Reklama

Męczarnie Igi Świątek. Polka awansowała do III rundy, ale musiała się napocić

Sebastian Warzecha

28 sierpnia 2025, 20:06 • 4 min czytania 6 komentarzy

Zdecydowana większość polskich kibiców mogła do dziś nie wiedzieć o istnieniu Suzan Lamens. Ale po tym, jak Holenderka zagrała z Igą Świątek, powinni zapamiętać to nazwisko. Owszem, Polka nie zaliczyła występu na swoim poziomie, ale rywalka potrafiła to wykorzystać. Na tyle, że wygrała drugiego seta, a w trzecim była w stanie z Igą powalczyć. Ostatecznie jednak to Świątek – zgodnie z oczekiwaniami – okazała się lepsza.

Męczarnie Igi Świątek. Polka awansowała do III rundy, ale musiała się napocić

Iga Świątek w III rundzie US Open. Choć łatwo nie było

Suzan Lamens przeżywa ostatnio najlepszy czas w swojej karierze, ale nadal jest tenisistką spoza TOP 50 – przed US Open sklasyfikowana była na 66. miejscu w rankingu WTA. Nie oczekiwaliśmy więc, że sprawi Idze Świątek wielkie problemy. A wyszło zupełnie inaczej. Choć pierwszy set niczego takiego nie zwiastował. Lamens niby próbowała grać z Igą, jak równa z równą, ale w większości wymian bardzo szybko przekonywała się, że równowagi to tu nie ma.

Reklama

Cała pierwsza partia przeszła więc szybko i bez historii – Polka wygrała 6:1.

Drugi set początkowo też był dla Igi dobry. Przynajmniej wynikowo, bo jeśli o grę chodzi, to ta wyraźnie się po stronie Świątek pogorszyła. Iga była rozregulowana, popełniała mnóstwo błędów, co chwilę wyrzucała forehand. Widać było, że źle się ustawia, że momentami nie nadąża. A Lamens zrobiła coś, co w tenisie jest bardzo trudne – równocześnie przyspieszyła swoje zagrania, grała mocniej, bardziej płasko, ale też… rzadziej się myliła, odgrywając na drugą stronę nawet naprawdę trudne piłki.

Suzan wspięła się na naprawdę znakomity poziom i nawet jeśli Świątek nieco jej w tym pomogła, to wypadało docenić to, jak prezentowała się Holenderka.

Mimo tego jednak dwa razy straciła serwis. W obu przypadkach jednak była w stanie od razu Igę odłamać. I to też było coś, co pokazywało, że pogorszyła się dyspozycja Świątek – w pierwszym secie Polka znakomicie serwowała. W drugim – bardzo, ale to bardzo źle. Rzadko trafiała pierwszym podaniem, drugie za to nie przynosiło jej przewagi w akcji. A na przestrzeni kilku, czasem kilkunastu odbić, często dawała rywalce punkty. Ba, w pewnym momencie zdawało się, że więcej na korcie zależy od tego, co zrobi Lamens.

A to naprawdę niezwykłe, by Iga oddała tak pole przeciwniczce. Zwłaszcza z tych pozycji rankingowych.

W dodatku Suzan naprawdę zrobiła wiele, by mecz przedłużyć. Grała tak dobrze, że od stanu 3:4 ze stratą przełamania wygrała… trzy kolejne gemy. Dwukrotnie w tym czasie przełamała Igę, wygrała całego seta. I zrobiło się nerwowo, tym bardziej, że – mimo przerwy toaletowej – gdy Świątek wróciła na kort, nadal nie prezentowała swojego tenisa. Jej sztab próbował ją ożywić, wykrzykiwał czy to komendy, czy to słowa zachęty, ale Polce po prostu nie szło. Owszem, utrzymała podanie, ale ze sporymi problemami.

Niespodziewanie jednak to Lamens pękła. W trzecim gemie decydującej partii popełniła kilka błędów – w tym dwa podwójne przy serwisie – i ostatecznie dała się Idze przełamać. I to jakby Świątek ożywiło. Iga wróciła do spokojniejszej gry, nie szukała na siłę winnerów, zamiast tego rozmontowywała rywalkę. I to na tyle skutecznie, że nie tylko wygrała swojego gema serwisowego, ale też kolejnego przy serwisie Holenderki. Ta część strat jeszcze odrobiła, gdy poziom serwowania u Świątek na moment jeszcze opadł, ale nie zdołała już odwrócić losów meczu.

Polka, choć naprawdę się na korcie męczyła, finalnie wygrała.

– Zaczęłam trzeciego seta lepiej, niż poprzedniego. Potem chciałam po prostu być pewna siebie na serwisie. Cieszę się, że domknęłam to dość szybko, nawet jeśli straciłam jednego breaka. Czułam, że wiele zależy od tego, czy będę popełniać błędy.  I popełniałam je, a ona skorzystała ze swoich szans. Nie było łatwo, ale trzeci set był „resetem”, zaczynałyśmy od zera. Starałam się być po prostu dokładniejsza – mówiła po spotkaniu.

A nam pozostaje liczyć, że to mecz taki, jak z Cathy McNally na Wimbledonie. Tam Iga przegrała pierwszego seta, potem wygrała dwa kolejne i awansowała dalej. Co ciekawe – wtedy to też była druga runda i… jedyna partia, jaką Świątek straciła w całym turnieju. Ot, mecz na otrzeźwienie i zmuszenie do wejścia na wyższy poziom. Tak to wtedy było.

I oby historia się powtórzyła.

Iga Świątek – Suzan Lamens 6:1, 4:6, 6:4

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Idze Świątek na Weszło:

6 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama