Nie było rąbanki. Artur Jędrzejczyk poszarpał się z Antonio Miliciem, przedwcześnie murawę opuścił Jesper Karlström, klasycznie poawanturował się Josue, ale koniec końców odetchnęliśmy z ulgą, bo hit Ekstraklasy okazał się hitem Ekstraklasy. Bez żadnego brzydkiego „ale”.
Wiadomo, że ostatecznie na tym remisie wygrał przede wszystkim Raków Częstochowa. Ma osiem punktów przewagi nad Legią i aż siedemnaście nad Lechem. Tym samym jest już bardzo, ale to bardzo blisko sięgnięcia po mistrzostwo Polski. Naturalnie nie można od tego abstrahować, ale powtórzmy z całą powagą takiego stanu rzeczy: po tym meczu chcielibyśmy docenić obie drużyny za brak nudnej kalkulacji, taniego asekuranctwa i niepotrzebnego eskalowania agresji.
Miało być granie w piłkę nożną.
Było granie w piłkę nożną.
Ot, taki Paweł Wszołek zgrabnie odpowiedział na tzw. „aferę familiadową”. Najpierw przytomnie obsłużył celnym podaniem Tomasa Pekharta. Następnie odnalazł się w polu karnym i sfinalizował kombinacyjną wymianę duetu Strzałek-Rosołek. Na koniec zaś stanął przed kamerami TVP i nie wypomniał telewizyjnego przekrętu panu Karolowi Strasburgerowi, którego ekipa z Familiady – jak twierdzi sam piłkarz – wycina w montażu dobre odpowiedzi uczestników tej pozornie miłej zabawy, by ukazać ich intelekt w negatywnym świetle. Tak trzeba działać. Skupienie na celach. Dawanie z siebie wszystkiego na boisku. Czyny w miejsce słów. Po tym poznaje się klasę.
(Żarty pozostają żartami, ale Wszołek znów kręci niezłe liczby, ostatnie tygodnie to: asysta z Radomakiem, gol z Rakowem, teraz gol i asysta z Lechem, w całym sezonie: czternaście wpisów do klasyfikacji kanadyjskiej).
Albo taki Afonso Sousa. Ostatnio grywał ciut mniej, wchodził z ławki rezerwowych, ale tym razem dał show. Dwa gole, jeden pierwszorzędnej urody, wysłał kolegom sygnał do ataku. Potencjał drzemie w nim naprawdę spory, to akurat niewątpliwe. Przy tym trzeba przyznać, że Portugalczyk stanowił właściwą przeciwwagę dla niemrawego Mikaela Ishaka, słabującego Michała Skórasia i niezbornego Kristoffera Velde. Norweg to fenomen ekstraklasowego Archiwum X. W tygodniu wyglądał naprawdę solidnie na tle silnej Fiorentiny, a w weekend przeciwko Legii potrafił potknąć się o własne nogi i przestrzelić o jakiś kilometr w jednej akcji…
Dobra.
Stop.
Nie sprowadzajmy tego spotkania do konkretnych zawodników, bo w ten sposób łatwo popłynąć w niepotrzebne dygresje. To było ciekawe widowisko. Po prostu. Emocjonujące, rozgrywane na bardzo przyzwoitej intensywności, z zaskakująco licznymi perypetiami i kombinacyjnymi akcjami. I szybko, i wolno. I kombinacyjnie, i z kontry. Prowadziła Legia, prowadził Lech. Dominowała Legia, dominował Lech. Strzelała Legia, strzelał Lech.
Całość dobrze i spokojnie prowadził sędzia Lasyk. Kiedy pojawiała się perspektywa afery, spokojnie wyczekiwał i wkraczał we właściwym momencie. Nie podpalał się. Nie wybuchły pożary. Ustrzegł się kontrowersji.
I…
Możemy rozmawiać o piłce nożnej!
O to właśnie chodziło, żeby po hicie Ekstraklasy można było dyskutować o tym, że Murawski wygrał z Sliszem rywalizację w kategorii „odkurzacze środka pola”, że w pierwszej połowie doskonale wyglądał Kapustka, a w drugiej Sousa, że Pekhart robi swoje, że powoli dobiega koniec przygody Satki (zamieszany w obie bramki dla Legii) w Poznaniu…
Główka pracuje, powstają pytania. Jak John van den Brom zareagował na dotkliwą porażkę w Lidze Konferencji i kiepską pierwszą połowę przy Łazienkowskiej? No i jak Kosta Runjaić usprawnia ofensywę Legii? Czy rywalizacja o wicemistrzostwo Polski jest już zamknięta? Czy jeszcze nie? To będą tematy analiz w kolejnych dniach, a nie rąbanki i przepychanki, skandale i afery.
Więcej takiej Ekstraklasy.
Czytaj więcej o Legii i Lechu:
- Po Fiorentinie Lech wie, gdzie jest. Ale niech to nie przekreśla tej pucharowej przygody
- Salamon zawieszony na trzy miesiące, a to przecież jeszcze nie koniec
- Latać na jednym skrzydle. Latem Lecha czeka rewolucja na bokach pomocy
- Afera Familiadowa: Strasburger odpiera zarzuty Wszołka i zarzuca mu kłamstwo!
- Paweł Wszołek – The Best Of Familiada
- Żądamy sprawiedliwości dla intelektu Pawła Wszołka!
Fot. Fotopyk