Kibice Crystal Palace na trofeum czekali od… zawsze. Fani Newcastle United, Bolonii czy Go Ahead Eagles – od dekad. W tym towarzystwie sympatycy Tottenhamu Hotspur nie wyglądają nawet na szczególnie mocno wyposzczonych, ostatecznie oni na sukces swojej drużyny wyczekiwali „zaledwie” przez siedemnaście lat. I doczekali się wczoraj, gdy Spurs pokonali Manchester United 1:0 w finale Ligi Europy. Mamy zatem na Starym Kontynencie prawdziwy sezon przełomów. Zdejmowane są kolejne klątwy, a okazję do świętowania mają kluby i piłkarze nieprzyzwyczajani do uczestnictwa w fetach i triumfalnych przejazdów odkrytymi autokarami.

Kto w 2025 roku uporał się z klątwą „zero tituli”?
Dla jasności – pisząc o „trofeach” mamy na myśli te najbardziej prestiżowe, zdobywane w rozgrywkach krajowych i międzynarodowych. Nie bierzemy zatem pod uwagę na przykład Pucharu Intertoto czy pomniejszych, lokalnych i na ogół dawno zapomnianych mini-turniejów.
Klątwa już na nich nie ciąży. Oni w 2025 roku dokonali przełomu
Tottenham Hotspur – pierwsze trofeum od 2008 roku
Zaczynamy oczywiście od Spurs, którzy – jako się rzekło – zatriumfowali w finale Ligi Europy i zerwali z siebie wreszcie łatkę zespołu zawsze potykającego się o własne nogi na ostatniej prostej. To dopiero drugi sukces londyńczyków w bieżącym stuleciu, a pierwszy od sezonu 2007/08.
Wtedy drużyna dowodzona przez Juande Ramosa sięgnęła po Puchar Ligi Angielskiej, w finale pokonując Chelsea. Później Spurs wielokrotnie byli blisko kolejnych trofeów, ale ani razu nie udało im się postawić kropki nad i. Trzykrotnie przegrywali finały Pucharu Ligi (w 2009, 2015 i 2021 roku), raz polegli w finale Champions League (w 2019 roku), a sezon 2016/17 zakończyli jako wicemistrzowie Anglii. Jak na ironię, niemoc udało im się przełamać akurat w sezonie, który pod wieloma względami układa im się fatalnie. Dość powiedzieć, że w tej chwili Tottenham plasuje się na 17. miejscu w Premier League z 21 ligowymi porażkami na koncie.
– Ja zawsze wygrywam trofea w swoim drugim roku. Nie mówię czegoś, jeśli w to nie wierzę – stwierdził trener Ange Postecoglou przed finałową konfrontacją z Manchesterem United w Lidze Europy. Jak się okazało – nie rzucał słów na wiatr.
Newcastle United – pierwsze trofeum od 1969 roku
Ekipa Srok również latami pracowała na reputację „wiecznych przegranych”.
Newcastle ostatnie mistrzostwo kraju wywalczyło bowiem jeszcze przed II wojną światową, a ostatni Puchar Anglii – w 1955 roku. Od tego czasu gracze z St James’ Park sięgnęli zaledwie po jedno znaczące trofeum – Puchar Miast Targowych w sezonie 1968/69. Poza tym, totalna posucha. Szczególnie bolesne dla kibiców Newcastle okazały się lata 90., gdy ich ulubieńcy dwukrotnie uplasowali się na drugim miejscu w Premier League i przegrali dwa finały FA Cup.
Na spontanie po mistrzostwo Anglii. Wielka improwizacja Kevina Keegana
W sezonie 1995/96 Sroki prowadziły w wyścigu o mistrzostwo Anglii prawie przez cały sezon, lecz na finiszu Kevin Keegan i jego podopieczni pękli pod presją, z czego skrzętnie skorzystał Manchester United dowodzony przez Alexa Fergusona. – Sir Alex przekroczył wtedy granicę. Tutaj widać różnicę pomiędzy nim a mną. Ja pewnych granic nie przekraczałem nigdy. Pewnie dlatego on wygrał Premier League trzynastokrotnie, a ja nie zdobyłem żadnego tytułu – przyznał po latach Keegan, komentując gierki psychologiczne managera Czerwonych Diabłów, które wyprowadziły go z równowagi w kulminacyjnym punkcie sezonu.
W 2023 roku Manchester United znowu zagrał Srokom na nosie, tym razem wygrywając z nimi w finale Pucharu Ligi Angielskiej. Jednak w sezonie 2024/25 podopieczni Eddiego Howe’a wreszcie dopięli swego. 16 marca pokonali na Wembley 2:1 Liverpool i zatriumfowali w EFL Cup.

Bologna FC – pierwsze trofeum od 1974 roku
Bologna już w poprzednim sezonie mogła uchodzić za rewelację włoskiej ekstraklasy. Zespół dowodzony przez Thiago Mottę uplasował się wówczas na piątym miejscu w Serie A, co zapewniło mu udział w kolejnej edycji Champions League. Sam szkoleniowiec udaną kadencją zapracował natomiast na przenosiny do Juventusu. Jednak zmiana na ławce trenerskiej wcale nie podcięła drużynie skrzydeł. Wręcz przeciwnie, pod wodzą Vincenzo Italiano ekipa ze Stadio Renato Dall’Ara pod wieloma względami prezentuje się nawet korzystniej niż przed rokiem, mimo że koniec końców zajmie we włoskiej ekstraklasie nieco gorszą lokatę.
O udział w europejskich pucharach od dawna nie muszą się już jednak w Bolonii martwić, a to dzięki sukcesowi w Pucharze Włoch. 14 maja Bologna pokonała 1:0 Milan na Stadio Olimpico, zdobywając w ten sposób pierwsze trofeum od 1974 roku (też Coppa Italia) i zaledwie czwarte w powojennych dziejach klubu.
To przy okazji pierwszy tak znaczący wyczyn w trenerskiej karierze Italiano, który wcześniej – jako szkoleniowiec Fiorentiny – przegrał aż trzy finały: dwa w Lidze Konferencji, jeden w Pucharze Włoch. – To najlepszy trener w kraju – stwierdził z przekonaniem Riccardo Orsolini. – Jest niedoceniany. Po tygodniu pracy z nim, byłem gotów skoczyć za niego w ogień. Trudno wskazać jednego zawodnika, który nie rozwinąłby się dzięki współpracy z Italiano.
Go Ahead Eagles – pierwsze trofeum od 1933 roku
Kiedy Go Ahead Eagles święciło swe największe triumfy na krajowym podwórku, nie istniała jeszcze nawet Eredivisie. Natomiast w erze holenderskiego futbolu, którą moglibyśmy określić jako „nowożytną”, klub ten kojarzony był już głównie z tym, że przez jego szeregi przewinęło się wielu utalentowanych piłkarzy, a na jego ławce trenerskiej zasiadło paru błyskotliwych fachowców. Leo Beenhakker, Erik ten Hag, Robert Maaskant, Henk ten Cate, Marc Overmars, Paul Bosvelt, Bert van Marwijk, Raimond van der Gouw, Demy de Zeeuw – każdy z tych dżentelmenów na pewnym etapie kariery był związany z ekipą z Deventer.
W barwach Go Ahead Eagles występowali też Michał Janota i Henrik Ojamaa. To dopiero robi wrażenie!
O dziwo jednak, nawet z Janotą na pokładzie, zespół nie był w stanie włączyć się do walki o najwyższe cele. Na przestrzeni ostatnich dekad występował głównie na zapleczu holenderskiej ekstraklasy. W 2021 roku nastąpił jednak przełom, gdyż drużyna wywalczyła awans do Eredivisie. Rok później dotarła do półfinału Pucharu Holandii. Trzy lata później zdobyła prawo do występu w Lidze Konferencji Europy. No a 21 kwietnia tego roku podopieczni Paula Simonisa zatriumfowali w finale KNVB Cup nad AZ Alkmaar. I to w jakich okolicznościach… Mats Deijl trafił do siatki w dziewiątej minucie doliczonego czasu, wyrównując stan finałowej rywalizacji na 1:1 i doprowadzając do dogrywki. Ta nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w konkursie rzutów karnych gracze Go Ahead Eagles okazali się skuteczniejsi.
Niestety, wielkiego sukcesu nie doczekał jeden z jego architektów – przedsiębiorca Kees Vierhouten. 51-letni właściciel klubu zmarł nagle w czerwcu minionego roku, wskutek zatrzymania akcji serca. Jego wielkim marzeniem było zobaczenie Go Ahead Eagles na okładce magazynu „Voetbal International” – oczywiście po wygranej w Pucharze Holandii drużyna z Deventer została w ten sposób wyróżniona. Pamiątkowy egzemplarz pisma otrzymał syn Vierhoutena.
