Reklama

Liverpool rozjeżdża na San Siro fatalny w obronie Milan

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

17 września 2024, 23:00 • 2 min czytania 7 komentarzy

Kiedy Christian Pulisic obudził w sobie wewnętrznego Diego Maradonę i przebiegł z piłką 66 metrów, a następnie strzelił gola, kibice Milanu oszaleli ze szczęścia. Była 3. minuta meczu, zapewne mieli nadzieję, że to dopiero początek popisów Rossonerich. Cóż, tak faktycznie było. Z tym że kolejne wyczyny piłkarzy z Mediolanu nie budziły uznania, tylko zgrozę u fanów na San Siro. Fatalna gra defensywna sprawiła, że Liverpool wygrał w jednej ze świątyń europejskiego futbolu 3:1. 

Liverpool rozjeżdża na San Siro fatalny w obronie Milan

Tym samym piłkarze The Reds sprawili wspaniały prezent Arne Slotowi, który obchodzi dziś 46. urodziny. Po niespodziewanej, domowej porażce 0:1 z Nottingham Forest Holender mógł się obawiać, czy koło godziny 23 będzie miał okazję świętować. Bramka Pulisicia mogła go utwierdzić w przekonaniu, że to nie będzie udany wieczór. Ale wtedy pomocną dłoń wyciągnęli obrońcy Milanu! Choć kibice tego klubu pewnie napisaliby “obrońcy”. 

Podopieczni Paulo Fonseki dwukrotnie zostali skarceni po dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska (z wolnego, potem z rożnego) – gole strzelali im głową stoperzy Liverpoolu: najpierw Ibrahima Konate, a następnie Virgil van Dijk. W obu przypadkach panowie uderzali z okolic trzeciego metra, a defensorzy Rossonerich patrzyli i podziwiali rywali z iście vipowskich miejsc, usytuowanych w szesnastce. Obrona Milanu w ostatnich sezonach to oczywiście nie jest jakiś super ekskluzywny twór, ale dziś osiągnęła nowy poziom dziadostwa.

Aż dziw, że z jej kiepskiej formy nie skorzystał Mohamed Salah. Jedni kolekcjonują znaczki, inni zegarki, a Egipcjanin poszedł w poprzeczki – dziś aż dwukrotnie obijał je w pierwszej połowie. Jego nieskuteczność nie przełożyła się jednak na kiepski wynik dla Liverpoolu z powodu wyżej wspomnianych stałych fragmentów.

No i dzięki Cody’emu Gakpo, który po przerwie uciekł obronie Milanu i właściwie… strzelił gola Dominikiem Szoboszlaiem. Była 67. minuta meczu i w sumie już wtedy mogliśmy się rozejść. Patrząc na beznadziejnie dziś dysponowanych piłkarzy ofensywnych Milanu, którzy rzucili wyzwanie swoim kolegom z tyłów –  taki Rafael Leao był cieniem cienia samego siebie – nie można było mieć nadziei, że gospodarze przeprowadzą tu spektakularną remontadę. I rzeczywiście – nic takiego się nie wydarzyło. Jeden niezły Pulisic z przodu to naprawdę było za mało, żeby postawić się maszynie Slota. 

Reklama

Za pięć dni Rossoneri grają mecz derbowy z Interem. To przeciwnik, który w ostatnich sezonach ewidentnie im nie leży, a dodatkowo wrzucił ostatnio Atalancie Bergamo czwórkę. Jeśli do niedzieli Fonseca nie wykombinuje, jak usprawnić grę w tyłach, jego drużyna może pójść w ślady ekipy Gian Piero Gasperiniego…

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

7 komentarzy

Loading...