Reklama

Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

21 listopada 2022, 14:14 • 6 min czytania 4 komentarze

Gdy około 80. minuty wychodzę z centrum prasowego, w moją stronę kieruje się katarski tłum. Mężczyźni w białych tunikach, nazywanych thobe, oraz chustach, to już ghutra lub szemagh. Kobiety z kolei w czarnych tunikach, czyli abajach, oraz chustach zakrywających włosy – hidżabach. Każdy Katarczyk ubrany jest tak samo. Strój narodowy to dla niego strój, który nakłada na co dzień. Nikt nie wyobraża sobie, by złamać tę tradycję. Bo tradycja jest dla Katarczyków niezwykle ważna.

Białek z Al-Khor: Infantino? Drugi po Allahu

Gdyby w ich tradycje wpisywała się piłka nożna, zapewne nie wyszliby ze stadionu Al-Bayt przed czasem. A przynajmniej nie tak tłumnie. Na dziesięć minut przed końcem meczu trybuny świeciły już pustkami. To surrealistyczny widok dla każdego, kto wychował się na mundialach, wieszał plakat grubego Ronaldo nad łóżkiem, zrywał się ze szkoły wcześniej, by obejrzeć mecz z Koreą w 2002 roku. Piłka nożna nie ma w Katarze jednak żadnej tradycji, co widać nawet w tak drobnych sytuacjach jak przedwczesne opuszczenie stadionu. Katarczycy najpierw kupili sobie mundial, a później spróbowali zadbać o to, by futbol stał się popularny, a reprezentacja odnosiła sukcesy. To pierwsze – względnie się udało. Na meczu z Ekwadorem pojawiło się podobno 67 tysięcy widzów (tak mówił spiker, a przecież obiekt w Al-Khor pomieści oficjalnie 60 tysięcy fanów). To drugie – niekoniecznie. Katarska drużyna wyglądała wczoraj jak po 14-godzinnej zmianie na budowie za głodową stawkę bez możliwości zrobienia sobie przerwy.

To porównanie to oczywiście przypadek.

Gdy kupujesz mundial za ogromne miliardy, a potem mówisz obywatelom swojego kraju: „słuchajcie, ta piłka nożna to świetna rozrywka, a do tego dzięki niej nasza pozycja na świecie jeszcze bardziej urośnie”, w dwanaście lat nie stworzysz społeczeństwa, które z głowy wymieni dziesięciu laureatów „Złotej Piłki”. Katarczycy nie wychowali się z plakatami piłkarzy nad łóżkiem, ich kluby niewiele znaczyły na arenie międzynarodowej, nie mieli piłkarzy, którzy pobudzali wyobraźnię. Choć liga rozpoczęła granie w 1972 roku, trybuny na niej do dziś świecą pustkami. Reprezentacja nigdy nie dostała się na mundial i pewnie tym razem też by na nim nie zagrała, gdyby sama go nie organizowała. Choć to nie tak, że Katarczycy nic nie osiągnęli w piłce. W 2019 roku wygrali Puchar Azji. Ale czy to oznacza, że są już – w wymiarze społecznym – piłkarskim krajem? No nie. Wychodzenie przed końcem to brak kultury. Tej piłkarskiej.

Reklama

***

Po mediach społecznościowych krążą różne paragony grozy. Dwie cole, dwie wody – 18 riali, 22 złote.

Jak na stadionowe ceny – jest dobrze.

***

Katarczycy nie zabierają na stadion szalików czy innych gadżetów. Doping tworzą jednolicie ubrani na bordowo kibice, którzy wyuczyli się pieśni, wyuczyli się gestykulacji, prezentują je jakby od linijki.

Reklama

Nie reagują żywiołowo na to, co dzieje się na boisku – choć też nie mają ku temu zbyt wielu powodów. Wrzawa na stadionie Al-Bayt podniosła się tylko dwa razy. Gdy sędziowie odwołali gola w pierwszych minutach meczu i chwilę wcześniej, gdy na scenę wszedł Gianni Infantino.

Czy prezydent FIFA cieszy się w Katarze statusem drugiego po Allahu? Nie wiem, ale nie jest to teza, której nie dałoby się obronić. Gdy prześladowany kiedyś przez kolor włosów działacz pojawia się przed meczem na telebimie, ludzie szaleją. W żadnym innym miejscu na świecie łysy z FIFA nie spotkałby się z tak entuzjastycznym odbiorem. – Witamy w naszym domu – mówi po hiszpańsku, inaugurując mundial, a później powtarza to samo hasło po angielsku. Istotne jest tu zwłaszcza jedno słowo. W naszym domu. Naszym. Szkoda, że nie poszedł o krok dalej – hasło „it’s coming home” brzmiałoby w tych okolicznościach iście wybornie.

Może jednak rację ma Sepp Blatter, który sugeruje, że Infantino chce przenieść siedzibę FIFA do Dauszy?

Trochę cieszy, że nasz piłkarski dom wyposażony jest już w porządne ręczniki. Oczywiście – cały Katar zagrał katastrofalnie, w pierwszej połowie w zasadzie nie wyściubił nosa poza swoją połowę. Występ Al Sheeba, bramkarza, daje nam kolejną nadzieję na mecz z Arabią – przecież w jej bramce również stanie gość, który nie daje żadnej pewności, grający na co dzień w drugiej lidze saudyjskiej.

