Tata, nauczyciel wychowania fizycznego, zaprogramował go, że trzeba być najlepszym we wszystkim. Mama, że swoje życie warto urozmaicić muzyką i sztuką. Futbol to dla niego nie tylko sport, ale także możliwość poznawania świata. Jego siłą jest uśmiech, a słabością książki historyczne. Kiedyś w wolnych chwilach zbierał Pokemony, potem najwyższe oceny na studiach ekonomicznych, a teraz społeczność przyszłych sportowców wokół firmy promującej zdrową żywność. Kocha siłownię i Djurgardens, marzy o piłkarskiej wieczności i ojcostwie. Zakłada koszulkę z numerem 13, żeby zaklinać pecha. Jak sam mówi, szczęście wynajdzie wszędzie. Emil Bergström, piłkarz Górnika Zabrze. Zapraszamy.
Ze szwedzkim obrońcą rozmawiamy m.in. o jego przygodach w różnych ligach: od Szwecji po Rosję, powodach przyjścia do Ekstraklasy, dorastaniu pod okiem niezwykłego ojca, futbolu jako klucza do wielu drzwi, nietypowych zainteresowaniach, filozofii życia, byciu piłkarzem, edukacji w Szwecji, pomyśle na firmę, marzeniach i wychodzeniu poza stereotypy.
***
Dlaczego Polska, dlaczego Górnik Zabrze?
Zainteresowanie wyrażało wielu klubów, ale dla mnie najważniejsze było znalezienie miejsca, w którym mógłbym grać wiele meczów. W poprzednim sezonie nie miałem tylu występów, ilu oczekiwałem. Chciałem więcej. Górnik przedstawił mi wizję, określił rolę, jaką będę odgrywał w zespole. Wszystko było spójne z moimi oczekiwaniami. Poza tym polska liga to konkurencyjne i ciekawe rozgrywki. Uważam, że to był dobry krok. W Zabrzu chcę pomóc w odniesieniu sukcesu.
Znasz w Ekstraklasie jednego Szweda, Mikaela Ishaka. Grałeś z nim w młodzieżowej reprezentacji.
To prawda, graliśmy razem. Kiedy dorastaliśmy, stawaliśmy też naprzeciwko siebie. Byliśmy klubowymi rywalami. Grałem również z Jesperem Karlstromem przez trzy lata w jednym zespole w Szwecji. Dobrze się znamy. Rozmawialiśmy trochę przed moim przyjściem do Ekstraklasy. Dowiedziałem się kilku rzeczy. Jego opinia ułatwiła mi decyzję, żeby tutaj przyjść.
Po przyjściu do Górnika wybrałeś swój standardowy numer na koszulce. Wiem, że w związku z “13” masz ciekawą historię rodzinną.
To numer, który noszę od dziecka. Jestem do niego bardzo przywiązany. Mój ojciec miał trzynastkę, kiedy grał w piłkę nożną i koszykówkę przez jakieś 20 lat. Można powiedzieć, że kontynuuję tradycję rodzinną.
Zaklinasz pecha.
Dokładnie. Wiem, że ludzie uważają trzynastkę za nieszczęśliwą liczbę, ale zawsze powtarzam, że tak jest w ich przypadku, a nie w moim.
Masz trochę klubów w CV – Djurgardens IF, FC Basel, Willem, Rubin Kazań, FC Utrecht i Grasshopper. Stawiałbym, że najlepiej wspominasz ten pierwszy, gdzie byłeś kapitanem.
W Djurgardens dorastałem jako piłkarz i człowiek. Od dziecka byłem ich kibicem. Do szkoły chodziłem z plecakiem z klubowym herbem, a w domu miałem specjalny toster czy poduszkę. To klub mojego serca. Ulubiony, dla mnie najlepszy na świecie. W Djurgardens przeżyłem niezliczoną ilość pozytywnych emocji, za co jestem bardzo wdzięczny.
Powiedz jeszcze, że masz klubowy tatuaż.
Tego akurat nie mam! I od razu powiem, że w ogóle nie mam żadnych tatuaży.
Jakbyś opisał ten klub komuś, kto słyszy o nim po raz pierwszy?
Myślę, że to klub z największymi tradycjami w Szwecji. Jeden z najbardziej utytułowanych, powstał w 1891 roku. W Sztokholmie jest jednym z trzech obok Hammarby IF i AIK. Mamy zatem wielkie derbowe mecze, które są bardzo ważne dla szwedzkiej społeczności. To walka na boisku i poza nim. Akurat Djurgardens radzi sobie teraz dobrze – zajęło drugie miejsce na koniec sezonu w Szwecji i wygrało swoją grupę w Lidze Konferencji.
Jak żyje się w Sztokholmie? Tam spędziłeś większość swojego życia.
To mój dom, który uważam za najlepsze miasto na świecie. Oczywiście nie jestem obiektywny, ale każdemu polecam zobaczyć to miejsce. Kiedy tylko mam wolny czas, wracam w rodzinne strony.
Twój pierwszy klub w Sztokholmie to Spanga IS, a drugi – którego nazwy nie potrafię nawet dobrze wymówić – IF Brommapojkarna.
Powiedziałeś całkiem dobrze. Co do Spangi – tam trenerem był mój tata. Z chłopakami ze szkoły chcieliśmy grać razem, stąd pomysł, żeby grać w jednym zespole. W IF Brommapojkarna z kolei maja najlepszą akademię w całej Szwecji. Bardzo mi zależało, żeby tam się znaleźć. Trenowałem z najlepszymi w kraju, a potem w wieku 15 lat przeniosłem się do Djurgardens. Zadebiutowałem na poziomie seniorskim w wieku 17 lat. Niezwykłe uczucie.
Dlaczego zdecydowałeś się opuścić Djurgardens po ośmiu latach? Chodziło o chęć podjęcia się nowego wyzwania?
Po takim czasie zacząłem myśleć, co mogę zrobić, żeby zrobić krok naprzód. Chciałem dalej się rozwijać i sprawdzić, jak dobrym piłkarzem mogę być. Musiałem sprawdzić, czy jestem w stanie grać z lepszymi zawodnikami, w lepszej lidze. Wyszedłem zatem ze strefy komfortu. Nie żałuję tego. Jestem zadowolony z tej drogi.
Jaka liga podobała ci się do tej pory najbardziej?
Trudne pytanie. Każda ma inny styl. Szwajcarski futbol to nie to samo co piłka holenderska. Inaczej gra się też w Polsce, ale uznaję to za coś pozytywnego. Lubię uczyć się nowych rzeczy. Dokładać nowe doświadczenia, które nas tworzą. Tak stajemy się lepsi. W każdym klubie miałem dobry czas i potrafiłem dołożyć coś wartościowego do gry zespołu. Cieszę się szczególnie z okresu w Grasshopper, gdzie nie zagrałem tylko jednego meczu przez pauzę za żółte kartki. W reszcie spotkań grałem wszystkie możliwe minuty. Meczów było prawie 60. Kiedy byłem z kolei w FC Basel, udało nam się pokonać Eintracht Frankfurt w 1/8 finału Ligi Europy. Kolejne miłe wspomnienie.
W Rubinie Kazań w pewnym momencie straciłeś miejsce w składzie. Dlaczego?
Kiedy podpisywałem kontrakt z Rubinem, w klubie był trener, który bardzo mnie chciał. Pod jego wodzą grałem wszystko, ale po zmianie szkoleniowca latem rzeczywiście spadłem w hierarchii. Rubin zrobił wtedy mnóstwo transferów, w tym ściągnął kilku środkowych obrońców. Znalazłem się w trudnej sytuacji. Możesz to sobie wyobrazić.
Tak. Zniknął ktoś, kto ci wyjątkowo ufał.
