Reklama

Naukowiec bije na alarm: „Stan kondycji fizycznej dzieci jest dramatyczny”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

20 sierpnia 2024, 15:00 • 13 min czytania 167 komentarzy

Dlaczego Polska wywalczyła w Paryżu tak mało medali i tylko jeden złoty? Co zrobić, żeby na kolejnych igrzyskach było dużo lepiej? Odpowiedzi na to pytanie szukają w ostatnich dniach przedstawiciele różnych środowisk. Prof. dr hab. Bartosz Molik, rektor AWF w Warszawie, jest przekonany, że największy problem leży nie w związkach sportowych, a na wczesnym etapie edukacji dzieci. – 94% dzieci w Polsce jest niesprawnych ruchowo – mówi w rozmowie z Weszło o wynikach badań, które go zszokowały. Tłumaczy też, czego się obawia najbardziej i czego powinniśmy uczyć się od Słowenii, Kanady, Australii oraz Holandii. A jednocześnie apeluje: „Kompleksowe działania trzeba podjąć natychmiast!”

Naukowiec bije na alarm: „Stan kondycji fizycznej dzieci jest dramatyczny”

Jakub Radomski: Jest pan zaskoczony tym, że Polska wywalczyła w Paryżu tylko 10 medali, w tym jeden złoty?

Prof. dr hab. Bartosz Molik, rektor Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie: Spodziewałem się niestety podobnego wyniku. Prawda jest taka, że my od 2004 roku, czyli Igrzysk Olimpijskich w Atenach, ciągle oscylujemy w granicach tych 10-14 medali. Zatem wynik z Paryża nie jest żadnym zaskoczeniem. Wynik na tym poziomie to po prostu odzwierciedlenie stanu kondycji fizycznej naszego społeczeństwa.

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski, w przeszłości mocno związany również ze sportem, diagnozuje na łamach Onetu, że potrzebne są błyskawiczne rozwiązanie systemowe, ale nawet jeżeli zostaną one wdrożone, efekt zobaczymy dopiero podczas igrzysk za 16 albo 20 lat. Pan by się podpisał pod tymi słowami?

W zasadzie tak. Również uważam, że konieczne jest wdrożenie szybkich i zdecydowanych działań, ale nie wyłącznie na poziomie sportu wyczynowego, czyli związków sportowych i sportowców reprezentujących najwyższy poziom. Należy zmienić cały system szkolenia i kształcenia od przedszkola poprzez klasy I – III w górę. Jestem nieco bardziej optymistyczny, bo uważam, że jeżeli dokonamy drastycznych, systemowych i kompleksowych zmian, sukcesy mogą przyjść za osiem, a już na pewno za 12 lat. Polskę stać na to, żeby celować w 20-30 medali, bo jesteśmy dużym społeczeństwem i mamy olbrzymi potencjał.

Reklama

Mamy jednak coraz mniej zdrowe społeczeństwo. Ono jest niesprawne i z tego niesprawnego społeczeństwa mamy grupę elitarnych sportowców. Chwała im za to, że są. To nasze legendy, autorytety, bohaterowie. Powinniśmy mieć ich jednak dwa, trzy razy więcej, a nie mamy. Więc zasadniczy problem nie leży w związkach, tylko na wczesnym etapie oddziaływania.

W ubiegłym roku opublikowaliście wyniki badań, które przeprowadzał pan ze współpracownikami. Dotyczyły sprawności polskich dzieci i były, przynajmniej dla mnie, szokujące.

Mnie też zszokowały. Ale zacznę od początku. My na AWF-ie zajmujemy się tym w zasadzie od kilkudziesięciu lat. Od lat 60. były prowadzone badania sprawności fizycznej, przez profesorów Malareckiego, Przewędę, a później przez doktora Janusza Dobosza. W latach 70. i 80. ta sprawność rozwijała się bardzo dobrze. Nasi sportowcy oraz nasza młodzież byli coraz bardziej sprawni. Przyszły lata 90., a wraz z nimi gwałtowny spadek poziomu kondycji fizycznej. Dotyczyło to głównie wydolności krążeniowo-oddechowej. Ona przez dekadę spadła o od kilku do kilkunastu procent.

Dużo.

Dużo, to prawda. To była konsekwencja dynamicznego rozwoju cywilizacji. Zaczęły się pojawiać pierwsze komputery, później telefony komórkowe, tablety.

Przemiana ustrojowa nie miała na to sporego wpływu?

