– Za każdym razem, gdy widziałem światło na końcu tunelu, zwykle był to nadjeżdżający właśnie pociąg — powiedział Ante Postecoglou o sytuacji Tottenhamu w ostatnich tygodniach. Niemal jak w tym starym dowcipie – gracze Spurs byli w tym sezonie bardzo Spursy, ale w ostatnich tygodniach już naprawdę przesadzili.
Bo takich wydarzeń jeszcze na Tottenham Hotspur Stadium nie widziano. Może i stare White Hart Lane było świadkiem nawet większych upadków swojej drużyny, ale nowa arena jeszcze nie. O “konsekwentnej niekonsekwencji” Spurs pisał kilka miesięcy temu Maciej Sarosiek w “Piłce Nożnej”, świetnie obrazując to, co działo się z ekipą z północnego Londynu w ubiegłych sezonach i na początku obecnego. Anglicy byli jeszcze bardziej pomysłowi i uznali, że to co wyprawiają gracze Tottenhamu zasługuje na osobną kategorię, więc wymyślili hasło “być Spursy” (“being Spursy”) – czyli przegrywać w najmniej oczekiwanych momentach, najlepiej wtedy, kiedy wszystko masz już na tacy. Na naszym polskim podwórku o takich drużynach mówi się dość obcesowo, że “zesrały się metr przed kiblem”.
Tylko że gracze Spurs wtedy robili to kilka razy na sezon, a aktualnie wznieśli te wszystkie określenia na jeszcze wyższy poziom już w połowie kampanii wypisując się z walki o dwa z czterech możliwych trofeów. A przecież to miał być właśnie “ten” sezon. Jeszcze kilka miesięcy temu Postecoglou poprawiał podczas wywiadu reporterkę, która powiedziała, że Australijczyk “zazwyczaj” wygrywa trofeum w swoim drugim sezonie w danym klubie, a ten zaznaczał, że “zawsze”.
Tymczasem Tottenham jest aktualnie na 14. miejscu w tabeli Premier League. Przegrał 13 razy w 24 spotkaniach, co jest najgorszym startem od 1997 roku. Do prowadzących The Reds traci 29 punktów, a do czwartej Chelsea aż 16. A trzeba dodać, że awansował o jedno oczko po ostatnim zwycięstwie 2:0 z Brentford, które przerwało serię ośmiu porażek w dziesięciu ligowych spotkaniach. Tottenham jest absolutnie nieprzewidywalny w tym sezonie. Potrafi wygrać z Manchesterem City (2 razy), Aston Villą czy Liverpoolem, żeby za chwilę doznać upokarzających porażek z beniaminkami z Ipswich czy Leicester. Strzela cztery bramki obu Manchesterom czy Aston Villi, żeby za chwilę dostać trzy od Brighton czy Evertonu. Kto obstawia wyniki ekipy Postecoglou u buków ma naprawdę nerwy z żelaza.
Tottenham are the first side in Premier League history to lose 10 games after leading by 2+ goals.
“It’s the history of Tottenham.” 😬 pic.twitter.com/m2tSiXY0xc
— Squawka (@Squawka) October 6, 2024
Nawet na poziomie pojedynczego spotkania Tottenham potrafi być bardzo Spursy. Zdominować totalnie Leicester i Newcastle w dwóch kolejnych meczach wyjazdowych i wywieźć z nich punkt. Wygrywać do przerwy 2:0 z Brighton, aby ostatecznie widowiskowo roztrwonić przewagę i zejść pokonanym. Ipswich i Crystal Palace zawdzięczają właśnie graczom Postecoglou swoje premierowe ligowe zwycięstwa w tym sezonie.
Promyczkiem nadziei na wstawienie czegoś do klubowej gabloty i zakończenie trwającej od 2008 roku posuchy w zdobywaniu trofeów są rozgrywki pucharowe. Marzenia o Pucharze Ligi wprawdzie właśnie sprzątnął Spurs sprzed nosa absolutny hegemon na krajowym podwórku, czyli Liverpool, który zlał ekipę z północnego Londynu 4:0 po porażce w pierwszym spotkaniu 0:1 (co tylko podkreśla wcześniejsze przykłady). Za to wciąż są w grze o Puchar Anglii (na razie z kłopotami pokonali pierwszego dużo niżej notowanego przeciwnika) i w Lidze Europy, gdzie już są w 1/8 finału.
Ale gdzie szukać przesłanek, że Tottenham w końcu coś wygra? To ciągle jeszcze nie jest ten moment, żeby mu odbierać ostatecznie szanse, że to zrobi, ale wszystkie znaki pokazują, że nie będzie to łatwe, a problemy piętrzą się z każdym dniem.
