Dobrze, że Szymon Marciniak i Piotr Lasyk opowiedzieli o swoich decyzjach ze środy w różnych programach, bo innym sędziom brakuje takiej podstawowej odwagi. Natomiast: nie przyznali się do błędów, życia Jagiellonii w Pucharze Polski to nie wróci, no i nie ma konsekwencji.
Powiem wam, że mam zawalone zatoki. Czuję się fatalnie, biorę antybiotyk, nie mogę spać w nocy – dzisiaj od piątej na nogach – sen dopada mnie w dzień. Generalnie jest ciężko. Ale jednocześnie nie jest tak ciężko, by nie widzieć, że Jagiellonii należały się dwa rzuty karne. Zatem ja, chory, widzę, a sędziowie – zdrowi, profesjonalni, w formie, z dobrymi kontraktami – nie widzą.
To jest przecież absurd.
Oczekiwałbym jednak, że po takich babolach jeden i drugi mówią: zawaliliśmy. Przekombinowaliśmy, zabrakło nam rozsądku, to był źle poprowadzony mecz. A nie te głupie wytłumaczenia – nie widzieliśmy, nie było kamer, był faul na Vinagre (to dlaczego go nie oglądaliście?!), tamto, sramto. Wygląda to tak, jakby przez parę godzin zastanawiali się nad alibi i wymyślili takie, a nie inne. Niestety nie do kupienia przez żadnego rozsądnego człowieka.
Były błędy i powinny być konsekwencje, ale i tych chyba zabraknie. To znaczy Marciniaka i Lasyka nie ma w następnej kolejce Ekstraklasy, ale pierwszy po prostu wziął wolne, bo jest zmęczony. Odpoczywać będzie na imprezach dewelopera, który jednocześnie jest sponsorem Widzewa. Jutro ma być w Gliwicach, Chorzowie, Sosnowcu i Siewierzu.
I okej, i okej, jak mawiał Rumak.
Z kolei Lasyk chyba nigdzie nie jedzie, ale za tydzień pewnie wróci, nawet nie jest powiedziane, że nieobecność w tej kolejce to kara. Ha, nawet PZPN nie był łaskawy przyznać, że popełniono błędy (więc chyba rozpędziłem się z konsekwencjami, za poważnie podchodząc do tematu).
Jagiellonia straciła szansę na trofeum, miliony nagrody, a tematu nie ma.
I okej, i okej.
Są też inne kwestie – otóż uważam, że Marciniak nie powinien być na VAR-ze. Jeśli bowiem jest, sędzia główny nie jest już sędzią głównym, tylko takiego udaje. Przy Marciniaku w dziupli sędziowanie odbywa się w dziupli, gdyż reszta arbitrów ma do niego zbyt duży respekt. Tak duży, że najchętniej by sprawdzali z nim, kto ma wznowić mecz po stracie gola.
Gdyby Lasyka zawołał w środę na przykład Myć, to Lasyk pewnie uznałby, żeby Myć nie zawracał gitary. Gwizdnąłem karnego, to gwizdnąłem, sytuacja nie jest czarno-biała, ale to moja decyzja. Ale że zawołał Marciniak… No to jednak musi mieć rację! Ale po pierwsze nie miał, po drugie decydować miał Lasyk. Tyle że nie decydował, co przyznał przecież Marciniak w jednej z rozmów.
Powiedział dokładnie tak: – Nie wypada mi mówić o szczegółach współpracy, ale podam ogólną informację, że to nie była samodzielna decyzja Piotra. Powiedzmy, że dostał impuls.
I okej…
Aha, jeszcze jest kwestia wydawcy, który boi się o kamery, więc nie ustawia ich za bramką. Kuźwa, to od teraz wydawcy decydują o wynikach spotkań?!
A jeśli Marciniak tak chce rządzić, niech rządzi i zostanie szefem sędziów. Jak Collina. Mikulski i tak się nie nadaje, bo nie ma czasu.
No, ale w sumie: czy Marciniak by miał?
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Awans Legii i ogromna kontrowersja. Jagiellonia oszukana?
- Szymon Marciniak tłumaczy brak rzutów karnych z Legia – Jagiellonia
- W Pucharze Polski bez zmian: o tym, kto po niego sięgnie, decydują sędziowie