Reklama

Bednarek symbolem katastrofy. Dlaczego spadek Świętych jest już przesądzony?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

15 lutego 2023, 17:14 • 8 min czytania 32 komentarzy

W każdym sezonie Premier League trafia się taka drużyna, w której nie zgadza się absolutnie nic. W ostatnich sezonach mieliśmy kilka takich przykładów, od Norwich City zaczynając, a kończąc na West Bromwich Albion. W tym trwającym obecnie takim zespołem jest Southampton, które właśnie wykopało drugiego już trenera w ciągu kilku miesięcy. Nathan Jones nie miał absolutnie nic na swoją obronę, a wręcz sam, na własne życzenie dostarczał kolejnych argumentów za swoim zwolnieniem. Spadek jest już nieuchronny.

Bednarek symbolem katastrofy. Dlaczego spadek Świętych jest już przesądzony?

O ironio, w każdym z tych trzech wspomnianych zespołów był jakiś Polak…

Niezwykły przypadek Jana Bednarka

Wypadałoby zacząć od tych Polaków właśnie. Norwich City w sezonie 2021/2022 robiło wszystko, żeby po raz kolejny od razu po awansie zlecieć z powrotem do Championship. Kanarki tradycyjnie potrafiły strzelać gole, kilkukrotnie zachwyciły i zaskoczyły, ale zupełnie nie potrafiły bronić. Stąd robiąca wrażenie liczba 84 straconych bramek, zaledwie 22 punkty na koniec sezonu i oczywiście… spadek. Kto w składzie? Przemysław Płacheta.

O ile były piłkarz Śląska Wrocław nie miał w zasadzie żadnego wpływu na grę Norwich, bo rzadko kiedy pojawiał się na boisku, to Grzegorz Krychowiak był już kimś całkiem znaczącym. Myśląc o jego kolejnych przygodach po transferze do PSG trudno sobie poukładać wszystko w głowie, ale faktem jest, że trafił on w pewnym momencie na wypożyczenie do West Bromwich Albion. Był to sezon 2017/2018. Coś pograł, niczym szczególnym się nie wyróżnił, ale był jednak współautorem spadku.

Reklama

Teraz nadszedł czas Jana Bednarka. Reprezentant Polski być może czuł pismo nosem i przed sezonem postanowił się ulotnić z St. Mary’s Stadium. Władze klubu zezwoliły na wypożyczenie go do Aston Villi, w której z nie do końca wiadomych przyczyn chciał go Steven Gerrard. Polak był tak podekscytowany rozmową z legendą Liverpoolu, że nie wystarczyło mu samo pożegnanie się bez żalu ze Świętymi, więc postanowił jeszcze spalić za sobą most. Tak się stało dzięki słowom o tym, że przenosi się do “większego klubu”. To nie spodobało się kibicom Southampton, którzy to zapamiętali i będą pamiętali na zawsze. A to i tak nie są najgorsze wieści dla wychowanka Lecha Poznań.

Jego los okazał się na tyle przewrotny, że kilka tygodni po jego transferze do Aston Villi… zwolniono Gerrarda. Skądinąd nie można się chyba temu dziwić, skoro namawiał akurat takich zawodników, żeby przybyli do Birmingham i pomogli mu wywalczyć europejskie puchary. Idol zniknął, Bednarek w zasadzie nie podniósł się z ławki, bo sytuacja była trudna, a na domiar złego na Villa Park pojawił się Unai Emery. Hiszpan nie miał Bednarka w ogóle w swoich planach. Spoglądając na ławkę rezerwowych ani myślał dawać mu szansę, więc reprezentant Polski musiał zrobić to, co nie śniło mu się pewnie nawet w najgorszych koszmarach, czyli wrócić do Southampton.

Rudzki: Mason Greenwood znów przed sądem. Teraz wyrok wyda Erik Ten Hag

Akt desperacji

Samo skrócenie wypożyczenia Bednarka i liczenie na to, że stanie się on zbawcą, świadczy o skali desperacji, jaka pojawiła się u Nathana Jonesa i włodarzy klubu. Oczywiście, w momencie, kiedy nie idzie zupełnie nic, rzuca się do boju wszystko, co się ma, zamyka się oczy i ma nadzieję, że może akurat szczęśliwie to wypali.

