Reklama

Panowie, świetna robota! W razie czego w ataku Legii będzie grał masażysta

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

07 lutego 2025, 10:03 • 7 min czytania 101 komentarzy

Patrzymy na działania Legii w zimowym okienku transferowym i jesteśmy zdumieni jej dojrzałością. Wszyscy mówią, że trzeba wydawać, że transfer tu, transfer tam, wzmocnienie składu i tak dalej, a przecież Jacek Zieliński uczy nas ważnej lekcji. Nie można być za chciwym, trzeba zaciskać pasa, trzeba rozsądku. Jak wykupujesz wcześniej pozyskanego piłkarza i bijesz rekord transferowy, masz czyste papcie. Jak masz stary sprzęt, który jeszcze dyszy, nie wymieniasz go na nowy. Kiedy trzymasz 50-letniego Pekharta, któremu się płaci, musi grać 50-letni Pekhart. Nic na siłę, spokój, plan, wykonanie. Legia jest biedakiem i jak biedak żyć musi.

Panowie, świetna robota! W razie czego w ataku Legii będzie grał masażysta

Oczywiście ta bieda jest tylko pozorna, dlatego mówimy o skąpcach. Możesz w kółko czaić się na okazje i liczyć później na fart z brakiem konsekwencji, kiedy nie sprowadzisz piłkarza na kluczową pozycję. Dopóki jesteś, dajmy za przykład, Stalą Mielec. Tam ci wybaczą, bo nie walczysz trofea, jesteś szaraczkiem i masz ograniczone możliwości. A w Legii? Śmieszna i żenująca jest jej skuteczność na rynku w kwestii napastnika, a przecież ostrzegaliśmy w przeszłości, że z takim dyrektorem sportowym (od początku stycznia formalnie już nie) na podbój Polski to wy, kibice Legii, nie ruszycie.

Dyrektor sportowy z Premier League w Legii? Wysoka pensja, rasizm i Bułgarzy

Kończy się pierwszy tydzień lutego, a Legia sprowadziła Biczachczjana, który raz, że nie należał do najważniejszych potrzeb, dwa – nie sprawdził dostatecznie kompetencji skautów i dyrektora sportowego. Wziąć kogoś takiego ze Szczecina to nie sztuka, równie dobrze delegacja transferowa Ligi Minus mogłaby zarządzić podobny transfer, choć z rozsądkiem większym od włodarzy Legii. Bo jeśli kuleją ci pozycje napastnika i bramkarza, robisz wszystko, żeby najpierw ściągnąć cholernego napastnika i bramkarza. O tyle dobrze, że udało im się ugasić jeden z pożarów, czyli wypożyczyć Kovacevicia na pół roku. Był to jednak ruch bardziej desperacki, na ostatnią chwilę, a nie efekt dawno zaplanowanych działań. Pamiętajmy o tym.

Oddajmy jednak Legii, że odważyła się na inwestycję z Vinagre, chapeu bas. To historyczna chwila, nowy rekord Ekstraklasy, choć przez pewne zaniechania nie wybrzmi tak dobrze, jak mógłby. Bo nawet ten wykup Portugalczyka nie zakryje faktu, że do tej pory brak transferu napastnika jest kompromitacją trenera, dyrektora sportowego i skautów. Ktoś powie, że czepiamy się na siłę, ale serio? Tylko ślepo zapatrzony kibic Legii mógłby zignorować tę impotencję transferową. Wiadomo nie od wczoraj, że zespół ma słabiutko obsadzone dwie kluczowe pozycje, a ci obudzili się z bramkarzem dopiero w lutym, po pierwszej kolejce ligowej, w międzyczasie robiąc nieudane podchody pod nowego piłkarza do linii ataku.