Kontuzje
To chyba największa zmora Spurs w tym sezonie, czym część kibiców obciąża samego Postecoglou. Piłkarze z północnego Londynu znaleźli się bowiem ostatnio na szczycie tabeli kontuzji Premier League pod względem największej liczby niedostępnych zawodników (obecnie 11). Serwis PremierInjuries.com z kolei sklasyfikował Tottenham na drugim miejscu pod względem liczby dni straconych przez piłkarzy z powodu urazów w tym sezonie. Wyżej było tylko Brighton.
W ostatnich tygodniach sprawa nabrzmiała na tyle, że australijski szkoleniowiec powiedział na jednej z przedmeczowych konferencji prasowych, że ma „jedenastu zawodników wystarczająco sprawnych, aby rozpocząć spotkanie” i musiał na ławce posadzić sześciu nastolatków, w tym 16-letniego Malachi Hardy’ego. Zdarzało się, że wśród rezerwowych było pięciu młodych graczy, którzy nie zagrali ani jednego spotkania w pierwszym zespole, a w meczu ostatniej kolejki Ligi Europy ze szwedzkim Elfsborgiem (3:0) wszystkie trzy gole Scarletta, Ajayiego i Moore’a były ich premierowymi trafieniami dla seniorskiej drużyny Spurs.
Wśród zawodników odsuniętych od gry aktualnie znajdują się Brennan Johnson, Cristian Romero, Guglielmo Vicario, Micky van de Ven, Dominic Solanke, Radu Dragusin, Destiny Udogie, James Maddison, Timo Werner i Wilson Odobert. Jeszcze chwilę temu byli też na tej liście Rodrigo Bentancur i Yves Bissouma, a wczoraj znalazł się na niej Richarlison (który był tam też już wcześniej). W każdej formacji brakuje podstawowych zawodników i z tej perspektywy problemy Tottenhamu są zrozumiałe. Tu jednak powstają dwa pytania. Czy wszystkie te kontuzje można zrzucić na pech i dlaczego czekano ze wzmocnieniami do ostatniego dnia okienka transferowego, skoro od długiego czasu wiadomo, że na gwałt w klubie potrzebny jest napastnik i środkowy obrońca.
Ange marzyciel
Na pierwsze pytanie odpowiedź nie jest łatwa, bo oceny kibiców i ekspertów podzieliły się niemal równo. Część opinii publicznej obwinia za to samego trenera, który wierny swojemu systemowi i sposobowi gry, nie wykazuje się choćby minimalnym poziomem elastyczności, skazując swoich piłkarzy na grę w olbrzymiej intensywności, bez względu na okoliczności.
Nie zgodził się z nią Anton McElhone – naukowiec i trener przygotowania fizycznego, który pracował w Tottenhamie z Mauricio Pochettino (2011-17) oraz w Celticu właśnie z Postecoglou (2021-23). W rozmowie z BBC Radio 5 przyznał, że intensywność w Premier League jest niesamowita i takim obciążeniom nie każdy jest w stanie sprostać.
– To obóz przetrwania dla najlepiej przystosowanych graczy. Musisz być młody, musisz być zdrowy, musisz mieć pewną fizyczność i mentalność, aby przez to przejść. Aby to osiągnąć trzeba intensywnie trenować. Ale potrzebujesz odpowiednich narzędzi, przez co rozumiem odpowiednich graczy. Muszą być wystarczająco solidni, a w tej chwili nie wiem, czy Tottenham ma takich graczy. Mają też bardzo młody skład, który stoi za seniorską drużyną – stwierdził były współpracownik australijskiego szkoleniowca i dodał:
– W Celticu, pod wodzą Postecoglou, mieliśmy trzymiesięczny okres, w którym co tydzień doznawaliśmy kontuzji, głównie urazów ścięgna podkolanowego. Musieliśmy dotrzeć do przerwy zimowej, aby się zresetować. W miarę jak zawodnicy dostosowywali się do wymagań systemu, fluktuacja gry zmieniła się, zamiast ciągłej bieganiny “box to box”, drużyna była w stanie bardziej kontrolować jedną połowę boiska. Dzięki temu środkowi obrońcy nie musieli tak często biegać z tyłu. Gdy model gry i filozofia się ustabilizowały, zmniejszyło to liczbę kontuzji.
Ten drugi sezon nie miał być już zaskoczeniem dla zawodników, jeżeli chodzi o wymagania trenera i samej Premier League. Tymczasem kiedy doszły rozgrywki Ligi Europy (w ubiegłym sezonie Tottenham nie grał w rozgrywkach na Starym Kontynencie), pojawiły się urazy i inne sprawy pozaboiskowe, to zrobiło się krucho ze składem. Pojawił się efekt swoistej kuli śnieżnej, mimo że latem do Spurs dołączył przecież Dominic Solanke za rekordowe dla klubu 75 milionów euro, a także kilku młodych zawodników.