Reklama

Nie, choć pewne elementy trochę mogły mieć znaczenie, np. fakt, że wcześniej wszystko było za darmo, a tu nagle rodzice muszą płacić za większość zajęć pozalekcyjnych. Na pewno cywilizacja spowodowała radykalne obniżenie poziomu aktywności fizycznej. Przed pandemią koronawirusa, czyli po kolejnych ponad 25 latach, polskie dzieci w 80% nie spełniały norm Światowej Organizacji Zdrowia. To oznacza, że tylko co piąte dziecko ruszało się mniej więcej godzinę dziennie. Pandemia oczywiście dokonała dalszej regresji.

Badania, które wykonywaliśmy w ramach projektu „WF z AWF”, pokazały, że wydolność, o której już mówiłem, w latach 2010-2021 spadła u dzieci o kolejnych kilkanaście procent. Można więc powiedzieć, że moja wydolność, gdy w latach 80. chodziłem do podstawówki, była o jakieś 20-30 procent większa, niż dziś dzieci w tym samym wieku. Te wyniki są alarmujące. Mówimy o tym już od lat 90., tylko przez długi czas w zasadzie do nikogo to nie docierało.

Zaczęliśmy więc patrzeć na to w nieco inny sposób – analizować tzw. fundamentalne umiejętności ruchowe. Zamiast obserwować wyłącznie, czy dziecko biegnie szybko, skacze wysoko albo czy jest wytrzymałe, zaczęliśmy analizować, czy potrafi wykonać pewne działania. Mamy sześć podstawowych ćwiczeń typu skakanie, bieganie, kopanie, które oceniamy w sposób jakościowy. I wyszły nam wyniki, które mnie zszokowały. Okazało się, że 94% dzieci w Polsce nie spełnia fundamentalnych umiejętności ruchowych, czyli jest niesprawnych ruchowo. Mało tego, wykonywaliśmy też te badania w klasach sportowych.

Było dużo lepiej?

Nie. W nich fundamentalne umiejętności ruchowe spełnia tylko 17% dzieci. A mówimy o klasach sportowych.

 

Bartosz Molik (z prawej) z autorem wywiadu.

Rzeczywiście szokujące.

Problem polega na tym, że w klasach I – III nie ma nauczycieli WF-u. Zajęcia prowadzi zazwyczaj nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, czyli osoba teoretycznie nieprzygotowana do prowadzenia zajęć ruchowych. Co więcej, zajęcia bazują na tzw. spontaniczności. Dzieci mają się nimi cieszyć, radować. Wyobraźmy sobie więc teraz, że na matematyce pani robi zajęcia spontaniczne. Mówi dzieciom: „Uczcie się mnożyć, dzielić i dodawać. Po prostu bawcie się matematyką”.

Uważam, że WF, podobnie jak matematyka, od początku musi być prowadzony w sposób ukierunkowany. Trzeba uczyć dzieci prawidłowo biegać, rzucać, skakać, a jednocześnie pokazywać im, jak „fajne” są zajęcia ruchowe, zamiast po prostu mówić: „Macie piłkę i grajcie”. Nauczyciel WF-u powinien zainteresować dziecko sportem i aktywnością fizyczną, a nie doprowadzać je do kompleksów. Gdyby dzieci lepiej opanowały wspomniane umiejętności ruchowe, mielibyśmy nie ponad 90% niesprawnych osób, a jakieś 65-70% i jeszcze mniej w kolejnych latach. Po prostu byśmy tę liczbę stopniowo obniżali i nasze społeczeństwo byłoby zdrowsze. Niestety, na razie tego nie robimy.

Rozwiązanie systemowe może być dwojakie. Pierwsza opcja – bardzo szybkie doszkolenie nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej. Danie im narzędzi, żeby te panie w klasach I – III były w stanie zainteresować dzieci sportem i każdą formą aktywności fizycznej. Druga opcja – wprowadzić do zajęć WF jako asystę nauczycieli wychowania fizycznego. Mielibyśmy wtedy tę „dobrą mamę”, czyli wychowawczynię – nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej, oraz „tatę” – nauczyciela WF-u, który przychodzi i poprawnie merytorycznie prowadzi zajęcia. Radziłem nawet ostatnio, że to nie muszą być koniecznie zajęcia już od pierwszej klasy. One mogą zacząć się w drugiej klasie, bo w pierwszej dzieci zapoznają się jeszcze ze szkołą, więc ten okres wdrożenia i adaptacji być może nie byłby dobry. Brakuje funduszy? No to niech nauczyciel WF-u przeprowadza zajęcia raz w tygodniu, a nauczycielka, ucząc się od niego, będzie w stanie realizować zajęcia na kolejnych lekcjach.

