Reklama

Polacy przegrali w Lidze Narodów. Włosi lepsi po tie-breaku

Sebastian Warzecha

25 czerwca 2025, 22:30 • 4 min czytania 11 komentarzy

To miało być show. I było. Zresztą trudno o inny scenariusz, gdy spotykają się dwie najlepsze drużyny świata – nawet jeśli jedna z nich nie gra pierwszym garniturem. Mecz Polaków z Włochami w Lidze Narodów skończył się tie-breakiem, a wcześniej oglądaliśmy sporo znakomitej siatkówki. Z naszej perspektywy nie zgadza się tu tylko wynik – lepsi byli bowiem ostatecznie nasi rywale. Ale można się było tego spodziewać – oni wyszli bowiem najmocniejszym zestawieniem.

Polacy przegrali w Lidze Narodów. Włosi lepsi po tie-breaku

Liga Narodów siatkarzy. Polacy z pierwszą porażką

W pierwszym turnieju tegorocznej Ligi Narodów Polacy wygrali wszystkie swoje mecze, choć grali tak naprawdę trzecim składem. Wygrali, dodajmy, każdy z nich za trzy punkty, więc liderowali ogólnej tabeli rozgrywek. Do Chicago – na drugi turniej – polecieli w podobnym zestawieniu, choć wrócił na przykład Kamil Semeniuk, który wcześniej miał urlop po długim sezonie klubowym, zakończonym wygraną w Lidze Mistrzów, i walce z urazem. Z konieczności w kadrze pojawił się też Aleksander Śliwka, który do kolegów dołączył na ostatnią chwilę, zastępując kontuzjowanego Rafała Szymurę.

Reklama

Poza tym jednak nadal sporo było zawodników mniej doświadczonych, takich, którzy dopiero uczą się gry w reprezentacji.

Włosi z kolei wystawili dziś pierwszy garnitur. Był więc Alessandro Michieletto, był Simone Giannelli, była też cała reszta tej znakomitej włoskiej ferajny, która trzy lata temu zdobyła mistrzostwo świata, pokonując Polskę w finale. A rok później od tej Polski oberwała z kolei w meczu o złoto mistrzostw Europy. W skrócie – w ostatnich latach nie ma tak regularnych drużyn jak Polska i Włochy. I tak dobrych. I choć na dzisiejsze starcie w Chicago wychodziliśmy drugim garniturem, to i tak mogliśmy oczekiwać, że obejrzymy kawał dobrej siatkówki.

Choć zaczęło się od seta, o którym Polacy woleliby pewnie jak najszybciej zapomnieć. Przegrali go bowiem do 17 i mało co im w tym momencie meczu wychodziło. Włochom za to – niemal wszystko. Nieważne czy ataki, czy obrony, czy bloki – w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła byli po prostu w tej partii lepsi. Podobnie zaczęli drugą, ale tutaj Biało-Czerwoni dość szybko się pozbierali, jakby faktycznie nagle ktoś magicznym przełącznikiem sprawił, że świadomość tego, co i jak grali w pierwszej partii, została im nagle wymazana z umysłów.

Ciągnął naszą grę znakomity blok, ale też dwójka doświadczonych liderów w osobach Kamila Semeniuka i Artura Szalpuka. To w dużej mierze za ich sprawą Polacy przejęli inicjatywę na parkiecie i ostatecznie doprowadzili do piłki setowej. Kto skończył tę partię? Semeniuk, skuteczną kiwką. W kolejnej partii wszystko wyglądało podobnie – najpierw długo obie ekipy kręciły się w okolicach remisu, a jako pierwsi odskoczyli… Włosi (14:11). Tyle tylko, że Polacy szybko się pozbierali i najpierw doprowadzili do remisu, a potem objęli prowadzenie. A gdy to zrobili – poszli za ciosem i wygrali do 21.

Czwarty set? Znów wyrównana walka, znów jako pierwsi odskoczyli Włosi. Tyle tylko że tym razem Biało-Czerwonym nie udało się strat odrobić, a wręcz przeciwnie – te się tylko powiększały i skończyło się setem przegranym pięcioma punktami. O wszystkim zdecydować miał więc tie-break, a ten był istną karuzelą emocji. Początkowo lepsi byli bowiem Włosi, ale już po zmianie stron Polacy zanotowali kilka świetnych akcji i po gwoździu Jakuba Nowaka zrobił się remis. A potem wyszliśmy nawet na prowadzenie.

Później przyszła jednak długa akcja, którą mogliśmy wygrać kilkukrotnie, a ostatecznie punkt zdobyli Włosi – świetnym blokiem. Kolejna wymiana to challenge naszych rywali, który wykazał, że piłka minimalnie zahaczyła o ręce naszego zawodnika, nim wyszła na aut. Jeszcze kolejna – znów challenge, znów udany. A potem as serwisowy Kamila Rychlickiego i, w kolejnej akcji, błąd Artura Szalpuka, który minimalnie wyrzucił swój atak. Efekt był taki, że od stanu 11:10 dla Polski, Biało-Czerwoni nie wygrali już ani punktu.

Trudno jednak krytykować ich po takim meczu, bo grając drugim (a może i trzecim, nie licząc Semeniuka) składem, rywalizowali jak równi z równymi z pierwszym garniturem Włochów. A to pokazuje, jak wielki potencjał jest w naszej ekipie, przed którą w Chicago jeszcze mecze z Kanadą, Brazylią i Stanami Zjednoczonymi.

Polska – Włochy 2:3 (17:25, 25:23, 25:21, 20:25, 11:15)

Czytaj więcej o siatkówce:

Fot. Newspix

11 komentarzy

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Polecane

Reklama
Reklama