Zbigniew Boniek porozmawiał z nami na kilka aktualnych tematów. Były prezes PZPN przyznał, że ewentualny awans Lecha do ćwierćfinału Ligi Konferencji powinien być porównywany do największych sukcesów w historii polskiej piłki klubowej. Uważa, że najlepszą polską drużyną jest obecnie Raków. Zdradza, że kilka lat temu pojawiały się naciski, żeby nie wpuszczać częstochowskiego klubu do Ekstraklasy z powodu braku odpowiedniego stadionu. Nie zabrakło też sprawy zatrudnienia w sztabie reprezentacji Grzegorza Mielcarskiego i przewidywań na najbliższe mecze kadry z Czechami i Albanią na początek eliminacji EURO 2024. – Mam nadzieję, że uda się nam zdobyć sześć punktów. To byłoby zamknięcie eliminacji na starcie i to w przeciągu czterech dni – mówi „Zibi”.
Lech jest blisko awansu do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. To jakby nie było sukces, a w Polsce pojawiają się głosy, że nie ma co tego przeceniać, bo LKE to najmniej istotne europejskie rozgrywki klubowe. Jak pan to skomentuje?
Ekscytujemy się wynikami z przeszłości Górnika, Widzewa czy Legii i słusznie, a prawda jest taka, że sukces Lecha będzie podobny. Ćwierćfinał Ligi Konferencji porównałbym do ćwierćfinału nieistniejącego dziś Pucharu Zdobywców Pucharów albo do starego Pucharu UEFA. Jeżeli wejdą do ćwierćfinału to będzie naprawdę duży sukces. W naszej piłce klubowej jest posucha i od lat nie mamy takich wyników. Dlatego z osiągnięć Lecha powinni cieszyć się wszyscy. Oczywiście pojawiają się głosy, że mamy dwa zespoły Lecha – jeden w lidze, a drugi w pucharach. Który jest prawdziwy? Ten w Ekstraklasie ma osiemnaście punktów straty do lidera tabeli – Rakowa i nie jest to najlepsza wizytówka. Na koniec Lech i tak pewnie skończy rozgrywki w pierwszej trójce. Podejrzewam, że pewnie nie wygra Conference League, chociaż życzę im tego z całego serca, natomiast wyeliminowanie Djurgarden to naprawdę nie będzie taka prosta sprawa. W rewanżu na pewno będzie trudno i pewnie sytuacja się odwróci. Tym razem można się spodziewać, że to szwedzki zespół będzie przeważać. Zaliczka jest całkiem niezła, natomiast my jesteśmy mistrzami w umniejszaniu czy dewaluacji wszystkiego i wszystkich. To jest nasza cecha narodowa. Jak przegramy z kimś 0:5, na przykład z Niemcami w jakimś roczniku juniorskim, to zadowoleni są hejterzy, bo w końcu mogą wszystko krytykować. A jak wygramy z kimś 5:0, to nie ma to żadnego znaczenia, bo to nie piłka profesjonalna. Jesteśmy specjalistami w narzekaniu. W pierwszym meczu Lecha z Djurgarden widziałem drużynę, która gra nowocześnie i mądrze. Aż przyjemnie się na to patrzyło. Jestem w partii optymistów i lubię cieszyć się sukcesami innych. Nie budzę się rano po to, żeby narzekać.
A jak pan prezes patrzy na to, że Raków zmierza po mistrzostwo Polski? Wszystko wskazuje na to, że częstochowski klub będzie najlepszym mistrzem od lat, bo ich średnia z tego sezonu to ponad 2,4 punkta na mecz. Będą w stanie powalczyć latem o fazę grupową któregoś z europejskich pucharów?
Raków jest dziś najlepszą drużyną w Polsce, bo gra najlepszą i najrówniejszą piłkę. Ma swój system gry, który opanował do perfekcji. W każdym meczu ma wielką powtarzalność. To mądry futbol, który na tle polskiej ligi jest taki, że wygrywa niemal każde spotkanie. Raków jest jak walec, który robi ciągle to samo i miażdży kolejnych rywali. Jego mecze wyglądają tak, że przewaga cały czas rośnie, rośnie, rośnie i w końcu padają gole, co kończy się zwycięstwami. Sam jestem ciekaw jaka będzie siła Rakowa w Europie. Dla nich eliminacje Champions League będą fajną weryfikacją. Kluczowe będzie przejście pierwszej rundy. Jak to się uda, to droga do Europa League czy Conference League staje się łatwiejsza. Jak Raków zostanie mistrzem, a wszystko na to wskazuje, to w pełni zasłużenie. Pan trener Papszun robi świetną robotę. Oczywiście trzeba zastanowić jak długo rozwój Rakowa będzie trwał. W skali Polski Częstochowa to jest stosunkowo mały ośrodek. Bez dużego nowoczesnego stadionu dopływ pieniędzy będzie mniejszy niż w Warszawie czy Poznaniu. Raków funkcjonuje, bo ma świetnego właściciela, ale pan Michał Świerczewski cały czas musi tam dosypywać pieniędzy. OK, stać go na to, ale ktoś powinien mu pomóc. Raków musi znaleźć inne odnogi odpowiedniego funkcjonowania i finansowania klubu.
