Lechia Gdańsk funkcjonuje w oparach absurdu nie od niedawna, lecz od lat, ale mimo tego pomysły, jakie przychodzą do głów kolejnym właścicielom trójmiejskiego klubu, wciąż potrafią nas zaskoczyć. Paolo Urfer w przypływie twórczej inwencji wpadł na przykład na to, żeby zimowy obóz przygotowawczy zorganizować w… Afryce.
Powiedzielibyśmy: kto bogatemu zabroni, lecz Lechia Urfera z dobrostanem ma tyle wspólnego, ile my z konkursem Miss Universe (i Mister zresztą też). Nie będziemy więc robić żartów z pogrzebu, chociaż właścicielowi klubu z Gdańska humor najwyraźniej dopisuje. Pomysł zorganizowania obozu w Afryce nie był jednak prankiem, został rzucony zupełnie na poważnie. Dlaczego nie wyszło?
Nie wiemy, naprawdę nie wiemy…
Lechia Gdańsk i zgrupowanie w Afryce? Paolo Urfer miał taki pomysł
Przechodząc jednak do sedna — Paolo Urfer myślał o tym, żeby Lechia Gdańsk zimę spędziła w Maroku. Dlaczego akurat w Maroku, spytacie? Każdy ma jakieś wakacyjne marzenia. Skoro skauci jednego z ekstraklasowych klubów lubują się w urlopach w Opalenicy, pozorując tam robotę, to czemu nie zaplanować wczasów z większym rozmachem, all inclusive pełną gębą? Nie będziemy jednak szydzić z marokańskiej infrastruktury piłkarskiej, bo w Polsce wciąż możemy pomarzyć o przybytku, jaki swoim poddanym sprezentował król Muhammad VI, który bardzo poważnie podszedł do pomysłu kształcenia w ojczyźnie utalentowanych piłkarzy.
Marokańska potęga. Jak król Maroka rozwija reprezentację kraju
Dla tych, którzy zdążyli już bliżej poznać Paolo Urfera i jego metody wiadome jest jednak, że nie o jakość bazy treningowej w tym wszystkim chodziło. Wypad do Maroka przede wszystkim miał być tani. Wiadomo, może być średnio, ale przynajmniej tanio. Biorąc pod uwagę, że ekstraklasowe kluby na organizację zgrupowania w Turcji czy Hiszpanii wydają od trzystu tysięcy do pół miliona złotych, ciekawe, jaki rabat na Rabat ogarnął obrotny biznesmen kursujący między Dubajem, Monako a Gdańskiem, że kreślił tak poważne plany na afrykańską wyprawę.
Zresztą Paolo Urfer nie wybrał Maroka dlatego, że jeździł palcem po mapie i akurat na tym kraju się zatrzymał. Jakiś czas temu Szwajcar miał poważne biznesowe plany — chciał kupić klub w Rabacie, utrzymywał nawet, że sprawa jest w toku. W ten oto sposób wspólnie z Ralphem Iseneggerem miał stworzyć małe imperium: Łotwa, Polska i Maroko, ściągać piłkarzy z Afryki do Ekstraklasy i tutaj ich promować. Układanka troszkę się chyba poplątała, skoro Valmiera ledwo wiąże koniec z końcem, o Lechii nie wspominając.
Znając osobliwe podejście Urfera do płatności naprawdę żałujemy, że do wyjazdu nie dojdzie, bo kontentu by nie zabrakło. O ile oczywiście tym razem finanse pozwoliłyby Lechii wysłać na obóz jakiegokolwiek przedstawiciela klubowych mediów.
Władze Lechii wciąż wierzą, że będzie dobrze. Gratulujemy optymizmu!
Dobra, dobra, ale czemu nie wyszło? To równie istotny element tej historii, podkreślający, z jak absurdalną sytuacją mamy do czynienia. Okazało się, że największym problemem z wysłaniem drużyny do Maroka jest to, że nie za bardzo jest tam z kim grać. Kto by pomyślał, że do Casablanki nie zjeżdżają się kluby z całego świata? W obliczu przeszkody nie do przeskoczenia — sparingi w końcu grać wypada, a choć z kadrą Lechii nie jest już tak źle, jak na starcie przygody Urfera z klubem, gdy brakowało zawodników, którzy mogliby zagrać w meczu kontrolnym, to jednak pyknąć gierkę wewnętrzną byłoby ciężko — trzeba będzie jednak sięgnąć do kieszeni i udać się do Turcji.
Strach pomyśleć, na co w takim razie Lechii zabraknie, skoro i tak nie ma czym szastać. Przelew z Ekstraklasy trochę sytuację podratował, ale liga wypłaciła już klubom tyle, że w Gdańsku nie mogą pokładać nadziei w tym, że zbawi ich kolejna premia. Co prawda „góra” wciąż przekonuje, że sytuacja nie jest tak zła, jak jest to przedstawiane, że wszystko może zmienić znalezienie sponsora, ale wiecie — Urfer o sponsorze rozprawia od roku, nadal żadnego nie znalazł, więc na takiej samej zasadzie możemy porozmawiać o tym, jak nasze życie zmieni trafienie szóstki w Totka.
Co więcej, chyba nawet ci, którzy właściciela Lechii odpytywali, niespecjalnie go przy tym dociskając, nie wierzą już w jego narrację o tym, że to zły PR sprawia, iż sponsorzy nie lgną tłumnie do klubu. Sam Urfer roztaczał przecież wokół siebie aurę człowieka majętnego (fundusz z Dubaju!), obracającego się na piłkarskich salonach, potrafiącego robić biznes. Nic dziwnego, że nikt nie chce mu się do tegoż biznesu dokładać. Kupił rower, niech pedałuje. A że pedałuje tak, że zamiast ekskluzywnych wczasów mamy „Chałupy welcome to” — to już tylko i wyłącznie jego wina.
Żebyśmy tylko ostatnim zdaniem nie podsunęli Szwajcarowi pomysłu na to, gdzie jeszcze można zrobić obóz po kosztach, bo niczego nieświadomy John Carver może się na tekst o sun of Jamaica blue nad polskim morzem nabrać…
WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK:
- Utrzymywanie fikcji. Zmarnowana okazja Lechii na kroczek do normalności
- „Jestem najlepszy w Premier League”. Kim jest John Carver, nowy trener Lechii Gdańsk?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix