Reklama

Robinson kontra LaMotta, czyli najlepsza rywalizacja w historii boksu

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

05 lutego 2025, 12:56 • 13 min czytania 7 komentarzy

Spoglądając na suchy wynik pojedynków Jake’a LaMotty z Sugar Rayem Robinsonem można dojść do wniosku, że ich rywalizacja jest nieco przereklamowana. W końcu Byk z Bronksu na sześć starć, wygrał zaledwie jedno – to z 5 lutego 1943 roku. W dodatku w ich najsłynniejsze walce, bokserskiej masakrze w dniu świętego Walentego, LaMotta zebrał okropny łomot… choć i tak był dumny z tego, że rywal nie zdołał posłać go na deski. Oto historia najlepszej serii walk w dziejach boksu i opowieść o tym, co później działo się z jej bohaterami.

Robinson kontra LaMotta, czyli najlepsza rywalizacja w historii boksu

40-0

Walker Smith Junior, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, pierwotnie chciał zostać lekarzem. To zakrawa na pewną ironię losu, że osoba pragnąca pomagać ludziom, ostatecznie zarabiała na ich uszkadzaniu. Choć na całe szczęście, działo się to w kontrolowanych warunkach sportowej bokserskiej rywalizacji, nie na ulicy. Co nie oznaczało, że w młodości Walker nie miał kłopotów z prawem.

Inną kwestią jest, że marzenie Smitha byłoby szalenie ciężkie do zrealizowania. Urodził się 3 maja 1921 roku w Detroit, ale od 12. roku życia mieszkał na nowojorskim Harlemie, wychowywany przez matkę. Za sukces mogło uchodzić już samo to, że Afroamerykanin uczęszczał do De Witt Clinton High School na Bronksie. Ale tej szkoły nie ukończył, zatrzymując się na dziewiątej klasie.

Wtedy skupił swoją uwagę na boksie. Pojawił się jednak pewien problem. Choć talentu mu nie brakowało,  Walker liczył sobie ledwie 14 lat, więc nie mógł uczestniczyć w żadnym oficjalnym turnieju, gdyż do nich zapisywano zawodników, którzy mieli 16 lat. Młodzian nie czekał, tylko udał się do wydającej licencje bokserskie Amateur Athletic Union z dowodem innego człowieka: starszego o dwa lata Raya Robinsona. Kiedy zaś jedna z fanek oglądających go w akcji stwierdziła, że pięściarz jest słodki jak cukier (inna wersja mówi, że takim określeniem trener skomplementował styl boksu Walkera), wtedy oficjalnie stworzyła się postać do dziś uznawana za jednego z najlepszych pięściarzy w historii. Sugar Ray Robinson.

Reklama

Karierę amatorską Robinson zakończył z czystym rekordem 85-0. Jak huragan przechodził też przez kolejnych rywali na zawodowych ringach, w niecałe dwa i pół roku pokonując czterdziestu pięściarzy! W końcu takie to były czasy, w których pięściarze toczyli nawet trzy starcia w miesiącu.

Sugar Ray Robinson

BYK Z BRONKSU

Jedną z ofiar Sugara Raya został jego krajan. Pochodzący z Bronksu Jake LaMotta – Amerykanin, ale o włoskich korzeniach. Jake nie miał łatwego dzieciństwa. Od najmłodszych lat ojciec, z pochodzenia Sycylijczyk, zmuszał go do walki za pieniądze z innymi dzieciakami. W ten sposób młokos zarabiał pieniądze potrzebne do opłaty czynszu za mieszkanie rodziny. Tego rodzaju „wychowanie” szybko sprowadziło Jake’a na złą drogę. Już jako nastolatek parał się kradzieżami i napadami, za co wkrótce wylądował w zakładzie poprawczym. Jak twierdził, to tam nauczył się boksować.

