Kiedy w 2004 roku Otylia Jędrzejczak podczas jednych igrzysk zdobyła aż trzy medale, nikt raczej nie myślał, że na kolejne olimpijskie sukcesy w pływaniu będziemy czekać aż tyle czasu. W Paryżu ta niemoc wcale nie musi zostać przerwana… ale jak najbardziej może. Jak szanse Biało-Czerwonych ocenia Mateusz Sawrymowicz, czyli ostatni polski mistrz świata z długiego basenu?
W teorii moglibyśmy być pełni optymizmu. Polska reprezentacja ma za sobą rewelacyjne mistrzostwa Europy, podczas których zdobyła piętnaście (!) krążków i zajęła czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej. Ten wynik należy jednak brać z przymrużeniem oka, bo na imprezie zorganizowanej tuż przed igrzyskami zabrakło bardzo wielu topowych pływaków. Stąd większość polskich medalistów z Belgradu realistycznie nie ma nawet co myśleć o podbijaniu stolicy Francji.
Kto jednak wcale nie musi wrócić ze zbliżających się igrzysk z pustymi rękoma? Kandydatów do medalu mamy czterech: Katarzynę Wilk-Wasick, Krzysztofa Chmielewskiego, Ksawerego Masiuka i Jakuba Majerskiego. O nich też porozmawialiśmy z Sawrymowiczem, złotym medalistą mistrzostw świata w 2007 roku na dystansie 1500 metrów stylem dowolnym.
KACPER MARCINIAK: Wierzy pan, że medalowa niemoc zostanie przełamana?
MATEUSZ SAWRYMOWICZ: Wierzę, wierzę, ale na pewno nie będzie łatwo. Największe szansę daję przede wszystkim Kasi Wasick i Ksaweremu Masiukowi, którzy pokazują dobrą formę na głównych imprezach i wydają się być mentalnie gotowi do tego, żeby powalczyć na igrzyskach. Do tego jeszcze Jakub Majerski, więc to trójka moich faworytów.
Chłopaków nie znam osobiście, bo są trochę młodsi ode mnie, plus pływają w innych konkurencjach. Natomiast z Kasią spotkaliśmy się jeszcze w Stanach. Ona też pływała w barwach uniwersytetu USC, choć zaczęła studia później ode mnie. W końcu ja wyjechałem, a ona została w Stanach na dłużej. Cała trójka to osoby, które, z tego co obserwuję, ze spokojem i rozwagą podchodzą do swoich startów. Nie ma przypadku w ich wynikach. Mają poukładane w głowie, a to jest bardzo, bardzo ważne na igrzyskach.
Z tej trójki Kasia jest też najbardziej wiekową zawodniczką. Debiutowała na igrzyskach w Pekinie. Od kilku sezonów nie wychodzi ze światowego topu.
Tak, ale ona pływa sprinty, więc tu wiek zbytnio nie stoi na przeszkodzie. Wielu starszych zawodników zdobywało medale na najważniejszych imprezach. Na przykład w Rio de Janeiro Amerykanin Anthony Ervin, który pokazał, że nawet mając prawie czterdzieści lat można sięgnąć po złoty medal igrzysk. A teraz swoje lata ma choćby Florent Manaudou i też pokazuje dobrą formę, więc zobaczymy, jak zaprezentuje się w Paryżu. Zresztą wśród rywalek Kasi nie odpuszcza też Sarah Sjorstrom.
To jest taka zawodniczka, z którą sobie Kasia nie potrafi poradzić. Zazwyczaj kiedy Polka sięgała po srebro albo brąz, to Szwedka kończyła imprezę ze złotym medalem na 50 metrów stylem dowolnym.
Tak, tak. Sarah pokazuje, że jest niekwestionowaną faworytką. Aczkolwiek rywalki albo powoli zbliżają się do jej rekordów świata, albo nawet je biją [w tym roku wynik na 100 metrów delfinem Szwedki poprawiła Gretchen Walsh – przyp. red.]. Więc świat nie śpi i też idzie do przodu. No i Kasia również na pewno ma ambicję, aby wreszcie pokonać Sjostrom.
