Reklama

Strzałkowski: Skład Jagiellonii jest wart tyle, ile noga napastnika Ajaksu. Znamy swoje miejsce

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

02 października 2024, 08:52 • 11 min czytania 57 komentarzy

Wojciech Strzałkowski od dwudziestu jeden lat jest głównym akcjonariuszem Jagiellonii Białystok. Zaczynał, gdy na Podlasiu nie było jeszcze Ekstraklasy. Teraz kosztuje smaku europejskich salonów i opowiada nam, co się z nimi wiąże. Czym Jaga podjęła Norwegów z Bodo, że ci się z Polakami zaprzyjaźnili? Jak nazywa trójkę Siemieniec, Masłowski i Pertkiewicz i jak poradzi sobie, gdy tercet zacznie się rozpadać? Jaką przewagę nad rywalami ma Jagiellonia i czy zdoła na stałe dołączyć do czołówki? Zapraszamy.

Strzałkowski: Skład Jagiellonii jest wart tyle, ile noga napastnika Ajaksu. Znamy swoje miejsce

Jak sobie poradzicie po odejściu prezesa Wojciecha Pertkiewicza?

Mówi pan tak, jakby pan Wojciech już odszedł. A nie odszedł!

Łapanie za słówka. Odejście ogłosił!

Ogłosił, ogłosił, to było zresztą naszą wspólną decyzją. Ale nie odszedł, dopiero odejdzie. 31 grudnia. To całe trzy miesiące, żeby skupić się na codziennych zadaniach, projektach, które mamy do wykonania. Oraz, oczywiście, na poszukiwania kandydata na stanowisko prezesa.

Reklama

Rzadka sztuka w Ekstraklasie: prezes odchodzi wygrany

Nie dało się prezesa Pertkiewicza zatrzymać?

To, że rozmawialiśmy o tym od dobrych trzech tygodni, szukając rozwiązań, to wiadomo. Zdecydowały kwestie, przyczyny osobiste. Najlepiej, gdyby Wojtek mówił o nich sam, mnie trochę niezręcznie. Może pan sobie jednak wyobrazić trzy lata na – przepraszam za wyrażenie – wygnaniu, mając żonę i dwójkę dorastających dzieci. Nie jest łatwo dbać o relacje rodzinne, gdy mieszka się w Gdańsku, a pracuje w Białymstoku. Mówię to od siebie. 

Każdy człowiek pewnie zrozumie, że po takim okresie rodzina potrzebuje męża i ojca. W każdym razie ja rozumiem. Próbowałem wypracować rozwiązania zastępcze, substytuty, może przenosiny do Białegostoku, ale młodzież w określonym wieku ma przecież swoje kontakty, środowiska, przyjaźnie, więc aż tak głęboko nie chciałbym ingerować w życie innych osób. Więcej o tej sytuacji nie chciałbym już mówić.

Pomówmy więc o Jagiellonii. Jak bardzo zmieniła się za czasów prezesa Pertkiewicza?

Obrazowo to jak… Jak z ciemności do jasności, z piekła do nieba. Sytuacja finansowa, gdy Wojtek Pertkiewicz przychodził do klubu, była bardzo trudna. Poprzez wsparcie akcjonariuszy i rady nadzorczej udawało się zadbać o płynność finansową, płacenie wynagrodzeń na czas. Żeby zawodnicy skupiali się na grze, treningu, zamiast na bieganiu do klubu z pytaniem o to, kiedy pieniądze wpłyną na konto. Między tą sytuacją, a dzisiejszą jest droga jak z piekła do nieba. Od braku – no, może nie braku, ale trudnej w utrzymaniu płynności finansowej, do nadwyżki wynikającej z premii od Ekstraklasy. Od walki o utrzymanie do oczekiwania na dodatkowe środki za udział w europejskich pucharach…

Reklama

Przeczytaj raport finansowy Ekstraklasy. Ile kosztowało mistrzostwo Jagiellonii?

Zamierzamy je przeznaczyć na kupno nie nowych zawodników, lecz gruntów pod budowę boisk. I to nie jednego, czy dwóch, ale raczej – w zależności od lokalizacji – pięciu do dziesięciu. Oczywiście etapując te inwestycje. Chcemy postawić na poszerzenie piramidy wyławiania młodych talentów. Z ilości bierze się jakość. Im więcej ludzi możemy ogrywać, tym więcej talentów możemy mieć w pierwszej drużynie lub wytransferować.

Dyrektor Łukasz Masłowski się nie ucieszy. Zabraknie na transfery.

Nie, nie! Mamy bardzo dobre relacje z dyrektorem Masłowskim. Naprawdę, to jest bardzo skromny, uczciwy, przyzwoity człowiek. Bardzo zaangażowany w swoją pracę, pasjonat. To nie tak, że ktoś odlicza mu na wydatki. Po prostu Łukasz Masłowski jest wspaniałym człowiekiem i bardzo dobrym dyrektorem sportowym. Sam wypatruje takich okazji, gdy nie trzeba płacić dużo, a można wyłuskać talent, który z jakichś powodów do tej pory nie grał. Jak Afimico Pululu, jak Lamine Diaby-Fadiga, jak Darko Czurlinow.

Pululu: Lubię pracę fizyczną. Ekstraklasa to liga dla silnych chłopów!

Zawodnik chce grać, a nie przyglądać się, jak inni grają. Dyrektor ich przekonuje, że mogą grać systematycznie, poprawiać swoje umiejętności. Wiele takich argumentów do nich trafia, bo Łukasz Masłowski robi to doskonale. Jedna uwaga: zazwyczaj nie są to zawodnicy, którzy z marszu wchodzą na boisko. Oni potrzebują czasu, żeby się ograć, dograć, pokazać swoje umiejętności. Chociażby Mateusz Skrzypczak. Od razu po transferze ich nie pokazał, pojawiła się krytyka. Mówiliśmy: spokojnie, dajcie chłopcu trochę czasu. Dzisiaj Michał Probierz powołuje go do reprezentacji narodowej. 

Wypatrywanie takich okazji wymaga czasu, pracy, cierpliwości.

To świetne, naprawdę. Podziwiam, jak Łukasz Masłowski zbudował Jagiellonię, za ile to zrobił. Ale kiedyś trzeba postawić kolejny krok. Czytałem, co mówiono właścicielowi Sparty Praga, że nie da się być w Europie i płacić za transfery nic albo dwieście tysięcy euro.

Prawda, przykładem tego jest nasz dwumecz z Ajaksem Amsterdam. Nie liczyliśmy na zwycięstwo, dla nas przygodą i dumą był występ przeciwko takiej legendzie. Chyba trzydzieści sześć mistrzostw Holandii i dwadzieścia sześć wicemistrzostw kraju. Razem sześćdziesiąt dwa. No ludzie! Niby się mówi, że pieniądze nie grają, ale raport Ekstraklasy pokazuje, że jednak są istotne. Transfermarkt wycenia naszą drużynę na piętnaście milionów euro, a napastnika Ajaksu na trzydzieści milionów. Jesteśmy więc warci jedną nogę napastnika Ajaksu!

Polska piłka to czeski film, czeska to sukces w Europie. Jak oni to robią?

Znów obrazowo, ale ładnie, dosadnie.

Cała drużyna Ajaksu jest wyceniana na 250 milionów euro, więc znamy swoje miejsce. Oczywiście podejmiemy rękawicę, nie boimy się, staramy się grać jak równy z równym. Ale nie da się grać jak równy z równym przy takiej dysproporcji technicznej zawodników. Niemniej cieszymy się z naszej europejskiej przygody. Odkąd jestem w klubie robimy postęp, cały czas osiągamy więcej. Zbudowaliśmy nowy ośrodek piłkarski, własną siedzibę klubu. Stadion jest własnością miasta, ale – jak na polskie warunki – uważam go za piękny. Dwadzieścia dwa tysiące miejsc, coraz częściej się zapełnia. Udział w fazie ligowej Ligi Konferencji jest historyczny. 

Budujemy klub, konsekwentnie, bez paniki, nerwowych ruchów. Sześć meczów przegranych z rzędu? Nie ma problemu. Cztery z nich to mecze w pucharach, więc jesteśmy spokojni. Przecież wiemy, że ta drużyna grając środa-sobota, jest wykończona. Psychicznie i fizycznie. To, że udało nam się wrócić na właściwe tory, że mamy pozycję wicelidera, bardzo nas cieszy. Patrzymy długofalowo, bo Jagiellonia to projekt społeczny. Całe miasto jest za nami, to duma Białegostoku i Podlasia. Kibice mają to nawet na fladze, i słusznie. Ale, cytując „Misia”, to nie jest nasze ostatnie słowo! Ciągle jesteśmy w drodze, ciągle budujemy.

Ryzyko, że będziecie budować dalej, ale bez Łukasza Masłowskiego, jest duże?

Trudna sytuacja, podobna do przypadku Wojtka Pertkiewicza. Pracuje w Białymstoku, mieszka pod Łodzią. Wiadomo, że jest pewne przemęczenie w sytuacjach rodzinnych, ale nie chciałbym w to zaglądać. Decyzja należy tylko i wyłącznie do Łukasza. Jesteśmy mu wdzięczni za pracę, jaką wykonał. Nasze relacje są bardzo dobre, ale to on musi podjąć decyzję, wraz ze swoimi najbliższymi.

W przypadku jego odejścia startujecie od zera?

Absolutnie! Nie można tak powiedzieć. Jest sieć skautingu, czy pewne procedury, które wprowadził lub dopracował dyrektor Masłowski. Więc to nie jest tak, że zostanie po nim spalona ziemia. Na naszą trójkę: Adrian Siemieniec, Łukasz Masłowski, Wojciech Pertkiewicz, zwykłem mówić trzy gwiazdy, diamenty. Chociaż nie, bo diament to kamień nieoszlifowany, oszlifowany jest brylant. Każdy z nich jest w swojej pracy oszlifowany, więc powinno być: trzy brylanty. Niemniej nasza wspólna praca, w takim zestawie, z prezesem Pertkiewiczem, dobiega końca.

Co u Dumy Podlasia podpatrzyli ludzie z Bodo/Glimt?

Było to trochę zaskakujące, bo powiedzieli, że w ostatnich latach odwiedzili pięćdziesiąt klubów w Europie i nigdzie nie zaznali takiej gościnności jak w Białymstoku. A, powiem szczerze, my nic takiego nie zrobiliśmy! Po prostu ugościliśmy ich rozmową, lokalnymi wyrobami…

Dzień jak co dzień w Białymstoku, a Norwegowie w szoku!

Zaprzyjaźniliśmy się nawet, mogę powiedzieć. Wymieniamy po meczach gratulacje, uwagi. Bodo/Glimt to ciekawy przykład, grają w większości Norwegami. Podczas prezentacji raportu był panel dyskusyjny, rozmawialiśmy o tym, co zrobić, żeby w Ekstraklasie grało więcej Polaków. Moje zdanie jest takie, żeby nie karać, nie straszyć, nie wprowadzać ograniczeń, a zgodnie z gospodarką wolnorynkową dawać zachęty. Jeśli więcej Polaków będzie grało w naszych ligach, podniesiemy poziom piłki reprezentacyjnej, co do tego się z PZPN zgadzamy.

Nie zgadzacie się natomiast co do tego, jak sprawić, żeby Polaków grało więcej. Jako kluby Ekstraklasy proponowaliście system premii za Pro Junior System zamiast obecnego systemu kar za brak gry młodzieżowca.

Tak jest i chciałbym, jako ciągle nowy przewodniczący Ekstraklasy i rady nadzorczej Jagiellonii, nawiązać lepsze relacje z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. 

W pańskim przypadku muszę spytać: da się mieć jeszcze lepsze?!

Prywatnie są one bardzo dobre, jesteśmy kumplami. Ale chcielibyśmy stworzyć razem system, żeby to była wspólna, jedna piłka nożna. Reprezentacyjna, amatorska i zawodowa. Wspólne drzewo, którego owocami są piłkarze na skalę europejską. Chciałbym większej współpracy z PZPN w postaci nowych projektów, chociażby takim, które będą skutkowały większa liczbą Polaków i podnoszeniem jakości klubów. Z prezesami Marcinem Animuckim i Cezarym Kuleszą omawialiśmy już taki projekt, który pozwoli w perspektywie trzech lat podwyższyć poziom klubów Ekstraklasy i pierwszej ligi. Myślę, że niebawem ogłosimy ciekawe pomysły.

A czego wy nauczyliście się od Norwegów z Bodo?

Zapytałem ich, jak to się udaje, że taka mała miejscowość jest mistrzem lub wicemistrzem. Nie Oslo, stolica, tylko Bodo, pięćdziesięciotysięczne miasteczko. Wymienił czynniki, które są zbliżone do tego, co robimy w Jagiellonii, co mnie cieszy. Po pierwsze: szerokie wsparcie całego środowiska. Kibiców, mieszkańców, polityków różnych opcji. Silne wsparcie odczuwalne dla wszystkich.

Chodzi także o finansowanie z samorządu?

Nie, czasami nawet dobre słowo bardzo się liczy. Miałem takie momenty, gdy kibice mówili: kurczę, prezesie, było źle, trzeba było się tłumaczyć, a jest coraz lepiej. Naprawdę niesamowite, ile to może znaczyć. Drugą składową jest ciągłość. Brak nerwowych ruchów, zmian trenera co pół roku. Też to robię, chociaż… Bywały okresy, że pięć czy sześć razy zmienialiśmy w Jagiellonii trenera w taki sposób, ale wyniki sprawiały, że była taka potrzeba. Dzisiaj, gdy trener ma sześć meczów przegranych z rzędu, nic się nie dzieje. Śpimy spokojnie.

