Reklama

Dawid pokonał Goliata

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

22 listopada 2022, 14:16 • 4 min czytania 62 komentarzy

To niewątpliwie jedna z największych sensacji w historii mistrzostw świata. Kompromitacja dla jednych, gigantyczny sukces dla drugich. Argentyna miała okazje, żeby ten mecz wygrać, ale w drugiej części rywalizacji, już trochę wytrącona z równowagi i gubiąca rytm, dała się pokonać. To wielki dzień dla arabskiego futbolu i ostrzeżenie dla innych – w tym przede wszystkim Polaków – że nawet takie ekipy trzeba traktować z dużym respektem.

Dawid pokonał Goliata

Argentyna po pierwszych kilkudziesięciu minutach mogła mieć to spotkanie pod absolutną kontrolą. Dwukrotnie skierował piłkę do siatki Lautaro Martinez. Raz Messi, nie licząc wykorzystanego rzutu karnego. Sędzia liniowy i półautomatyczny system wykrywania spalonych psuli jednak zabawę i pogromu w pierwszej połowie nie było. Chwilami centymetry decydowały o tym, że Argentyna nie podwyższała prowadzenia. Miała ku temu wszystko, przede wszystkim wysoką jakość piłkarską i odpowiednią intensywność. Tylko że aż siedem razy do przerwy (!) została złapana na spalonym. W jednym meczu więcej niż w czasie całego występu na mundialu w Rosji.

Herve Renard: Na mistrzostwach najważniejszy jest team spirit [WYWIAD]

Arabia Saudyjska? To nie są leszcze, Stefan

Jak przystało na faworyta, Argentyńczycy przygnietli Arabię Saudyjską, ale…

Wstydu arabscy piłkarze nie przynosili, wręcz przeciwnie: robili wrażenie. Owszem, w grze obronnej przeciekali i do szatni równie dobrze mogli schodzić z kompletnie zwieszonymi głowami, gdyby tylko Argentyna miała odrobinę lepszy timing w kilku sytuacjach. Ale, mimo wszystko, chwała im za to, że nie przestraszyli się wielkiego przeciwnika. Nie byli sparaliżowani na boisku jak Katarczycy czy nie dali się zdeklasować jak Iran. Braki nadrabiali dobrą organizacją i ambicją przy każdej stykowej sytuacji w środku pola. Mieli nawet kilka wymian podań w efektownym stylu Brazylijczyków. Ba, potrafili wywrzeć presję na argentyńskich obrońcach, tworząc zagrożenie w ich polu karnym. W pierwszych 45 minutach nie oddali co prawda żadnego strzału, ale dali sygnał, że Emiliano Martinez nie może udać się na drzemkę. Musiał być ciągle pod prądem.

Reklama

Po prostu sensacja

Widać było od początku meczu, że ekipa prowadzona przez Herve Renarda nie jest przypadkową zbieraniną. Że ma na siebie pomysł i chce go realizować z odwagą. Że jeśli rywal chociaż na chwilę straci koncentrację, Arabia po prostu go skarci.

I tak też było w drugiej połowie. Argentyna oberwała z dubeltówki i od 53. minuty musiała odrabiać jednobramkową stratę. Była w szoku, my zresztą też. Główny kandydat do zdobycia medalu w Katarze miał nóż na gardle i perspektywę kompromitacji. Wielkiej wpadki już na starcie, dużej plamy wstydu, jakiej dawno w tym narodzie nie odczuwano.

Ostatecznie bicie głową w mur skończyło się dla „Albicelestes” tak, jak nikt przed pierwszym gwizdkiem nie mógł się tego spodziewać. Po prostu blamażem, który na nowo definiuje drogę w fazie grupowej dla reprezentacji trenera Scaloniego.

Argentyna zawiodła po całej linii, ale ogrom ciepłych słów należy się drużynie, która była skazywana na pożarcie. Takimi meczami tworzy się piękną historię, a akurat jej fragmenty tego typu nie mają wysokiej frekwencji na mundialach. Niezwykle rzadko zdarza się, żeby topowa reprezentacja przegrywała z kimś, kogo nawet nie rozważa się jako kandydata do bycia w 1/8 finału. A tu proszę – kadra zajmująca 51. miejsce w rankingu FIFA zadziwiła świat. Dzień jej triumfu będzie wspominać się przy każdym kolejnym turnieju rangi międzynarodowej. Będzie przykładem, że da się.

Reklama

Bójmy się „Zielonych Sokołów”

No i właśnie. Ten mecz dostarczył nam dwóch niepokojących informacji. Pierwsza z nich brzmi: cholera, ta Arabia jest dobrą drużyną. Może nie taką, która potrafi stworzyć efektowną nawałnicę ataków (xG zaledwie na poziomie 0,14). Ale taką, która doskonale potrafi zwalczać atuty rywala, a we właściwych momentach wykorzystać jego słabe punkty. Argentyńczycy mieli problem z wysoko ustawioną linii obrony i agresywnością arabskich piłkarzy. Gdy im nie szło, podopieczni Renarda tylko podkręcali tempo. Dzisiaj mogli uwierzyć, że to recepta na sukces. Recepta również na nas.

Druga zła informacja to fakt, że dwa pierwsze mecze z naszej perspektywy nabierają jeszcze większego znaczenia. Jeśli Argentyna nie chce jechać do domu po trzech spotkaniach, z nami musi odnieść zwycięstwo. Nie ma innej opcji. W życie wszedł w scenariusz, w którym trzeba liczyć na trzy punkty z Meksykiem. Trzeba grać o pełną pulę, a potem się zobaczy.

Arabii Saudyjskiej należy się bać. Niewykluczone, że to ona będzie naszym głównym rywalem, nie Meksyk. W obliczu tak ogromnej niespodzianki aż można pomyśleć, że jesteśmy w gorszej pozycji startowej niż jeszcze kilka dni temu. Ale wszelkie kalkulacje lepiej odłóżmy teraz na bok. Nikt w Katarze tanio skóry nie sprzeda, a na pewno nie „Zielone Sokoły”.

 

WIĘCEJ O MUNDIALU W KATARZE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Mistrzostwa Świata 2022

Komentarze

62 komentarzy

Loading...