Może i Harry Kane przełamał osobistą niemoc, sięgając po mistrzostwo Niemiec z Bayernem, ale na koniec sezonu Tottenham rozdrapał starą ranę i wtarł w nią garść soli. W końcu idealnym scenariuszem było domknięcie roku w Monachium, świętując wygraną w Champions League przed własną publicznością. Tymczasem to Spurs, nie Kane wstawią międzynarodowe trofeum do gabloty.
Mówiono, że nie ma lepszego miejsca na angielski finał niż Bilbao, miasto, w którym futbol przesiąknął brytyjskimi wpływami, lecz fakt, że mierzyły się w nim dwa dołujące drużyny Premier League, ujmował nieco magii temu wydarzeniu. Co innego powiedzą rzecz jasna kibice Tottenhamu, dla których każda szansa na puchar jest na wagę złota. Nie zgodzą się też kibice United, którzy łakną nagród, na które niegdyś nawet by nie spojrzeli, żeby choć trochę umilić sobie katusze ostatnich lat.
Postronny widz oglądając ten finał utwierdził się jednak w przekonaniu, że widzi dwóch wielkich przegranych ligowego sezonu na wyspach. Swoiste two retards fighting.
Czy obaj uczestnicy przegrają finał Ligi Europy?
Tottenham wygrał z Manchesterem United w finale Ligi Europy!
W finałach często oglądamy przemiany z łabędzi w brzydkie kaczątka. Niknie gdzieś ofensywa, odwaga, królują przezorność oraz rozsądek. Jedni i drudzy próbowali więc zabrać rywalowi to, co najlepsze. United blokowało środkową strefę. Spurs podobnie, ze szczególną uwagą śledzono zwłaszcza ruchy Bruno Fernandesa. Portugalczyk, ewidentnie zmęczony tym, że dźwiga upadłego giganta na plecach, rzucił ostatnio, że znudziło mu się kolekcjonowanie statuetek piłkarza sezonu. Wolałby, że ktoś rzucił mu rękawicę w walce o nagrodę indywidualną, kończąc zbyt długie jak na standardy marki klubu one man show.

Bruno Fernandes nie zaliczył tak spektakularnej straty jak Steven Gerrard, jednak i tym razem błąd kapitana miał fatalne skutki
Bilbao nie było jego sceną. Zanim Tottenham zadał cios – jak się potem okazało wystarczający, żeby rozstrzygnąć losy meczu – to on dwukrotnie w jednej akcji stracił piłkę. Raz, gdy próbował posłać ją za plecy obrońców. Wtedy udało się pożar ugasić, ale to, że futbolówka wróciła pod jego nogi, wcale nie pomogło. Tym razem zawiodło najprostsze zagranie, do kolegi obok. Pape Matar Sarr, który fenomenalnie wpisał się w rolę mrówki harującej w środku, przechwycił piłkę, zaczynając kontratak.
Kontratak nietypowy, bo powolny. Tottenham tkał akcję powoli, ba, gdy już wpadł w pole karne, to po to, żeby raz jeszcze wycofać futbolówkę, dograć ją do boku. Dopiero stamtąd i dopiero wtedy Sarr posłał w piątkę mocne podanie, które zatańczyło w chaosie pomiędzy stoperami United i wbiegającym na bliższy słupek Brennanem Johnsonem. W koślawym pinballu Walijczyk zachował przytomność, wpakował odbitą od Luke’a Shawa piłkę do siatki i stał się pierwszym od czasów Jonathana Woodgate’a piłkarzem Spurs, który strzelił gola w finale.
1️⃣:0️⃣
Tottenham bliżej upragnionego trofeum 🏆
📺 Polsat Sport Premium 1
📲 Polsat Box Go #UELfinal pic.twitter.com/GAANaygxUC— Polsat Sport (@polsatsport) May 21, 2025
Van de Ven wybija piłkę, Jim Ratcliffe liczy straty
Nie lada sztuka, lecz nie było to najważniejsze kopnięcie finału. Może i Johnson dał Tottenhamowi prowadzenie, ale to ekwilibrystyczna parada Micky’ego van de Vena pozwoliła Spurs prowadzenie utrzymać. Gugliemo Vicario parokrotnie wykazał się brakiem pewności. Na dwadzieścia minut przed końcem gry mogło to kosztować wiele, bo gdy bramkarz wypluł piłkę przed siebie, Rasmus Hojlund postanowił zrobić to, co do napastnika należy: wpakować ją do siatki. Wszystko szło zgodnie z planem do momentu, w którym van de Ven wzbił się w powietrze na linii bramkowej i wykopał futbolówkę na ślepo, przed siebie.
KOSMICZNA INTERWENCJA 🤯
Micky van de Ven uchronił Tottenham od utraty gola w SPEKTAKULARNY sposób 💥
📺 Polsat Sport Premium 1
📲 Polsat Box Go #UELfinal pic.twitter.com/wFE59AHfJs— Polsat Sport (@polsatsport) May 21, 2025
Coś takiego może złamać wszystkich, ale zwłaszcza drużyny o tak kruchej wierze w końcowy sukces w jakimkolwiek spotkaniu, jak United. Tottenham po własnym golu zaistniał tylko raz — gdy Destiny Udogie odebrał piłkę, pognał na bramkę i bardzo ładnie obsłużył Dominica Solanke. Kolega zniweczył cały trud, bo nie zdołał podania opanować. Rywal na drżących nogach okazał się jednak zbyt dużym wyzwaniem dla bandy Rubena Amorima. Mógł odkupić winy Luke Shaw, ale zamiast tego sprawił, że wszyscy fani Spurs w moment zapomnieli o babolach Vicario.
Oto kulisy organizacji finałów europejskich pucharów. “Brakuje transparentności”
Nic dziwnego, bo jego interwencja na refleks, odbicie piłki uderzonej z bliska głową, faktycznie zasługuje na odpuszczenie wszelkich innych grzechów. To wtedy, tuż przed ostatnim gwizdkiem, United straciło ostatnią szansę na odwrócenie losów gry. Sir Jim Ratcliff po tej interwencji wyjął już kalkulator, zaczął liczyć straty. Finał w Bilbao nie był tylko meczem o trofeum, o honorowe uratowanie sezonu. Na stole leżała wielka premia — wygrana oznaczała wejście tylnymi drzwiami do Ligi Mistrzów, gwarancję dziesiątek milionów euro przychodów.
Człowiek, który w United oszczędza nawet na lunchboxach dla stewardów, wie, co to oznacza dla mocarstwowych planów klubu z Manchesteru. W Kraju Basków Amorim przegrał swoją szansę na to, żeby latem ułożyć zespół na swoją modłę i w końcu przestać się tłumaczyć po kolejnych upokorzeniach.
Zabiera biednym, daje bogatym. Czy Jim Ratcliffe ukradnie ludziom Manchester United?
Tottenham Hotspur — Manchester United 1:0 (1:0)
- 1:0 – Brenan Johnson 42′
WIĘCEJ O ANGIELSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Mistrzostwo skautów Lens. Abdukodir Chusanow — od Białorusi do Premier League
- Wielkie małe legendy. Kath Phipps, serce i dusza United
- Jak znaleźć piłkarza dla Premier League? Polski skaut odsłania kulisy transferów w Anglii [REPORTAŻ]
fot. Newspix