Harm Vierhouten nam na de huldiging van Go Ahead Eagles een ingelijste VI-cover in ontvangst. De wens van vader Kees ging daarmee in vervulling. Bekijk de hele video hier: https://t.co/9TSC0bRVOa #gae pic.twitter.com/O5OlFdmN4p
— Sander Janssen (@SanderJanssen95) April 27, 2025
Crystal Palace – pierwsze trofeum w historii klubu
10 sierpnia 2025 roku Crystal Palace będzie obchodziło 120-lecie istnienia, choć działacze klubu uważają się też za spadkobierców organizacji założonej w 1861 roku i uczestniczącej w tworzeniu Football Association. Mniejsza jednak o te historyczne niuanse, jedno jest bowiem pewne jak w banku – w całych swoich dziejach Orły nie wywalczyły ani jednego poważnego trofeum. Ani mistrzostwa, ani Pucharu Anglii, ani Pucharu Ligi – no po prostu niczego. Aż do 17 maja tego roku, kiedy zespół prowadzony przez Olivera Glasnera niespodziewanie zwyciężył 1:0 z Manchesterem City na Wembley w finale FA Cup.
“Sądziłem, że tego nie dożyję”. Jak Crystal Palace wywalczyło pierwsze trofeum w historii
– Czekałem na ten moment przez 70 lat. Myślałem, że do tego nie dojdzie. Sądziłem, że tego nie dożyję. Więc to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Z pewnością było to jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w moim życiu – przyznał tuż po meczu jeden ze starszych kibiców Palace.
Bohaterem Orłów został bramkarz Dean Henderson, któremu upiekło się… zagranie piłki ręką poza własną szesnastką. Potem angielski golkiper obronił rzut karny, popisał się paroma innymi skutecznymi interwencjami i doprowadził Pepa Guardiolę do szewskiej pasji grą na czas. – To niewiarygodne. Czuliśmy, że dziś jest nasz dzień. Trener solidnie przygotował nas do tego spotkania, a my bezbłędnie zrealizowaliśmy jego taktyczne założenia. Zasłużyliśmy na to zwycięstwo – ekscytował się Henderson w rozmowie z BBC. – Jeśli chodzi o rzut karny, to – jeżeli mam być szczery – Haaland powinien był wziąć go na siebie. Kiedy oddał piłkę Marmoushowi, to byłem pewien, w którą stroną się rzucić. Wiedziałem, że obronię tego karnego.

Harry Kane – pierwsze trofeum w karierze
Kiedy Bayern Monachium tuż po zatrudnieniu Harry’ego Kane’a przegrał rywalizację o mistrzostwo Niemiec po jedenastu latach całkowitej dominacji w Bundeslidze, naprawdę zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, czy na angielskim napastniku nie ciąży jakaś straszliwa klątwa. No bo jeśli spojrzymy na indywidualne wyczyny angielskiego napastnika na arenie klubowej, to trudno cokolwiek mu zarzucić. Blisko 600 występów we wszystkich rozgrywkach, prawie 400 bramek. Fenomenalne liczby. A drużyna narodowa? Ponad 100 meczów, 71 trafień (rekord). To wręcz absurdalne, by piłkarz tej klasy nie miał w dorobku choćby jednego pucharu.
Absurdalne, a jednak prawdziwe. Kane nie zdobył żadnego trofeum z reprezentacją Anglii, mimo dwóch występów w finałach mistrzostw Europy. Przez długie lata nie zatriumfował także w żadnych rozgrywkach jako zawodnik Tottenhamu. No i po przeprowadzce do Monachium również musiał obejść się smakiem. Był więc na najlepszej drodze, by zostać zapamiętanym jako najwybitniejszy piłkarz w dziejach bez jakichkolwiek sukcesów drużynowych. No, może obok Socratesa, choć legendarny Brazylijczyk przynajmniej w Campeonato Paulista i Carioca coś tam powygrywał, choć to tylko stanowe rozgrywki.
W tym roku Kane wykreślił jednak wreszcie swoje nazwisko z dyskusji toczonych pod hashtagiem #ZeroTituli. Został mistrzem Niemiec w barwach Bayernu. Ktoś złośliwy mógłby przypomnieć, że to na razie ten sam poziom utytułowania, na jakim znajduje się Sławomir Wojciechowski, ale my się na złośliwości silić nie będziemy. Kane to napastnik bezsprzecznie znakomity i z pewnością na jednym sukcesie nie poprzestanie.
Może w jego przypadku słynna „teoria keczupu” dotyczyć będzie nie zdobywanych seryjnie goli, ale… pucharów?
