Talent czystej wody. Dzieciak, który z marszu robił różnicę i nie potrzebował miliona szans, by wkupić się w łaski kibiców. Prawdziwa perełka, nadzieja Dumy Katalonii. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie podatność na urazy, która zabrała mu wiele miesięcy kariery i wyburzyła kilka schodków, na które planował się wdrapać. Przez ostatnie dwa lata z nawiązką więcej czasu spędzał na rozmyślaniu o powrocie do piłki niż na uczestniczeniu w meczach. Teraz gdy teoretycznie z jego zdrowiem jest wszystko w porządku, poszukuje błysku, który przygasł i pozostaje wspomnieniem. Oto sytuacja Ansu Fatiego. Dwudziestolatka, który się zagubił.
Łatwo wyciągać daleko idące wnioski na podstawie krótkiego odcinka czasu, ale nie można przejść obok kiepskiej formy Ansu Fatiego. Zatem przeanalizujmy, co działo się w ostatnim czasie u młodego Hiszpana.
Jak Ansu Fati popada w przeciętność?
Spis treści
Przerwany sen
Ansu Fati był dla FC Barcelony powiewem świeżości, którego kataloński klub potrzebował. W czasach gdy o Griezmannie dyskutowano, że może go przesunąć trzy metry w prawo, a może bardziej w lewo i wtedy jest szansa, że coś mu się przestawi, pojawił się młokos, któremu wszystko przychodziło z łatwością. Wchodził Ansu Fati, szybka akcja, konkret, piłkarz bezobsługowy.
Nikt nie miał wątpliwości, że mowa o talencie czystej wody. Nie dziwi zatem, że selekcjoner reprezentacji Hiszpanii podkreślał, że posiadanie w tym wieku takiej iskry i poziomu pewności siebie nie jest normalne. Szybko zyskał uznanie kolegów z drużyny. Najlepsi widzieli, że wchodzi gość, który nie potrzebuje czasu na adaptację i może być równorzędnym partnerem, a nie tylko paziem i chłopcem, którego kiedyś trzeba będzie wypchnąć.
Fati pracował na miano Golden Boya, a może i w dłuższej perspektywie zwycięzcy Złotej Piłki. Musicie przyznać, że perspektywy tego piłkarza mogły wprowadzać kibiców FC Barcelony w błogi nastrój. Z tygodnia na tydzień rósł ktoś, kto w przeszłości będzie mógł pociągnąć w pojedynkę kataloński wózek.
[Blizny, kanapki i fioletowe buty. Jak Ansu Fati stał się wyjątkowym dzieckiem?]
Jednak cukierkowe wizje szybko zostały doprawione przez gorzką rzeczywistość. Koszmar Hiszpana zaczął się w listopadzie 2020 roku – świeżo po osiemnastych urodzinach, otrzymaniu nagrody gracza miesiąca, zostaniu drugim najmłodszym zawodnikiem, który zdobył gola w El Clasico, staniu się najmłodszym zawodnikiem z golem i dubletem w Lidze Mistrzów.
Wszystko sprowadzało się do zdrowia. Zaczął mu doskwierać ból w kolanie. Okazało się, że miał problemy z łąkotką. Te wykluczyły go z praktyki meczowej praktycznie na rok. Potrzebna była interwencja chirurgiczna. FC Barcelona informowała, że Fatiego czeka czteromiesięczna pauza. Potem okazało się, że będzie potrzebna jeszcze druga, trzecia i czwarta operacja. Następowała spychologia i nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za przerwę w życiorysie utalentowanego gracza. Coś poszło nie tak. Powrót Hiszpana się opóźniał. I to tak konkretnie. Nie dziwi zatem, że za pośrednictwem mediów społecznościowych uspokajał zniecierpliwionych i zaniepokojonych kibiców: – Bez względu na to, ile przeszkód jest, zawsze będę dalej walczył o swoje marzenia.
Pierwszy trening od deski do deski z zespołem ukończył dopiero w połowie września 2021 roku. Nieco inaczej wyobrażał sobie punkty na swojej osi czasu, ale zaakceptował warunki gry. Miał wrócić silniejszy, lepszy, dojrzalszy. W jednym z wywiadów powiedział: – Urazy pomagają ci dojrzewać, ponieważ cenisz wszystko bardziej. Uczysz się doceniać drobne szczegóły i to naprawdę pomaga ci się rozwijać. Stałem się bardziej świadomy wszystkiego w tym okresie i bardzo ciężko pracowałem, aby wrócić.
