Gdybyśmy znali Górnika Zabrze wyłącznie z wywiadów udzielanych przez Małgorzatę Mańkę-Szulik, na serio zaczęlibyśmy się zastanawiać, dlaczego śląski klub nie zdobył jeszcze piętnastego mistrzostwa Polski. Zarządzanie jest super, finanse stabilne, perspektywy dobre, konfliktów brak. Prezydent Zabrza zastanawia się wręcz w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”, co takiego nie działa w układzie miasto-Górnik, by trzeba było rozglądać się za prywatnym inwestorem. No cóż… Jakby to powiedzieć… WSZYSTKO?
W wywiadzie przewijają się wątki, o których Mańka-Szulik uwielbia przypominać w każdym kontakcie z mediami. Jest wspomnienie czasów Allianz, który przeprowadzał heroiczną akcję ratunkową. Jest wspomnienie o czwartej trybunie, która będzie już za chwilę, już za momencik. Jest zapewnienie, że klub jest poukładany finansowo i ma świetne widoki przed sobą. W rzucaniu takich tez nie przeszkadza oczywiście fakt, że w ostatnich latach wygenerował ponad 130 milionów straty.
Górnik działa bez prezesa
Kuriozalnych wątków w tej rozmowie jest wiele, przebrnijmy przez nie po kolei. Zacznijmy od sprawy prezesa, którego w Zabrzu aktualnie nie ma. 25 sierpnia 2022 roku, niedługo po awanturze z Janem Urbanem, z klubu odszedł Arkadiusz Szymanek. Wakat na tym stanowisku to w zabrzańskich realiach nic wyjątkowego. Od kiedy Górnik powrócił w ręce miasta, czyli od 2011 roku, już czwarty raz panuje bezkrólewie. Łącznie klub nie miał w tym czasie prezesa przez 915 dni (!), co daje prawie 2,5 roku.
Pełna lista zarządzających 14-krotnym mistrzem Polski wygląda następująco:
- Tomasz Młynarczyk (2011) – 216 dni,
- Artur Jankowski (2011-14) – 848 dni,
- Zbigniew Waśkiewicz (2014) – 144 dni,
- wakat (2014-15) – 397 dni,
- Marek Pałus (2015-16) – 286 dni,
- Bartosz Sarnowski (2016-19) – 1118 dni,
- wakat (2019-20) – 222 dni,
- Dariusz Czernik (2020-21) – 581 dni,
- wakat – (2021-22) – 153 dni,
- Arkadiusz Szymanek (2022) – 205 dni
- wakat (22-23) – 143 dni
Fragment rozmowy „Dziennika Zachodniego” (polecamy też cały wywiad):
– Pani prezydent, dlaczego Górnik znów funkcjonuje z wakatem na stanowisku prezesa?
– Panie redaktorze, Górnik ma zarząd. Czy naprawdę musi być ta osoba numer jeden, skoro mamy dwie, pracujące całkiem nieźle? Może trzeba będzie kiedyś jedną z tych osób namaścić formalnie na prezesa, ale na razie wszystko idzie dobrze, więc nie ma powodu do takich posunięć.
Gdybyśmy byli złośliwi, powiedzielibyśmy, że Górnikowi i tak nie jest potrzebny żaden prezes, bo każdy z nich w ostatnich latach albo był marionetką w rękach Mańki-Szulik, albo nie godził się na bycie marionetką, przez co szybko żegnał się z posadą. Ale przecież złośliwi nie jesteśmy, więc docenimy ten uroczy fikołek zaprezentowany przez panią prezydent. Nie ma prezesa? No tak, ale są dwie inne osoby! Aż dziw bierze, że wszystkie polskie kluby, jak jeden mąż, mają w swoich strukturach prezesa, skoro można zatrudniać nieprezesów, którzy wykonują jego obowiązki. Kto wie – może nadchodzi gabinetowa rewolucja i inni już wkrótce również zdecydują się nieprezesów, zwłaszcza że można mieć dwóch w cenie jednego?
OK, taki układ może nawet w jakiś sposób funkcjonować. Zabawne jest jednak to, jaki argument na niekorzyść funkcji prezesa jako takiej podaje Mańka-Szulik.