Po opuszczeniu murów poprawczaka LaMotta postawił właśnie na boks, gdzie po krótkiej karierze amatorskiej przeszedł na zawodowstwo. Również z tego względu zawodnik nie należał do technicznych wirtuozów. W końcu przez większość życia po prostu się bił, nie boksował. To miało przełożenie na jego styl. Na rywali parł pełen agresji, a przy tym był niesłychanie wytrzymały. Nieustannie wywierał presję w ringu, stąd doczekał się przezwiska Byka z Bronksu… lub Wściekłego Byka. Kilkadziesiąt lat później film pod taką samą nazwą, z oscarową rolą Roberta De Niro, opowie milionom widzów historię życia LaMotty.

Jednak w ich pierwszej walce, Sugar Ray Robinson znalazł sposób na szarżującego rywala. Jak można było przeczytać w relacji pojedynku na łamach Schenectady Gazette, „Robinson poruszał się tak szybko, i uderzał tak mocno i często, że LaMotta musiał myśleć, że w ringu mierzy się z kombinacją biegacza St. Louis Cardinals i pałkarza New York Yankees. Ten walczący w niskiej pozycji pięściarz z Bronksu był gotowym do walki i wytrzymałym wyrobnikiem, ale został całkowicie zdeklasowany”.

Reklama

Być może przebieg tego starcia skłonił Robinsona, by 5 lutego 1943 roku, ledwie pięć miesięcy po pierwszej walce, stoczyć z LaMottą rewanż. Wszak Wściekły Byk pokazał, że jest efektownie walczącym pięściarzem. W dodatku popisał się odpornością na ciosy, bo jako jeden z ośmiu rywali wytrzymał z Afroamerykaninem cały dystans. Przy czym wciąż wydawał się Sugarowi łatwy do ogrania. Mało tego, walka odbywała się w Detroit, mieście urodzenia Robinsona. Gwiazdor legitymujący się rekordem 40-0, miał więc dać show na oczach blisko 19 tysięcy widzów zgromadzonych w hali Olympia Stadium.

Rzecz w tym, że Robinson nie docenił oponenta. Przeważał nad LaMottą pod względem umiejętności, ale chcąc zapewnić widowisko kibicom, poszedł z nim na bitkę. LaMotcie, pięściarskiemu „wyrobnikowi”, jak określiła go “Schenectady Gazette”, ale za to wybitnemu puncherowi, w to było graj. Nieustannie prący do przodu Jake sprawiał ogromne kłopoty niepokonanemu pięściarzowi. W ósmym starciu doszło wręcz do sensacji, bowiem Wściekły Byk po kombinacji przy linach prawy na korpus, lewy na głowę, wyrzucił Robinsona z ringu! Sugar Ray został wyliczony do dziewięciu i wciąż znajdował się poza polem walki, jednak wtedy zabrzmiał gong kończący rundę. Faworyt w przerwie powrócił między liny, lecz ostatnie dwie rundy na swoją korzyść także rozstrzygnął LaMotta. W ten sposób Amerykanin o włoskich korzeniach stał się pierwszym pięściarzem, który pokonał Robinsona.

Jake LaMotta

PIĘĆ DO JEDNEGO. PRZYNAJMNIEJ NA PAPIERZE

Jak się miało okazać, było to jedyne zwycięstwo LaMotty z Sugar Rayem, choć obaj walczyli ze sobą jeszcze cztery razy. Innymi słowy, bilans najwspanialszej pięściarskiej rywalizacji w historii wskazuje na to, że została ona zdominowana przez zawodnika z Harlemu. Jednak suchy wynik nie oddaje w żadnym stopniu dramaturgii ich zmagań.

Robinson zrewanżował się LaMotcie za pierwszą w karierze porażkę już trzy tygodnie później w tym samym miejscu i hali, w Detroit. Tym razem Sugar Ray ponownie postawił na techniczny boks, w którym Jake nie mógł się odnaleźć. Wygrana po jednogłośnej decyzji sędziów nie oznaczała jednak spacerku. Choć LaMotta regularnie był karcony lewym prostym, to niestrudzenie parł do przodu. Ponadto lepiej znosił kondycyjnie trudy walki, wskutek czego udało mu się zaskoczyć rywala i posłać go na deski.

Naprawdę zranił mnie lewym sierpowym w siódmej rundzie. Byłem trochę oszołomiony i postanowiłem zostać na deskach – wspominał Robinson. Taktyka odniosła skutek. Sugar był bliżej przegranej przed czasem, ale na przestrzeni całego pojedynku prezentował się lepiej i zasłużenie zwyciężył. LaMotta inaczej widział to starcie. Według Byka z Bronksu, sędziowie punktowi mieli oceniać rundy na korzyść Raya, gdyż ten dzień później miał stawić się na komisji wojskowej. Gwiazdy sportu, które wyrażały wsparcie dla amerykańskiej armii (zwłaszcza w czasach II wojny światowej), mogły cieszyć się wielką estymą. W źródłach trudno jednak znaleźć głosy wspierające LaMottę w jego narracji.

Czwarte starcie, z 22 lutego 1945 roku, było w wykonaniu dwóch bohaterów tego tekstu najmniej emocjonującym, a technika i szybkość Robinsona ponownie górowały nad agresją i wytrzymałością LaMotty. Nie znaczy to jednak, że była to walka nieopłacalna. Zysk ze sprzedaży biletów do hali Madison Square Garden przekroczył bowiem 90 tysięcy dolarów. Uwzględniając inflację, to odpowiednik ponad 1,6 miliona zielonych dzisiejszej waluty.

Za to po piątej walce pięściarz z Bronksu mógł mieć poczucie, że został oszukany. Było to ich pierwsze starcie, które zakontraktowano na dwanaście rund. Co miało spore znaczenie, gdyż w poprzednich pojedynkach LaMotta łapał kontakt w późniejszych rundach. Robinson wtedy zwalniał. Boksował ostrożniej i pilnował przewagi, albo po prostu wydawał się bardziej zmęczony.

Tym razem Sugar także od początku dyktował tempo walki i zgarnął pierwsze rundy. Z każdą kolejną do głosu dochodził jednak LaMotta, zaś w ostatnich trzech Robinson wręcz unikał starcia z rywalem. Ostatecznie jeden sędzia widział wygraną Jake’a 63-57, ale dwóch punktowało triumf Robinsona 61-59. Prawie piętnaście tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie Comiskey Park w Chicago wygwizdało po walce ten werdykt.

MAFIA NA DRODZE DO TYTUŁÓW

Robinson i LaMotta przez lata byli pięściarzami rozpoznawalnymi w całym USA. Ten pierwszy w 1942 roku został nawet wyróżniony przez magazyn “The Ring” tytułem pięściarza roku.

Co jednak znamienne, choć znajdowali się na szczycie, to żadna z ich pierwszych pięciu walk nie toczyła się o pas mistrza świata. Powód takiego stanu rzeczy był prosty. Nazywał się – mafia. W latach 40. XX wieku amerykańscy gangsterzy kontrolowali bowiem praktycznie cały bokserski rynek. Ustawianie przez nich walk było na porządku dziennym. Pięściarz, który oddałby kryminalistom tego rodzaju przysługę i podłożył się w pojedynku, paradoksalnie miał większe szanse na starcie o pas w najbliższym czasie. Z tym że Robinson i LaMotta nie mieli zamiaru wchodzić w tego rodzaju zgniłe układy.