Zgadza się. Oczywiście zagrałem jeszcze kilka meczów, ale to były zupełnie inne realia. Potrzebowałem zmiany, bo czułem – i nadal czuję – że wciąż mam pole do rozwoju. Mam 29 lat, ale nie jestem ukończonym materiałem piłkarskim. Żeby się rozwijać, musisz grać. Nie ma innej drogi. Dlatego poszedłem do Grasshopper.
Dużo mówisz o rozwoju, ale zawsze chciałeś czegoś takiego? Zawsze chciałeś być piłkarzem?
Kiedy dorastałem, mój ojciec był nauczycielem wychowania fizycznego w szkole. Sport był obecny w moim domu, zanim w ogóle zacząłem chodzić. Grałem w piłkę, koszykówkę i wszystko, co możesz sobie wyobrazić. Futbol był jednak na pierwszym miejscu. Najbardziej go polubiłem. Miałem też to szczęście, że tata motywował mnie do przekraczania swoich granic. Zawsze powtarzał, że wszystko muszę robić najlepiej, jak tylko potrafię. “Masz być najlepszy, ciężko pracuj, idź do przodu, osiągniesz wiele”. Wpoił mi mentalność, która od wielu lat jest moją filozofią życia. Pracować nad sobą na 100% każdego dnia – to moje motto.
Taki ojciec to wielka wartość na całe życie.
Zdecydowanie. Był dla mnie motywacją i wsparciem. Kiedyś każdego dnia zawoził mnie na treningi i zabierał z powrotem. Był na każdym meczu domowym i wyjazdowym, pojawiał się na turniejach czy innych wydarzeniach. Przyjeżdżał na moje mecze nawet w innych krajach. To bardzo istotna osoba w kontekście miejsca, w jakim obecnie jestem. Mój tata jest po prostu nieocenionym człowiekiem.
W młodości twoim idolem był Zlatan?
Zinedine Zidane! Jeśli chodzi o obrońców, Alessandro Nesta. Zlatana też oczywiście podziwiam, bo jest najlepszym piłkarzem w historii szwedzkiego futbolu. Tyle osiągnął, a gra dalej, mając 41 lat. To nie człowiek, to potwór.
Jest inspiracją jako aktywny zawodnik nie dla jednego, a przynajmniej dwóch pokoleń.
Dokładnie. Dla szwedzkich dzieci urodzonych trochę później niż ja na pewno był głównym idolem.
Co dał ci futbol?
Bardzo wiele. Przede wszystkim wyjątkowe uczucia, jakimi są triumfy z zespołem. Uwielbiam ten moment, kiedy widzę, że wspólna i ciężka praca daje efekty. Kiedy jeden cel łączy ludzi i daje im w życiu dodatkową motywację. Wydaje się, że to prosta rzecz, ale jest trudna do zrealizowania. Dlatego też jest tak bardzo satysfakcjonująca. Napędza mnie. Kocham ten sport i lubię otaczać się ludźmi z podobnym podejściem.
Futbol dał mi też dużo w życiu prywatnym. Dzięki niemu miałem okazję żyć w wielu krajach. Poznać różne języki, kultury, piękne miejsca. To ogromna cegiełka do rozwoju osobistego. Lepiej widzieć pewne rzeczy na własne oczy, przeżywać je, niż o nich tylko czytać. Dlatego moim zdaniem możliwość podróżowania jest tak cenna.
Piłka nożna to klucz do wielu drzwi.
Nic dodać, nic ująć. Owszem, to jest moja największa pasja. Kiedy jesteś młody, grasz tylko z miłości do sportu. Ciągle ją mam, ale teraz to również moja praca. Musisz być profesjonalistą 24 godziny na dobę. Nawet jeśli nie grasz, musisz ciężko trenować, dbać o regenerację, dobry sen i dietę. To pasja i profesja jednocześnie.
Ale tobie to się podoba. To słychać.
