Reklama

Powrót do przyszłości. Neapol znowu ma prawo czuć się wielki

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

30 stycznia 2023, 00:12 • 6 min czytania 11 komentarzy

Czy to ptak? Czy to samolot? Nie! To supernapastnik – Victor Osimhen, który w masce ochronnej prowadzi Napoli po mistrzostwo Włoch, a w niedzielę pomógł mu w tym superrezerwowy – Giovanni Simeone.

Powrót do przyszłości. Neapol znowu ma prawo czuć się wielki

Neapol od dziesiątek lat żyje przeszłością i nic dziwnego, skoro o teraźniejszości najczęściej szkoda nawet gadać. Po cudownych latach świetności miasta, w pewnym momencie historii jednego z największych i najpiękniejszych w Europie, pozostały wspomnienia. XX wiek to bieda i rozczarowanie. II wojna światowa. Cholera. Trzęsienie ziemi. Mafia. W zasadzie powody do radości mieli tam dwa – mistrzostwa Napoli, ale też wywalczone w sumie dawno temu – w 1987 i 1990 roku.

Jednak wszystko wskazuje, że wreszcie, w trzeciej dekadzie XXI wieku znowu idą piękne dni dla południa Italii i miejscowa drużyna niedługo zdobędzie trzecie scudetto.

Widowisko

Victor Osimhen zakrywa twarz maską i w związku z tym idealnie pasuje do roli superbohatera. Co prawda nie po to ją nosi, by zachować w tajemnicy tożsamość, a ze względu na szczęście. Początkowo musiał ze względu na złamanie kości twarzy po starciu z Milanem Skriniarem z Interu Mediolan, ale lekarze wiele miesięcy temu dali zgodę na występy bez tego zabezpieczenia, tyle że Nigeryjczyk nie chciał nic zmieniać, skoro był skuteczny i dlatego niezmiennie biega w maseczce. I niezmiennie cieszy się z kolejnych goli.

14 bramek to najlepszy rezultat w Serie A, a ta zdobyta przeciwko Romie to jedna z piękniejszych w ostatnich tygodniach. Dośrodkowanie Chwiczy Kwaracchelii, przyjęcie klatką przez Osimhena, poprawienie udem, huknięcie pod poprzeczkę. Modelowa bomba pod ladę. Biedny Rui Patricio pewnie nawet nie wiedział, co się właściwie wydarzyło. A trener Napoli Luciano Spalletti miał prawo czuć dumę, że od początku w klubie zajmował się napastnikiem niczym synem. Zostawał po treningach. Organizował indywidualne analizy. Tłumaczył błędy. Dawał kolejne szanse. W tym sezonie atakujący odwdzięcza się za to wszystko.

Reklama

Aczkolwiek w dzisiejszym futbolu coraz ważniejsze jest nie kim zaczyna się spotkanie, a kim je kończy, ponieważ rywalizacja rozstrzyga się w ostatnich minutach. Doskonale wiedzą to w Napoli, które ma najpotężniejszą rezerwę w Italii i boleśnie przekonali się o tym Giallorossi. Giovanni Simeone gra rzadko, w hierarchii napastników plasuje się za Osimhenem i Giacomo Raspadorim, ale kiedy już wchodzi na boisko, robi robotę. Argentyńczyk niby ma tylko trzy gole w lidze, ale strzela średnio co 54 minuty i dwa z nich były piekielnie ważne. Jeden dał zwycięstwo we wrześniu nad Milanem, drugi w niedzielę nad Romą. Niech żyje rezerwa Napoli!

Przy tym trafieniu asystował Piotr Zieliński. Pomocnik był piękny tego wieczoru. Bello. Balansik przy każdym przyjęciu, piłeczka przyklejona do nóżki, gierka w tłoku, kreatywność level Disney. Kapitalny występ. Dobrze spisał się także drugi z naszych reprezentantów – Nicola Zalewski, który kapitalnie dograł Stephanowi El Shaarawy’emu i goście wyrównali.

Reklama

Słowem, wspaniałe to było widowisko, a Polacy grali główne role. Także w tunelu, gdzie doszło do małej dyskusji, której kawałek uchwyciły kamery.

