Reklama

Grand Prix w Warszawie znów nie dla Polaków. Zmarzlik poza finałem

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

17 maja 2025, 22:10 • 5 min czytania 1 komentarz

Nie tak miało być na PGE Narodowym. Choć w finale obejrzeliśmy dwóch Polaków, to po pierwsze żadnym z nich nie był Bartosz Zmarzlik. A po drugie – ani Dominik Kubera, ani Patryk Dudek nie dojechali w tym finale na pierwszym miejscu. Na dziewięć prób w Warszawie nigdy nie triumfował więc nasz zawodnik. Udało się to za to dziś Jackowi Holderowi, który – trzeba mu to oddać – był najlepszy przez całe zawody.

Grand Prix w Warszawie znów nie dla Polaków. Zmarzlik poza finałem

Grand Prix Polski. Zmarzlik i spółka walczyli o wygraną

Dla Polaków Grand Prix w Warszawie było do tej pory… niegościnne. W ośmiu poprzednich edycjach ani razu nie triumfował nasz reprezentant. W tym roku, wiadomo, wszyscy liczyli tradycyjnie na Bartosza Zmarzlika. Ale swoje chcieli udowodnić tez Dominik Kubera i startujący w Warszawie z dziką kartą Patryk Dudek.  Trzech Polaków w stawce zwiększało nasze szanse na wygraną, ale historia stała przeciw nim. Pozostało tylko sobie powtarzać, że my nie patrzymy w przeszłość, a wybiegamy myślami i nadziejami do przodu.

Dominik Kubera

Dominik Kubera. Fot. Newspix

Choć początkowo trudno było utrzymywać taki optymizm. Dominik Kubera zaczął co prawda od trójki w pierwszym biegu, ale w kolejnym przywiózł zero. Przez całą fazę zasadniczą był zresztą niesamowicie nieregularny – albo wygrywał (dwukrotnie), albo nie zgarniał choćby punktu (trzy razy). Lepiej radził sobie Patryk Dudek, ale i on mieszał startami. Zaczął od dwóch punktów, potem były trzy, a później jedynka, trójka i znowu jedynka. Choć z dziesięcioma oczkami i tak był najlepszym z Polaków.

Reklama

Bo swoje problemy miał – do czego w pewnym sensie zdążyliśmy się w Warszawie przyzwyczaić – Zmarzlik. Pierwszy bieg? Jeden punkt. Drugi? Okrągłe zero. Publika miała powody do niepokoju, bo Zmarzlik, który w najlepszy możliwy sposób zaczął rywalizację w tym sezonie – wygraną w Grand Prix w Landshut – na własnym terenie nie mógł odnaleźć dobrego rytmu. Szukał ewidentnie też w motocyklach, bo przed kolejnym startem wymieniał je na ostatnią chwilę, już na torze.

I chyba zadziałało. Od tego momentu przywiózł bowiem osiem oczek na dziewięć możliwych. I fazę zasadniczą skończył na szóstym miejscu. Dobrym, bo – podobnie jak Patryk Dudek w drugim półfinale – wybierał pole startowe jako drugi.

Automatycznie do finału przeszli dwaj Australijczycy: Jack Holder i Brady Kurtz. Pierwszy zgarnął 14/15 możliwych punktów. Drugi o oczko mniej. Dopingował ich w dodatku Mark Webber, były znakomity kierowca F1 i fan speedwaya. No i zdecydowanie miał powody do radości, bo jego rodacy jeździli jak nakręceni.

Był tylko jeden gorszy moment.

Seria upadków

O ile wcześniej całe Grand Prix przebiegało sprawnie, o tyle w czwartej serii startów obejrzeliśmy cztery upadki w… trzech biegach. Najpierw poleciał Brady Kurtz, minimalnie zahaczony przez Fredrika Lindgrena…. o ile w ogóle. Szwed został wykluczony z powtórki biegu, publika spuentowała to gwizdami. Ale restart przysłużył się Dudkowi, bo zgarnął trzy oczka. W 16. biegu leżał z kolei najpierw Martin Vaculik, ale że upadł sam, to jego wykluczono z restartu.

A po restarcie fantastycznie walczyli ze sobą Zmarzlik i Jan Kvech. Wygrał, minimalnie, Polak, który wjechał lekko w Czecha… już za metą. I wtedy upadł i Kvech, a Bartek podjechał upewnić się, że wszystko z rywalem w porządku.

