– Liga MLS desperacko potrzebowała Leo Messiego. Od rana oglądam różne ogólnodostępne telewizje. CBS czy NBC, czyli coś w rodzaju naszego TVP, i wszyscy mówią o Leo Messim. Nie wiadomo jeszcze, kiedy zadebiutuje w Interze Miami, a już bilety na jego pierwszy potencjalny mecz poszybowały w stronę kosmicznych cen: prawie pięćset dolarów za jedno spotkanie! – mówi w rozmowie z nami były 44-krotny reprezentant Stanów Zjednoczonych i komentator sportowy współpracujący z telewizją ESPN, Janusz Michalik.
W transferze Leo Messiego do Interu Miami więcej jest biznesu czy piłki nożnej?
Każdy inny transfer Leo Messiego łączyłby ze sobą biznes i piłkę nożną. To samo dzieje się zresztą wokół Cristiano Ronaldo w Arabii Saudyjskiej.
Ten kontrakt Messiego splata jednak ze sobą interesy kilku wielkich firm i marek, ze szczególnym uwzględnieniem dwóch głównych korporacji – Apple i Adidasa.
Liga MLS ogromnie potrzebowała Messiego, żeby przebić sufit, który pojawił się, kiedy prawa do transmitowania jej meczów nabyło Apple TV+, co poskutkowało osłabieniem pozycji soccera na rynku sportowym w Stanach Zjednoczonych. Tradycyjnemu widzowi trudno odzwyczaić się od telewizji. I może nikt w Apple TV+ tego nie przyzna, ale liga MLS zniknęła ostatnio z mainstreamu, mniej się o niej mówiło. Nie wiem, czy rozumiecie to po drugiej stronie oceanu.
Nie rozumiemy.
Telewizja jest bardzo ważna dla propagowania sportu. Apple TV+ to zaś żaden Netflix. Netflix gwarantowałby bowiem jeszcze milion innych filmów i seriali do oglądania, a w Apple TV+ nie ma tak dużo treści, które poszerzałyby ofertę poza MLS i usprawiedliwiałyby koszt rzędu stu dolarów rocznie. Jaki obcokrajowiec kupiłby zresztą wcześniej Apple TV+, jeśli pod wieloma szerokościami geograficznymi mecze tamtejszej ligi startują późno w nocy?
Apple TV+ za prawa do MLS płaci jednak dwa i pół miliarda dolarów, potężną i rekordową sumę w skali całego globu, a transfer Leo Messiego sprawia, że inwestycja przestaje być irracjonalna, a zaczyna stawać się całkiem opłacalna, bo już dla niego niemal każdy kibic będzie skłonny po sięgnięcie do kieszeni.
Istnieje „efekt Messiego”. Liczba obserwujących profilu Interu Miami zdążyła już wzrosnąć o ponad dwa miliony. Jednocześnie PSG straciło tyle samo followersów. Wartość samej franczyzy jeszcze niedawno szacowano na sześćset milionów dolarów, aktualnie to ponad miliard dolarów. To człowiek, który zmienia ten biznes.
W Stanach Zjednoczonych momentalnie stanie się gwiazdą kalibru Michaela Jordana, LeBrona Jamesa czy Toma Brady’ego?
Tymczasowo będzie im równy.
Podobna skala popularności.
Porównywałbym to bardziej do Pelego w New York Cosmos i starej lidze NFL. Czy nawet Davida Beckhama, który w 2007 roku przychodził do LA Galaxy. Anglik w ciągu pięciu lat zarobił dwieście pięćdziesiąt pięć milionów dolarów, a przy okazji dostał drużynę Interu za bezcen, bo tak należy rozpatrywać dwadzieścia pięć milionów dolarów wpisowego. Leo Messi też prawdopodobnie będzie mógł liczyć na deal tego typu, a przecież ostatnie historie pokazują, że aby mieć drużynę w MLS trzeba zwykle zapłacić jakieś sześćset czy siedemset milionów dolarów, czyli kilkadziesiąt razy więcej.
Gwiazdy funkcjonują na swoich zasadach.
Pele i Beckham zmienili soccera. Messi odmieni MLS.
Skąd taka pewność?
Od rana oglądam różne ogólnodostępne telewizje. CBS czy NBC, czyli coś w rodzaju naszego TVP, i wszyscy mówią o Leo Messim. Nie wiadomo jeszcze, kiedy zadebiutuje w Interze Miami, a już bilety na jego pierwszy potencjalny mecz poszybowały w stronę kosmicznych cen: prawie pięćset dolarów za jedno spotkanie!
Przeliczam, mnóstwo kasy.
Taniej można było kupić wejściówki na starcie Miami Heat z Denver Nuggets w finałowej serii NBA. W Stanach Zjednoczonych przywiązuje się do tego olbrzymią wagę. W Stanach Zjednoczonych generalnie zaskakująco rzadko mówi się o piłce nożnej. Może z wyjątkiem miast, w których działają kluby MLS. Teraz jednak o Messim nadają nawet w stanie Wyoming, gdzie ludzi zwykle nie obchodzi soccer.