To byłaby obopólna korzyść. Dzieci w złotym okresie rozwoju zostałyby zachęcone do aktywności. Do klasy czwartej przychodziłyby z opanowanymi podstawowymi umiejętnościami ruchowymi. Aktualnie dzieci, które nie opanowują tych umiejętności, czują się słabsze, wykluczone. Nauczyciel z IV klasy, który zaczyna czegoś wymagać, jest odbierany nie najlepiej. Stąd, między innymi, pojawiają się liczne zwolnienia z zajęć WF.

A według pana WF powinien być oceniany, a ocena z niego wchodzić w skład średniej? Słychać na ten temat różne głosy.

Jakiś czas temu z jedną z firm przeprowadzaliśmy kampanię „Matura z WF-u”. Traktowałem to trochę jako prowokację, ale ona przez wielu dziennikarzy została przyjęta serio. Opinia publiczna stwierdziła: „Ten WF jest ważny. Faktycznie, matura z kultury fizycznej albo z edukacji zdrowotnej to jest coś ciekawego”. Myślę, że to mogłoby być ciekawe: takie połączenie kultury fizycznej, edukacji zdrowotnej i jednocześnie promocji zdrowia. Natomiast z drugiej strony ja nie jestem zwolennikiem ocen – wolałbym wdrożyć coś innego w klasach I – III. Jak wymagamy od dziecka, żeby nauczyło się tabliczki mnożenia, tak samo powinniśmy od nich wymagać, żeby opanowały fundamentalne umiejętności ruchowe.

W Słowenii robią to dość prosto: dziecko ma się nauczyć pływać, wcześniej wymagano również jazdy na nartach. W piątej klasie podstawówki wszystkie dzieci mają mieć opanowane pływanie. Czy będą pływać pieskiem, kraulem, czy delfinem – to nie ma znaczenia. Dziecko nie utonie, bo jest sprawne ruchowo, opanowuje fundamentalne umiejętności. Ogólna sprawność fizyczna słoweńskich dzieci jest na wysokim poziomie. Dzieci pływają, a z tej grupy można dodatkowo wyselekcjonować grupę najzdolniejszych do uprawiania sportu. To świetne rozwiązanie. Dlatego ja nie upieram się przy ocenach z WF-u. Jeżeli pani ministra zaproponowała, żeby nie było ocen, jestem w stanie to przyjąć, ale pod warunkiem wprowadzenia wymogów osiągnięcia fundamentalnych umiejętności, jakimi są bieg przez przeszkody, kopnięcie piłki, jej chwyt, czy skok przez skakankę. To nie są trudne rzeczy, naprawdę. A jeżeli rodzic będzie świadomy, że jego dziecko musi to opanować, zmieni się traktowanie zajęć WF oraz ranga lekcji wychowania fizycznego.

To ciekawe, że nawiązał pan do Słowenii, bo sam chciałem to zrobić. Spędziłem w tym kraju ponad tydzień rok temu i przez ten czas widziałem tylko jedną otyłą osobę, za to wiele dzieciaków, które podczas wakacji codziennie uprawiały różne dyscypliny sportu. Słowenia to najlepszy przykład, który mógłby stać się wzorcem dla Polski?

Słowenia, Kanada, Australia i Holandia. Do głowy przychodzą mi te cztery kraje, bo w nich wprowadzano coś, co z angielskiego nazywa się „physical literacy”, czyli alfabet ruchowy. To jest to, o czym właśnie mówimy. System, który wprowadzili, ma między innymi swoje odzwierciedlenie w liczbie zdobytych medali podczas igrzysk w Paryżu i liczbie wybitnych sportowców oraz wielu sukcesów w sporcie wyczynowym. Może poza Słowenią, która wywalczyła …

Trzy. Ale dwa złote.

Ale pamiętajmy, że ten kraj jest mniejszy, niż Warszawa, a jakby porównać ich gry zespołowe, to mają je bardzo mocne i może poza siatkówką w zasadzie w każdej są od nas lepsi. Do tego kolarstwo, pływanie, narciarstwo– tutaj też nas biją.

Janja Garnbret wywalczyła w Paryżu złoto dla Słowenii we wspinaczce 

Natomiast Kanada, Holandia i Australia działają systemowo od lat. W tych krajach działa się też międzyresortowo – pięć ministerstw współpracuje ze sobą, najczęściej pod kierownictwem Ministerstwa Zdrowia. W Polsce każdy resort patrzy na dziecko ze swojej perspektywy. To błąd – trzeba robić to całościowo, holistycznie. Patrzeć nie tylko na aktywność fizyczną, ale również na zdrowie psychiczne, sen i odżywianie, bo to wszystko mocno łączy się ze sobą. Działając w ten sposób, będziemy mieć zdrowe społeczeństwo.