Częsty widok w walkach Sugar Raya Robinsona, czyli przeciwnik lądujący na deskach. W tym przypadku nieszczęśnikiem był Chuck Taylor

Efekt był taki, że wojownik z Harlemu pierwsze starcie o mistrzostwo świata stoczył dopiero w grudniu 1946 roku. Posiadał wówczas absurdalnie dobry rekord 73-1-1, z jedyną porażką zadaną z rąk LaMotty w ciągu pięciu lat występów na zawodowstwie. Sugar bił wszystkich. Stał się tak wielką gwiazdą, że w jego przypadku mafia po prostu już nie dała rady bardziej opóźniać mistrzowskiej walki. Gdy do niej doszło, Ray bez problemu poradził sobie z Tommym Bellem i zdobył wakujący pas mistrza kategorii półśredniej.

LaMotta także nie chciał podporządkować się gangsterom. Chociaż sam od najmłodszych lat miał do czynienia ze środowiskiem przestępczym, to postanowił zdobyć tytuł w uczciwy sposób. Wielokrotnie odmawiał celowego przegrania walki. Od momentu piątego starcia z Robinsonem zapisał na swoim koncie 12 wygranych oraz po jednym remisie i porażce. Lecz kiedy z upływem lat szansa na mistrzowski pojedynek nie nadchodziła, Jake pękł. W 1947 roku przyjął propozycję mafiosów i celowo przegrał przed czasem starcie z przeciętnym Billym Foxem. Mało tego, Byk z Bronksu był tak zdeterminowany by zostać mistrzem, że dodatkowo zapłacił gangsterom aż dwadzieścia tysięcy dolarów, by ci umożliwili mu takie starcie.

Mafia wywiązała się z umowy i tym sposobem dwa lata później LaMotta zawalczył o pas NBA (dziś WBA) wagi średniej z Marcelem Cerdanem. Już w pierwszej rundzie Amerykanin posłał legitymującego się rekordem 111-3 Francuza na deski, który podczas upadku uszkodził sobie lewą rękę. To znacznie ułatwiło walkę pięściarzowi z Nowego Jorku, który w swoim stylu nieustannie parł na rywala. Ostateczne Cerdan poddał się po dziewiątej rundzie. Do planowanego rewanżu natomiast nigdy nie doszło, gdyż pięściarz z Europy parę miesięcy później zginął w katastrofie lotniczej.

MASAKRA W DZIEŃ ŚWIĘTEGO WALENTEGO

Jake od momentu wywalczenia pasa dał jeszcze sześć walk, ale tylko w jednej, z Laurentem Dauthuille, bronił mistrzowskiego tytułu. Zresztą dokonał tego w spektakularny sposób, bowiem przegrywając z rodakiem Cerdana na punkty, znokautował go w ostatniej rundzie. Z kolei Robinson poza LaMottą wciąż nie mógł znaleźć pogromcy na zawodowych ringach. Chociaż miał na swoim koncie już 124 pojedynki!

Kiedy więc Sugar, absolutny mistrz kategorii półśredniej, szukał nowych wyzwań, starcie ze starym znajomym z Bronksu, który w dodatku dzierżył pas wagi średniej, było idealną opcją. Zwłaszcza, że LaMotta także pałał rządzą rewanżu za niesprawiedliwy wynik ich piątego pojedynku.

Tym sposobem do ostatniego, szóstego już aktu ich ringowej wojny, doszło 14 lutego 1951 roku. Ale nie bez powodu opowiedzieliśmy o mafijnych komplikacjach Robinsona i LaMotty. Ich ostatnie starcie było pozbawione gangsterskich wpływów, choć mafiozi próbowali wpłynąć na czarnoskórego pięściarza i chcieli zorganizować trylogię mistrzowskich starć. Wojownicy jednak nie przystali na zakusy gangsterów. Mimo wszystko ostatnie starcie naznaczone jest pewną ironią związaną z przestępczym półświatkiem. Odbyło się bowiem w Chicago – mieście, którym ponad dwadzieścia lat wcześniej rządził Al Capone. Mało tego, na święto zakochanych przypadała akurat rocznica krwawego rozprawienia się Capone z członkami gangu North Side w 1929 roku. Zdarzenie to przeszło do historii jako masakra w dniu świętego Walentego.