Jak to robią za kołem podbiegunowym? Kulisy sukcesu Bodo/Glimt

Ciągłość zachowujemy też w innych tematach. Jestem głównym akcjonariuszem od 21 lat i prezesów nie zmieniam co roku. Proponuję ludziom, którzy się na tym znają, żeby prowadzili klub, daję im swobodę, autonomię. Kluczowe decyzje zawsze konsultuje z radą, akcjonariuszami, ale nie jest tak, że rada stoi mu nad głową i mówi, co ma robić. Jestem przeciwnikiem takiej formy zarządzania, to podcinanie skrzydeł. Jeśli komuś nie ufasz, zmień tego człowieka. Jeśli komuś ufasz, to kontroluj, ale w sposób rozważny. Czyli daj możliwość podejmowania decyzji, za które odpowiada. 

Gdy nie dajemy menedżerowi kompetencji, a oczekujemy odpowiedzialności… To jest schizofrenia!

Mnie Bodo/Glimt zaimponowało pomysłem. Znaleźli swoją niszę, atut – skauting, styl gry. Pielęgnując to odnieśli sukces. Podczas panelu Piotr Obidziński mówił o tym, że Raków szuka przewagi w podobny sposób. Co chce robić Jagiellonia?

Rozbudować akademię piłkarską, bo to jest nasza szansa z racji położenia geograficznego. Proszę spojrzeć: na wschód od Wisły najbliższym klubem jest Legia Warszawa. Dwieście kilometrów od nas. Lechia Gdańsk? Czterysta pięćdziesiąt. Motor Lublin? Ponad trzysta. Mamy bardzo duże „terytorium łowieckie” jeśli chodzi o talenty. Dlatego rozbudowa akademii jest absolutnym priorytetem. To daje nadzieję na jak największą liczbę wychowanków w pierwszym zespole.

Jak wiele da wam Europa?

Finansowo mówimy o pięciu, sześciu milionach euro. W zależności od tego, ile spotkań wygramy. Czyli do trzydziestu milionów złotych. Do tego dzień meczowy, nie mam w głowie liczby, tego, ile dzięki temu zyskamy. Nie sięgniemy jeszcze pierwszej trójki finansowej Ekstraklasy, nie przebijemy stu milionów złotych, ale na tym etapie to jest okej.

Finansowo pierwszej trójki nie sięgniecie. A sportowo?

Jak pan zwróci uwagę, w poprzednim sezonie unikaliśmy jak się dało określenia „gramy o mistrzostwo”. Wolałem porównywać to do wchodzenia po schodach, stopniach. Nadal skupiamy się na pokonywaniu tych schodków. Mistrz, wicemistrz, miejsce na podium – wszystko będzie sukcesem. 

Nie nastąpi powrót do średniej?

Wręcz przeciwnie, choć życie pokazuje, że sezon po sukcesie, związany z europejskimi pucharami, jest bardzo trudny. Mistrz czy wicemistrz ma zazwyczaj duże kłopoty. Śląsk jest na ostatnim miejscu, ma cztery punkty. Uważam, że stać ich na dużo więcej i życzę im powrotu na udane tory. Zespoły gubią jednak punkty, co ma przełożenie na to, że łatwo wypaść z Europy. Jagiellonii bardzo jednak zależy na tym, żeby występować w pucharach.

Czyli uda wam się pogodzić ligę z pucharami.

Zobaczymy. Czas pokaże. Po pierwszych sytuacjach kryzysowych jest już znacznie lepiej. Zawodnicy się ograli, wzmocniliśmy drużynę. Każdy potrzebuje trochę czasu, poznania kolegów, środowiska, stylu gry, relacji z trenerem. Drużyna coraz lepiej gra, w miarę tego, jak się ta drużyna rozwija. Nie stawiamy ostrych warunków, że masz być na pierwszym, czy drugim miejscu. Dbajmy o atmosferę w drużynie, każdy kolejny mecz, o poziom sportowy, o zawodników, o odpowiednie szkolenie. Nie określamy tego jako celu, ale bylibyśmy szczęśliwi, gdyby udawało nam się każdy sezon kończyć na miejscach gwarantujących grę w Europie. Mówienie o chęci obrony tytułu byłoby buńczuczne, aroganckie i, powiem szczerze, chyba głupie. Takiego celu nie stawiamy.

A Europa?

FC Kopenhaga i Molde są w rankingu europejskim wyżej i od Jagiellonii, i od Legii Warszawa. Natomiast pozostałe cztery drużyny są w naszym zasięgu. Myślę, że w tych czterech meczach jakieś punkty powinniśmy zdobyć. Lecę do Danii, z niecierpliwością czekam na to spotkanie, zapowiada się wybornie. Czuję, że możemy powalczyć, ale porażką nie będę zaskoczony czy zszokowany. Tak jak mówiłem, znamy swoje miejsce.

WIĘCEJ O ZARZĄDZANIU POLSKIMI KLUBAMI:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

57 komentarzy

Loading...