– Myślę, że wielu ten zaszczyt przerasta, bo tam trzeba naprawdę ciężko pracować. I to na własnej „działce”, czyli zarządzaniu, a nie wchodzeniu w kompetencje trenerom czy innym osobom odpowiadającym za swoje dziedziny. Tak było na przykład w przypadku sytuacji z Jesusem Jimenezem, którego ówczesny prezes chciał za wszelką cenę sprzedać, nieważne, co będzie później z zespołem, a trener stawiał sprawę jasno, że jego pozostanie jest niezbędne.
Jimenez, transfer, klauzula, odejście Czernika
Jakiś czas temu dotarliśmy do szczegółów niedoszłej sprzedaży Jesusa Jimeneza, za którą głową przypłacił ówczesny prezes, Dariusz Czernik. Było tak: Hiszpan miał w swoim kontrakcie klauzulę w wysokości 650 tysięcy euro. 50 tysięcy z niej miało iść do samego piłkarza (tak sobie wynegocjował przy wiązaniu się z Górnikiem), a 600 tysięcy do klubu. Gdy zgłosił się po niego Konyaspor, mógł wyłożyć jedynie 600 tysięcy. Zawodnik uznał, że zrzeknie się swojej doli, żeby nie hamować przenosin do Turcji. A zatem Górnik miał go wypuścić za 600 tysięcy euro, a więc za tyle, ile zarobiłby w przypadku aktywowania klauzuli. Transfer znalazł się już na ostatniej prostej, gdy do gry włączyła się Mańka-Szulik i zablokowała odejście Hiszpana. A że to było w samej końcówce okna transferowego – deal upadł.
– Dokładnie wtedy pracę stracił Dariusz Czernik. Powiem tak: dziwny zbieg okoliczności. Może pani prezydent czuła się oszukana? Klauzula wynosiła 650, nagle miało być 600… Nie wiedziała, że klauzula jest skonstruowana tak, że Jimenez ma z tego transferu 50 tysięcy. A on się tego po prostu zrzekł – mówiła nam osoba będąca blisko tego transferu.
Iście skandaliczne zachowanie prezesa: chciał sprzedać piłkarza, który miał w kontrakcie klauzulę odstępnego. Co miał zrobić? Stanąć Rejtanem i go nie wypuścić? Zamknąć go w piwnicach ratusza i wypuścić po oknie transferowym? Jeśli przyszli prezesi Górnika nie zamierzają przywiązywać piłkarzy do słupków, to faktycznie: na nic się w Zabrzu nie przydarzą. Pani prezydent od dawna jest postrzegana jako osoba, która ma dużo do powiedzenia o piłce, nie znając się na niej. Widać to jak na dłoni, skoro zarzuca prezesowi chęć oddania piłkarza, którego sprzedaż aktywuje zrobienie przelewu na konto. A że zgodził się na 50 tysięcy mniej? Świadczy to raczej o jego klasie – nie chciał robić piłkarzowi pod górkę, samemu nic nie tracąc.
Pani prezydent i potencjalny inwestor
Kolejny fragment, rozmowa schodzi na temat ewentualnych inwestorów, którzy mogliby przejąć Górnika.
– A oddałaby pani Górnika w inne ręce?
– Musiałabym sobie najpierw zadać pytanie: co nie „trybi”, że trzeba zmienić obecny system? I miałabym problem, żeby odpowiedzieć w sposób, który potwierdzałby taką potrzebę. Jestem otwarta na rozmowy, ale Górnik wymaga poważnych ludzi, a od czasu Allianzu nikt taki się w moim gabinecie nie pojawił. Nikt nie złożył oferty przejęcia klubu. Bardzo chciałabym pozyskać poważnego inwestora.
Pani prezydent zastanawia się, co nie trybi, że trzeba zmienić obecny system. Zasadniejsze wydałoby się odwrócenie tego pytania i zastanowienie się: a co tak właściwie trybi? Skoro prezydent Zabrza żyje w nieświadomości, chętnie pomożemy rozwiązać ten dylemat, choć w zasadzie moglibyśmy zasugerować jedynie przeczytanie TEGO TEKSTU.
