Mirra Andriejewa nie tak dawno temu ograła Igę Świątek w Dubaju. I nie używamy słowa “ograła” przypadkowo. Młoda Rosjanka była wówczas lepsza na każdym polu. Dlatego ich półfinałowe starcie w Indian Wells – gdzie Iga wyglądała naprawdę dobrze – miało być dla Polki rewanżem za tamtą porażkę. Ale nie wyszło. Teraz Iga ma już bowiem dwa mecze, za które może szukać rewanżu – w Kalifornii też bowiem Andriejewej uległa.
Spis treści
Na podbój świata
Mirra Andriejewa nie jest jeszcze pełnoletnia. Osiemnaście lat skończy 29 kwietnia. Jednak już od kilku sezonów wiadomo, że to tenisistka o wielkim, niewyobrażalnym wręcz talencie. Druga Maria Szarapowa, mówią jedni. Inni twierdzą, że to porównanie – choć Masza wygrywała nawet więcej jako nastolatka – nie oddaje tego, na co stać Mirrę. Gdzie kryje się prawda, przekonamy się w najbliższych latach. Ale jedno jest pewne: tej dziewczyny na korcie nie można zignorować.
Bo Andriejewa to już teraz pełen pakiet. Znakomity serwis, bo i skuteczny, i mocny, i regularny. Świetny return, którym potrafi skarcić najlepiej serwujące zawodniczki świata. Naprawdę dobry mental, który każe jej iść do przodu, nie cofać się nawet w trudnych momentach. A do tego fantastyczny backhand i odrobinę tylko gorszy forehand. Dodać można jeszcze świetną pracę w defensywie (fantastycznie broni się lobami pod linię końcową) czy pomysłowość, bo zdarza jej się sięgać choćby po skróty w trudnych momentach.
Te wszystkie atuty pozwoliły jej niezwykle szybko przejść kolejne stopnie tenisowego rozwoju.
CZYTAJ TEŻ: JESZCZE NIE PIJE SZAMPANA, JUŻ WYGRYWA WIELKIE TURNIEJE. MIRRA ANDRIEJEWA
A były na tej drodze choćby czwarta runda Wimbledonu w wieku 16 lat. Rok później – półfinał Roland Garros, po wyeliminowaniu Aryny Sabalenki. Był też wygrany turniej w wieku 17 lat, w rumuńskim Jassy. I kolejny – już w tym roku – w Dubaju. I to rangi WTA 1000, w dodatku po pokonaniu Igi Świątek, Jeleny Rybakiny oraz Markety Vondrousovej – trzech mistrzyń wielkoszlemowych. Takie turnieje zdarzają się rzadko nawet najlepszym tenisistkom. A co dopiero takim, które w większości krajów nie mogą się legalnie napić choćby lampki szampana po swoim triumfie.
W Indian Wells Mirra też zresztą zachwycała. Na drodze do półfinału pokonała Warwarę Graczową, Clarę Tauson (wygrała z nią też w finale w Dubaju), ponownie Rybakinę i Elinę Switolinę. Po drodze nie straciła nawet seta, ba, nie musiała grać tie-breaka.
Innymi słowy: oczywistym było, że jest w formie. I, po doświadczeniach z Dubaju, dobrze wiedziała, że może pokonać Igę.
Potrzeba odbudowy
Iga Świątek była przed tym turniejem i dzisiejszym meczem w innej sytuacji. Po Australian Open mogła być jeszcze zadowolona, mimo że w dramatycznych okolicznościach przegrała z Madison Keys w półfinale. Ale że Amerykanka potem triumfowała w całym turnieju, to i ból z tego powodu powinien być mniejszy – Keys po prostu była w Melbourne w wybitnej formie. Jednak porażki w turniejach w Dausze i Dubaju – w obu przypadkach z wysokim wymiarem kary narzuconym odpowiednio przez Jelenę Ostapenko i Andriejewą – pokazały nam, że nie jest z Igą najlepiej.
CZYTAJ TEŻ: MADISON KEYS I JEJ DROGA DO WYGRANIA SZLEMA. “MOJE CIALO POWOLI SIĘ ROZPADAŁO”
Tym bardziej, że szwankować zdawała się nie tylko sama gra – w której też było wiele do poprawy – ale również nastawienie Igi, jej wiara w siebie, własne możliwości i szanse na to, by odmieniać losy meczów, w których momentami jej nie idzie.
Generalnie: było źle. I mogliśmy to dostrzec gołym okiem. Ale po Dubaju przyszła przerwa. A po niej lubiane przez Igę zmagania w Indian Wells, gdzie triumfowała w 2022 i 2024 roku. Trzeba więc było przystąpić do obrony tytułu Co prawda na nowej, zmienionej przed tegoroczną edycją nawierzchni, ale – jak twierdziła sama Polka – nadal Idze odpowiadającej. Liczyliśmy więc na to, że będzie to turniej, od którego zacznie się wielka odbudowa Igi Świątek w sezonie 2025. I pierwszych kilka meczów zdawało się udowadniać, że mieliśmy do tego pełne prawo.
Bo Caroline Garcia urwała Idze dwa gemy. Dajana Jastremska – tyle samo. Karolina Muchova też, choć w innym schemacie – bo po jednym gemie na seta. Qinwen Zheng ugrała sześć małych partii. Generalnie Iga ogrywała każdą rywalkę bez większego problemu.