W Miami zaś ponad siedemdziesiąt procent populacji to Latynosi, Messi przychodzi jako swój.
Miami jest cholernie specyficznym miastem. Żadna drużyna sportowa nie może się tam na poważnie rozwinąć. Gdzie są teraz Miami Dolphins? Co dzieje się z Miami Marlins? Miami Heat budzą zainteresowanie tylko w sezonie NBA. Na Florydzie jest tyle roboty, że sport ginie w tym natłoku wrażeń. Zawsze mówi się, że sport w Miami umiera. Tam nie ma wariackich kibiców, prawdziwych fanatyków, nie ma tego szału, nikt specjalnie ani nie fetuje zwycięstw, ani nie opłakuje porażek tamtejszych drużyn.
Inter Miami występuje na stosunkowo niewielkim DRV PNK Stadium w Fort Lauderdale. Jeszcze ja na nim grałem. Planują budowę nowego stadionu, transfer Messiego tylko ten proces przyspieszy, ale Floryda to niewdzięczny market dla sportu, a już szczególnie dla piłki nożnej.
Odważnie zapowiadał pan jednak „efekt Messiego”.
Messi może przełamać ten florydzki impas. W Miami mieszka mnóstwo ludzi z Argentyny i Ameryki Południowej, liga MLS desperacko potrzebowała takiego boomu. Ostatnio zmieniła kierunek, było o niej bardzo cicho, takie jest moje zdanie.
Średnia wieku w MLS jest niższa niż w topowych pięciu europejskich ligach. To nie jest liga dla piłkarskich emerytów, choć wielu pewnie wciąż tak myśli.
Kiedyś przychodzili Zlatan Ibrahimović czy Thierry Henry, ale w ostatnich latach kluby MLS postawiły na młodych, zdolnych i utalentowanych, wychowywały, promowały i sprzedawały za dobre pieniądze do Europy. Brakowało tego „star power”. Nie było o kim mówić, żeby zainteresować ludzi w całym kraju. O Messim będzie mówiło się nieustannie. Zmusi wszystkich, żeby przyglądali się MLS.
Ludzie przeżyją szok, gdzie to ten Leo Messi trafił?
Niczym ten szok nie będzie się różnił od jego niedoszłego transferu do Arabii Saudyjskiej. Bo kto niby oglądałby Saudi Pro League? W Barcelonie może byłoby inaczej, ale ona nawet nie była tu opcją, takie to było tylko gadanie, bo jej nie było w ogóle stać na przeprowadzanie takiego ruchu, w zeszłym roku przecież mieli wielkie problemy z zarejestrowaniem trzech nowych piłkarzy przed startem sezonu.
Inter Miami zajmuje ostatnie miejsce w Konferencji Wschodniej.
W Miami będzie potrzebował wsparcia. Przyjdą lepsi piłkarze. Najpewniej trafi tam Tata Martino, który wcześniej potrafił zrobić wielką robotę w Atlancie. Mam tylko nadzieję, że Inter nie będzie pierwszym klubem, z którym Messi nie wygra żadnego mistrzostwa. Bo w MLS wciąż będzie błyszczał. Nie mam w tej kwestii żadnych wątpliwości. Ważne są dla niego też pewnie mistrzostw świata 2026. Zostały do nich trzy lata, już ma trzydzieści pięć wiosen na karku, ale jestem przekonany, że będzie chciał grać w reprezentacji Argentyny i obronić Puchar Świata. Takie zakończenie w Ameryce pięknie dopełniłoby jego karierę. Już ruszyła cała maszyna marketingowa, która ma połączyć Stany Zjednoczone i Messiego wokół tego mundialu.
W Stanach Zjednoczonych panują inne reguły. Tu ryzyko transferu bierze na siebie całe MLS. Wszystkim tam zależy, żeby projekt wokół Messiego wypalił. Ktoś powie, że to dużo pieniędzy, ale wszyscy właściciele franczyz MLS są w to zamieszeni: albo skorzystają, albo stracą, twarda rynkowa kalkulacja. Jakikolwiek zarobione pieniądze, zostaną podzielone na całą ligę, tak to działa. Na ewentualnej klęsce Interu, przegra nie tylko Inter, ale też inni właściciele organizacji MLS. Rozłoży się to na wielu miliarderów, bo często poza Stanami Zjednoczonymi zapomina się, że kluby piłkarskie w USA prowadzą najbogatsi ludzie na świecie. Jorge Mas, właściciel Interu, mógłby kupić całą Ekstraklasę.
W Interze Miami grają jacyś ciekawi piłkarze?
Może Leonardo Campana, który strzela gole?
I tyle?
Garstka. Niewiele mówiące nazwiska. Większość anonimowych, nawet dla fanów soccera.
To przynajmniej początkowo Messi będzie cierpiał.
Chociaż tyle, że dopiero awansowali do półfinału US Open Cup. Pokonali drugoligowe Birmingham Legion. Teraz puchar zatrzymuje się aż do sierpnia, więc jest taka możliwość, że…
Messi wygra trofeum.
Zaraz po transferze, w jednym z pierwszych swoich meczów, choć też nie oczekiwałbym po meczach Interu jakichś cudów. Sytuacja zmienić może się po przyjściu Taty Martino, innego Argentyńczyka, który ma w Ameryce doskonałe kontakty i może dobrać zawodników pod Messiego. Ten ostatni nie jest głupi, na pewno będzie miał dużo do powiedzenia w kwestii transferów, żeby dobrze mu się grało.
Rola Davida Beckhama w Interze Miami jest przeceniana?
Jest współwłaścicielem. Ma dużo do powiedzenia. W kwestiach sportowych mnóstwo znaczą też Jorge Mas czy Chris Henderson, mój przyjaciel i dyrektor sportowy klubu, wcześniej przez wiele lat pracujący na sukces Seattle Sounders, a w Interze działający od trzech lat. Wciąż nie udało mu się nawiązać do wyczynów z Seattle. Beckham ma ostatecznie zdanie chociażby w kwestii transferów. Jego rola jest ważna, a teraz stanie się może nawet jeszcze ważniejsza, bo trzeba będzie dopieścić Messiego.
Ludzie chyba rozumieją, że Messi nie wygra MLS w pojedynkę. Wszyscy widzą, w jakim miejscu znajduje się Inter. Właśnie zwolniono Phila Neville’a, znanego trenera. Oczekiwania są jednak takie, żeby Argentyńczyk nie zadusił się w Miami.
Żeby promować amerykański sukces.
Wielki transfer to dopiero początek. Teraz trzeba zadać kluczowe pytanie: „what next?”. Żeby ten eksperyment wypalił w świat musi pójść narracja o zwycięstwach Interu i golach Messiego.
Zlatan Ibrahimović niekoniecznie zasadnie twierdził, że był najlepszym piłkarzem w historii MLS. Leo Messi zdominuje ligę w Stanach Zjednoczonych?
Leo Messi jest doskonały, uwielbiam go oglądać. Wszyscy wiedzą, że nie biega, że drepcze, że spaceruje sobie, że obserwuje przestrzeń wokół siebie. Chodzi pół meczu i nagle jest ten jeden moment, kiedy potrafi zrobić coś niesamowitego. W MLS nie będzie strzelał pięciu goli na mecz, a reszta drużyny Interu będzie się temu przyglądać.
Tak to nie działa, wiadomo.
Wyobrażam sobie ludzi, którzy szydzą z „highlightsów” z jego udziałem, że to nic takiego, bo to MLS. Gówno prawda! Takie gole, jak będzie strzelał w MLS, ładowałby też w Hiszpanii, Francji i w każdym innym kraju. Najważniejsze dla Interu będzie pozwolenie mu na komfortowe operowanie w górnej części boiska, doprowadzenie do niego futbolówki i pozwolenie mu na czarowanie. Oni muszą nauczyć się zaprzęgać jego korzyść do własnych korzyści.
Już dziesięć lat temu mówiło się, że Messi może stracić szybkość i wydolność, ale nigdy nie straci swojej wielkości, nawet na stojąco czy na chodzonego. To też różni go od Cristiano Ronaldo, który bazuje na dynamice i sile, bez których nie ma połowy jego umiejętności.
Leo Messi mówi, że przechodzi na Florydę, żeby odzyskać normalność. Tam największe gwiazdy faktycznie mogą liczyć na trochę więcej spokoju?
Leo Messi to jest Leo Messi. Wszędzie będzie oblegany, ale w Stanach Zjednoczonych w trochę inny sposób. Nie istnieje tam bowiem taka kultura ultrasów. Kibice nie są tacy natarczywi. Niedawno zresztą tam był. Świat obiegły zdjęcia, na których ludzie wszędzie go poznawali i hołubili. W samym Miami nie będzie miał łatwiej niż w Europie, a jednak ludzie w USA mają do gwiazd sportu ciut większy dystans.
Latynosi kochają go jak boga.
Wśród nich ten stosunek się nie zmieni, będą go kochać po swojemu, ale wśród zwykłych amerykańskich obywateli znajdzie się wielu takich, którzy go nie rozpoznają, naprawdę. Jeśli przejdzie się ulicami Kansas City, nie spotka się z szaleńczymi reakcjami wyznawców jego piłkarskiego kultu, może się zdziwić. Albo inaczej: nawet, jak ktoś go tam rozpozna, poprosi o autograf, może o zdjęcie, ale bez rozpychania, dotykania, pchania, inne zwyczaje kibicowskie. Największe gwiazdy są oblegane, ale po minucie czy dwóch znów mają spokój. A ten życiowy spokój jest bardzo ważny. Jemu Miami zresztą bardzo się podobno podoba. Jest stąd bliżej Argentyny.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Czytaj więcej o Leo Messim:
- Leo Messi zdejmuje koronę
- Czcij Leo Messiego przed nadchodzącą apokalipsą
- Leo Messi i piłka nożna
- Spacer po linie życia. Mundiale Messiego jako opowieść o dojrzewaniu i przemijaniu
- Jakim klubem jest Inter Miami, nowy pracodawca Leo Messiego
Fot. Newspix