No nie wypaliło…

Dzięki tym desperackim ruchom Jan Bednarek stał się dziś symbolem katastrofy, jaka dotknęła Southampton w tym sezonie i to pomimo tego, że wrócił dopiero w styczniu. Jeżeli Święci spadną, a zapewne tak właśnie się stanie, to kibice zawsze będą mieli przed oczami Polaka niemal wpadającego do własnej bramki z piłką po strzale Adamy Traore. Bednarek ma już na swoim koncie kilka bramek samobójczych, ale ta z meczu z Wolves jest zdecydowanie najefektowniejsza.

Reklama

Czy może być jeszcze gorzej?

Nigdy nie byłeś faworytem fanów i bywało już tak, że trochę się z ciebie podśmiewywano. Następnie palisz za sobą mosty, jeszcze bardziej nastawiając przeciwko sobie kibiców. A na koniec wracasz pod przymusem i zdobywasz najefektowniejszego samobója w całym sezonie, jednocześnie przyklepując w ten sposób zwolnienie trenera. Odkąd wróciłeś na St. Mary’s, twoja drużyna przegrała wszystkie mecze, w których zagrałeś.

Chyba nie może.

Transferowe szaleństwo Chelsea trwa. Enzo Fernandez najdroższym piłkarzem w historii Premier League

94 dni pracy

W tym miejscu wypadałoby już jednak zostawić Jana Bednarka w spokoju, bo faktem jest, że nie da się go obwinić za to, co dzieje się w tej chwili w Southampton, choć jeszcze sporo czasu do zakończenia sezonu. Polak trafił w paszczę lwa i to w najgorszym możliwym momencie, więc nieszczęśliwie dla siebie może się stać teraz symbolem porażki, ale nie jej głównym winowajcą. Tego trzeba się doszukiwać gdzieś indziej.

Czy może nim być Nathan Jones? Nie można wskazać na niego jednoznacznie, ale faktem jest, że nie zrobił absolutnie nic, aby poprawić sytuację. Dziewięć porażek w 14 poprowadzonych meczach, to wynik co najmniej fatalny i taki, którego nie przewidzieliby nawet najbardziej pesymistycznie nastawieni obserwatorzy. Tego dramatycznego bilansu nie przykryje nawet zwycięstwo z Manchesterem City czy awans do półfinału Pucharu Ligi, bo były to tylko chwilowe uniesienia. Wykorzystanie słabości rywali.

Jones pracował w Southampton zaledwie 94 dni, więc stał się najkrócej pracującym trenerem w historii klubu. Nie tylko nie odmienił obrazu drużyny po latach kierowania nią przez Ralfa Hasenhuettla, ale nie zbudował też relacji z fanami ani nawet z własnymi zawodnikami. 49-latek od samego początku ustawił się w kontrze do wszystkich, nie do końca przyjmując jakąkolwiek krytykę. Na każdy blamaż próbował znaleźć wytłumaczenie. Na gorąco po meczach mówił o swoich piłkarzach per “oni”, czemu przyglądali się kibice. Zawodnicy też to widzieli i nie byli gotowi skoczyć za niego w ogień.

Walijczyk sugerował nawet, że jego drużyna nie gra zgodnie z tym, czego on oczekuje, bo musiał się dostosować do oczekiwań opinii publicznej. Twierdził, że musiał stosować zupełnie inne warianty gry, niż robił to wcześniej z sukcesami w Luton Town. Później za każdym razem musiał się z tego tłumaczyć jak niemal z każdej swojej konferencji prasowej. Pomagał mu w tym dyrektor sportowy Rasmus Ankersen, ale nawet on w końcu zaczął tracić do niego cierpliwość.

Ale jak nie stracić cierpliwości do kogoś, kto potrafił po porażkach przywoływać swoje statystyki z Luton Town, w których miał być jednym z najlepszych trenerów w Europie? – Statystycznie w Europie nie było wielu lepszych ode mnie pod względem agresji, czystych kont, obrony pola karnego, piłek posyłanych w pole karne, xG i tego rodzaju rzeczy – takie słowa usłyszeli dziennikarze po przegranym 0:3 meczu z Brentford.

Być może Nathan Jones zapominał czasami, że już nie pracuje w Championship.