Ale Mirra miała stanowić większe wyzwanie.
Rewanżu nie było
Ten mecz miał trzy sety i każdy był inny od poprzedniego.
Pierwszy? Nieco falowany, raz jedna, raz druga zyskiwała przewagę. Wydawało się, że lepiej zaczęła Iga, że miała przewagę w poszczególnych gemach. Tyle że nie mogła przełamać serwisu – znakomicie zresztą funkcjonującego – swojej rywalki. I choć walczyła i walczyła o to, by się udało, to… sama jako pierwsza straciła podanie. Przy stanie 4:4, co oznaczało, że młodsza rywalka będzie serwować na seta. I właśnie wtedy Świątek wreszcie zaatakowała skutecznie – przełamała Mirrę, zdawało się, że zyskuje tym samym przewagę psychologiczną. Zwłaszcza, że przełamanie poparła pewnie wygranym serwisem.
I co? I nic. Bo Mirra jest w ostatnim czasie w takim gazie, że się tego typu drobnostkami właściwie nie przejmuje. Wygrała swojego gema, po czym gładko ograła Igę w tie-breaku. I tu niepokojąca statystyka – to był piąty tie-break, jakiego Polka grała w tym sezonie. Wygrała… tylko jednego.
O ile jednak tie-breaki jej nie wychodzą, o tyle wyszedł powrót do meczu po przerwie toaletowej. W drugim secie grała bowiem swój absolutnie najlepszy tenis. Ani przez moment nie zostawiła młodej Rosjance wątpliwości co do tego, że w tej fazie meczu jest zawodniczką lepszą. Przełamała ją trzykrotnie, wygrała 6:1. I tym razem to Mirra zeszła z kortu po secie, a Iga założyła kamizelkę – w Kalifornii było dziś zimno i mocno wiało, co zresztą bardzo utrudniało życie zawodniczkom – i czekała na rywalkę.
what a response!
@iga_swiatek turns the tables and takes the second set 6-1 to force a decider against Mirra Andreeva.#TennisParadise pic.twitter.com/2LljlpEsoh
— wta (@WTA) March 15, 2025
W końcu się doczekała. Obie zaczęły trzeciego seta z wysokiego “C”, bo od kilku fenomenalnych wymian. Początkowo wygrywała je Iga, a Mirra rzuciła nawet rakietą o kort. Wydawała się zniechęcona, jakby po tym gładko przegranym drugim secie nie wierzyła już w pełni w to, że może w tym meczu wygrać. To był moment na to, by jej uciec. I pewnie to zrobiłaby Świątek z poprzednich sezonów. Świątek z tego a to popełniła podwójny błąd, a to wyrzuciła piłkę przy, zdawałoby się, pewnym ataku, a to nie wykorzystała dobrej okazji i w efekcie… straciła podanie. Owszem, Andriejewa dołożyła się do tego świetną grą, głównie w obronie, ale ostatecznie wszystko zależało od dwóch-trzech punktów, które Polka właściwie jej podarowała.
W kolejnym gemie też takie były. Przy stanie 30:0 Iga nie wykorzystała świetnej okazji na doprowadzenie do trzech break pointów. Andriejewa się obroniła, potem obie przez moment wygrywały swoje podania. Przez moment, bo przy stanie 3:1 Iga po raz drugi przegrała własny serwis. Oddać jej można jedno – że nie skapitulowała. Wręcz przeciwnie, po przerwie między gemami, wyszła na kort naładowana, z chęcią odrobienia strat. Przełamała Mirrę, potem wygrała własnego gema. Zrobiło się 4:3. Rosjanka czuła zagrożenie, na pewno.
Ale znów wyszły wszystkie jej najlepsze cechy. Nie podłamała się. Nie bała się zaatakować. Świetnie broniła i trzymała piłkę w korcie. Iga – wręcz odwrotnie. Od stanu 30:30 przy serwisie Mirry popełniła dwa błędy. Od wyniku 30:0 przy własnym serwisie błędy były cztery. Wszystko to razem dało najpierw wygranego przez Mirrę jej gema serwisowego, a potem… kolejne przełamanie podania Polki. Trzecie w tym secie, czwarte w meczu i zarazem ostatnie. Bo kończyło ono spotkanie, w którym obie momentami grały fantastyczny tenis i które Iga w najlepszej dyspozycji – głównie mentalnej – powinna była wygrać.
Ale że w tym roku nie może się w pełni pozbierać, to przegrała.
MIGHTY MIRRA
The 17-year-old defeats defending champion Iga Swiatek 7-6(1), 1-6, 6-3!#TennisParadise pic.twitter.com/AE5fqxUkFE
— wta (@WTA) March 15, 2025
I cóż, być może musimy być gotowi na to, że po kilku latach niezwykle w wykonaniu Igi obfitych w sukcesy, przyszedł wreszcie sezon, w którym będzie o nie trudniej. Każda tenisistka i każdy tenisista ma swoje mniejsze lub większe kryzysy. Pytanie brzmi: czy ten potrwa długo, czy też może na ukochanej mączce – przed nią jeszcze turniej w Miami – Polka odżyje?
My życzylibyśmy sobie, oczywiście, tego drugiego.
Fot. Newspix
CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE: