Reklama

Białek z Kataru: Czy to już oblężona twierdza?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

24 listopada 2022, 16:49 • 5 min czytania 122 komentarzy

Gdy Czesław Michniewicz, Jakub Kamiński i Michał Skóraś zaczynają opuszczać salę po konferencji prasowej – wyjątkowo łagodnej jak na fakt, że to pierwsze oficjalne spotkanie selekcjonera z prasą po meczu z Meksykiem – Jakub Kwiatkowski, zaprasza dziennikarzy na trening. – Będzie piętnaście minut otwarty, mimo że mogliśmy go zamknąć – rzuca do będących na sali mediów. Dziennikarze nie podziękowali – a w tej sytuacji chyba wypadało?

Białek z Kataru: Czy to już oblężona twierdza?

Zamknijmy, Kuba. Dla Meczyków tylko, bo to aferzyści są – wtóruje rzecznikowi reprezentacji Michniewicz. Wszystko z uśmiechem na ustach, z żartem, z przekąsem, tak, by nikt nie posądził sternika kadry o jakąkolwiek budowanie frontów. No i o to, że ktoś w ogóle na poważnie rozważał taki scenariusz. Przecież nikt w reprezentacji nie jest taki, żeby zamykać trening przed dziennikarzami albo obrażać się na jakąkolwiek krytykę.

– Co z kibicami? – rzuca ktoś z sali, pytając o szczegóły dzisiejszej sesji treningowej.

– Kibice będą mogli zostać – dostaje odpowiedź od Kwiatkowskiego.

– A wy nie jesteście kibicami – dopowiada Michniewicz, gdy jeden z dziennikarzy rzuca, że media też chciałyby obejrzeć zajęcia kadrowiczów. Chwilę później zaczyna podśpiewywać „hejt Polska gol”. Nową przyśpiewkę reprezentacji, skierowaną wyjątkowo do dziennikarzy, a nie zawodników. 

Reklama

– Kogo chcecie? Nie mogę zrobić składu na mecz jakiego chcecie, to może na konferencję się uda? – kontynuuje Michniewicz, gdy pada kolejne organizacyjne pytanie o to, kto będzie gościem oficjalnego spotkania z mediami przed meczem z Arabią Saudyjską. Michniewicz zawsze miał otwarty kontakt z dziennikarzami. Ale nagromadzenia takich tekstów – szpilek z uśmiechem na ustach, wymierzonych w kontrze na jakiekolwiek krytyczne słowa – jeszcze nigdy nie stosował. Niepokoi to o tyle, że przecież dopiero co zaczęliśmy mistrzostwa. A z prawdziwą krytyką jeszcze się ta kadra nie spotkała.

Zwykłe pytanie o sytuację zdrowotną? „Wszystko OK, nie będziecie mieli o kim pisać”. O czym rozmawiał z Jerzym Brzęczkiem? „O pogodzie”. Co musimy poprawić w odniesieniu do meczu z Arabią? „Jakość przyjęcia, jakość podania”, bo przecież nie pomysł na futbol. Niektóre artykuły cytujące jego słowa rzucane do dziennikarzy podczas zajęć wyrównawczych po meczu z Meksykiem określa mianem „bzdur”. – To nie świadczy o mnie źle. A o tym, którzy piszą takie bzdury – mówi dosłownie, zarzucając mediom złe intencje (ale chyba nie tym, którzy są na sali, bo oni akurat nie przyjechali do Kataru, by zwęszyć szansę na clickbait). Sam oczywiście nie czytał tego, do czego się odnosi. Nie oglądał. Nie śledził. Ktoś mu doniósł. Nawet ma na telefonie screen od asystenta. Wręcz nie wie, co się o nim pisze, a co dopiero miałby się tym przejmować. Jednocześnie po wyjściu z sali ma otwarte pretensje do dziennikarzy, którzy nagrywali środową nieformalną pogawędkę.