Eddie Nketiah, czyli kolejne złote dziecko trenera Artety

Spadek po Alpejskim Kloppie

Do tego, że wybór Nathana Jonesa był nietrafiony, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Pomimo sporego sukcesu, jakim było wejście z Luton do play-offów Championship w poprzednim sezonie, nie był to trener gotowy na takie wyzwanie. Sport Republic, czyli właściciele klubu od stycznia 2022 roku nie zwracali uwagę na czerwone lampki zapalające się przy wyborze tego szkoleniowca i teraz prawdopodobnie będą musieli zapłacić za ten błąd wysoką cenę.

Nowi zarządcy pojawili się na St. Mary’s z planami przywrócenia klubowi chwały i włączenia się do walki o europejskie puchary. Teraz, zaledwie rok po przejęciu klubu stoją na skraju przepaści i za chwilę mogą poprowadzić Southampton do Championship, gdzie nie było tego klubu od 2012 roku. Błędy popełniono jednak nie tylko przy zatrudnianiu Jonesa, bo nietrafiona wydaje się już sama decyzja o zwolnieniu Ralfa Hasenuettla.

Przed sezonem, kiedy trenerem był jeszcze Austriak, zdecydowano się sięgnąć głębiej do kieszeni i ściągnąć kilku dobrze zapowiadających się zawodników. Wszystko odbywało się przy aprobacie Hasenhuettla, który najwidoczniej miał jakiś plan, jak wykorzystać akurat takich piłkarzy. Wydano ponad 80 milionów euro, ale żaden z zakupionych zawodników nie miał więcej niż 25 lat, a wyciągając z tego grona Aribo i Caletę-Cara, to pozostali nie mieli skończonych nawet 20…

Trudno oczekiwać od tak młodej gwardii, że od razu zaskoczy. A tym bardziej że będzie w stanie walczyć później o utrzymanie i to pod wodzą równie niedoświadczonego na tym poziomie trenera, jakim był Nathan Jones. Nie da się teraz jednoznacznie stwierdzić, czy pod wodzą Hasenhuettla sytuacja Southampton byłaby dzisiaj zdecydowanie lepsza, ale skoro sam chciał takich piłkarzy, to z pewnością potrafiłby też lepiej ich wykorzystać.

Wiele można Austriakowi zarzucić, ale z młodymi piłkarzami potrafił bardzo dobrze współpracować. Jego praca nie przynosiła znaczących efektów, ale zawsze potrafił poradzić sobie z kryzysami i wywalczyć utrzymanie. Trochę się z jego zwolnieniem pospieszono.

Nienawiść stadionowa powszednia

Na kłopoty… Jesse Marsch?

Sytuacja Southampton wydaje się już nie do poprawienia. Uratowanie Świętych jest oczywiście możliwe pod względem matematycznym, ale na razie trudno się doszukać jakichkolwiek pozytywów. Można liczyć na powrót Armela Belli-Kotchapa, który wraca po kontuzji, ale nie można pokładać wszystkich nadziei na poprawę defensywy w jednym zawodniku. Tym bardziej że pozostali, włącznie z Bednarkiem, są w żałosnej formie i nie pomagało im nawet ciągłe zmienianie ustawienia przez Nathana Jonesa.

W zimowym okienku ściągnięto ciekawych zawodników, ale żadnego do obrony, gdzie w tej chwili jest wielki problem. Choć z drugiej strony w ofensywie problem nie jest mniejszy, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której za niemal 40 proc. zdobytych bramek w lidze odpowiada James Ward-Prowse? I to w sytuacji, kiedy masz w składzie takich zawodników jak Mislav Orsić, Che Adams czy Kamaldeen Sulemana…

Na ten moment w Southampton nic się nie zgadza. Władze klubu mają nawet problem ze znalezieniem nowego trenera, bo tych na rynku brakuje. Wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie postawić na Jessego Marscha, który pożegnał się z pracą w Leeds niedługo przed Jonesem.

I to paradoksalnie może być ostatnia nadzieja dla ŚwiętychNikt nie powie, że Marsch poradził sobie w Premier League, ale faktem jest, że w poprzednim sezonie przejął Leeds w podobnym położeniu, w którym teraz jest Southampton i wywalczył utrzymanie.

Nadzieja umiera ostatnia.

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Bartosz Lodko
0
Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Komentarze

32 komentarzy

Loading...