***

Konferencja prasowa. Katarscy dziennikarze chyba nie istnieją. Po najważniejszym meczu w historii kraju na spotkaniu ze szkoleniowcem nie padło żadne pytanie od lokalnych mediów.

Ekwadorczycy wypytali o wszystko, co chcieli.

Nawet Irakijczyk zadał pytanie.

Katarczycy? Ani nie pytali, ani za bardzo nie było ich na sali.

***

Przez cały dzień najbardziej niepokoiło mnie to, że wszystko podczas tych mistrzostw świata jest takie łatwe.

Odbiór akredytacji? Trzy minuty czekania, a bardziej doświadczeni koledzy podpowiadali, że na niektórych turniejach były to i trzy godziny. Dojazd do centrum medialnego? 11 złotych Uberem, który podjeżdża błyskawicznie. Samo centrum medialne? Budynek, jakiego na tego typu imprezach jeszcze nigdy nie było (wkrótce wam go opiszę dokładniej). Dojazd na stadion Al-Bayt, który znajduje się 40 kilometrów na północ od Dauszy? Zanim człowiek pomyślał, jak tam dotrzeć, już miał pod nosem dedykowany dla mediów żółty autobus, darmowy, który odjeżdża co sześć minut.

Chciałbym, żeby coś poszło nie tak, no bo co – mam jak ten dureń opisywać wszystko w samych superlatywach?

Idea autobusów co sześć minut z przeróżnych zakątków Dauszy wyglądała świetnie. Organizatorzy nie przewidzieli jednak, że gdy te wszystkie autobusy spotkają się pod stadionem, stworzą korek większy niż lista grzeszków Gianniego Infantino. Drogę pod stadion przemierzamy więc w trzydzieści minut. W korku pod stadionem stoimy kolejne 1,5 godziny, przez co prawie przepada mi wejściówka na mecz. System akredytacyjny FIFA ma nieubłagane zasady – jeśli nie pojawisz się na stadionie dwie godziny do meczu, twój bilet przepada i dostaje go ktoś inny z listy oczekujących. Na szczęście w tym roku po roku organizatorzy wprowadzili opcję „hold ticket”, dzięki której możesz przytrzymać swoją wejściówkę, podając powód spóźnienia. 

Wielu dziennikarzy skorzystało z tej opcji. Wszyscy z nich z tego samego powodu.

Drodze na stadion towarzyszą miłe okoliczności.

Jest siedemnasta, do meczu dwie godziny, a w autokarze trwa chaos. Kierowca nie wie, gdzie nas wysadzić. Stoimy w korku. On zawraca. Znowu stoimy w korku. W końcu zatrzymuje się w randomowym miejscu, na środku ulicy, i każe wyjść z pojazdu. Gdzie jest wejście dla mediów? Obsługa pokazuje na biały barak, w którym musimy przepuścić przez taśmę nasz ekwipunek. Kładę więc plecak i kamerę, pokazuję co w środku, idę dalej.

– Plecak czy kamera? Co nie przeszło kontroli? – pyta mnie zza lady pracowniczka.

– Słucham?

– Jednej z tych rzeczy nie możesz zabrać na stadion, zostawisz w naszym depozycie. Nie powiedzieli ci?

– Nie rozumiem.

Przyszła kolejna pracowniczka, a za nią ochroniarz, który podczas kontroli zgłosił, że w moim plecaku znajduje się niedozwolony przedmiot, więc nie mogę wejść z nim na stadion. Tym niedozwolonym przedmiotem okazała się butelka z napojem. Zaproponowali, że mi ją zabiorą, schowają w depozycie, a ja dostanę karteczkę z napisem „cola”, dzięki której po meczu będę mógł odebrać swój napis z depozytu. Gdy już chcę odchodzić, wpadają na pomysł, że z kamerą nie mogę wejść na stadion. – Jestem dziennikarzem, potrzebuję jej – kontruję. – Nie możesz jej używać – twierdzą. Po minutowej przepychance okazuje się, że źle nas pokierowano. To nie jest wejście dla mediów, a depozyt dla kibiców. Wychodzę, szukam dalej. 

Już na stadionie, drukując bilet w specjalnym automacie, opcja „hold ticket” nie chce zadziałać. Jeden z pracowników tłumaczy, że to nowy system i prawdopodobnie się zawiesił. Próbuję raz jeszcze po kilku minutach. I znowu. I znowu. Udaje się dopiero za którąś z kolei próbą. W końcu udaje mi się dotrzeć na trybunę prasową.

Wiele rzeczy tego dnia nie działało. Może dlatego, że Katarczycy jeszcze nigdy nie organizowali takiego meczu?

Nieee, na pewno nie.

Cieszę się jednak, że można ponarzekać. Katarczycy wcale nie zorganizowali perfekcyjnego turnieju. Zgodnie z tym, co pisałem wczoraj, każdy powód, by nie popadać w zachwyt na tą imprezą, jest warty docenienia. 

WIĘCEJ KORESPONDENCJI Z KATARU: 

Fot. Jakub Białek

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Komentarze

4 komentarze

Loading...