Liczymy też, że tym razem do Polki uśmiechnie się szczęście. Ważne będzie przygotowanie mentalne, bo, jak mówiłem, ten czynnik na igrzyskach bardzo dużo znaczy. Sam się zresztą o tym przekonałem. Bywało, że zawodnicy, którzy mieli zdobyć medal, go nie zdobywali. Albo ci, którzy nie mieli żadnej presji wyniku, stawali na podium. Takich czarnych koni na igrzyskach trochę było. W pływaniu to jest czasami loteria, szczególnie na pięćdziesiątkę.
Ja też Kasi bardzo życzę medalu za to, jaką jest osobą. Ona jest po prostu dobra dla świata. Z jej twarzy nigdy nie znika uśmiech. Nigdy nikomu nie życzyła źle. Liczę, że wróci do niej dobra karma. Ona zresztą bardzo lubi to, co robi. Ta praca jej nie męczy, nie jest dla niej udręką. A sam dobrze wiem, jak to może wyglądać, bo sam się bardzo męczyłem.
Sprinty oczywiście również nie są łatwe, ale pływanie długich dystansów to bardzo duży wysiłek. Wyczerpuje fizycznie i psychicznie. Bywa, że przez dziewięć miesięcy chodzisz jak zombie. To też powód, dla którego zakończyłem karierę. Miałem dwadzieścia dziewięć lat. Kasia jest więc o cztery wiosny starsza i dalej lubi ten sport. Jest też cały czas mocna, poprawia życiówki, albo jest ich bardzo blisko, a to dodatkowo motywuje. Chciałbym, żeby zwieńczyła tę przygodę podium igrzysk olimpijskich.
Nie wspomnieliśmy o Krzysztofie Chmielewskim. Niedawno sięgnął po srebrny medal mistrzostw Europy na 200 metrów stylem motylkowym, choć na igrzyskach konkurencja będzie na pewno mocniejsza.
Kristof Milak jest i będzie poza zasięgiem, tutaj nie ma o czym rozmawiać. Natomiast Krzysztof i Michał Chmielewscy to utalentowane chłopaki, takie tytany pracy. Zresztą obaj trenują na USC. Co też im pomaga, bo rywalizują z mocnymi zawodnikami, a także mają trenerów, którzy prowadzili mistrzów olimpijskich, jak na przykład Oussamerę Melloulego.
Fizycznie Krzysztof i Michał na pewno przygotowani są, choć czasami ta forma jest, a czasami nie. Ale znowu to podkreślę – przygotowanie mentalne. Do niego będę wracał, bo przy imprezach mistrzowskich, igrzyskach, ma wielkie, ogromne znaczenie. Powiedzmy, że jesteś w finale, masz świadomość, że już jest dobrze. Ale to trzeba dowieźć do końca. Wykrzesać się z siebie ostatki sił w końcówce wyścigu, co może zdecydować o tym, czy wygrasz, czy przegrasz.
To nie jest nic łatwego. Potrzebujesz cierpliwości i charakteru, który nie pozwoli ci pęknąć w najważniejszym momencie. Myślę, że chłopaki to mają, a fakt, że polecą do Paryża we dwójkę, może być dla nich dodatkową pomocą. Oby byli jak bracia Tachibana z Tsubasy – takimi bliźniakami, co w dwójkę zawojują świat.
Jak pan wspomniał – mamy też Ksawerego Masiuka (na zdjęciu głównym), który w wieku 17 lat zdobył brązowy medal mistrzostw świata. Od tamtego czasu nieustannie znajduje się w szerokiej czołówce grzbiecistów, ale do formy, która gwarantowałaby mu walkę o złoto na 100 metrów jeszcze nie dotarł.
Tak czasem to wygląda, że kiedy wejdziesz na bardzo wysoki poziom, to zaczyna ci być trudniej notować progres i poprawiać życiówki, które kiedyś padały co chwilę. Ksawery ma jednak bardzo dużo czasu, wiele kariery przed sobą.
Z racji, że czekają go pierwsze igrzyska, myślę, że to ważne, aby miał poczucie, że idzie właściwą drogą. Że jeśli miał trening, który prowadził go do dobrych rezultatów, to niech nie reaguje nerwowo, jeśli coś mu się w Paryżu nie ułoży. Oczywiście, mam nadzieję, że popłynie życiówkę i będzie zadowolony ze swoich startów. Na pewno chce medalu, ale jestem zdania, że sam start i zebranie doświadczenie da mu bardzo dużo.
Choć wiadomo, w takim młodym wieku najlepiej osiąga się sukcesy. Jest regeneracja, jest głód, zazwyczaj nie ma wielkiej presji. Potem możesz zacząć myśleć, że, o Jezu, robię się coraz starszy. I albo coś z tego wreszcie będzie, albo kończę. Wraz z brakiem medali często pojawia się u pływaków niecierpliwość.
Natomiast, tak jak mówiłem, w przypadku tych najmłodszych chłopaków, z rocznika 2004 – ważne, żeby popłynęli w okolicach życiówki, zebrali doświadczenie, pokazali sobie, że są w stanie rywalizować na imprezie najwyższej rangi. I radzić sobie ze stresem. A jak wszystko pójdzie dobrze, to mają potencjał nawet na medal.
Jakub Majerski stanowi czwartą nadzieję medalową. Jego prawdopodobnie czeka rywalizacja z Caelebem Dresselem.
Tak, jest Caeleb, jest Kristof Milak. Myślę, że 200 metrów delfinem, które pływają Chmielewscy, to trudniejsza konkurencja, przede wszystkim fizycznie, technicznie również. Natomiast na setkę będzie na pewno mocniejsza konkurencja. Zarówno Amerykanin, jak i Węgier to w końcu rekordziści świata, mistrzowie olimpijscy.
Te czasy, które do tej pory robił Kuba, są oczywiście rewelacyjne, ale wydaje mi się, że aby myśleć o medalu będzie trzeba popłynąć poniżej 50 sekund. Nikt zresztą w stawce nie będzie patrzył na swoje stare wyniki, tylko zdając sobie sprawę z wysokiego poziomu, myślał o poprawieniu życiówki. U Kuby ona wynosi w okolicach 50.80?
Już sprawdzam. 50.92 s.
No właśnie, Kuba cały czas notuje progres, ale to musi być dla niego wyjątkowa impreza. Nie sądzę, żeby w Paryżu medal gwarantował czas powyżej 50.50. Na 95 procent jestem pewien, że brąz da mniej niż 50.20. Więc Kuba musiałby się poprawić o prawie sekundę. A to są igrzyska, najważniejsza impreza dla pływaków. Zawsze może ktoś wyskoczyć, jest szansa na niespodzianki. Aczkolwiek, no właśnie – pierwsze dwa miejsca mogą być zaklepane.
Liczę zatem, że w walce o brązowy medal to Kuba okaże się tą niespodzianką. Jest chłopakiem, który pokazuje swoją dojrzałość. Pływa bardzo ładnie technicznie. Osiągał obiecujące czasy na mistrzostwach Polski. Natomiast ponownie: na igrzyskach olimpijskich kluczowy będzie „czynnik X”, czyli czynnik mentalny.
Poprawić się o nawet pół sekundy przy takiej życiówce to spore wyzwanie.
Tak, a ja myślę o sekundzie. Delfin jest obecnie naprawdę szybki i robi się coraz szybszy. Pamiętam, że w 2013 roku na mistrzostwach świata medal dawało pływanie powyżej 51 sekund. Obecnie w okolicach 51 sekund albo poniżej jest w stanie zejść z kilkunastu pływaków. Uważam więc, że choć Kuba Majerski jest bardzo dobrym zawodnikiem, tak konkurencja na jego dystansie jest bardzo napakowana. Będzie ciasno.
A jak pomyślimy, że Caeleb Dressel popłynął w Tokio 49.45…
To są kosmiczne czasy. Już Michael Phelps na 100 metrów delfinem robił niesamowite rzeczy. A okazało się, że jeszcze da się poprawić jego wyniki. I to o sporo. Mimo tego, że przecież kiedyś były stroje ultra, a obecnie ultra to jest dobry krem do golenia i poślizg na gołej klacie (śmiech). Tak jak kiedyś rozmawialiśmy o strojach poliuretanowych – może i dobrze, że ich nie ma, bo widać, że to trening czyni mistrza. I zawodnicy są w stanie dalej poprawiać rekordy, które wydawały się nie do pobicia.
Myśli pan, że pod prezesurą Otylii Jędrzejczyk polskie pływanie poszło w dobrym kierunku?
Muszę zaznaczyć, że obserwuję je z fotela i z perspektywy kibica, bo choć dalej jestem na basenie, dalej uczę, to poszedłem w sport amatorski, rekreacyjny. Na pewno poprzedni Związek miał swoje plusy, ale o wielu kwestiach zapomniano. Na przykład o psychologii sportu. Nie potrafiłbym sobie wyobrazić, żeby kadra skoczków czy lekkoatletów nie miała psychologa. Czy nie miała ich kilku, albo żeby to nie byli profesjonaliści.
Teraz wiem, że w kadrze juniorów pomaga Małgorzata Fijałek-Żuk. Słyszałem, że robi dobrą robotę z różnymi zawodnikami. A to jest bardzo ważne, bo jak ktoś nauczy się pewnych kwestii, dobrych nawyków za młodu, to będzie to procentowało w karierze seniorskiej.
Otylia działa też na pewno w kwestiach współpracy z mediami. Widzę, że na zawody jeździ TVP. Widzę, że pływaniem zajmują się komentatorzy, z którymi sam miałem przyjemność spotykać się na zawodach. To właśnie istotne: kiedy są sukcesy, to zawsze są media, ale ważne, żeby sport był promowany również, kiedy odnosimy je trochę mniejsze.
Myślę, że na pewno istnieje sporo kwestii, które z czasem będą ewoluować. Otylia cały czas jest w trakcie pierwszej kadencji. Trzy lata to dość krótki czas, żeby wszystko naprostować. Tak jak w polityce. Uważam, że dopiero dwie kadencje coś mogą zmienić, żeby stare nawyki odleciały. Jest na pewno sporo do zrobienia, ale jestem zdania, że wszystko działa lepiej, a Otylia ma ambicję, żeby Polski Związek Pływacki i pływanie w Polsce się rozwijało.
Poprzedni Związek zasłynął z kilku afer. Z Otylią jest na pewno spokojniej.
Dokładnie. Sam fakt, że Otylia została prezesem Związku, wpływa na wizerunek. Jakby kto nie spojrzał: to mistrzyni olimpijska, najlepsza pływaczka w historii kraju. Czekamy, aż to zacznie owocować i te owoce będzie można zbierać.
Kto będzie największą pływacką gwiazdą igrzysk, ze światowego punktu widzenia?
Trudno powiedzieć, bo pływanie się bardzo wyspecjalizowało. Obecnie już nie ma takiego Michaela Phelpsa. I pewnie nigdy nie będzie. Ale mocni znowu zaczęli być Australijczycy, którzy zawsze mieli bardzo dobrych pływaków, bywało, że nawet przebijali Amerykanów. Teraz może być podobnie. Na mistrzostwach Australii ostatnio padały kapitalne wyniki, nawet rekordy świata.
Amerykanie oczywiście też swoje zrobią. Nie wiem, jak z Chińczykami. Mają kilku bardzo dobrych pływaków, ale raczej nie czeka nas drugi Pekin. Są też świetni zawodnicy, jak Leon Merchand, który pobił rekord świata Phelpsa. Ale on też jest wyspecjalizowany, ma świetnego delfina, jednak najlepiej radzi sobie w stylu zmiennym i tylu medali co Michael nie będzie zdobywał.
Oprócz tego: na pewno Caeleb Dressel zgarnie kilka krążków. Katie Ledecky ma już godne siebie rywalki. Może nie na 1500 i 800 metrów kraulem, ale w przypadku 400 walka o medale będzie bardzo zacięta. Czy kogoś jeszcze bym wyróżnił? Będzie ciężko. Drugiego Phelpsa nie znajdziemy. Zawsze jednak mogą być niespodzianki, jak Bobby Finke w Tokio, który zdobył dwa złote medale, czego ja się na pewno nie spodziewałem. Więc zobaczymy. Mam nadzieję, że czekają nas bardzo ciekawe igrzyska.
KACPER MARCINIAK
Czytaj inne teksty z odliczania przed Paryżem:
- Kamil Semeniuk: Celujemy w złoto igrzysk, ale każdy medal będzie sukcesem [WYWIAD]
- W Norwegii potraktowano go „jak białego murzyna”. Wrócił do Polski i spełnił marzenie
- Jedyna taka presja. „Na igrzyskach przegrywają ci, którzy chcą za bardzo”
- Stefano Lavarini: Uwielbiam grać w pokera. On ma coś z siatkówki [WYWIAD]
Fot. Newspix.pl