Przed kluczowym meczem Lecha w walce o Ligę Mistrzów Afonso Sousa zgłasza uraz, w który nikt w Poznaniu nie wierzy. Efthymios Koulouris w obliczu bajońskiej oferty z Arabii Saudyjskiej nabawia się bólu pleców, o którym właściciel Pogoni mówi na gorąco w Niecieczy, że to „element biznesu”. Gwiazdy Ekstraklasy negocjują swoje transfery w sposób, który trudno zaakceptować. Bez szacunku dla obecnych (wciąż) pracodawców.

Jesteśmy pierwsi, żeby krytykować polskie kluby za zsyłanie piłkarzy do Klubów Kokosa. Karne treningi o piątej rano, bieganie po schodach, analiza jednego meczu przez osiem godzin – swego czasu była to rzeczywistość zawodników, którzy nie chcą przedłużyć swoich umów lub zgodzić się na niższe zarobki bądź przedwczesne rozwiązanie kontraktu. Nasz futbol znacznie ucywilizował się w tej kwestii – dziś na „niechętnego do współpracy” piłkarza może czekać maksymalnie odsunięcie od zespołu – niemniej wciąż mówimy o zjawisku, które jest w polskiej piłce powszechne.
I o każdym takim przypadku warto mówić.
Dlaczego? Bo kontrakty trzeba szanować.
Sytuacja jest prosta – skoro piłkarz ma podpisaną umowę do czerwca, to ma prawo funkcjonować do tego czasu na identycznych warunkach, co każdy inny zawodnik. Jeśli klub zamierza go tyrać i w ten sposób przymusić do czegoś – mówimy o patologicznej sytuacji, bo to de facto forma mobbingu.
Sousa i Koulouris – nagłe urazy
Co ma powyższa sytuacja do urazów Koulourisa i Sousy? Ano to, że tak jak często stajemy za piłkarzami, którzy są ofiarami nieczystych zagrywek ze strony klubów, tak w tych konkretnych przypadkach na podobną zagrywkę zdecydowali się sami zawodnicy. Jeden próbuje przymusić klub do zgody na odejście, a drugi gra pod siebie w obawie, że ewentualny występ może oznaczać uraz (prawdziwy), a to wysypałoby jego transfer.
Obie zagrywki są nieuczciwe wobec klubów.
Dlaczego? Bo kontrakty trzeba szanować.
Lech zachował się wobec Afonso Sousy bardzo fair. Cały czas w niego wierzył, co po dwóch słabych sezonach wcale nie było oczywistością (jego liczby w 23/24 – zero goli i jedna asysta). Latem tylko Portugalczyk z grona kluczowych zawodników dostał zgodę na odejście. Banku wcale nie rozbija, skoro biją się o niego Shabab Al-Ahli ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz turecki Samsunspor. Mimo to Lech trzyma się ustaleń i nie zamierza blokować piłkarza, jeśli tylko wpłynie do niego oferta na umówioną wcześniej kwotę.
Ta wciąż nie przyszła, Sousa nadal siedzi w Poznaniu. Czy w tej sytuacji „Kolejorz” nie powinien mieć prawa skorzystać z zawodnika, zwłaszcza w obliczu tak ważnego spotkania jak z Crveną zvezdą?
Oczywiście, że powinien.
Grek wrócił do treningów
Sytuacja z Koulourisem jest inna, ale też należy trzymać w niej stronę klubu. Grek jest kuszony przez szejków z Arabii Saudyjskiej. Według portalu sportdog.gr, napastnikowi zaproponowało najpierw dwa miliony euro za rok kontraktu, by podbić je później do kwoty… czterech milionów. O ile zawodnika takie warunki bardzo urządzają, o tyle Saudyjczycy nie są już tak hojni w stosunku do samej Pogoni.
A ta ma i pieniądze, i swoje ambicje. Nie zamierza zgadzać się na propozycję, która jej nie zadowala. – W gry to można grać na boisku albo z dziećmi. Koulouris nie jest na sprzedaż. Nie w tym roku. Został mu rok kontraktu z Pogonią i wypełni go – wprost zapowiedział w C+ Alex Haditaghi, dodając, że zaproponował napastnikowi nową, trzyletnią umowę, wedle której stałby się najlepiej opłacanym zawodnikiem w historii „Portowców”. Tan Kesler przyznawał w C+, że do transferu króla strzelców przekonałaby go tylko „szalona oferta”.
Czy Pogoń ma prawo postępować w ten sposób? Pewnie, że ma. Są kluby, które z pocałowaniem ręki przyjęłyby dwa miliony euro za 29-letniego piłkarza (większość), ale są też takie, które uznają, że zostawiając go w kadrze na jeden sezon mogą zarobić znacznie więcej. Pogoń zaryzykowała, oferując Koulourisowi na starcie trzyletni kontrakt, co dało mu dużą stabilizację. Teraz Pogoń oczekuje, że nie tylko piłkarz będzie czerpał zyski z tak długiej umowy, ale też sam klub.
Dlaczego? Bo kontrakty trzeba szanować.
Na szczęście Koulouris zażegnał już enigmatyczny ból pleców i znów trenuje z drużyną. I brawa dla Pogoni, że tak twardo postawiła sprawę, pokazując, że piłkarz niczego swoją postawą nie ugra. Tak mocnej karty przetargowej nie ma Lech, który jest już pogodzony z odejściem swojej gwiazdy. I oby po dzisiejszym wieczorze głównym tematem w Poznaniu nie było gdybanie o tym, co mogłoby się wydarzyć przy Bułgarskiej, gdyby po murawie biegał lider środka pola.
WIĘCEJ O MECZU LECHA Z CRVENĄ ZVEZDĄ NA WESZŁO:
- Niels Frederiksen ma plan na Serbów. “Możemy ich zranić, mają słabe strony”
- “Król życia” i uczeń Balotelliego. Kim jest Marko Arnautović, postrach Lecha Poznań?
- Rosyjscy bracia. Oto najbliższy rywal Lecha Poznań
Fot. newspix.pl