Wymagał zaufania, które otrzymał. Szybko dano mu do zrozumienia, że nikt nie zamierza go marginalizować. Nagrodą za trudy było otrzymanie numeru 10 w spadku po Leo Messim. Ot, wyraz wdzięczności i pokładania w nim nadziei.
Już w pierwszym meczu po powrocie zdobył bramkę. Wszedł na końcówkę spotkania z Levante. Niebawem przedłużył kontrakt do 2027 roku. Wydawało się, że wszystko wróciło na odpowiednie tory i za moment zobaczymy kolejny wystrzał formy tego piłkarza. O umiejętności wszyscy byli spokojni i znów zaczęło się pompowanie balonika.
Do czasu.
Szybko zboczył ze ścieżki drobnych sukcesów i zjechał na ścieżkę bólu. Najpierw drobny uraz kolana. Potem problem z mięśniem uda, który miał być szybko wyleczony. Hiszpan nie grał przez jakiś czas, ale chociaż regularnie trenował. Internet zalewały kolejne doniesienia z datami powrotu. Już, zaraz, za chwilę, w następnym meczu – zagra, na pewno, prawda?
Prawda?
I pospieszono się. Zagrał w półfinale Superpucharu Hiszpanii i w pechowym meczu 1/8 Pucharu Króla, gdy znów zdrowie odmówiło mu posłuszeństwa. Wszedł w drugiej połowie spotkania i musiał opuścić boisko w dogrywce. Po spotkaniu Xavi przyznał, że klubowy lekarz wyraził zgodę na występ Fatiego, ale dogrywka zburzyła plan. Pierwotnie miał zagrać 30-35 minut, ale ten czas się wydłużył, co przyniosło opłakane skutki.
Ostatecznie podjęto decyzję o leczeniu zachowawczym. Ponoć tego oczekiwał sam Fati. Znów przerwa się wydłużała, więc powtórzył się dobrze już znany scenariusz. Wrócił na końcówkę sezonu, trochę pograł, nawet zdobył jednego gola, ale wciąż pojawiały się przecieki, że leczenie zachowawcze nie było najlepszym pomysłem i jeszcze długo nie będzie w stanie grać na pełnych obrotach.
Nowy sezon, nowe otwarcie
Na początku tego sezonu Xavi podkreślał, że zmieniono nastawienie względem tego zawodnika, by obyło się bez kolejnych dramatów: – Z Ansu postępujemy bardzo ostrożnie. Długo nie grał. Wszystko wymaga czasu i rozwagi. W zeszłym sezonie działaliśmy za szybko, teraz jest inaczej. Jesteśmy blisko ze wszystkimi. Z Ansu szczególnie, bo to wyjątkowy przypadek. O kontuzji jednak zapomniał.
Wejście w sezon miał nawet obiecujące, ale już wtedy coś nie grało. Dawny urok Hiszpana był przez coś tłumiony i zauważali to nawet jego najwięksi fani. Nie było idealnie, ale wciąż miał prawo myśleć o wyjeździe na mistrzostwa świata. Wówczas Luis Enrique nieco gasił oczekiwania i podkreślał, że nie jest według niego w optymalnej formie i apelował o spokój:
– Zaprosiliśmy go na zgrupowanie czerwcowe, żeby wczuł się w dynamikę grupy i poznał nasze oczekiwania. Teraz wrócił do gry w klubie, ale wystąpił tylko raz od pierwszych minut i to coś mi mówi. Natomiast nadal ma dobre czucie pod bramką. Mam nadzieję, że wróci do formy i zobaczymy najlepszy Ansu, ale dzisiaj nie widzę go na liście.
Sygnał był jasny – to trzeba na spokojnie. Jesienią wyszedł w tylko pięciu meczach FC Barcelony w pierwszej jedenastce. Trochę mało. W październiku po trzystu dniach wrócił do wyjściowego składu. Był to mecz, w którym FC Barcelona strasznie się męczyła, ale ostatecznie po asyście Fatiego i bramce Lewandowskiego wygrała. Dobra, ta asysta jest trochę naciągana. Fakt faktem podał Polakowi, ale ten musiał przebiec kilkanaście metrów, nawinąć Martina Valjenta i posłać precyzyjny strzał.
W innych spotkaniach miewał swojej momenty. Dlatego, choć rozegrał jesienią około 700 minut, to i tak zakończył rundę z trzema gola i trzema asysta w garści. Bez szału, bez dramatu, potrafił od czasu do czasu zaznaczyć swoją obecność. Rozegrał tylko jeden mecz od początku do końca, pojawiały się narzekania z tzw. otoczenia. Mówiono, że Jorge Mendes próbuje w gabinetach wynegocjować Fatiemu większy przydział czasowy. Miał grozić jego odejściem. Ile w tym prawdy? Coś mogło być na rzeczy. W każdym razie Fati w rozmowie z Mundo Deportivo potwierdził, że nie zadowala go rola w zespole:
– Chcę być ważnym piłkarzem w Barcelonie. Nie zamierzam nikogo okłamywać i spodziewałem się, że będę grał więcej, ale też rozumiem, że to trener decyduje, a ja każdego dnia muszę dawać z siebie wszystko, żeby odwrócić swoją sytuację.
Pomimo kilku znaków zapytania Luis Enrique zabrał go na mundial. Trochę na wyrost, trochę z sentymentu, trochę z powodu braku dużej konkurencji, ale większej roli w Katarze nie odegrał.
Znaki zapytania
Ostatni mecz dobitnie pokazał, że rozwój Fatiego na pewnym etapie się zatrzymał. Kiedyś rozbudził nadzieje do nieprawdopodobnych rozmiarów, ale od pewnego momentu je stopniowo wygasza. Widać, że się z tym męczy. Sprawia wrażenia człowieka, który nie potrafi zaakceptować swoich – tymczasowych lub trwałych – ograniczeń. Zmieniła się jego charakterystyka. Pogorszył się jego czas reakcji i jest bardziej statyczny, o czym pisali dziennikarze sportu jeszcze w październiku.
Na początku sezonu każdy miał prawo stwierdzić, że w ofensywie FC Barcelona ma kłopot bogactwa. Dembele, Raphinha, Fati, Torres, Depay, Lewandowski. No nie wyglądało to, jak zestawienie średniaka szanującego remisy z topowymi drużynami i przyjmującym lekko porażki. Początek roku pokazuje, że w przyzwoitej formie jest tylko Raphinha, a reszta ma większe lub mniejsze problemy. Właśnie w takiej sytuacji można się wykazać i wyjść z drugiego szeregu, ale Fati tego nie robi. Wręcz zraża do siebie.
W drugiej połowie meczu z Espanyolem pojawiły się pierwsze gwizdy pod jego adresem. Nie pierwsze w meczu z Espanyolem. Pierwsze w całej jego historii spotkań na Camp Nou. I były zasłużone. Grał niechlujnie. Często wchodził w paradę Lewandowskiemu, zamiast z nim współpracować. Odbijał się od rywali. Brakowało zrywów, udanych dryblingów, wygranych pojedynków. Wszystkiego po trochu.
Problem jest ewidentny. Załóżmy, że grałby w masce i w koszulce pozbawionej nazwiska na plecach: czy nadal bylibyśmy skłonni powiedzieć, że mowa o bardzo utalentowanym graczu? Raczej taki skrzydłowy na poziomie zespołu z drugiej części stawki. I to jest niepokojące.
Jeszcze dwa lata temu był o krok przed Viniciusem Juniorem, a gdzie dziś jest Brazylijczyk, a gdzie Hiszpan?
Pod względem fizycznym.
Mentalnym.
Osiągnięć sportowych.
Przepaść.
Nikogo nie należy przedwcześnie skreślać, ale w przypadku barcelońskiej perełki przydałby się plan naprawczy. Już teraz powinna się niektórym zapalić lampka. Ci sami ludzie muszą się zastanowić, jak długo powinien trwać okres ochronny Fatiego. Miesiąc? Runda? A może rok?
Klub musi wykazać się cierpliwością, ale Fati powinien być pokorny i zdać sobie sprawę z tego, że zdrowa relacja wymaga obustronnego zrozumienia. Bez narzekania i puszczania „sygnałów z otoczenia”. Sam talent i bazowanie na przeszłości nie wystarczy.
Nie wydajemy wyroku, ale najbliższe miesiące dużo powiedzą o przyszłości wciąż młodego Fatiego. Ostatnie dwa sezony poszły w jego przypadku na straty. Impuls w postaci dobrej rundy i świadomej introspekcji może wiele zmienić. Zatem obserwujmy i oceńmy za jakiś czas. Może być ciekawie.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Szaleństwo Lahoza
- Historia derbów Barcelony w kilku aktach
- Podsumowanie 2022 roku w wykonaniu Roberta Lewandowskiego
Fot. Newspix.pl