– W Celticu po sześciu miesiącach Postecoglou mógł rotować pierwszą piątką po 6o lub 65 minutach, aby zachować świeżość na 60-meczowy sezon. W Tottenhamie prawdopodobnie było to o wiele trudniejsze, ponieważ nie sądzę, aby siła głębi składu była taka sama jak w innych klubach Premier League, takich jak Liverpool i Chelsea. W tej chwili jest to problem Tottenhamu. On nie ma składu. W ciągu ostatniego roku zmienili również personel medyczny, a do tego doszły inne problemy – podkreślił McElhone.
Gaz rozweselający i kuzyni Sona
Owe “inne problemy” to też historia bardzo Spursy. Yves Bissouma upublicznił w sierpniu w swoich mediach społecznościowych wideo, na którym wdychał gaz rozweselający (podtlenek azotu), zakazany w Wielkiej Brytanii i był zawieszony na jeden mecz.
“He’s made a really poor decision, he has responsibilities but you want to help him through that” 🗣️
Ange Postecoglou explains the decision to suspend Yves Bissouma for match against Leicester after laughing gas incident. pic.twitter.com/cveZBNAAO2
— Sky Sports News (@SkySportsNews) August 15, 2024
Rodrigo Bentancur z kolei popisał się niebywałym poczuciem humoru, kiedy w jednym z wywiadów dla rodzimej telewizji w reakcji na zdjęcie swojego kolegi z zespołu Heung-Min Sona, stwierdził, że nie wie czy to on, czy jego kuzyn, bo wszyscy wyglądają tak samo. Angielska federacja zajęła się jego przypadkiem, uznając go za przejaw dyskryminacji rasowej i zawiesiła na siedem spotkań.
Kiedy dodamy do tego wahania formy takich graczy jak Son, Kulusevski, czy kontuzjowani obecnie Maddison i Romero, mamy kolejny kamyczek do ogródka Postecoglou, który choć mówi o własnej winie i odpowiedzialności, to nie potrafi pomóc swoim zawodnikom.
Część fanów Spurs krytykowała go też za to, że nie daje odpocząć zawodnikom i podejmuje niepotrzebne ryzyko nie pozwalając im na powolny powrót do gry po kontuzjach. Tak było gdy podstawowi środkowi obrońcy Cristian Romero i Micky Van de Ven rozpoczęli mecz z Chelsea 9 grudnia, wracając wcześniej niż przewidywano po kontuzji. Obaj nie wytrwali do końca spotkania i leczą się do dziś, a argentyński mistrz świata zszedł wtedy ledwie po kilkunastu minutach.
Tottenhamowi było coraz trudniej przetrwać kolejne tygodnie i miesiące bez dodatkowych urazów. Od momentu, kiedy w zespole brakowało kilku graczy, sytuacja eskalowała tak, jak w przypadku choćby Manchesteru City w tym sezonie. Trener miał na tyle wąski wybór wśród starszych graczy w pełni sił, że nie mógł nimi rotować, aby spróbować pomóc innym powoli wdrażać się po urazach. Zamiast tego tkwił w tym samym cyklu i było coraz bardziej oczywiste, że sytuacja się pogorszy.
Za to wspomniana tu już wielokrotnie intensywność jest mocno widoczna w statystykach. Spurs są najlepsi wśród klubów Premier League zarówno pod względem sprintów, jak i pokonanego dystansu. Tottenham, zwłaszcza w pierwszej części sezonu, oddawał dużo więcej strzałów niż w ubiegłym sezonie, który zakończył na piątej pozycji. Kreował dużo groźniejsze sytuacje, częściej trafiał do siatki. Dość powiedzieć, że jeśli chodzi o xG wyprzedza go tylko pięć drużyn, za to jeśli chodzi o xGA (xG przeciwnika) też wyprzedza go tylko pięć drużyn.
Oznacza to kompletną jatkę podczas meczów Spurs. Gracze Postecoglou w tym sezonie aż pięć razy strzelali minimum dwa gole i schodzili z boiska pokonani. Fizyczne wymagania szkoleniowca odbijają się na zawodnikach. Nieustanne bieganie z piłką lub za piłką, to nie jest “kraj dla starych ludzi”. Dla tych o wątłym zdrowiu tym bardziej. A dodatkowo nie dla drużyn, które chcą rywalizować na najwyższym poziomie mając ledwie 18 graczy na to gotowych.
