Do Częstochowy przyjechała Legia, przekręcił ją sędzia. Do Częstochowy przyjechał Lech, przekręcił go sędzia. W Częstochowie szczęście sprzyja chyba tylko Markowi Papszunowi, który w tydzień mógł utonąć, tymczasem poprawił swoje notowania.

W przerwie meczu z Lechem Poznań można było Marka Papszuna zwalniać. Raków Częstochowa wyszedł mocno, wysoko, wywalczył rzut wolny przed szesnastką, wpadł w pole karne za sprawą Jonatana Brauta Brunesa, strzelił też gola po centymetrowym spalonym Iviego Lopeza, zapisał na konto fatalne pudło Imada Rondicia, który źle ułożył głowę i… stracił bramkę.
Z minuty na minutę maszynie Papszuna zacierał się silnik. Obrazem nędzy i rozpaczy był kontratak, który zdechł, zanim naprawdę się rozpoczął. Ivi po prostu bezradnie stanął na własnej połowie, rozejrzał się i zorientował się, że nikomu nawet nie chce się biec, więc i on dał sobie spokój.
Nie minęło wiele czasu i Lech też zdał sobie sprawę z bierności Rakowa. Wykorzystał to w najlepszy sposób: Joel Pereira wędrował, wędrował i zapędził się w okolice szesnastego metra. Przyzwyczailiśmy się do tego, że boczny obrońca pojawia się w środkowej strefie boiska, wcielając się w rolę szóstki czy ósemki. Dziesiątka to coś nowego. Ofensywny pomocnik Pereira nie musiał jednak robić niczego, czego nie umie.
Po prostu przełożył rywala, kopnął sprzed szesnastki i Lech otworzył wynik spotkania.
𝐉𝐎𝐄𝐋 𝐏𝐄𝐑𝐄𝐈𝐑𝐀! ⚽ Sprytny strzał przy słupku i Lech prowadzi w Częstochowie! 🔥
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/f6sAohx3ZQ
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 24, 2025
Ekstraklasa. Cztery anulowane gole w meczu Raków Częstochowa — Lech Poznań
Tak dobrze ułożonej nogi zabrakło Iviemu, gdy podszedł do rzutu wolnego na piątym metrze i próbował umieścić piłkę w okienku. Nie umieścił, przestrzelił. Stałe fragmenty gry też lepiej zagrały Lechowi Poznań — po jednym, tuż przed zejściem do szatni, do siatki trafił Alex Douglas, ale gola zabrał mu Timothy Ouma. Jakim cudem? Strzał Douglasa był drugim w kolejności, bo najpierw uderzał Antonio Milić. I właśnie wtedy Ouma zaangażował się w akcję, utrudniając interwencję bramkarzowi.
Gdybyśmy w tym momencie — do przerwy zostało sześć minut plus to, co doliczy sędzia — powiedzieli, że Lech trafi jeszcze raz, ale i ten gol nie zostanie uznany, a potem jeszcze raz… Większość drapałaby się po głowie. Tymczasem tak właśnie było: Kacper Trelowski pod naciskiem Kornela Lismana obciął się i podał pod nogi Luisa Palmy. Pech w tym, że Palma oddał piłkę (trochę przypadkowo, bo będąc faulowanym) Lismanowi, który nie zdążył wrócić ze spalonego.
W związku z tym sytuacja bramkowa Mikaela Ishaka nie miała znaczenia, skończyło się na rzucie wolnym po wycięciu Palmy.
Honduranin następnym razem sam dopilnował przepisów. Po prostu zabrał się z piłką po długim podaniu Antoniego Kozubala, położył na tyłku Imada Rondicia, zszedł do środka pola karnego i w końcu zdobył pełnoprawnego, legalnego, uznanego gola. Ba, mógł dołożyć do niego nieziemską asystę, bo chwilę potem podbił sobie futbolówkę i zagrał ją piętą do Ishaka, ale z tej mąki chleba nie było, Szwed obił nogi rywala.
𝐋𝐔𝐈𝐒 𝐏𝐀𝐋𝐌𝐀𝐀𝐀𝐀𝐀𝐀! 🔥 Piękny zwód i pewne wykończenie! 🔝 Kolejorz prowadzi z Rakowem 2:0!
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/jkhPDVrIUR
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 24, 2025
Raków w przewadze odrobił straty z Lechem. Mógł nawet wygrać
Po takich czterdziestu pięciu minutach do drukarni wysłano nekrologi dedykowane projektowi Marka Papszuna. Zero zdziwienia, nie zapowiadało się na to, że tak rozłożona na łopatki drużyna jeszcze się pozbiera. Pozbierała się głównie dzięki… Palmie. Idiotyczny, niebezpieczny atak skrzydłowego na Zorana Arsenicia skończył się czerwoną kartką tego pierwszego i poważną kontuzją drugiego. W przewadze karta się odwróciła za sprawą tego, co Rakowowi zawsze wychodziło najlepiej.
𝐂𝐙𝐄𝐑𝐖𝐎𝐍𝐀 𝐊𝐀𝐑𝐓𝐊𝐀 𝐃𝐋𝐀 𝐋𝐔𝐈𝐒𝐀 𝐏𝐀𝐋𝐌𝐘! 🟥 Nieodpowiedzialne wejście zawodnika Lecha!
Czy Raków wykorzysta grę w przewadze? 🤔 pic.twitter.com/EZvlHw6Zcu
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 24, 2025
Marko Bulat zagrał z narożnika boiska tak, że Peter Barath dostawił głowę na dalszym słupku, zmniejszając straty. Potem Bulat sam wpakował się w pole karne i wpadł w Aleksa Douglasa. Wpadł, bo ciężko to nazwać faulem Szweda, ale Szymon Marciniak wątpliwości nie miał, wskazał na „wapno”. Rzut karny Iviego ponownie uratował dał drużynie Marka Papszuna remis w kontrowersyjnych okolicznościach.
𝐃𝐖𝐀 𝐆𝐎𝐋𝐄 𝐃𝐋𝐀 𝐑𝐀𝐊𝐎𝐖𝐀!⚽⚽ Gospodarze wykorzystują grę w przewadze i doprowadzają do remisu po golach Pétera Barátha i Iviego Lopeza!
📺 Transmisja meczu w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/54KRMEj7C2 pic.twitter.com/7ZXHuBmF2h
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 24, 2025
Na koniec zresztą Lech mógł się nawet cieszyć, że wywozi z Częstochowy ten punkt. Raków tworzył sobie sytuację za sytuacją. Gola Brunesa anulował VAR, dopatrując się spalonego. W przypadku Iviego w pierwszej połowie decydował paznokieć, teraz natomiast przeważyło… kolano. Diaby-Fadiga i Repka gola zabrali sobie sami, nawzajem, przeszkadzając sobie w powietrzu po dośrodkowaniu w pole karne. Nie trafił Svarnas, nie dobił Ameyaw. Gromy sypały się jeden za drugim, ale działał piorunochron.
Tyle że z racji na to, w jaki sposób padł gol wyrównujący, i tak pozostaniemy z pytaniem: czy to sędziowie ratują posadę Marka Papszuna?
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Edward Iordanescu i Legia Warszawa. Permanentna niepewność z obu stron?
- Adrian Siemieniec cieszy się, że ma klocki, a nie stęka, że nie są poukładane
- Kryzysowi pucharowicze. Można jak Lech, ale można też jak Raków
fot. Newspix