Reklama

W ogólnym rozrachunku Vinagre robi wrażenie, a co do spraw najważniejszych – sorry, nie wygląda to poważnie. My już w październiku wiedzieliśmy, że Nsame czy Alfarela się nie nadają, przez co było wiadomo, że zimowym okienkiem trzeba ratować drugą część sezonu. No i na razie panowie-włodarze z Łazienkowskiej tak się poratowali, że jedynie pozbyli się tych dwóch gagatków, zostając na pokładzie z Pekhartem i Gualem, bo Majchrzaka przed chwilą wysłali do Arki. Gdyby to był plan Zagłębia Lubin albo Widzewa na budowę czwartej siły w Ekstraklasie – spoko, nie narzekalibyśmy. Ale w przypadku Legii to tak razi po oczach, że już nie wiemy, jak bardziej można zaniedbać temat.

Dobra, można bardziej, jeśli Legia nie ściągnie absolutnie nikogo do strzelania goli na Ekstraklasę (na LKE już za późno, termin zgłaszania kadry minął wczoraj). Patrząc na to, jak do tej pory realizuje swoje priorytety, nie jest to niemożliwe i aż strach pomyśleć, jak Jacek Zieliński i spółka chodzą na zakupy. Żony muszą być zachwycone, kiedy proszą o bułki i inne rzeczy na śniadanie, a ci przychodzą z samym masłem.

Na pewno byłoby inaczej, gdyby w klubie nie kombinowali. Przecież stara jak świat jest śpiewka, że bramkostrzelny napastnik jest na wagę złota, a mówiąc “złota”, mamy na myśli dosłownie “złoto”. Nie czekoladki w pozłacanym papierku, jakie Legia wyciąga w Europie za każdym razem, kiedy łapie na radar gracza tego typu. Nie da się tutaj skąpić, tak jak robi to Legia. Chcesz wyższą jakość? Musisz zapłacić więcej.

Nie da się co sezon albo tym bardziej co okienko wyłapywać nieoczywiste i niedoszacowane nazwiska, bo więksi od nas skuteczniej prześwietlają rynek. Ileś lat temu wielu piłkarzy mogło przejść przez naszą ligę, żeby dostać się wyżej, a dziś częściej robią większy przeskok, bez polskiego przystanku. Nie jesteśmy tak atrakcyjni, jak nam albo szefom ligi się wydaje. Rozwijamy się, ale niekoniecznie tam, gdzie trzeba, skoro największe (i wcale nie biedne) kluby mają problem z zapłaceniem ponad 1,5 mln euro za napastnika gwarantującego co najmniej kilkanaście goli na sezon.

Fajnym wyjątkiem okazał się Lech z wykupem Walemarka (1,8 mln euro), zaryzykował z większą kwotą i dobrze. Nie musieli, a to zrobili. Tam chociaż od święta się obudzą, że przy lepszych opcjach transferowych do budowania ofensywy nie da się kisić gotówki. Ale Legia, która nie “może”, tylko musi, nie potrafi rozwiązać swojego problemu, a przecież mogłaby w tym samym okienku, nawet mimo wykupu Vinagre’a za 2,3 mln euro. Zamiast pokazać siłę na rynku z pieniędzmi, które niewątpliwie ma, odbija się od kolejnych klubów w Europie na własne życzenie. Patrząc na doniesienia medialne nie tylko z Polski, zimą pojawiły się tematy:

  • Benjamina Kallmana z Cracovii, ale ZA DROGI (“Pasy” chciały 1,5 mln euro)
  • Roberta Bożenika z Boavisty, ale ZA DROGI (mówiło się o kwocie 1,5 – 2 mln euro)
  • Ioannisa Pittasa z AIK Sztokholm, ale ZA DROGI (2 mln euro)
  • Kwadwo Duaha z Łudogorca Razgrad, ale ZA DROGI  (bez konkretnej kwoty)
  • Lasse Nordasa z Tromso IF, ale ZA DROGI (ostatecznie trafił za 3-4 mln euro do Championship)
  • Nardina Mulahusejnovicia z Zrinjskiego Mostar (kwota 700 tysięcy euro, niby wciąż w grze)
  • Ole Saetera z Rosenborga, ale odmówił Legii (ponoć odmówił już któremuś klubowi z rzędu)
  • Mateja Trusy z Dunajskiej Stredy, ale ZA DROGI (kwota 1,5 mln euro miała zniechęcić Legię)