Cud wskrzeszenia Mario Rui

Neapolitańczycy od wieków święcie wierzą w moc sił nadprzyrodzonych. W ochronę amuletów. W mądrość astrologów wyjaśniających znaczenie liczb ze snów. W potęgę znaków. To przecież tam przyszłość przepowiada się za pomocą krwi świętego Januarego, która co rok przemienia się z postaci skrzepniętej w płynną. Jeśli rytuał przebiega sprawnie, wszystko będzie dobrze, nie trzeba się martwić, można spać spokojnie. Ale jeżeli zachodzi za wolno, najbliższe miesiące rysują się w czarnych barwach i bywało, że z tego powodu dochodziło w stolicy regionu Kampania do zamieszek.

Dlatego nie ma co się dziwić, że właśnie w Neapolu doszło do cudu i nagle do żywych wrócił Mario Rui. W sensie sportowym, rzecz jasna. 31-letni Portugalczyk od dobrych kilku sezonów był niechciany przez kibiców na południu. Krytykowany. Wyśmiewany. Wypychany. Całkowicie zasłużenie, bo do miana dobrego lewego obrońcy było mu równie daleko, co z południa Półwyspu Apenińskiego na północ. I nagle przebył tę drogę szybciutko, jakby wsiadł do błyskawicznej kolei Frecciarossa. Zmienił się nie do poznania w trakcie jednej przerwy między sezonami.

Oczywiście to uproszczenie, już w poprzednich rozgrywkach Mario Rui prezentował się dobrze, ale w trwających wyrósł na absolutnie czołowego zawodnika Serie A na swojej pozycji. Bez dyskusji. Basta. Nigdy wcześniej nie notował tylu kluczowych podań, działań prowadzących do strzału, dokładnych dograń i dośrodkowań w pole karne. W niedzielę to jego podanie wykreowało przestrzeń Kwaracchelii, a ten asystował Osimhenowi. Znów to, co dobre w przypadku Partenopei, działo się na skrzydle dzięki współpracy Portugalczyka i Gruzina.

Rekordowa przewaga

Na Stadio Diego Armando Maradona rozegrano mecz z prawdziwego zdarzenia. Godny tego, którego imiona i nazwisko nosi obiekt. Przyjezdni zaczęli trochę wbrew swojej tożsamości i ruszyli odważnie, zamiast siedzieć w okopach pod własnym polem karnym. Miejscowi potrzebowali chwili, by się otrząsnąć, ale kiedy się udało, zrobiło się 1:0. Później zwolnili, a goście zerwali się do odrabiania straty. Dusili, dusili i wdusili, tyle że wówczas Spalletti posłał w bój Simeone, Raspadoriego, Matteo Politano i Mathiasa Oliverę. Jakość, jakość i jakość. To zadecydowało. Zespół z Rzymu stracił inicjatywę dobrych kilka minut przed bombą Simeone i to trafienie wisiało w powietrzu.

Napoli musiało się napocić, by wygrać. Przyszło to ekipie z Neapolu trudniej niż choćby przeciwko Juve, jednak zrobiła to w wielkim stylu i po 20 kolejkach ma 13 punktów więcej niż wicelider. Od poszerzenia Serie A do 20 zespołów w 2004 roku nikt na tym etapie nie miał tak wielkiej przewagi. Rekord. Partenopei nawet gdy oglądają się za siebie, to nikogo nie widzą.

Tuż przed końcem stycznia trudno wyobrazić sobie, by ktokolwiek był w stanie odrobić tę straty. Jasne, Napoli także w końcu dotknie kryzys, to normalne. Ale roztrwonić 13 punktów przewagi? Zdaje się to niemożliwe. Chyba zbliża się koniec westchnień do przeszłości, a nadchodzi czas radości z teraźniejszości…

SSC Napoli – AS Roma 2:1 (1:0)

Osimhen 17′, Simeone 86′ – El Shaarawy 75′

WIĘCEJ O SERIE A:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

11 komentarzy

Loading...