Daniel skąpiec
I to jest właśnie koronny argument drugiej strony sporu, która twierdzi, że trener i tak wyciąga z tej drużyny co może, a sam zespół jest źle skonstruowany, brakuje mu głębi, a kilka kontuzji zadziałało z efektem kuli śnieżnej. Mamy podstarzałych weteranów z coraz bardziej sypiącym się zdrowiem, a z drugiej nieopierzonych młokosów, przez kontuzje podstawowych graczy wsadzonych na zbyt wysokiego konia.
Przecież 18-letni talent Archie Gray przychodzący latem z Leeds jako prospekt na solidnego prawego obrońcę/wahadłowego od kilku tygodni gra z braku laku na środku defensywy. 19-letni Lucas Bergvall, o którego Tottenham walczył zaciekle z Barceloną, miał być przyszłością Spurs i powoli wchodzić do pierwszego zespołu. Zaskakująco szybko stał się jej teraźniejszością i trudno powiedzieć, że na razie na tym wygrywa. Od młodzieży, która nagle z juniorskiego grania ma z dnia na dzień wyjść na mecz Premier League, trudno wymagać cudów. A taka jest obecnie rzeczywistość Spurs.
Tę tezę poparł przecież również cytowany wcześniej McElhone. Część kibiców obarcza więc winą także Daniela Levy’ego – właściciela Tottenhamu znanego z odkładania transferów “na później”. I to on pozostaje głównym celem gniewu fanów Spurs. Klubowy sternik zrobił wiele podczas swojej kadencji, przenosząc zespół na wspaniały nowy stadion i remontując infrastrukturę. Jednak na boisku kibice widzą te same stare problemy. Kultura słabych wyników pozostaje. Niezadowolenie nie jest niczym nowym, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że stało się ono jeszcze bardziej wyraźne.
Daniel Levy
Postecoglou w wywiadach wprawdzie powtarza jak mantrę o wielkim wsparciu klubowych władz i zadowoleniu z ich ruchów, ale między słowami dawało się wyczuć irytację, kiedy z każdym tygodniem sytuacja kadrowa Spurs stawała się coraz bardziej opłakana. Choć po kontuzji Vicario, szybko zorganizowano transfer Antonina Kinsky’ego, golkipera Sparty Praga, ale długo brakowało środkowego obrońcy i napastnika. Do ostatniego dnia okienka trzeba było czekać na potwierdzenie austriackiego defensora Kevina Danso i francuskiej “dziewiątki” – Mathysa Tela grzejącego ławę w Monachium.
Niestety, ich debiut przypadł akurat na złomowanie Tottenhamu przez podrażniony porażką w pierwszym meczu Liverpool. Zostali więc przywitani na angielskich boiskach gładkim 0:4 i odpadnięciem z Pucharu Ligi. Tak się hartuje stal w północnym Londynie.
Co dalej? Postecoglou twierdzi, że z raz obranej drogi nie zejdzie i nadal foruje swój ofensywny, agresywny, odważny (choć niektórzy twierdzą, że nierozważny) styl. System jest wadliwy, ale on jest zbyt uparty, by go zmienić. Struktura drużyny jest taka, że każde załamanie w grze stwarza ogromne przestrzenie dla każdej drużyny do ataku.
Z drugiej strony Australijczyk ma wciąż całkiem niezły skład jak na warunki Premier League. Piłkarze w końcu wrócą po kontuzjach, nowe nabytki w końcu się wdrożą i pewnie Spurs zamkną ostatecznie sezon w górnej połówce tabeli. Jeśli nie, zanotują najgorszy sezon w lidze od siedemnastu lat (w sezonie 2007/08 byli na jedenastym miejscu). Jedyną nadzieją pozostają dwa puchary, w których nie są bez szans, ale każdy z nich będzie wymagał pokonywania rywali tej klasy co Liverpool, Chelsea, oba Manchestery, Roma czy Lazio.
Coraz więcej jednak wskazuje na to, że kadencja Postecoglou zakończy się najpóźniej w czerwcu, bo w końcu nie zdąży uciec z torów przed nadjeżdżającym pociągiem. Miał mieć sezon życia, pod który układał fundamenty przez całą poprzednią kampanię. Sam stał się jednak jeszcze bardziej Spursy od samych Spurs.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Maszynka Slota zmieliła Koguty. Liverpool w finale EFL Cup
- Oficjalnie: Francuski talent przenosi się z Bayernu do Tottenhamu
- Dramat Tottenhamu trwa. Spurs pokonani przez Stolarczyka i spółkę
- Tottenham stracił reprezentanta Anglii. Poza kadrą przez sześć tygodni
- Męczarnie Tottenhamu z piątoligowcem w FA Cup. Potrzebna była dogrywka