Reklama

Iga poszła po swoje. Polka w półfinale Indian Wells

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

13 marca 2025, 21:08 • 3 min czytania 4 komentarze

Czy obawialiśmy się tego meczu? Odrobinę. Niby nie mieliśmy powodu – patrząc na grę Igi w poprzednich spotkaniach w Indian Wells – ale jednak występy Polki na Bliskim Wschodzie pokazały nam, że jej forma potrafi falować. Dziś jednak o żadnym dołku nie było mowy. Polka pewnie, w dwóch setach, pokonała Qinwen Zheng i awansowała do półfinału turnieju w Kalifornii. A to oznacza, że jest o dwa mecze od obrony tytułu.

Iga poszła po swoje. Polka w półfinale Indian Wells

Napisaliśmy już słowo “dołek”, ale to sformułowanie w kontekście formy bardziej niż do Igi, pasowałoby do Qinwen. Chinka w poprzednim sezonie doszła przecież do finału Australian Open, została mistrzynią olimpijską w Paryżu (pokonując w półfinale właśnie Polkę), a potem zagrała też w meczu o tytuł w WTA Finals. A to tylko najważniejsze z jej osiągnięć z 2024 roku.

Gdyby na podobnym poziomie grała i w tym, mielibyśmy tenisistkę rzucającą wyzwanie najlepszym zawodniczkom świata.

Ale Qinwen kompletnie tę formę w czasie przerwy międzysezonowej zagubiła. W Australian Open odpadła w drugiej rundzie – ograła ją Laura Siegemund. W Dausze i Dubaju lepsze były odpowiednio Ons Jabeur oraz Peyton Stearns. Obie ograły Zheng od razu, w jej pierwszym meczu w turnieju. Stąd do Kalifornii Chinka leciała z bilansem meczów 1-3 w sezonie 2025. W USA go poprawiła, to fakt, zresztą na drodze do ćwierćfinału Indian Wells nie straciła nawet seta.

Pozostawało pytaniem, czy zdoła postawić się Idze. Odpowiedź przyszła jednak dość szybko.

Reklama

Bo od początku to Świątek narzucała rytm wymian i kontrolowała wydarzenia na korcie. Była lepsza, skuteczniejsza, nie popełniała błędów, za to korzystała z tych, które cechowały dziś grę Qiwen. Chinka początkowo nie była w stanie w żaden sposób zagrozić Polce. Z pierwszych sześciu gemów wygrała jednego, raz tylko utrzymała podanie. Dopiero przy stanie 1:5 wzięła się do pracy i zdołała nawet przełamać Igę, po czym utrzymać swój serwis. Ale na niewiele jej się to zdało, bo w swoim kolejnym gemie Świątek pewnie zamknęła seta.

Druga partia? Przebieg niemalże identyczny.

A to niemalże wynika jedynie z z tego, że zmieniła się kolejność serwujących. Iga znów zaczęła od przełamywania serwisu Zheng. Z miejsca wyszła na 4:0, dopiero wtedy Chinka ugrała gema. W kolejnym zaatakowała, ale Świątek obroniła kilka breakpointów, zrobiło się 5:1. I co? No i właśnie – powtórka. Qinwen wygrała serwis, a potem zdołała przełamać Polkę. I znów – nic z tego więcej nie ukręciła, bo przy swoim serwisie i stanie 3:5… nie zdobyła nawet punktu.

A cały mecz skończyła podwójnym błędem. I cóż, to bardzo pasujące do jej ogólnej postawy zakończenie.

Reklama

Bo to z pewnością nie była ta Qinwen, która zdołała pokonać Igę w paryskim półfinale igrzysk. Ani ta, która dochodziła do finału WTA Finals. To Chinka w dużej mierze zagubiona, nie mająca pewności, co zrobić na korcie. W przeciwieństwie do Igi, która momentami – a nawet całymi meczami – wyglądała tak jeszcze niedawno. Ale w Indian Wells jak na razie ani przez moment nie ma takich problemów. I oby tak pozostało. Bo dwa mecze dzielą ją od obrony wywalczonego rok temu tytułu, a ogółem – trzeciego triumfu w Kalifornii.

Z kim zagra o finał, przekona się dziś w nocy polskiego czasu. Jej rywalką będzie lepsza tenisistka z pary Mirra Andriejewa – Elina Switolina. Jeśli wygra Rosjanka, Iga będzie miała szybką okazję do rewanżu za niedawną porażkę.

CZYTAJ TEŻ: JESZCZE NIE PIJE SZAMPANA, JUŻ WYGRYWA WIELKIE TURNIEJE. MIRRA ANDRIEJEWA

Iga Świątek – Qinwen Zheng 6:3, 6:3

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Szymon Janczyk
63
Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Polecane

Piłka nożna

Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Szymon Janczyk
63
Żałość z Litwą. Skorupski i Lewandowski uchronili Probierza przed kompromitacją

Komentarze

4 komentarze

Loading...