FC Barcelona meczem z Gironą kończyła krótki serial pt. „Zawieszenie Roberta Lewandowskiego”. Dwa pierwsze odcinki Duma Katalonii zakończyła skromnymi zwycięstwami 1:0. Trylogia została domknięta przez kolejną jednobramkową wygraną. Mecz był niezwykle żywy, emocjonujący, licznik sytuacji bramkowych został przeciążony… A tak już na serio to żartujemy, bo naprawdę ciężko się to oglądało. FC Barcelona pod wodzą Xaviego miała grać futbol miły dla oka, ale dziś po raz kolejny zaserwowała unocerismo, którego nie powstydziłby się Diego Simeone.
Najpierw pochwalimy…
Przy tym natężeniu spotkań wszelkie absencje stanowią duże utrudnienie dla trenera. Zwłaszcza gdy mowa o braku Roberta Lewandowskiego, który jest najlepszym strzelcem FC Barcelony w tym sezonie. Jeśli dodamy do tego, że szybko z kontuzją zszedł Ousmane Dembele, to mamy gotowy przepis na męczarnie do ostatniej minuty.
I tak w istocie było. Duma Katalonii wygrała 1:0 po golu Pedriego. Szybki odbiór, no look pass Fatiego do Alby, który zagrał w poprzek pola karnego i zmusił bramkarza do błędu. Wystarczyło, że Pedri dobiegł, a potem kopnął w światło bramki i FC Barcelona miała prowadzenie, którego nie straciła już do końca. I tu można podać kilka faktów związanych z dyspozycją FC Barcelony.
Piętnaste zwycięstwo ligowe w tym sezonie.
Czternasty mecz z czystym kontem.
Trzecia z rzędu ligowa wygrana 1:0.
Można się czepiać stylu, ale znów zespół Xaviego dopisał do swojego dorobku komplet punktów i cały czas zostawia najgroźniejszych rywali za plecami. A taki przecież był plan, żeby powalczyć w tym roku o trofea. Jedno już FC Barcelona trzyma w gablocie i wciąż ma szansę na wygranie: Ligi Europy, ligi hiszpańskiej, Copa del Rey.
Jak sami widzicie, nasze pochwały sprowadzają się raczej do szerszego obrazu, niż tego, co zobaczyliśmy w miniderbach Katalonii.
A teraz zganimy…
W ataku znów zagrał Ansu Fati i podobnie jak w spotkaniu z Getafe sprawiał wrażenie zagubionego. Nie za bardzo wiedział, gdzie ma się podziać, a nawet gdy już miał niezłą sytuację, to przyjęciem pozbawił się szansy na oddanie strzału. Odegrał ważną rolę przy golu dla gości, ale trzeba od niego wymagać zdecydowanie więcej niż bycia tylko aktorem trzecioplanowym. Zwłaszcza w meczu z beniaminkiem. Ponadto jego współpraca z Raphinhą praktycznie nie istniała.
Brazylijczyk również nie przekonał, że jest zawodnikiem zdolnym do tego, by w pojedynkę wygrywać mecze. Uderzał niecelnie, jego dośrodkowania nie należały do udanych i gdy w końcówce spotkania dostał podanie na wprost bramki Gazzanigi, to nie był w stanie skleić piłki i dać sobie szansę na strzał.
I to nie jest tak, że tylko ta dwójka nie może być zadowolona ze swoich poczynań. FC Barcelona przez większość spotkania była niedokładna, niechlujna i pozbawiona żądzy wygranej. Środek pola nie funkcjonował najlepiej, na skrzydłach również było biednie, więc raczej mówimy o kolejnym meczu, który został po prostu odhaczony.
Jasne, sędzia momentami wprowadzał nerwową atmosferę – przykładowo, gdy ukarał Pedriego za wskazania oczywistej ręki przeciwnika, ale to nie może być wymówką. Co więcej, arbiter poniekąd pomógł FC Barcelonie, ponieważ nie zauważył zapaśniczego chwytu Erica Garcii na Cristhianie Stuanim. W tej sytuacji mógł spokojnie wskazać na wapno, ale tego nie zrobił.
Nie po raz pierwszy Barcelona nie potrafi dobić słabszego rywala i postawić kropki nad “i”. Na dobrą sprawę w końcówce to Girona miała więcej z gry. Dwa razy piłka prześlizgnęła się po głowie Stuaniego. Toni Villa kopnął w sam środek z linii szesnastego metra. Innym razem Toni Martin przestrzelił będąc oko w oko z Ter Stegenem.
Zatem można było odnieść wrażenie, że gdyby Girona szybciej ruszyła na lidera LaLigi – i zachowała przy tym zimną krew – to miała szansę na minimum jedno “oczko”. Koniec gdybania, bo wynik poszedł w świat, ale kto oglądał mecz, ten wie, że FC Barcelona zagrała dziś podobnie jak na inaugurację ligi z Rayo Vallecano, a nie jest to powód do dumy.
Girona FC – FC Barcelona 0:1 (0:0)
Pedri 61′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Dlaczego duże kluby interesują się Ivanem Fresnedą?
- Czy Real Sociedad stać na powrót do Ligi Mistrzów?
- Felix wreszcie wyrwał się z Atletico. Ale w tej historii są sami przegrani
- Dlaczego Elche jest najgorszym zespołem z lig TOP5?
- Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli
Fot. Newspix.pl