22 lata po zbrodni zaplanowanej przez znanego gangstera, Chicago otrzymało pięściarską wersję walentynkowej rzezi. Była to najsłynniejsza, aczkolwiek najmniej wyrównana walka Robinsona i LaMotty. Chociaż Ray wkraczał do nowej kategorii wagowej, to LaMotta miał znacznie większe problemy z utrzymaniem się w tym limicie. Na wcześniejszych etapach kariery jego organizm jeszcze dobrze znosił zbijanie wagi. Jednak mając rocznikowo 29 lat, Jake zaczął niesamowicie męczyć się z odpowiednim przygotowaniem do starcia.

Efekt był taki, że Robinson jak zwykle rozpoczął walkę ze sporym animuszem. LaMotta w pierwszych rundach starał się dotrzymać kroku pretendentowi, co nawet mu się udawało. Lecz z każdym kolejnym starciem jego organizm coraz bardziej odmawiał mu posłuszeństwa. Sugar niemiłosiernie obijał odwiecznego rywala, którego stać było na ledwie jeden zryw w jedenastej rundzie. Kiedy jednak Ray przetrwał ten atak, ponownie zaczął karcić Jake’a celnymi ciosami. W pewnym momencie LaMotta był już tak wyczerpany, że przestał atakować, a jego obrona praktycznie nie istniała. Zresztą nawet gdyby trzymał lepiej gardę, to pewnie sam nie wiedziałby, czy lepiej asekurować głowę, przyjmującą kolejne bomby Robinsona, czy tułów przed ciosami, które odbierały mu tlen.

Ostatecznie wybrał tę drugą opcję pozwalając na to, że Sugar Ray zamienił jego twarz w krwawy befsztyk. Opuchlizna pod oczami praktycznie zabrała mu wzrok, a chrząstki w nosie były totalnie pogruchotane. Zmęczenie oraz krew napływająca do gardła, nie odebrały mu jednak mowy. Nie możesz tego zrobić, ty czarny draniu. Nie jesteś w stanie posłać mnie na deski – powiedział rywalowi podczas walki LaMotta.

Istotnie, Robinson wygrał przed czasem szóstą walkę z LaMottą, ale nie powalił Wściekłego Byka. W trzynastej rundzie pojedynek zastopował bowiem sędzia ringowy Frank Sikora. Tym sposobem Sugar Ray w świetnym stylu zakończył serię walk ze znakomitym rywalem. Z kolei LaMotta, chociaż był totalnie rozbity, to równocześnie pokazał, że dysponował jedną z najtwardszych szczęk w dziejach boksu.

Robinson po latach wspominał walki z La Mottą słowami:To najtwardszy facet, z jakim kiedykolwiek walczyłem, nie znałem nikogo, kto byłby bardziej agresywny i brutalny niż on.

„TY BYŁEŚ GORSZY”

Sugar po tym zwycięstwie rozgościł się na tronie kategorii średniej. W grudniu 1952 roku zrobił sobie kilkuletnią przerwę od boksu, kiedy przypuścił nieudany szturm na pas wagi półciężkiej. Chociaż wyraźnie wygrywał na punkty z Joeyem Maximem, to po trzynastej rundzie postanowił poddać pojedynek. Ten bowiem toczył się w czterdziestostopniowym upale, czego organizm Robinsona nie wytrzymał. Po krótkim romansie z Hollywood, Sugar powrócił na zawodowe ringi w 1955 roku. Karierę zakończył dopiero 10 lat później. Na karku miał już 44 lata, a w bilansie walk rekord 174 wygranych (109 przez KO), 6 remisów i 19 porażek (tylko jedna przed czasem, ze wspomnianym Maximem). Do dziś przez wielu jest uznawany za najlepszego pięściarza w historii – bez podziału na kategorie wagowe.