Tak, choć ważne jest również wyłączanie się ze świata sportu. Jeśli to robisz, możesz utrzymać maksymalną koncentrację. W innym razie męczysz się psychicznie. Dlatego, kiedy mam wolne dni, staram się robić coś innego. Spędzać czas z narzeczoną, generalnie zajmować się innymi aktywnościami, które dają energię.
Po zrobieniu researchu na twój temat stwierdzam, że Emil Bergstrom jako człowiek jest ciekawszy niż Emil Bergstrom jako piłkarz. A widzę człowieka przede wszystkim pozytywnego, któremu uśmiech z twarzy nie schodzi.
Cały ja. Zawsze staram się patrzeć na jasną stronę życia i budzić się każdego dnia z myślą, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Widzę szklankę do połowy pełną, nie pustą.
Ale musiałeś mieć trudniejsze momenty w życiu.
Takie też się zdarzały. Nie zawsze wszystko szło po mojej myśli, ale to dotyczy każdego człowieka. Nie jest tak, że udaje mi się każda rzecz. Nie jest też tak, że zawsze jestem uśmiechnięty. Ale nie potrzebuję wiele, że utrzymać swój optymalny poziom szczęścia. Ważne, żeby być zdrowym, mieć zdrowie swoje i w rodzinie, być kochanym. To zawsze pomaga, kiedy przeżywa się trudniejsze chwile. Wtedy reszta przychodzi łatwiej.
Pozytywna dusza to twoja siła.
Myślę, że tak. Potrafię znaleźć w swoim życiu rzeczy, które są pozytywne. Wyciągnąć je na wierzch i nimi żyć. Ważne jest również to, żeby wierzyć, że twoja droga jest słuszna, że złą rzecz możną przekuć w coś pozytywnego. Dla mnie to prostsze, bo z natury jestem optymistą.
Zmieniłbyś coś w swojej przeszłości?
Gdybym o tym myślał, chyba bym zwariował! Przeszłość to przeszłość. To, co wydarzyło się wczoraj, jest historią. Nie zmienisz tego. Można tylko reagować, wyciągać wnioski, myśleć tu i teraz, planować przyszłość. Do tych rzeczy przeszłość jest potrzebna, owszem, ale na pewno nie do rozpamiętywania, co mogło się wydarzyć, a co nie.
Pomyślałem o twojej przeszłości w reprezentacji Szwecji. Miałeś trzy występy, może mogło być ich więcej.
Zawsze pcham siebie do przodu. Albo robię coś na 100%, albo wcale. W takim wypadku nie mogę mieć do siebie żalu, że coś nie wyszło. Kiedy natomiast mój los zależy od kogoś innego, cóż, wtedy jest inaczej. Mówię o reprezentacji. Granie dla swojego kraju to uczucie trudne do opisania, więc i tak cieszę się, że udało mi się je poznać. Powiem tylko tyle, że nigdy nie jest za późno. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie los.
Najsilniejszy Pokemon?
Charizard!
Po twoim Twitterze widać, że jesteś fanem Pokemonów.
To prawda. Kiedy miałem 7-8 lat, wszędzie nosiłem ze sobą Game Boya. Grałem w Pokemony w drodze do szkoły czy w różnych wolnych w chwilach. Kochałem tę grę. Teraz czuję nostalgię, kiedy o tym rozmawiamy. To dla mnie piękny powrót do przeszłości.
Grałeś w Pokemon GO na telefony?
Ta gra została wydana w 2016 roku? Tak, dobrze pamiętam. Każdy mój kolega w to grał, ja również. Świetnie to wspominam. Spotykaliśmy się, żeby łapać Pokemony. Ale to były spotkania na godzinę, nie na pół dnia. Dzisiaj już nie gram. Wolny czas lubię poświęcać na czytanie książek czy słuchanie muzyki. Albo jeżdżenie autem z narzeczoną, zwiedzanie miast, chłonięcie atmosfery miejsc, które poznajemy w różnych państwach.