I teraz pozostaje zadać pytanie: co Legia wyprawia? Opcje są trzy: porywa się z motyką na słońce i jest zbyt optymistyczna w ocenie swoich możliwości; skauting nie daje rady z oceną kosztów transferu i realnego nastawienia zawodnika do klubu; w gabinetach wygrywa skąpstwo. W sumie, jakby się uprzeć, wszystkie trzy opcje mogłyby żyć w symbiozie, która sprowadza Legię do pozycji desperata. Czas się kończy, są tłumaczenia Feio, a transferu napastnika brak.

Reklama

To będzie nowy napastnik Legii? “Wezmę penisa i będę się bawił”

Mówiąc o trenerze Legii, nawiązujemy do tych słów z końcówki stycznia: – Co do atakującego, moglibyśmy takiego już podpisać, ale chcemy, by miał odpowiedni poziom, by klub miał z niego korzyści nie tylko teraz, ale i w przyszłości. Część z tych nazwisk pojawiło się w mediach, część nie, ale te nazwiska nie zadowalają nas w stu procentach. Nie zamknęliśmy więc tej pozycji, cały czas rozmawiamy, a póki co ufamy tym, których mamy. W wielu ligach okienko zaraz się zamknie, a u nas trwa dłużej i to może stwarzać ciekawe opcje, np. dla piłkarzy, którzy grać nie będą, a do tej pory nie spoglądali na polski rynek. Czy jest sens robić coś byle zrobić, pod presją czasu, by za pół roku sprzątać?

Jeśli chcecie mieć korzyści nie tylko teraz, ale i w przyszłości, to sorry, ale musicie wyjść z lepszymi propozycjami niż dotychczas. I to nie jest tak, że nazwiska was nie zadowalają. Kombinujecie, licząc na to, że ktoś straci na interesie jak choćby Cracovia, która miała prawo żądać 1,5 bańki euro w środku sezonu za gościa, który robi jej wyniki. To już nie te czasy, gdy “wielka Legia” wchodzi, rozstawia po kątach i dyktuje warunki.

Co więcej, Feio wspomniał o późniejszym zamknięciu się okienka i stworzeniu się ciekawych opcji. Owszem, tak też można kalkulować, ale to pokazuje, że Legia, największy klub w Polsce, funkcjonuje jak średniak. Poważny i zamożny klub, doskonale znający swoje braki od miesięcy, wchodzi w okienko z buta z konkretnym celem. A przecież nie mamy do czynienia z nagłą potrzebą albo biedakami, więc bez sensu byłoby porównanie, że inni tak robią. Taką ocenę dyktują okoliczności, a ona w stosunku do Legii musi być nieprzychylna.

No i jeszcze ten argument Feio o presji czasu… Chłopie, z odpowiednim pionem sportowym nie musiałbyś się asekurować, że za kilka miesięcy trzeba kasować dopiero co pozyskanego zawodnika. Poza tym w piłce, zwłaszcza w działce transferowej, naturalnie tak się pracuje. Ale to też nie jest tak, że za każdym razem trzeba robić prowizorkę jak Barcelona na 10 minut przed deadlinem. Nic się wam nie wysypało, nikt nagle nie odszedł, czasu na przygotowania było aż nadto.

Jak jednak widzimy, czasu totalnie zmarnowanego, skoro w ostatniej chwili zaczęła się panika i sprawdzanie siódmej, ósmej czy dziewiątej opcji na wzmocnienie składu. Nawet jeśli Legia na ostatni moment sprowadzi kogoś sensownego do ataku, mamy do czynienia z działaniem skrajnie niepoważnym jak na status klubu w polskim futbolu. Tak nie można funkcjonować na dłuższą metę, jeśli chce się wygrywać trofea.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

MMA

Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Sebastian Warzecha
5
Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Ekstraklasa

MMA

Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Sebastian Warzecha
5
Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Komentarze

101 komentarzy

Loading...