LaMotta rękawice na kołku zawiesił w 1954 roku, kończąc karierę rekordem 83 wygranych, 4 remisów i 19 porażek. Po zawodowej karierze próbował swoich sił między innymi w stand-upie. W swoich programach wykorzystywał zresztą żarty oparte na rywalizacji z Robinsonem. –Spotykaliśmy się tak wiele razy, że prawie się pobraliśmy. –Walczyłem z Sugar Rayem tak często, że prawie dostałem cukrzycy – zwykł mawiać.

Chociaż Jake powadził znacznie mniej higieniczny tryb życia od Raya, to dożył aż 95 lat i zmarł dopiero w 2017 roku. Już w trakcie kariery nie stronił od alkoholu, a problem ten pogłębił się, gdy po skończeniu z boksem prowadził swój klub nocny w Miami. Ożenił się aż siedem razy, przy czym bywał paranoicznie zazdrosny o swoje partnerki. Do tego stopnia, że nie raz zdarzało mu się je pobić. Pierwszą żonę pewnego razu skatował tak bardzo, że ta straciła przytomność. Kiedy Jake obudził się po alkoholowym cugu to myślał, że ją po prostu zabił… po czym zaczął kombinować, jak pozbyć się ciała, by nie wpaść na morderstwie. Na szczęście dla małżonki okazało się, że ta „tylko” straciła przytomność.

Widziałem tych palantów i kretynów wyskakujących z tekstami [do moich partnerek] i to mnie denerwowało. Ale ja nigdy na poważnie nie uderzyłem moich żon. Gdybym przyłożył im porządnie, byłyby martwe tłumaczył w absurdalny sposób LaMotta.

Poza przeżyciem Robinsona (ten zmarł w 1989 roku), Jake na jednym polu odniósł znacznie większy sukces niż odwieczny rywal. Mowa o branży filmowej. Ogólnie w swojej „karierze” aktorskiej LaMotta zaliczył kilkadziesiąt występów. Bez wątpienia najsłynniejszym obrazem, kojarzonym z postacią LaMotty, jest „Wściekły Byk”. Pięściarz aktywnie uczestniczył w realizacji filmu. Plotka głosi, że przesparował tysiąc rund z Robertem De Niro by upewnić się, że aktor podoła zadaniu odgrywania jego postaci w scenach walki. Ba, Jake nawet proponował reżyserowi Martinowi Scorsese, by ten obstawił pięściarza w roli samego siebie. Na szczęście do tego nie doszło i De Niro zagrał rolę, która przeszła do historii kina.

Film jednak na początku nie spodobał się głównemu bohaterowi tej opowieści. Wyłania się z niej bowiem obraz choleryka i socjopaty, który chociaż uparcie dąży do celu, to po drodze krzywdzi wiele osób. W tym najbliższych.

Kiedy po premierze Jake zapytał swoją drugą żonę, Vicky, czy naprawdę taki był, w odpowiedzi usłyszał: – Nie, ty byłeś gorszy.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Wikimedia

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Xabi Alonso ze spokojem o swojej przyszłości. “Jest inaczej niż przed rokiem”

Michał Kołkowski
0
Xabi Alonso ze spokojem o swojej przyszłości. “Jest inaczej niż przed rokiem”
Hiszpania

Polacy imponują w Barcelonie. Szczęsny dalej bez porażki, “Lewy” blisko elitarnego grona

Michał Kołkowski
6
Polacy imponują w Barcelonie. Szczęsny dalej bez porażki, “Lewy” blisko elitarnego grona

Boks

Hiszpania

Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera

Wojciech Górski
33
Lewandowski wszedł z ławki i wyprzedził Ronaldinho! A Szczęsny to kawał dryblera
Hiszpania

Szczęsny nie przestraszył się dwóch rywali. Olimpijski spokój polskiego bramkarza [WIDEO]

Michał Kołkowski
7
Szczęsny nie przestraszył się dwóch rywali. Olimpijski spokój polskiego bramkarza [WIDEO]

Komentarze

7 komentarzy

Loading...