Jaki typ książek lubisz szczególnie?
Odpowiadają mi chyba wszystkie gatunki. Aktualnie czytam książkę szwedzkiego autora pt. “1794”, która opowiada o życiu w Sztokholmie w tamtych latach. Autor zrobił ogromny research, a napisał łącznie trzy tytuły tego typu. Przeczytałem już “1793”, a potem zostanie mi “1795”.
To typowa historyczna książka?
Jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, ma w sobie sporo faktów, ale autor stworzył historię, która mogła być zbliżona do prawdziwej. Można zatem powiedzieć, że jest w niej element fikcji. Generalnie bardzo lubię tematy historyczne i biografie. Interesują mnie rzeczy, które kiedyś się wydarzyły.
Powiedziałeś też, że lubisz słuchać muzyki. Sprawdziłem, że lubisz też śpiewać.
Muzyka to duża część mojego życia. Kiedy byłem dzieckiem, śpiewałem z mamą w kuchni. Razem gotowaliśmy i słuchaliśmy muzyki. Tata był fanem “The Rolling Stones”, więc w domu było też obecne rockowe brzmienie.
Nagrałeś nawet jedną piosenkę, którą można znaleźć na Youtube. Tytuł: “Blåblå er kärleken”.
Tak! Kiedyś zaproszono mnie do udziału w takim specjalnym projekcie. Powiedziałem: super, dlaczego nie. Tak jak powiedziałem ci wcześniej – lubię doświadczać nowych rzeczy, więc pewnego dnia poszliśmy do studia i nagraliśmy piosenkę.
Uniwersalny człowiek – piłkarz i piosenkarz zarazem.
Lubię odkrywać różne strony życia. Ono dużo oferuje. Warto z tego korzystać, jeśli ma się taką możliwość. Książki, muzyka czy teatr – każda forma artyzmu mnie ciekawi. To samo dotyczy sportu, bo oprócz piłki nożnej lubię oglądać koszykówkę, futbol amerykański czy hokej na lodzie.
Na pewno nie jesteś stereotypowym piłkarzem.
Kiedy ludzie myślą o typowym piłkarzu, na pewno nie pomyślą o Emilu Bergstromie. Nie jestem stereotypowym piłkarzem, zdecydowanie nie!
Widziałem po twoich zdjęciach, że w Szwecji coś studiowałeś. Co to było?
Moje zdjęcie z czapką, które widziałeś, to moment skończenia dwunastoletniej edukacji w Szwecji. Potem, kiedy byłem już zawodnikiem pierwszego zespołu Djurgardens, zrobiłem studia ekonomiczne. Miałem wtedy bardzo mało czasu. Rano treningi i rzeczy związane z piłką nożną, a po południu cztery godziny nauki. Tak wyglądało moje życie przez dwa lata.
Jest takie zdjęcie, na którym studiujesz matematykę w trakcie wyjazdu na mecz.
Dłuższe podróże autobusem były dobrym momentem. Robiłem z tego czasu użytek. Uczyłem się, później grałem mecz, by w drodze powrotnej znów wyciągać zeszyt.
Dobrze się uczyłeś?
Szkołę czy studia kończyłem z możliwie najwyższymi ocenami, więc chyba mogę powiedzieć, że tak. Mówiłem ci już, że tata popychał mnie do przodu w sporcie, ale robił to również w nauce. Powtarzał “Emil, w szkole też zawsze musisz być najlepszy. Nieważne, jak to zrobisz, ale tak musi być”. Nałożył na mnie takie poczucie odpowiedzialności, że nie mogłem się nie uczyć. Mimo to, i tak uważam, że szkoła jest bardzo ważna. Nigdy nie wiesz, czy pierwotne plany na karierę sportową nie posypią się za wcześnie. Warto być przygotowanym, żeby nie skończyć w życiu z niczym.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie brzmisz jak osoba, która miałaby problem z ambitnym podejściem nawet w wieku 75 lat.
