Reklama

Szok: da się karać za licencyjne jaja! Lechia i Kotwica w tarapatach

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 grudnia 2024, 20:44 • 7 min czytania 63 komentarzy

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN zawiesiła licencję ekstraklasowej Lechii Gdańsk oraz pierwszoligowej Kotwicy Kołobrzeg. Poniekąd odjęło nam mowę. Czy to oznacza koniec grożenia paluszkiem, targania za uszko i traktowania podręcznika licencyjnego jak podkładki pod kawę? 

Szok: da się karać za licencyjne jaja! Lechia i Kotwica w tarapatach

Jeśli zastanawiacie się, czym w praktyce jest zawieszenie licencji, sprawa jest wyjątkowo prosta. W skrócie: do momentu jej odwieszenia zespół nie może uczestniczyć w rozgrywkach, więc wszystkie mecze w danym okresie są weryfikowane jako walkowery. Mamy więc do czynienia z ostatecznym ostrzeżeniem najcięższego kalibru. Jedni i drudzy muszą się ogarnąć i uregulować co trzeba, bo zabawa w prywatny folwark się kończy.

PZPN zawiesił licencję Lechii Gdańsk i Kotwicy Kołobrzeg. Co to oznacza?

Lechia Gdańsk i Kotwica Kołobrzeg podpadły PZPN tym, że nie wywiązują się z obowiązków związanych z nadzorem finansowym, który Komisja ds. Licencji Klubowych nałożyła na nie przed startem rozgrywek, udzielając im licencji na start w wyższej klasie rozgrywkowej. Kotwica informowała, że „nadzór finansowy jest związany z koniecznością monitorowania złożonej prognozy finansowej”. W przypadku Lechii wiemy nieco więcej za sprawą lipcowego komunikatu federacji. PZPN powiadomił wówczas, że klub z Gdańska ma obowiązek:

  • przedstawiania co dwa miesiące potwierdzeń zapłaty zobowiązań kontraktowych i tych wynikających z zawartych porozumień,
  • comiesięcznych raportów z realizacji złożonej prognozy finansowej lub jej aktualizacji, jeśli „wystąpią odchylenia” w zakresie prognozowanych założeń.

Przekładając z formalnego na potoczny: Kotwica i Lechia zapewniały, że nie pchają się wyżej z pustymi kieszeniami, ale PZPN nie do końca dał w to wiarę i prosił o potwierdzenie. Najwidoczniej okazało się, że obawy były słuszne, co — patrząc na to, ile razy od tamtej pory informowaliśmy o patologiach, opóźnieniach i poślizgach w obydwu klubach — zaskakuje jak liczba bramek Kacpra Sezonienki w obecnym sezonie.

Polska bantustanem pod względem przepisów piłkarskich. Proces licencyjny to żart

Od kilku miesięcy zastanawialiśmy się więc, co przyniesie proces licencyjny, który zwykle wygląda jak dowcip o lisku. Ten, w którym gospodarz w końcu dopada grasującego na farmie zwierzaka, po czym następuje dialog:

Reklama

– Czy to ty wykradasz mi kury?
– Nie!

A tak naprawdę to był on. W ten sam sposób wygląda dla nas rozdawanie licencji, skoro ci, którzy miesiącami migają się od terminowych płatności, rok w rok zamiatają grzeszki pod dywan i jadą dalej. Żeby była jasność: nie mówimy tylko o Kotwicy i Lechii. Klubów, które ledwo wiążą koniec z końcem, co zwykle oznacza spóźnianie się z wypłatami dla przepłaconych zawodników, którzy dają nadzieję na kolejny rok kroplówki z Ekstraklasy i Canal Plus, jest cała masa.

Czy to kwestia wielkoduszności/naiwności Komisji, czy raczej nieżyciowych, pełnych dziur przepisów? Można o tym dyskutować, bo pod względem skuteczności przepisów piłkarskich przypominamy pierwszy lepszy bantustan. Przykładem ostatnie wydarzenia z Jachranki, gdzie kluby wzburzyły się o to, że polscy i zagraniczni zawodnicy są traktowani inaczej, osądzani na innej podstawie. Albo to, ilu szemranych ludzi kręci się wokół naszych drużyn, próbując je przejąć i skorzystać z faktu, że nie istnieje żaden organ, który weryfikuje ich wiarygodność.

Zresztą, kary dotknęły Lechii, której właścicielem jest anonimowy fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, oraz Kotwicy, którą próbują przejąć tajemniczy ludzie ze wschodu. Przypadek?

Valmiera FC i Szwajcarzy z koneksjami na wschodzie. Kto przejął Lechię Gdańsk?

Adam Dzik zarządza Kotwicą Kołobrzeg w tragiczny sposób

Kotwica oraz Lechia poza zawieszeniem licencji nie będą mogły również przeprowadzać transferów oraz rejestrować nowych zawodników, co tylko pogłębi ich problemy. Jak już wspomnieliśmy, Kotwica wkrótce może zmienić właściciela. Po ujawnieniu informacji o rozmowach z ukraińskimi inwestorami udało nam się z nimi skontaktować. Zaserwowali nam niezłą zagadkę do rozszyfrowania, odżegnując się od powiązań z wszelkimi agencjami menedżerskimi ze wschodu, ale jednocześnie potwierdzając zakusy na sprowadzenie większej liczby zawodników z Ukrainy jeszcze tej zimy.

Reklama

Był to plan A na utrzymanie Kotwicy. Cóż, oby mieli też plan B.

Ukraińcy przejmą polski klub? Znamy szczegóły!