Michniewicz oburza się po pytaniu o statystyki, o które przecież aż prosi się zapytać. W meczu z Meksykiem nie posłaliśmy żadnego kluczowego podania (według WyScouta, tylko cztery drużyny miały taki wynik). Jesteśmy najgorsi w całej stawce jeśli chodzi o passing rate (liczbę podań wykonanych na minutę meczu – nasz bilans to 10,2). Nie licząc pary stoperów, najwięcej piłek wymieniliśmy na linii Szczęsny-Lewandowski, co jasno pokazuje, jaki mieliśmy pomysł na tamten mecz. Jak to w ogóle brzmi – bramkarz Juventusu i napastnik Barcelony podają między sobą częściej niż Szymański z Zielińskim czy Krychowiak z kimkolwiek innym. Wyjąwszy stałe fragmenty, Polacy tylko raz (!!!) zagrali piłkę w pole karne. Raz. Takie statystyki w naturalny sposób każą się zastanowić, czy nie zmierzamy znów w stronę drewnianych chatek, z których podobno przecież wyszliśmy.

Lewandowski zawiódł, ale taktyka trenera mu nie pomaga [ANALIZA]

Zapomniał pan o najważniejszej statystyce, mieliśmy rzut karny. Gdybyśmy go wykorzystali, prawdopodobnie wygralibyśmy mecz. Nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo dla was ta statystyka mówi jedno, dla mnie co innego – obruszył się selekcjoner na pytanie, w którym nawet nie zawarłem swojej opinii, a po prostu przytoczyłem dostępne na platformach analitycznych liczby, które w oczywisty sposób rzucają się w oczy.

Reklama

Kluczowe podania? Michniewicz odbijał tę statystykę (zero) choćby sytuacją siedzącego obok niego Kamińskiego. WyScout o niej nie zapomniał, po prostu nie potraktował jej jako kluczowego podania (prowadzącego do realnej sytuacji bramkowej), a jako „shot assist”, czyli jako zwykłe podanie prowadzące do strzału (bez wielkiego potencjału na strzelenie gola). Do reszty nie chciał się odnosić, a przecież przytoczone statystyki wcale nie świadczą o tym, że nie wyjdziemy z fazy grupowej. Nie muszą oznaczać też, że pomysł Michniewicza na piłkę jest zły, bo koniec końców  we wtorek jego plan wypalił. Zmaksymalizowaliśmy swoją szansę na rozstrzygnięcie meczu jednym zrywem, jednym farfoclem, jednym stałym fragmentem, który nie pasował do kontekstu całego spotkania. Te liczby to po prostu wspaniały punkt wyjścia do dyskusji o tym, w którą stronę zmierza reprezentacja, mająca na pokładzie jednego z najlepszych napastników świata, wymienianego w jednym szeregu z de Bruyne Zielińskiego i która może pozwolić na niezabranie do 26-osobowej kadry reprezentanta Premier League.

Jak bardzo prymitywna w rozegraniu jest reprezentacja Polski?

– Nie, będzie inny sposób – Michniewicz ucina, gdy pytam o to, czy identycznie zagramy w kolejnych meczach i wraca do pytania poprzedniego dziennikarza, który nazwał Arabię Saudyjską “ogórkami”. Przy „ogórkach” można było się uśmiechnąć i zażartować że ów dziennikarz będzie mieć problemy z wjazdem do tego kraju. Przy pytaniu o statystyki nie było pola do żartów, bo i z czego żartować? Michniewicz wrócił do niego jeszcze tylko na sekundę, by stwierdzić, że nie ma nic więcej do powiedzenia.

Pośmialiśmy się, usłyszeliśmy dlaczego kadrowicze poszli na steki do jednej z najdroższych restauracji na świecie, a potem dzięki przychylności PZPN-u obejrzeliśmy piętnaście minut siatkonogi w wykonaniu biało-czerwonych. Dla każdego z polskich dziennikarzy to prawdopodobnie najlepiej wykorzystany kwadrans podczas katarskiej eskapady. Reprezentacja jeszcze nie zdążyła spotkać się z wielką krytyką, a już każde krytyczne słowo jest traktowane jako kolejny krok w stronie oblężenia twierdzy. Zero kluczowych podań. Najgorszy passing rate. Jedno podanie w pole karne. Laga na Lewandowskiego.

Twierdzy, prawda?

KORESPONDENCJA Z KATARU: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

122 komentarzy

Loading...