Czas pokaże! Zobaczymy, czy dożyję. Na pewno uważam, że zawsze możemy zacząć coś nowego niezależnie od wieku. Znaleźć inne hobby, poszukać jakiegoś wyzwania, po prostu cieszyć się życiem i dzielić się nim z bliskimi. Tym się kieruję i to mi się raczej nie znudzi.
Ty zacząłeś coś nowego jeszcze przed końcem kariery piłkarskiej. Jesteś współzałożycielem firmy Nordic Fuel.
Kilka lat temu doszliśmy z kolegą do wniosku, że warto wprowadzić na rynek najlepszą żywność dla aktualnych i przyszłych sportowców. Kiedy ja dorastałem, nie miałem wielu wyborów. Po szkole, w drodze na trening, musiałem jednak coś zjeść. Chodziłem do McDonalda i jadłem np. cheeseburgera, ale to nie był dobry sposób na odżywianie organizmu. Nie tego potrzebuje nasze ciało, które przy wzmożonym wysiłku powinno bazować na czymś innym.
Stwierdziłem, że dzięki firmie będę mógł promować jedzenie o wysokiej jakości. Takie, które dostarcza odpowiednich makroskładników. Współpracujemy z dietetykami, więc nasi klienci mają pewność, że dostają coś dobrego i sprawdzonego. To biznes, ale od samego początku ma jasny cel, z którym się utożsamiam. Z naszego jedzenia korzystają również dzieci, które dojrzewają i uczą się nawyków. Ważne jest, żeby jednym z nich nie było jedzenie fast foodów. To dobry moment na uświadamianie, że do bycia lepszym sportowcem potrzebna jest dbałość o dietę.
To twoja filozofia, więc w prowadzeniu biznesu jesteś autentyczny.
Tak, ten biznes wynika z pasji i mojego podejścia do życia. Jeśli mogę sprawić, że mój produkt znajdzie się w sklepie, a młodzież będzie mogła z niego skorzystać, to to robię. Czuję wtedy, że działam dla dobra społeczności. Robię coś, co robiłbym dla samego siebie.
To będzie twój sposób na życie po karierze?
To jeden z pomysłów, ale pamiętaj – życie prowadzi nas przez wiele dróg.
Możesz też uczyć ludzi budować masę mięśniową. Widać, że masz o tym pojęcie.
Kocham siłownię, kocham ciężką pracę, więc czemu nie? Może trener personalny dla piłkarzy z elementem fizjoterapii? Nie wiem, choć to brzmi interesująco. Możliwości na pewno będzie dużo.
Jakie są twoje marzenia?
Chciałbym poślubić moją narzeczoną i mieć w przyszłości zdrowe dzieci. To marzenie o byciu ojcem. Jeśli chodzi o futbol, chciałbym grać jak najdłużej. Dopóki będę mógł dawać z siebie 100% i nie będą męczyć mnie kontuzje, nie zatrzymam się.
Będziesz dla swoich dzieci takim ojcem jak twój ojciec dla ciebie?
Kiedy patrzę w przeszłość, mam wrażenie, że mógł trochę przesadzać. Patrząc na to z drugiej strony, dzięki niemu odniosłem sukces. Dlatego będę musiał odnaleźć właściwy balans. Na pewno będę wspierał swoje dzieci w każdej decyzji, jaką podejmą. I popychał je do przodu, ale nie za mocno. Na szczęście mam jeszcze dużo czasu, żeby przemyśleć swoją taktykę na wychowywanie dzieci.
WIĘCEJ O GÓRNIKU ZABRZE:
- Caryca z Zabrza. Czy Górnik służy do wygrywania wyborów?
- Czy Górnik Zabrze znów jest skazany na przeciętność?
- Pan Podolski jest debeściak. I jego mafia też!
- Sensacja! KKS Kalisz wyrzucił za burtę Pucharu Polski Górnika Zabrze!
Fot. Newspix