Reklama

Ponad 10 lat cytatów Mioduskiego. Jeszcze będzie przepięknie…

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

24 kwietnia 2025, 13:49 • 9 min czytania 97 komentarzy

Czas na podróż po planach, celach i marzeniach Dariusza Mioduskiego związanych z Legią Warszawa. Gdyby bowiem te wszystkie plany i marzenia się spełniły, Legia byłaby bardzo mocną europejską drużyną, przed którą drżałyby nie tylko kluby ekstraklasowe, ale też większość europejskich, gdyż w Warszawie narodziłby się sporych rozmiarów futbolowy olbrzym. Niestety – nic takiego się nie stało. Mioduski dalej tylko marzy, od ponad dekady ubierając te same obietnice w inne słowa. 

Ponad 10 lat cytatów Mioduskiego. Jeszcze będzie przepięknie…

Punktem wyjścia jest zdanie, którym Mioduski podzielił się parę dni temu: – Naszą ambicją jest regularna gra w Lidze Mistrzów.

Należy się zastanowić, dlaczego właściciel Legii mówi o regularnej grze w elicie, skoro jego klub ma problem, by regularnie łapać się choćby na eliminacje. To trochę tak, jakby mówić, że ambicją jest posiadanie willi, kiedy wynajmuje się kawalerkę.

Ktoś powie – nikomu nie można zabronić marzyć! Owszem, nie można. Natomiast należy odróżnić marzenia od nawijania makaronu na uszy. Jeśli Kacper Tobiasz mówi, że chciałby grać w Manchesterze United, to marzy i ma do tego pełne prawo. Pewnie nigdy w tym Manchesterze nie zagra, ale nikt nie może mu tego celu odebrać, niech go motywuje do dalszej pracy. Niemniej jeśli Tobiasz za dziesięć lat będzie grał w Pogoni Siedlce, bronił mniej więcej tak, jak broni teraz i dalej będzie mówił o Manchesterze, cóż, trudno wówczas nie popukać się w czoło.

I tak jest z Mioduskim. On marzyć mógł 10 lat temu, kiedy do Legii wchodził, po dekadzie można by oczekiwać, że te marzenia przynajmniej w jakiejś części zacznie spełniać. Nie robi tego, tylko dalej marzy i obiecuje, więc tak, nawija makaron na uszy.

Reklama

Trzeba sobie uświadomić, że Mioduski gada, byle gadać, na gadaniu najczęściej się kończy.

Dariusz Mioduski – cytaty. Jak obiecywał wielką Legię?

W 2014 roku powiedział: – Mam taką idée fixe, że to powinien być klub, w którym grają najlepsi polscy piłkarze do 23-24. roku życia, a potem wyjeżdżają do wielkich klubów.

Jeśli jakiś polski klub jest blisko tego pomysłu, to prędzej jest to Lech Poznań niż Legia Warszawa, który regularnie sprzedaje młodych piłkarzy za granicę (z jakim skutkiem oni sobie tam radzą, inna sprawa). Legii duży transfer młodego polskiego piłkarza za granicę przytrafia się zdecydowanie za rzadko, dość powiedzieć, że rekordem transferowym jest Albańczyk Muci, a w TOP5 wciąż mieści się Łukasz Fabiański, który odchodził chyba jeszcze przed zaborami.

“Wielkie kluby” też nie są wpatrzone w młodych piłkarzy Legii jak w obrazek. Gdy ci odchodzą, to na przykład do MLS-u, albo do lig innych niż TOP5 w Europie. Majecki czy Karbownik to wyjątki.

Ale dobrze, uznajmy, że taka wypowiedź Mioduskiego na początek to niejako standard w polskiej piłce, zawsze mówi się o dużych transferach wychodzących i chłopakach z regionu. Idźmy dalej.

Reklama

Mioduski mówił w 2016 roku: – Chcemy stać się jednym z 30–40 czołowych klubów w Europie. A do tego potrzebny jest budżet na poziomie co najmniej 100 milionów euro.

Cóż, Legia przez dziewięć lat nie stała się jednym z 30-40 czołowych klubów w Europie. Ranking UEFA wskazuje, że do kolejnego sezonu przystąpi jako 66. drużyna, przed nią są takie ekipy jak Djurgardens IF, Slovan, Ferencvaros czy Bodo. Bardzo możliwe, że Mioduski w 2016 o Szwedach nawet nie słyszał, a jednak on ogląda ich plecy, nie Szwedzi jego. Zresztą gdyby mu powiedzieć, że więcej zrobią ludzie ze Slovana czy Bodo, a nie on, wizjoner, też by się oburzył.

No jednak tak się stało. Z kolei gdy Mioduski mówi o stu bańkach budżetu, to raczej nie miał na myśli tego, że tyle spadnie z nieba, raczej to, że trzeba sobie te pieniądze wypracować, ale no też się jakoś wypracować nie udało.

To był cytat z wywiadu w Forbesie, rok później, w 2017, Mioduski znów się tam rozmarzył.

Dariusz Mioduski: Legia będzie w europejskiej elicie

Mówił: – Legia nie stanie się globalną marką jak Real czy Barcelona, ale wprowadzę ją do europejskiej elity. Czy jest więc jakiś powód, dla którego miałaby nie być warta pół miliarda euro? Chciałbym, żeby była zdecydowanie najcenniejszą marką sportową w tej części Europy.

W końcu mamy pierwszą spełnioną obietnicę, Legia nie stała się globalną marką jak Real czy Barcelona. Natomiast czy Mioduski wprowadził ją do europejskiej elity? Zależy jak europejską elitę definiować… Albo nie, nie zależy, nie ma takiej definicji, która by pasowała. Legia sportowo, finansowo i organizacyjnie nie jest w europejskiej elicie. Naprawdę – LTC to jeszcze za mało, by tak o sobie mówić.

A “najcenniejsza marka sportowa w tej części Europy”? Jeśli ta część Europy to województwo mazowieckie, wówczas należy się zgodzić. Jeśli jednak poszerzamy granice, znów nie ma jak się zgodzić, Legia dzisiaj chciałaby mieć pozycję choćby topowych czeskich klubów.

W tym samy wywiadzie był jeszcze taki dialog…

Redaktor: To co, chce pan zostać najlepszym prezesem klubu piłkarskiego w Polsce?

Mioduski: A dlaczego tylko w Polsce?

Nie ma tam śmiechu w nawiasie, a powinny być ze trzy.

Idźmy dalej… 2017 rok to słynne “mam nadzieję, że to trener na lata” o Jacku Magierze. Jak się okazało, Magiera nie przepracował w Legii jako pierwszy trener nawet roku, brakło mu kilkunastu dni. Był więc trenerem na lato. W tym samym roku Mioduski powiedział też: – Uznaliśmy, że nie potrzebujemy stanowiska dyrektora sportowego. 

Uznał tak w momencie, kiedy z klubem żegnał się Michał Żewłakow. Dzisiaj dyrektora sportowego Mioduski już potrzebuje, kiedy tym dyrektorem jest Michał Żewłakow.

Po drodze byli jeszcze Kucharski i Zieliński, więc to “uznanie” było naprawdę krótkie. Spowodowane sympatią do Kepciji, pamiętacie jeszcze tego ananasa? Chyba nie warto było dla niego tak zmieniać struktury klubu. Ani dla Jozaka, ani dla Klafuricia.

Swoją drogą, o tych gościach Mioduski mówił tak: – Romeo i jego współpracownicy mają wdrożyć projekt na kilka lat.

Nie wdrożyli ani na kilka lat, ani na rok.

Idąc dalej: rok 2018 przynosi nam, szczerze, faworyta w morzu obietnic bez pokrycia, nierealnych planów, celów tak przestrzelonych, jak tylko można.

Dariusz Mioduski i finanse Legii Warszawa

Mioduski w 2018: – Naszym celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której budżet Legii nie będzie zależny od gry w pucharach europejskich.

Mioduski w 2024: – Mieliśmy spore problemy finansowe, wynikające z braku sukcesów w kraju i co za tym idzie – naszej nieobecności w europejskich pucharach.

Zatem wizjoner po sześciu latach od stwierdzenia, że chciałby budżetu Legii niezależnego od europejskich pucharów, tłumaczy się, że spore problemy finansowe wyniknęły z nieobecności w europejskich pucharach. Szczerze mówiąc: już samo założenie, że to jest możliwe, było skrajnie głupie i nieodpowiedzialne, ale w tamtym momencie, kiedy Legia nie radziła sobie w Europie, coś trzeba było tłumowi rzucić. Mioduski wymyślił więc to, z czego oczywiście się nie wywiązał.

A, rok 2018 to też trzyletni kontrakt dla Sa Pinto, któremu – sorry – nikt poważny nie dałby trzyletniego kontraktu, bo wszyscy wiedzieli, że to furiat, wariat, gość, z którym nie należy planować wtorku w poniedziałek. Mioduski jak zwykle widział jednak więcej i ten trzyletni kontrakt mu dał, radośnie opowiadając o braku bezpieczników, gdyby coś nie wyszło.

I nie wyszło. Zatrudnił go w sierpniu 2018, zwalniał w kwietniu 2019.

A propos roku 2019, Mioduski mówił tak: – Za pięć, dziesięć lat Legia będzie najlepszym klubem w Polsce.

Aż dziwne, że to przeszło przez autoryzację, bo w tamtym czasie Legia jeszcze nie miała takich problemów z mistrzostwami, natomiast cóż, dobrze, że to zdanie jest. Bo niestety Mioduski nawet tak obniżonej poprzeczki nie przeskoczył, minęło sześć lat i albo najlepsza jest Jagiellonia, albo Lech, albo Raków. W Warszawie na mistrzostwo czekają.

Ale może 2029? Kto wie.

Ten 2019 rok przynosi nam jeszcze takie zdania, trzymajcie się mocno: – Po raz pierwszy od trzech lat widzę, że zmierzamy w kierunku, w którym powinniśmy. Uwolniliśmy się od ciężarów przeszłości, od piłkarzy na bardzo wysokich kontraktach, mogliśmy zacząć z czystą kartą. Drużyna jest budowana w odpowiedni sposób, procesy wewnętrzne działają, widzę współpracę pierwszej drużyny z działem sportowym, akademią i resztą klubu. Lepsze wyniki przyjdą.

Optymizm niewiarygodny, niestety nawet jeśli wtedy udało się uwolnić od piłkarzy na wysokich kontraktach, to po latach wniosków nie ma żadnych i piłkarze na wysokich kontraktach, którzy nie spełniają oczekiwań, dalej byli, są i będą w klubie. Alfarela, Nsame, Kun… Właściwie można tylko czekać, aż Żewłakow posprząta bałagan i Mioduski może sobie przekleić te same zdania, bo – jako się rzekło – od ponad dekady mówi to samo.

To jeszcze dobre, z tego samego, 2019 roku: – Kiedy przyjadą rezultaty na miarę oczekiwań, a przyjdą, wszyscy będą mądrzy i powiedzą: „Przecież tak musiało być”. Nie musiało. Ale zapewniam, że będzie.

Nie musiało i nie jest.

Na koniec rok 2020 i takie zdanie: – Aspirujemy do tego, by być jak Ajax, Benfica, Porto, Celtic, Anderlecht. Uważam, że to realne.

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że Legia nie jest ani jak Ajax, ani jak Benfica, ani jak Porto, Celtic i Anderlecht. Legia ma teraz problem, żeby być jak Jagiellonia albo Raków. Mioduski pięć lat temu uważał, że bycie jak Ajax jest realne, ale on uważał też, że może zrobić budżet bez pucharów i pracować z Sa Pinto trzy lata, więc nie ma co się dziwić.

*

Te cytaty specjalnie poruszają tylko sferę długofalowości, bo nie ma sensu rozbijać się na mniejsze kawałki, kiedy Mioduski oceniał na przykład kolejnych piłkarzy. Przy takiej okazji każdy może się pomylić, a że Mioduski mylił się bardzo często (O Hildeberto: “Takiego gracza jak Berto, z takim kodem genetycznym, nie było w tej lidze od czasów Vadisa”), tekst byłby długości książki.

Zresztą – to cytaty o planach Mioduskiego, które rzadko kiedy zmieniał w czyny, uderzają najlepiej.

*

Dariusz Mioduski – głównie jedna zasługa, Legia Training Center

I teraz wyobraźcie sobie, że do miasta przyjeżdża facet, który obiecuje postawić wielki wieżowiec w środku miasta. Mówi, że to będzie nowoczesna budowla, europejska, ludzie z innych krajów będą jej zazdrościć.

Po dwóch latach nic takiego nie ma. Ale ten facet mówi: no teraz to już pójdzie, trzeba było zrobić to i tamto, ale już będzie w porządku.

Po czterech latach dalej nic nie ma, natomiast ten sam facet mówi: ech, trzeba było zmienić architekta i podwykonawców, natomiast sprowadziłem prawdziwych fachowców i już ruszamy z kopyta.

Po sześciu też nic nie ma, już wam się nudzi cały ten cyrk, sprawdzacie więc dopiero po dekadzie i okej: stoi parking. Ale budynku dalej nie ma. Natomiast ten facet dalej tam jest i nawołuje, że ma ambicje mierzyć się z Empire State Building.

Parkingiem w tym porównaniu jest Legia Training Center, bo to Mioduski dowiózł, tego nikt mu nie zabierze i z tego może być dumny. Ale obiecywał o wiele więcej: klub, który regularnie wygrywa mistrzostwa, jest najlepszy w Polsce i mierzy się jak równy z równym z najlepszymi w Europie. Nic takiego się nie stało, nie jest nawet blisko, ba, jest dalej niż było, gdy Mioduski zaczynał.

Po ponad dekadzie on się dalej kręci w kółko, wraca do Żewłakowa (słusznie, ale po co było się żegnać) i twierdzi: no, teraz to mam ambicje grać w Lidze Mistrzów!

Przecież te ambicje miały być zrealizowane dawno temu, nikomu nie imponuje, że Mioduski wpada na taki pomysł w 2025 roku. Jeśli Robert Dobrzycki dzisiaj powie, że Widzew chce być niedaleko europejskiej czołówki, ludzie stwierdzą: o, super, trzymamy kciuki, ambitne plany. Natomiast jeśli Dobrzycki obieca to samo za dziesięć lat, bez efektów przez ten czas, wszyscy machną ręką, to już nie będzie wiarygodne.

I Mioduski nie jest wiarygodny. Nie ma żadnych podstaw, by mu w cokolwiek wierzyć.

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:

Fot. FotoPyk

 

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Drużyna warta braw. Aluron grał pięknie, ale przegrał w finale Ligi Mistrzów

Sebastian Warzecha
8
Drużyna warta braw. Aluron grał pięknie, ale przegrał w finale Ligi Mistrzów
Ekstraklasa

Łukasz Gikiewicz mocno o bracie: “Jego wywiad był tak fatalny, jak dwa ostatnie mecze”

Jakub Radomski
4
Łukasz Gikiewicz mocno o bracie: “Jego wywiad był tak fatalny, jak dwa ostatnie mecze”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Łukasz Gikiewicz mocno o bracie: “Jego wywiad był tak fatalny, jak dwa ostatnie mecze”

Jakub Radomski
4
Łukasz Gikiewicz mocno o bracie: “Jego wywiad był tak fatalny, jak dwa ostatnie mecze”
Ekstraklasa

Czy Lechowi pomógł sędzia? “Ewidentny karny. Może zaważyć na mistrzostwie”

Jakub Radomski
65
Czy Lechowi pomógł sędzia? “Ewidentny karny. Może zaważyć na mistrzostwie”

Komentarze

97 komentarzy

Loading...