Zaraz Raków osiągnie swój sufit w obecnej formie. Brakuje mu tylko mistrzostwa i awansu do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów. Żeby zrobić progres organizacyjny potrzebny jest nowy stadion.
Zgadzam się z tym, ale nie ma co się martwić na zapas. Kilka lat temu, jak Raków wchodził do Ekstraklasy, to słyszałem wypowiedzi prezesów czy właścicieli innych klubów, żeby nie wpuszczać ich do ligi, bo ich stadion nie spełnia wymogów licencyjnych. Podobne głosy były w Ekstraklasie SA. Nikt nie patrzył na to, że drużyna sportowo odjechała i przerosła swój poziom infrastruktury. Mówiłem wtedy, że oczywiście stadion trzeba zmodernizować, ale klubowi trzeba dać czas, zamiast wyrzucać go z Ekstraklasy. Dziś mam satysfakcję, że się nie ugiąłem. Raków obecnie ma swój stadion, który jest kameralny, czysty i zadbany. W Czechach czy na Słowacji podobne obiekty to standard. Takich stadionów są tysiące. Żeby Raków zrobił krok do wielkiej piłki potrzebuje nowego stadionu. Są to jednak potężne inwestycje. Na ten temat wypowiadać się nie będę, bo to nie moja sprawa. Natomiast sportowo Raków zasłużenie jest na czele tabeli.
Jesteśmy chwilę przed pierwszym zgrupowaniem reprezentacji Fernando Santosa. Jest mnóstwo kontuzji wśród reprezentantów, a w kraju wszyscy oczekują pewnego awansu na turniej w Niemczech. Przed początkiem eliminacji EURO 2024 jesteśmy faworytem naszej grupy. Przypomnę, że gramy z Czechami, Albanią, Wyspami Owczymi i Mołdawią. Pan ma jakieś obawy czy też uważa, że z tej grupy po prostu musimy wyjść?
Nie lubię słowa „musimy”, kiedy mówi się o rywalizacji sportowej. Jak byłem zawodnikiem Widzewa i trafialiśmy w losowaniach na Juventusy czy Manchestery, to też tam mówili, że „muszą” z nami wygrać. No i nie wygrywali. W sporcie można coś osiągnąć, jeżeli się dobrze gra. Ta nasza grupa wcale nie jest taka „easy” jak się wszystkim wydaje. OK, nie ma drużyny, która totalnie względem innych jest faworytem. Nie ma rywala z zupełnie innej półki. Natomiast Albania na pewno będzie niezwykle niebezpieczna. Czesi podobnie. Może oni nie mają teraz takich gwiazd jak kiedyś, ale mają zawodników obytych na wysokim poziomie międzynarodowym. Ich drużyny klubowe regularnie grają w europejskich pucharach. Trzeba będzie z nimi po prostu dobrze grać. Kontuzje mają wszyscy. U nas jest jakaś plaga tych urazów, ale są kolejni zawodnicy, którzy czekają na szanse i będą gotowi do gry. Nie ma co płakać. Nie idźmy tym polskim tropem, że najlepsi są ci, których akurat nie ma. Trzeba postawić na tych, którzy są w formie i zapewnią najlepszą grę.
Pan dalej podtrzymuje swoje stanowisko, że trener Santos to najlepszy możliwy wybór na selekcjonera? Jego pracę będzie można ocenić najwcześniej po połowie eliminacji do EURO 2024?
Po tym co się stało na mundialu i po aferze premiowej jest to bardzo dobry wybór. Sportowo dopiero się przekonamy, jaki pomysł na grę ma pan Santos. Po tym impasie i wydarzeniach z mundialu, po tym co mówili piłkarze i jak wszystko przedstawiały media – wybór pana Santosa wydaje się znakomitym pomysłem. Po mistrzostwach w Katarze stało się jasne, że Czesław Michniewicz dalej nie będzie selekcjonerem. Wybór Santosa jest rozsądny i bardzo dobry. To mądre posunięcie. Będziemy śledzić, co się dalej wydarzy. Wielu lepszych nazwisk na rynku selekcjonerów nie było.