Cała sprawa nie wydaje nam się ani trochę mniej szemrana niż na wstępie, nawet jeśli nie mówimy o agencji. Próbowaliśmy się zorientować, jak właściwie przejęcie Kotwicy miałoby wyglądać. Usłyszeliśmy jednak, że przejęcia nie będzie, ale Ukraińcy pomogą. Na jakiej zasadzie? Tego jeszcze nie ustalono, ale brzmi to absurdalnie nawet jak na standardy Adama Dzika. W każdym razie dobry wujek ze wschodu będzie musiał mocno się wysilić, żeby wszystko uregulować, spłacić i wyjaśnić, bo bez tego nic w Kołobrzegu nie ruszy.

Nadzieją dla kibiców niech będzie fakt, że w różnych źródłach słyszeliśmy o tym, że zadłużenie pierwszoligowca nie jest duże. Nie to, że Kotwica była lepszym pracodawcą, niż wynikało z artykułów, także naszych. Po prostu kontrakty jej piłkarzy są na tyle niskie, że nawet przy poślizgach w wypłatach czy sporach takich jak ten z Jonathanem Juniorem, nie szło pogrążyć klubu na tyle, żeby nie było czego zbierać. Wystarczy tylko znaleźć kogoś, kto to wszystko spłaci. Tego samego oczekuje Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN.

Lechia Gdańsk żyje z tego, co otrzyma za grę w Ekstraklasie

W przypadku Lechii Gdańsk wygląda to poważniej. Od dłuższego czasu czytamy, że beniaminek Ekstraklasy obgryza paznokcie, czekając na kolejne transze z tytułu udziału w najwyższej lidze w kraju. Dzięki nim zaległości są regulowane, ale zaraz potem klub wraca do punktu wyjścia, bo skoro w miesiącu X spłaca poprzednie, to wiadomo już, że w następnych wypłaty będą obietnicą tak samo wiarygodną jak ta, że jeśli nauczycielka nie wstawi jedynki do dziennika po wzięciu kogoś na spytki przy tablicy, ta sama osoba na drugi dzień wykuje materiał na blachę.

Ilekroć jednak wypytujemy w Trójmieście o sytuację Lechii, czujemy się, jakbyśmy funkcjonowali w alternatywnej rzeczywistości. To znaczy: tu ktoś rozwiązuje kontrakt, tu ktoś popada w konflikt, tu odchodzą kolejni szeregowi pracownicy, tymczasem działacze zapewniają nas, że sytuacja jest lepsza, niż nam się wydaje i za moment wszystko się ustabilizuje. Za nami zresztą kolejny tego typu mindfuck, spójrzmy tylko na ostatnią wypowiedź Jakuba Chodorowskiego, dyrektora sportowego klubu:

— Rozmowy transferowe są prowadzone, pewne tematy są już ustalone, ale czekamy na zielone światło od prezesa Urfera — stwierdził Chodorowski na łamach „Dziennika Bałtyckiego”. Obawiamy się, że zielone światło od Paolo Urfera może jednak nie wystarczyć. Plusy są takie, że skoro Lechia i tak nie będzie wychodziła na boisko, John Carver nie odczuje tego, że ma dwóch względnie rozgarniętych obrońców na krzyż.

Adam Dzik

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN w końcu wyciąga wnioski

Wracając jednak do kwestii podręcznika licencyjnego: oby za parę dni nie okazało się, że cała afera była jedynie wizerunkowym pstryczkiem w nos. Nie chodzi o czerpanie przez nas przyjemności z cierpienia Kotwicy i Lechii, lecz o to, żeby polski futbol w końcu postawił kroczek do przodu pod kątem organizacji. Dopóki kluby będą mogły traktować prognozy finansowe i planowanie budżetu gorzej niż politycy traktują oświadczenia majątkowe, nic się przecież nie zmieni.

Skoro można tam wrzucić wszystko, założyć milionowe transfery i sukces sportowy, nie ma co się dziwić, że najistotniejszy — w teorii — z biznesowego punktu widzenia dokument pełni rolę brudnopisu.

Tylko twarde i zdecydowane reakcje organów nadzorujących kluby mogą sprawić, że dywany w gabinetach przestaną wyglądać jak wydmy na pustyni z powodu upchanych pod nimi brudów, odłożonych w czasie zobowiązań. Być może Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN wysłała w ten sposób sygnał do pozostałych, że żarty się skończyły. Wiemy przecież, że UEFA zaczęła się interesować tym, czy ligowcy w najróżniejszych krajach nie żyją ponad stan, czy wydają pieniądze z głową.

Dlatego też odważnej decyzji gratulujemy, jednocześnie zachowując lekką wstrzemięźliwość przed wygłaszaniem zbyt czołobitnych haseł. Kotwica i Lechia mają przecież prawo do odwołania się od tej decyzji, za parę dni wszystko może się okazać takim samym strachem na wróble, jak wiele poprzednich „kar”. Żyjmy jednak nadzieją, że coś się ruszyło i że to dopiero początek rozliczania ludzi polskiej piłki z tego, jakimi są gospodarzami.

WIĘCEJ O KOTWICY KOŁOBRZEG I LECHII GDAŃSK:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Barcelona bez pięknej puenty. O Szczęsnym znów się dyskutuje

Jakub Białek
20
Barcelona bez pięknej puenty. O Szczęsnym znów się dyskutuje

Ekstraklasa

Polecane

Barcelona bez pięknej puenty. O Szczęsnym znów się dyskutuje

Jakub Białek
20
Barcelona bez pięknej puenty. O Szczęsnym znów się dyskutuje

Komentarze

63 komentarzy

Loading...