Co nie trybi, że trzeba zmienić obecny system? Tak pokrótce:
- Od kiedy Górnik stał się na nowo miejskim klubem, czyli od 2011 roku, jego strata wynosi ponad 130 milionów złotych
- Tylko w latach 2021 i 2020 wygenerował stratę w wysokości 17 milionów złotych
- Górnik dostawał w przeszłości gigantyczne zastrzyki miejskiej gotówki – choćby 35 milionów złotych w 2015 roku czy 32 miliony w 2017
- Klub przeżył tylko dlatego, że krótkoterminowe długi zamieniono na długoterminowe, a więc po prostu odłożono wyrok w czasie, bo w międzyczasie nie zrobiono nic, by zarobić na spłatę tych zobowiązań
- Górnik dostaje co roku od miasta dotację w wysokości czterech milionów złotych
- Górnik Zabrze od kilku lat nie ma czwartej trybuny, mimo że co chwilę padają deklaracje, że zostanie wybudowana (ostatnio też, wybory nadchodzą)
- Górnikiem rządzi jednoosobowo apodyktyczna prezydent miasta, czyniąc sobie z niego narzędzie do wygrywania wyborów samorządowych; ma na przykład realny wpływ na transfery, mimo że kompletnie nie zna się na piłce nożnej
- Na stołku prezesa klubu panuje istne tornado, zwykle odchodzą oni ze względu na konflikty z ratuszem
- Od 2011 roku Górnik funkcjonował bez żadnego prezesa przez 915 dni
- Górnik nie jest konkurencyjny na rynku transferowym, może sobie pozwolić co najwyżej na piłkarzy do odbudowania lub transferowe okazje, sytuacja finansowa nie pozwala mu na wypłacanie sum odstępnego
- Zgodę na każdy transfer musi udzielić sześcioosobowa rada nadzorcza, w której nie ma żadnej osoby mającej piłkarskie kompetencje
- Bardzo dużo w klubie mają do powiedzenia kibice, którym zdarza się nawet pojawić się w gabinetach, by wyrazić swoje zdanie
- Coraz mniej mieszkańców Zabrza interesuje się Górnikiem, co potwierdzają badania; coraz więcej osób widzi w nim za to powód różnych miejskich problemów, np. krzywych dróg
- Zabrze jest najbardziej zadłużonym miastem na Śląsku, a więc można założyć, że ma inne problemy niż utrzymywanie klubu piłkarskiego
No cóż.
Coś może jednak nie trybi.
Różowe okulary pani prezydent
Górnik Zabrze to największy polski przykład patologii, do jakiej dochodzi w miejskich klubach. Wyznacza w tej materii standardy. Nie oczekujemy, że Mańka-Szulik będzie robić do własnego gniazda, ale pytanie, co nie trybi, jest w tym świetle wręcz niesmaczne. Mańka-Szulik przyznaje, że w jej gabinecie przez lata nie znalazł się żaden poważny inwestor. Wydaje nam się, że najbliższe lata wcale nie będą inne. Bo jaki potencjalny inwestor będzie chciał przejąć w pakiecie tak duże zadłużenie? Tak duże wpływy Torcidy? Tak dużo ratuszowo-miejskich połączeń, trawiących klub od lat? Górnik dobrnął już do tego miejsca, że pod wieloma względami trzeba uznać go wręcz za klub niesprzedawalny. Może jeszcze trwa, ale kiedyś dogoni go przeszłość i wszelkie zobowiązania, jakie wygenerował przez lata.
– Klub ma przyzwoitą sytuację sportową, optymistyczne perspektywy, stabilizuje się finansowo i budujemy czwartą trybunę. Moment na zmasowaną krytykę bardzo zastanawiający i zmusza do refleksji, czy nie jest to początek gry wyborczej w mieście – dodaje w wywiadzie Mańka-Szulik.
Optymistyczne perspektywy? Stabilizacja finansowa? Budowa czwartej trybuny? Wiadomo, że nikt nie pudruje rzeczywistości tak jak politycy, ale są jakieś granice. Różowych okularów w zabrzańskim ratuszu jak widać nie brakuje.
WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
- Caryca z Zabrza. Czy Górnik służy do wygrywania wyborów?
- Bergström: Nie jestem stereotypowym piłkarzem
Fot. Newspix