Son Heung-min – pierwsze trofeum w karierze klubowej
A skoro wspominamy o sukcesie Kane’a, to trzeba też wyróżnić jego wieloletniego partnera z linii ataku Tottenhamu. Son Heung-min nie opuścił ekipy Spurs i to właśnie w jej barwach doczekał się pierwszego trofeum w karierze klubowej. Koreańczyk trafił do londyńskiego zespołu w 2015 roku, zagrał w finałach Pucharu Ligi Angielskiej i Ligi Mistrzów – bez powodzenia. Nie może więc dziwić, że wczoraj Son miał szczęście wypisane na twarzy.
– Czuję się niesamowicie – przyznał po zwycięstwie nad Manchesterem United na antenie TNT Sports. – Od zawsze o tym marzyłem. Dzisiaj moje marzenia stały się rzeczywistością. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. […] Czułem na sobie presję. W ciągu ostatniego tygodnia ten finał śnił mi się codziennie. Ten same sceny, ten sam sen każdego dnia. I w końcu to się wydarzyło. Teraz mogę spać spokojnie. Wreszcie się wyśpię. […] Dziś mogę o sobie powiedzieć, że jestem legendą tego klubu. Powiedzmy to, dlaczego nie? Przed siedemnaście lat nikt czegoś takiego nie dokonał w tym klubie. Dziś mogę być jego legendą.
To w sumie ładne, że Son i Kane mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęli zapełnianie gabloty. Futbol jak zawsze pisze najpiękniejsze scenariusze.
Things you love to see: Son and Kane lifting trophies 🏆🥹 pic.twitter.com/yvTFF5sgm4
— OneFootball (@OneFootball) May 22, 2025
***
Możemy już chyba mówić o szerszym trendzie przełamywania klątw w europejskim futbolu. No bo tak: w 2024 roku mistrzostwo Niemiec padło łupem Bayeru Leverkusen, nieprzypadkowo zwanego wcześniej „Neverkusen” (pierwszy ligowy tytuł w dziejach klubu). W sezonie 2022/23 w Serie A zwyciężyło Napoli (pierwsze scudetto od 1990 roku). W kwietniu 2023 roku finał Pucharu Francji wygrało Toulouse FC (pierwsze trofeum w historii klubu). Z kolei Athletic Bilbao w kwietniu 2024 roku sięgnął po Puchar Króla (pierwsze trofeum od 1984 roku, nie licząc Superpucharów Hiszpanii). Tymczasem w Belgii Royale Union Saint-Gilloise w sezonie 2023/24 wywalczyło krajowy puchar (pierwszy od 1914 roku), a teraz ma szansę na mistrzowski tytuł (pierwszy od 1935).
Liga Konferencji to już w ogóle rozgrywki wielkich przełomów. W 2022 roku wygrała je Roma (pierwszy międzynarodowy sukces od 1961 roku, pierwsze trofeum od 2008). W 2023 roku najlepszy okazał się natomiast West Ham United (pierwsze trofeum od 1980 roku, w Europie – od 1965). No a w poprzednim sezonie tytuł przypadł Olympiakosowi Pireus, co było premierowym sukcesem tego kalibru nie tylko w historii klubu, ale w ogóle całego greckiego futbolu.
Na naszym podwórku też dzieje się sporo.
W 2023 roku pierwsze mistrzostwo Polski w historii klubu wywalczył Raków Częstochowa. Rok później podobnej sztuki dokonała Jagiellonia Białystok. No i aż ciśnie się tu wzmianka o jeszcze jednej polskiej drużynie, która – tak się akurat złożyło – dwa razy z rzędu dotarła do finału Pucharu Polski, ale jej gablota nadal świeci pustkami. Cóż, kibice Pogoni Szczecin mogą na bohaterów tego artykułu spojrzeć z zazdrością. Ale i z nadzieją.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Żona Kallmana żegna Polskę: Benjamin był nikim, nienawidzony przez fanów
- Druga szansa dla piłkarza Legii. Maxi Oyedele ma wrócić do kadry Polski
- Jacek Klimek szantażował trenera Stali? “Zapowiedział, że będzie nas niszczył”
- Katastrofalny bilans Amorima. Manchester United poza europejskimi pucharami
- United bez pucharów. Bruno Fernandes mówi o swojej przyszłości
- “Afera deszczowa” w 2. lidze. Klub musi znowu jechać 600 km na mecz
- Son Heung-min z pierwszym trofeum w karierze. “Wreszcie zasnę spokojnie”
fot. NewsPix.pl