W Skandynawii rządzący wiedzą, że społeczeństwo ma być przede wszystkim sprawne, bo takie kreuje sportowców. A my, w Polsce, mając 6% sprawnego społeczeństwa, mamy tylu sportowców, ilu mamy. I tyle medali, ile mamy. To, co dzieje się w różnych związkach sportowych, to tylko i wyłącznie pewien element działania, mniej lub bardziej efektywny. Oczywiście nieprawidłowości trzeba natychmiast rozliczyć i napiętnować, pokazując błędy. Natomiast to nie jest klucz do zmian systemowych. One muszą iść od dołu i ministrowie muszą się przygotować na to, że to kwestia nie roku, dwóch, a bardziej ośmiu czy 12 lat. Jeżeli to zrobimy, już podczas igrzysk w Brisbane w 2032 roku mogą być pierwsze efekty, a na kolejnych będzie coraz lepiej.

A nie byłoby dobrym pomysłem postawienie na konkretne dyscypliny? Oglądałem debatę w TVP i podczas niej padł pomysł, by np. mocniej skoncentrować się na pływaniu, bo w nim rozdaje się bardzo dużo medali.

To jedno z proponowanych rozwiązań, ale ja akurat nie jestem jego zwolennikiem, bo zawsze jakaś dyscyplina byłaby wtedy wykluczona. Poza tym, trudno powiedzieć, czy dana dyscyplina za cztery, pięć lat nie będzie bardziej popularna. Może też być tak, że nie postawimy na jakąś dyscyplinę, ale to w niej wybije się nam jakiś bohater, jakaś legenda sportowa, która będzie autorytetem dla dzieci i nagle się okaże, że będziemy jednak inwestować pieniądze gdzie indziej.

Jestem zwolennikiem tego, żeby jednak inwestować środki we wszystkie dyscypliny olimpijskie. Ok, być może warto położyć nieco większy nacisk na lekkoatletykę, pływanie i sporty wodny typu kajakarstwo, wioślarstwo, gdyż tam medali możemy nazbierać więcej, a jednocześnie uprawianie tych dyscyplin zapewnia nam wszechstronne przygotowanie dziecka do różnych dyscyplin sportu. Ale nie powinniśmy patrzeć wyłącznie na liczbę medali, bo ona jest tylko konsekwencją naszych oddolnych działań. To jest piramida, a my wciąż nie mamy jej dobrze działającej podstawy. Mówimy dziś o samej górze, o inwestowaniu w sport wyczynowy, a musimy zainwestować w sport powszechny.

A nie jest trochę problemem brak kultury rozmowy o sporcie w naszym kraju? Mam wrażenie, że w Polsce jest ona na bardzo niskim poziomie. Ludzie nie interesują się sportem, nie rozumieją go, wolą się kłócić o politykę, albo oglądać najczęściej mierne seriale. W takich Włoszech wchodzi się do kawiarni, a ludzie czytają gazetę, rozmawiając o piłce nożnej czy kolarstwie. Z mojego doświadczenia – nawet w Czechach czy na Węgrzech jest pod tym kątem sporo lepiej, niż u nas.

To wynika ze świadomości społeczeństwa, która jest tam zupełnie inna. Oni żyją sportem, a my nie. Spędziłem kiedyś rok w Stanach Zjednoczonych i pamiętam, że tam o różnych dyscyplinach rozmawiało się bardzo dużo. Robili to nawet ludzie, którzy bardziej byli „kanapowcami”. Włochy i Hiszpania to już w ogóle inny styl – sport wygrywa tam z rozmowami o polityce. Kiedyś prowadziłem też sporo szkoleń w krajach byłej Jugosławii: Chorwaci, Serbowie, Bośniacy czy Słoweńcy mają zupełnie inne podejście do sportu, niż my. Amerykanie powiedzieli mi, że dla nas taki sport jak koszykówka to coś między pierwszym, a drugim daniem, zwykła przystawka a dla nich to danie główne. Śmiali się trochę z nas, że niby zajmujemy się tym sportem, a tak naprawdę wygląda to, jakbyśmy się nim nie zajmowali.

Fenomenem USA jest to, że sport powszechny, akademicki i wyczynowy jest systemowo dobrze rozwiązany, przy jednoczesnym ogromnym problemie z otyłością i nadwagą oraz brakiem ruchu społeczeństwa.

Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki – wielcy przegrani igrzysk w Paryżu 

Wspomniał pan już o związkach. Wielu polskich sportowców mówiło bądź sugerowało w Paryżu, że winne są właśnie one. Słyszeliśmy, że te dostają sporo pieniędzy, ale skrajnie nie potrafią ich mądrze oraz odpowiedzialnie wydawać.

Ta efektywność wydawania pieniędzy jest różna. Są związki, które działają lepiej i tutaj wzorem dla większości może być Polski Związek Piłki Siatkowej. Są związki, które borykają się z różnymi aferami i to stało się teraz zauważalne w opinii publicznej. Natomiast gdybyśmy zaczęli teraz śledzić i analizować to wszystko, okazałoby się, że w zasadzie po każdych igrzyskach, począwszy od Aten, wypływa afera, bo jakiś zawodnik jest niezadowolony i mówi o wszystkim publicznie, działacze zaczynają oskarżać się o błędy, trenerzy wykazują nieprawidłowości, itp. Obserwuję to co kilka lat. Problem polegał na tym, że te afery po dwóch, trzech tygodniach umierały śmiercią naturalną. Teraz Ministerstwo Sportu i Turystyki deklaruje, że będzie wyciągało konsekwencje. Mam nadzieję, że tak się stanie.

Wierzy pan w to?

Nawet jeżeli wierzę, to to wszystko nie prowadzi do zmian systemowych, a jedynie być może usprawni wydawanie pieniędzy, bo zmienią się pewne procedury. Nie tu leży zasadniczy problem. Jeżeli czegoś się boję, to tego, że, podobnie jak po igrzyskach w Atenach, będą dwa, trzy tygodnie burzliwej dyskusji, również o nauczaniu WF-u w szkołach, ale to wszystko za chwilę zgaśnie. Na razie jest zapał, ale tu nie powinno chodzić o jakieś rozliczenia. My potrzebujemy systemowych, wizjonerskich zmian na kolejne lata, w które musi się włączyć cały rząd. W innym przypadku następne igrzyska, w Los Angeles, znów nam uświadomią, że straciliśmy kolejne cztery lata.

Stan kondycji fizycznej dzieci jest dramatyczny. Na razie trzeba myśleć o poprawie zdrowia, bo to jest najważniejsze, a dopiero później pójdą za tym konsekwencje w postaci sukcesów sportowych. W latach 2014-2018 przeprowadzano badania, które pokazały, że w Polsce tyje się najszybciej w Europie. Wynikało to w dużej mierze z tego, że 10-15 lat temu mieliśmy niski wskaźnik osób otyłych i byliśmy jednym z wzorców dla krajów europejskich. Niestety, nagle zaczęliśmy „gonić” w tej kwestii inne państwa.

Badania w innych krajach potwierdzają istnienie problemu podobnego do Polski, ale w wielu z nich próbuje się już temu systemowo zaradzić. Wymieniałem już tutaj państwa, które powinny być dla nas wzorcami. Wie pan, co mnie jeszcze boli? Mamy w Polsce wiele fajnych programów, przeznaczonych dla dzieci i młodzieży, tyle że uczestniczy w nich może 20-30% dzieci i młodzieży. Niezależnie od tego, co zrobimy, dalej te 70% dzieciaków nie chce uczestniczyć w dodatkowych formach aktywności fizycznej. I to jest główny problem. Dlatego najlepsze akcje promocyjne i programy nie wystarczą. Należy wdrożyć zmiany systemowe, np. konieczność nauczania i opanowania podstawowych umiejętności ruchowych przez dzieci w klasach I-III.

Dane pokazują, że nasze społeczeństwo będzie żyło coraz krócej. W latach 90. uczono nas, że jakość życia się poprawi i będziemy żyć coraz dłużej. W tej chwili to będzie się jednak skracać. Młodzież będzie żyła krócej, niż my. Najwyższy czas, abyśmy doprowadzili do zmiany tego trendu i uzdrawiali nasze społeczeństwo poprzez ruch.

Nie jest to optymistyczne zakończenie rozmowy.

Ale jest prawdziwe, niestety.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O INNYCH SPORTACH NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Igrzyska

Media: Radosław Piesiewicz przestanie być prezesem związku. Możliwe, że już jutro

Sebastian Warzecha
12
Media: Radosław Piesiewicz przestanie być prezesem związku. Możliwe, że już jutro
Piłka nożna

„Obiekt nie istnieje”. Krajobraz zniszczeń popowodziowych w sporcie [REPORTAŻ]

17
„Obiekt nie istnieje”. Krajobraz zniszczeń popowodziowych w sporcie [REPORTAŻ]

Komentarze

167 komentarzy

Loading...