Reklama

Najgorsze działo się jednak o bieg wcześniej.

Wtedy fatalnie w bandę – już na pierwszym łuku – przydzwonił Jason Doyle. A to akurat gość, który z torem na Stadionie Narodowym się lubi, rok temu to on tu triumfował. Dziś nie miał na to szans, bo nie kontynuował rywalizacji. Trudno się zresztą dziwić, skoro z ziemi zbierano go przez dobrych 20 minut, a ostatecznie został wsunięty na noszach do karetki. Na szczęście podniósł do publiki rękę, pomachał, a fanom przekazano jeszcze przez głośnik, że Australijczyk jest przytomny, natomiast ma uraz lewej nogi. Dla Doyle’a to zresztą kolejna kontuzja w karierze. A miał ich już tyle, że pewnie nie jest w stanie sobie wszystkich przypomnieć.

Po tych upadkach faza zasadnicza poszła jednak już swoim torem, ale wszyscy Polacy zgodnie – jak napisaliśmy – musieli przedzierać się przez “Biegi ostatniej szansy”, z których tylko zwycięzca wchodził do finału.

Zmarzlik nadal nie rozgryzł Narodowego. Jego koledzy – po części

Pierwszy baraż? No tak naprawdę bez emocji. Jak wystartowali, tak dojechali do mety, wszystko wyjaśniło się tuż po pierwszym łuku. Zmarzlik wylądował w tym układzie na trzecim miejscu i nie zdołał podnieść się wyżej. Ale Polacy mieli powody do radości – do finału po świetnym starcie wszedł bowiem Dominik Kubera, który w świetnym stylu kontrolował wszystko, co miał za swoimi plecami. Drugi baraż wyglądałby podobnie… gdyby nie to, że udało się go rozegrać dopiero po restarcie.

Za pierwszym razem szybko upadł Max Fricke, ale sędziowie dopuścili do ponownego startu całą czwórkę zawodników. I w sumie dobrze się stało, bo w pierwotnie rozgrywanym biegu Patryk Dudek nie wystartował najlepiej. A po restarcie? Wystrzelił przed wszystkich rywali, uciekł im i prowadzenia nie oddał. Z dziką kartą dotarł więc do finału zawodów.

Patryk Dudek

Patryk Dudek. Fot. Newspix

A ten finał miał okazać się sprawą polsko-australijską, Choć to żużlowcy z Antypodów mieli przewagę – oni wybierali pola jako pierwsi. Dudkowi i Kuberze zostały dwa wysunięte najbardziej na zewnątrz. Z nich trudno było dziś jeździć. Ale tak jak przed całym Grand Prix, tak i teraz – mieliśmy nadzieję.

Przewaga pól – ale i forma – zrobiły jednak swoje. Australijczycy byli dziś bezkonkurencyjni i dowieźli dublet – wygrał najlepszy dziś Jack Holder, drugi był Brady Kurtz. Patryk Dudek, choć wydawało się, że wystartował świetnie, dojechał trzeci. Dominik Kubera skończył bez miejsca na podium.

Warszawa wciąż jest więc terenem, w którym Polacy nie wygrywają. I na pewno nie zrobią tego w Grand Prix za rok, bo na Narodowym w jego miejsce odbędzie się finał Drużynowego Pucharu Świata. Choć chyba nikt by nie narzekał, gdyby tę złą passę przełamali akurat tam?

WIĘCEJ O ŻUŻLU:

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Legia bez wzmocnień przed pucharami. Historia pokazuje – to grozi kompromitacją

AbsurDB
0
Legia bez wzmocnień przed pucharami. Historia pokazuje – to grozi kompromitacją
Piłka nożna

Świątek zapytana o selekcjonera reprezentacji. Jasna deklaracja: “nie znam się”

Paweł Paczul
3
Świątek zapytana o selekcjonera reprezentacji. Jasna deklaracja: “nie znam się”

Polecane

Ekstraklasa

Legia bez wzmocnień przed pucharami. Historia pokazuje – to grozi kompromitacją

AbsurDB
0
Legia bez wzmocnień przed pucharami. Historia pokazuje – to grozi kompromitacją
Piłka nożna

Świątek zapytana o selekcjonera reprezentacji. Jasna deklaracja: “nie znam się”

Paweł Paczul
3
Świątek zapytana o selekcjonera reprezentacji. Jasna deklaracja: “nie znam się”

Komentarze

1 komentarz

Loading...