PZPN chciał, żeby Santos miał polskich asystentów. Finalnie skończy się na tym, że w sztabie w jakimś charakterze będzie Grzegorz Mielcarski. Te wybory polskich współpracowników wyglądają trochę groteskowo. Nie powinno to być ustalone zdecydowanie wcześniej?
Całkowita prawda. Nic dodać, nic ująć. To jest generalnie temat, który nie jest istotny. Asystenci są od tego, żeby wykonywać polecania i wdrażać pomysły pierwszego trenera. To mają być ludzie, którzy sobie porozmawiają z selekcjonerem i podzielą się z nim swoimi obserwacjami. Asystenci nie są po to, żeby dzwonić do dziennikarzy i przekazywać skład. Ktoś z polskich dziennikarzy zna wszystkich asystentów u Conte, Mourinho, Guardioli czy Roberto Martineza? Na pewno nie, bo nie ma to znaczenia. A u nas jest przeświadczenie, że wybór asystentów jest istotny. Santos ma swojego analityka, trenera bramkarzy i speca od przygotowania fizycznego. To wystarczy. Każdy dobry trener ma swoich zaufanych asystentów. Każdy chce współpracować z jak najlepszymi fachowcami. Jeżeli pan Santos chce w sztabie Grzegorza Mielcarskiego, to nikt nie powinien mieć z tym problemu. Grzegorz to inteligentny, mądry i fajny człowiek. On tylko tej reprezentacji i selekcjonerowi pomoże. Oczywiście nie będzie miał wpływu na wyniki. Pewnie będzie informował trenera o tym, co się dzieje w środowisku, co piszą media i jak odbierają niektóre taktyczne sprawy zawodnicy. Będzie też służył radą na temat formy piłkarzy. Tyle. Grzegorz ma odpowiednie doświadczenie, mówi po polsku i portugalsku. Dodatkowo zna świetnie Santosa od lat. On na pewno będzie mógł trenerowi podpowiedzieć więcej na temat naszych piłkarzy niż jego współpracownicy, bo większość zawodników Grzegorz zna od lat. A jeżeli chodzi o jego rolę, to najlepsza byłaby funkcja ambasadora pierwszej reprezentacji albo konsultanta. Jak to nazwą w PZPN, to już sprawa drugorzędna. Trwa to wszystko za długo i jestem tym wszystkim zaskoczony. Mamy kilka dni do pierwszego meczu i sztab kadry powinien być już dawno znany. Niepotrzebnie to wszystko się przeciąga, bo za dużo się o tym mówi. Kandydatura Grzegorza wzbudza emocje. Pięćdziesiąt procent ludzi jest za nim, a druga połowa przeciw. To typowo polskie. Nie daj Boże, jak zaczniemy przegrywać, to ludzie zaczną jeszcze szukać usprawiedliwień porażki w tym, że za późno został wybrany sztab.
Sześć punktów po wyjazdowym meczu z Czechami i domowym z Albanią to możliwy scenariusz?
Jakby się tak udało, to wyjazd na mistrzostwa Europy w zasadzie będzie pewny. Przypomnę, że EURO odbędzie się za naszą zachodnią granicą, w Niemczech. Dla nas to fantastyczna sprawa. Każdy kibic będzie miał blisko i wygodnie przejedzie sobie do naszego sąsiada, żeby napić się dobrego piwa, zjeść wursta i przy okazji emocjonować się meczami naszej kadry. Piękna sprawa. Mam nadzieję, że uda się nam zdobyć sześć punktów. To byłoby zamknięcie eliminacji na starcie i to w przeciągu czterech dni. Trudno na dziś powiedzieć czy to jest realne.
W obecnych okolicznościach cztery punkty też nie będą złe…
Nie będziemy się o to sprzeczali. Cztery punkty też brałbym w ciemno.
Rozmawiał MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O ZBIGNIEWIE BOŃKU:
- Boniek: Kibicuje Zbigniewowi Jakubasowi
- Boniek: Sędzia Frankowski nie popełnił żadnego błędu
- Boniek: Santos chciał rower, więc niech pedałuje
- Czerwone flagi. 10 błędów, których Kulesza uniknął przy wyborze selekcjonera
Fot. 400mm.pl, Newspix