Sukces rodzi się w bólach, ale są jego granice, czego doświadcza obecnie Tottenham Hotspur. Dziesięć kontuzji i jedenasta w trakcie meczu to za dużo, by awansować do finału Pucharu Ligi Angielskiej, nawet jeśli wygrało się w pierwszym meczu 1:0. Liverpool zdominował Koguty, zwyciężył 4:0 i 16 marca zmierzy się o EFL Cup z Newcastle United na Wembley.
Guglielmo Vicario, Cristian Romero, Micky van de Ven, Radu Dragusin, Destiny Udogie, James Maddison, Brennan Johnson, Timo Werner, Dominic Solake, Wilson Odobert – nie jest to wyjściowy skład Tottenhamu na rewanżowe spotkanie półfinału Pucharu Ligi Angielskiej z Liverpoolem, a lista nieobecnych w składzie Ange Postecoglou. Wszyscy zmagają się z kontuzjami, a kolejne problemy dopadły zawodników Spurs już w samym spotkaniu.
Jedenasta kontuzja to za dużo
Już na początku meczu Richarlison zarobił łokciem od Virgila Van Dijka i w zasadzie do teraz nie wiemy, dlaczego Holender nie otrzymał za to zagranie żadnej kartki. Chwilę później z zalaną krwią głową Ben Davies musiał opuścić murawę na szybkie szycie i założenie opatrunku. Jeszcze przed przerwą Postecoglou został zmuszony do zmiany. Na ławkę powędrował jednak nie Davies, a wspomniany Richarlison, który dopiero co wrócił do zdrowia, a ponownie nabawił się urazu. Tym razem narzekał na ból łydki, który prawdopodobnie wykluczy go z gry na dłuższy okres, bo odbył się bez udziału rywala.
To było za dużo. Tyle problemów kadrowych i to w starciu z tak agresywnie grającym i pressującym Liverpoolem, któremu ton narzucał Curtis Jones, to było za dużo, by marzyć o awansie do finału Pucharu Ligi Angielskiej, nawet jeśli wygrało się w pierwszym meczu 1:0. Szczególnie dlatego, że mecz był żywy, tempo wysokie i z każdą minutą z Tottenhamu stopniowo ulatywało powietrze i chęci.
Fakt faktem, że szczególnie w pierwszej połowie działo się dużo pod obiema bramkami, a wszystko dlatego, że panowała spora niedokładność. Im bliżej pola karnego jednej bądź drugiej drużyny, tym większy chaos wkradał się w budowanie ataków pozycyjnych. Często akcja Liverpoolu kończyła się groźną kontrą Tottenhamu i vice versa. Koguty zginęły jednak od własnej broni. Strata piłki na własnej połowie w momencie wyjścia do szybkiego ataku skończyła się utratą gola.
Gole na nowe umowy
Przejęta w środku boiska futbolówka trafiła do Ryana Gravenbercha, który oddał ją Mohamedowi Salahowi. Egipcjanin zerwał się prawym skrzydłem i wrzucił piłkę zewnętrzną częścią stopy w pole karne. Ta szczęśliwie dotarła na drugą stronę do Cody’ego Gakpo i Holender od razu z powietrza oddał strzał, czym zaskoczył interweniującego z lekkim opóźnieniem Antonina Kinsky’ego, którego Tottenham wobec plagi kontuzji sprowadził zimą ze Slavii Praga.
Czech zaliczył już kilka świetnych meczów. W czwartek na Anfield też popisał się paroma dobrymi interwencjami, choćby po strzale z woleja Salaha czy Gakpo z głowy po rzucie rożnym. Finalnie nie zapisze spotkania z Liverpoolem do udanych. Do niefortunnej obrony z pierwszej połowy dołożył sprokurowany rzut karny na Darwinie Nunezie w drugiej części gry. Jedenastkę na gola – a jakże w tym sezonie – zamienił Salah. Dla Egipcjanina była to już 26. bramka. Dołożył do tego 17 asyst. A mówimy przecież o 34. występie napastnika.
Nic więc dziwnego, że włodarze The Reds w końcu poszli po rozum do głowy i zdecydowali się przedstawić Salahowi nowy kontrakt, o czym donosił w środę portal “Anfield Edition”. Egipcjanin w pełni zasłużył na tę umowę, jak i dużą podwyżkę, biorąc pod uwagę, że rozgrywa prawdopodobnie najlepszy sezon w karierze. Na podpis czeka również dokument Van Dijka, który przypieczętował triumf Liverpoolu trafieniem głową na 4:0.
Pożegnanie Postecoglou
Tottenham nie zdołał się bowiem podnieść po drugim straconym golu. Kolejne okazje dla The Reds pojawiały się niczym grzyby po deszczu. Próba z dystansu Gravenbercha zatrzymała się tylko na słupku, ale już chwilę później uderzenie aktywnego od początku meczu Dominika Szoboszlaia dobiło Koguty. Przy trafieniu Węgra warto wyróżnić Connora Bradleya. 21-letni prawy obrońca popisał się instynktowym prostopadłym podaniem z pierwszej piłki, czym otworzył drogę do bramki koledze z ataku.
Cztery gole demonstrują różnicę, jaka dzieli obecnie Liverpool i Tottenham. Mówiąc bardziej obrazowo, jaka dzieli obecnie pierwszą i czternastą drużynę Premier League. The Reds pewnie zameldowali się w finale, gdzie czeka już Newcastle United.
Dla Spurs porażka z maszynką Arne Slota oznacza, że Postecoglou traci jedną z szans na spełnienie obietnicy o trofeum. Australijski trener greckiego pochodzenia stwierdził niedawno, że w poprzednich klubach sięgał po puchary w drugim roku pracy. Na mistrzostwo Anglii nie ma co już liczyć, bo za pięć kolejek straci prawdopodobnie matematycznie szanse na tytuł. Wciąż znajduje się w grze o Ligę Europy i FA Cup, bo po czwartku może skreślić Puchar Ligi Angielskiej. Pytanie, czy zanim dojdzie do meczów w innych rozgrywkach, w Londynie nie skreślą jego. Sytuacja Tottenhamu jest wręcz fatalna i zwolnienie Postecoglou nie powinno nikogo zdziwić.
Liverpool – Tottenham 4:0 (1:0) Pierwszy mecz 0:1.
- 1:0 – Gakpo 34′
- 2:0 – Salah 51′ z karnego
- 3:0 – Szoboszlai 75′
- 4:0 – Van Dijk 80′
WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Arteta i Arsenal znów bez trofeum. “Teraz naprawdę cierpimy”
- Upadek Rashforda. Miał być następcą CR7, skończył w hierarchii za trenerem bramkarzy
- Salah przeskoczył Lamparda. Egipcjanin wśród najlepszych strzelców w historii Premier League
Fot. Newspix