. Odeszło już piętnastu piłkarzy, w ich miejsce pojawiło się siedmiu nowych, ale niemal na pewno to dopiero początek zaciągu, bo kadra klubu jest aktualnie kompromitująco wąska, liczy sobie zaledwie kilkanaście nazwisk. De facto nie ma śladu po zespole, który wymęczył utrzymanie w minionym sezonie Ekstraklasy.
Do Lecha Poznań z wypożyczenia wrócił Bartosz Mrozek, czyli jeden z najlepszych bramkarzy rozgrywek, bez niego mielczanie przygotowywaliby się do boju na pierwszoligowych boiskach. Na dłużej nie zostaje trójka stoperów – Marcin Flis, Arkadiusz Kasperkiewicz i Kamil Kruk. Nie są niezastępowalni, zdarzały im się szkolne błędy, durne obcinki i gorsze mecze, ale w ostatecznym rozrachunku byli lub bywali przydatni, może nawet bardzo przydatni.
Z rotacji wypadają Dominykas Barauskas, Fabian Hiszpański, Fryderyk Gerbowski, Paweł Żyra, Maciej Wolski, Bartłomiej Ciepiela, Alex Vallejo, Mateusz Mak, Rauno Sappinen i Mikołaj Lebedyński. Czy za kimś z tego grona pocieknie łezka tęsknoty? Tylko Maka szkoda, głównie przez sentyment do kilku wcześniejszych dobrych rund, poza tym: nie, raczej nie, ligowy dżemik.
Stal Mielec jest jednak specyficznym rynkiem. Nie ma tu ani marki, ani środków, ani warunków sportowych, ani możliwości skautingowych, żeby w obliczu takich rewolucji zamieniać ten „ligowy dżemik” na graczy o wyraźnej i ewidentnej wyższej jakości. Drużynę wzmacniają w większości zawodnicy niespecjalnie ekskluzywni, przynajmniej na papierze.
Kamil Pajnowski półtora roku temu boleśnie odbił się od Ekstraklasy w Górniku Łęczna, w minionym sezonie przeważnie grzał ławę w Stali Rzeszów. Łukasz Gerstenstein ma osiemnaście lat i minutę rozegraną w Śląsku Wrocław. Jego rówieśnik Jakub Rozwadowski przychodzi z rezerw Rakowa, a właściwie z jego zespołu CLJ. Testowanego Dominika Sokoła wypchnięto z Radomiaka, sprawdzany Rafa Santos z portugalskiego Real SC spadł tam z III do IV lig, Krystian Kardyś z Czarnych Połaniec dziury w ataku nie zasypie.
Obiecująco wygląda za to transfer Michała Trąbki, najlepszego środkowego pomocnika poprzedniego sezonu I ligi, autora trzech goli, sześciu asyst i czterech asyst drugiego stopnia w ŁKS-ie. Niezłe momenty w Arce miewał nieco chaotyczny Mateusz Stępień, ale przed nim lata nauki i przystosowywania się do warunków Ekstraklasy. Krzysztof Wołkowicz zasłużył sobie na najwyższy szczebel rozgrywkowy, ale to raczej kandydat na solidnego ligowca niż wymiatacza. Marco Ehmann przyzwoicie wprowadził się do Stali, ale do tej pory grał na Cyprze i w Rumunii, niewiele o nim wiemy.
Kamil Kiereś próbuje pocieszać się, że liderami linii defensywnej wciąż są Mateusz Matras i Krystian Getinger, że środek pola ogarnia Piotr Wlazło, że został skuteczny i efektywny Maciej Domański, ale umówmy się, że nie jest to okrzyk radości: niech żyje rewolucja, a raczej coś zgoła innego: ach, boli rewolucja. Bo jeśli coś się rodzi, to w bólach.
I tak co roku
Po prawdzie: nie jesteśmy specjalnie zdziwieni wydarzeniami początku tego lata w Stali Mielec. Na Podkarpaciu ten sam scenariusz przerabiany jest rokrocznie w tym momencie przygotowań do sezonu Ekstraklasy. Zawsze odchodzi kilkunastu piłkarzy, zawsze przychodzi kilkunastu zawodników. Nawet nie będziemy tego rozkładać na czynniki pierwsze, bo to babranie się w przeciętności, dla obrazu wyszczególnimy główne przetasowania kolejnych rewolucji kadrowych.
2020/21? Chwilę po awansie do elity pracę traci Dariusz Marzec, który staje w obronie wypychanych z klubu ludzi ze swojego sztabu. Gwiazdor Nowak odchodzi do Górnika Zabrze. Żyro czmycha do Piasta Gliwice. Przychodzą chociażby: Forsell, Matras, Flis, Pawłowski, Zjawiński, Wróbel czy Czorbadżijski. Drużynę prowadzą Dariusz Skrzypczak, Leszek Ojrzyński i Włodzimierz Gąsior. Stal utrzymuje się tylko dlatego, że katastrofalne jest Podbeskidzie, a Ekstraklasa zmienia format rozgrywek.
2021/22? Nowym trenerem zostaje Adam Majewski. Żegnają się Forsell, Prokić, Dadok, Zjawiński, Sus, Wróbel, Pawłowski czy Błyszko. Pojawiają się Kort, Budziński, Wrzesiński, Piasecki, Sitek, Hinokio czy Wyjadłowski, większość na wypożyczeniach. Po udanej rundzie jesiennej nadchodzi mroczna wiosna i wymęczony finisz z pięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową.
2022/23? Wylatuje Strączek. Ucieka Tomasiewicz. Znikają Urbańczyk, Czorbadżijski, Żyro, Granlund, Kort, Sitek, Zawada czy Steczyk. Przychodzą Hamulić, Wolski, Lebedyński, Wlazło, Barauskas, Hiszpański, Żyra, Leandro, Gerbowski, Kruk, Ratajczyk czy Ciepiela. W samej końcówce sezonu robotę traci Majewski, na jego miejsce wskakuje Kiereś, los bytu w Ekstraklasie rozgrywa się do ostatniej kolejki.
2022/23? Powtórka z rozrywki. Autobus w jedną. Autobus w drugą.
I tak co roku.
Strach prognozować
Niedawno rozmawialiśmy z Tomaszem Stamirowskim, właścicielem Widzewa Łódź: – Uważam, że w kolejnym sezonie powstaną trzy grupy. Pierwsza: silna sportowo i premiowana najwyższym zastrzykiem gotówki, rzeczywiście odstająca od całej reszty, w składzie – Raków, Legia, Lech i Pogoń. Druga: rozciągnięty środek, złożony z klubów o podobnych budżetach, kadrach, ambicjach – Piast, Jagiellonia, Zagłębie, Cracovia, Śląsk, Górnik, Radomiak, tam też powinien znajdywać się Widzew. Trzecia: kluby trochę dyżurne, znowu pojawią się uboższe Warta i Stal, a także zespoły balansujące między Ekstraklasą a I ligą.
I to jest chyba kluczowe w myśleniu o Stali Mielec. Klubowi, który przygotowuje się do swojego czwartego sezonu w Ekstraklasie z rzędu i który nie funkcjonuje w cieniu wielkiego derbowego rywala jak Warta wobec Lecha, nie udało się do tej pory zbudować jakiegokolwiek kapitału i zaplecza, który wypisałby go z grona najsłabszych i najbiedniejszych w lidze.
Tomasz Poręba tak mówił nam o realnych celach i ambicjach Stali: – W tym momencie mamy drużynę na spokojny środek tabeli. Rok temu musieliśmy rezygnować z wielu piłkarzy ze względów finansowych, ale teraz sądzę, że możemy odłożone pieniądze z transferu Hamulicia i od sponsorów inwestować w kolejnych, solidnych, ale często nieoczywistych zawodników. To jest nasz pomysł – chcemy piłkarzy, którzy nie dostali szansy, gdzieś niedocenionych, pogubionych, a którzy w Mielcu mają idealne warunki, by się odbudować i budować markę swoją i klubu. Tak będziemy budować ten klub. Piłkarze muszą czuć, że mają tu szansę i będą zapierniczać po to, żeby udowodnić komuś – trenerowi, agentowi – którzy ich być może kiedyś odrzucili, skrzywdzili, że mają jaja, wychodzą na boisko i zaczynają w siebie wierzyć, a ocena z przeszłości była niesłuszna. To jest siła tego projektu, o to w nim chodzi. O rywalizację. Chcemy wydobyć z zawodników umiejętności, o których wcześniej nikt ich nie posądzał.
Brzmi to tak zgrabnie, jak zwyczajnie bardzo życzeniowo, a teraz: fałszywie. Bez dwóch zdań w Stali byli, są i będą zawodnicy, których ktoś, kiedyś i gdzieś „odrzucił i skrzywdził”, tacy do odbudowania, pokazania jaj, rywalizowania, tego wszystkiego, o czym wyżej mowa. Problem w tym, że rokrocznie tworzą oni drużynę tymczasową, spajaną na trytytki, w pośpiechu i popłochu.
Taki scenariusz jest dziwacznie wręcz powtarzalny. Wniosek wyciągnąć można z tego właściwie tylko jeden: Stal znów będzie rozpaczliwie bronić się przed utrzymaniem. I w końcu to kuszenie losu mielczan dopadnie. Bo, ile można zakładać się ze wszystkimi dookoła i liczyć, że na koniec sezonu ponownie ktoś będzie musiał wcisnąć się w strój Borata, a ktoś inny pakować sto pompek na parkingu…
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Piłkarski Tinder, umowa z Ekstraklasą, otwarcie się na agentów. Za kulisami TransferRoom
- Arsenić: W szatni nie mówimy o planie minimum, naszym celem jest Liga Mistrzów [WYWIAD]
- Błyskotliwy drybler po przejściach. Jakim piłkarzem jest Ali Gholizadeh?
- Egzamin po rundzie pełnej egzaminów. Czy Koronę Kielce stać na spokojny sezon?
Fot. Newspix