Reklama

Krejcikova vs Paolini, czyli finał nieoczekiwany. Nawet przez… jego uczestniczki

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

13 lipca 2024, 11:32 • 8 min czytania 10 komentarzy

Gdyby ktoś wytypował taki finał dwa tygodnie temu, dziś byłby bogaczem. O tytuł w wimbledońskim turnieju singla kobiet zagrają bowiem Barbora Krejcikova i Jasmine Paolini. Pierwsza nigdy wcześniej nie przeszła na tamtejszych kortach IV rundy. Druga jest pierwszą kobietą od Sereny Williams w 2016 roku, która dotarła do finałów Roland Garros i Wimbledonu w tym samym sezonie. W Paryżu w meczu o tytuł łatwo ograła ją Iga Świątek. A jak będzie w Londynie?

Krejcikova vs Paolini, czyli finał nieoczekiwany. Nawet przez… jego uczestniczki

Historia jak z bajki

To był 2021 rok. Barbora Krejcikova miała wtedy na karku 25 lat i dopiero po raz piąty grała w głównej drabince wielkoszlemowego turnieju singlistek. Wcześniejsze występy? Do bólu przeciętne. Pierwsza runda Roland Garros 2018. Druga na Australian Open w 2020 roku, potem czwarta we Francji, jej najlepszy wynik. Kolejny sezon zaczęła za to od powtórki z rozrywki w Melbourne. Ogółem – nic wielkiego. Tym bardziej, jeśli dodamy do tego fakt, że wielkoszlemowy debiut zaliczyła w kwalifikacjach US Open 2014 i do głównej drabinki weszła dopiero po 12 próbach. No i że w 2017 roku potrafiła zaliczyć finał turnieju WTA w Norymberdze, co zdradzało pewien potencjał.

Zupełnie inaczej było w deblu. Tam pokazywać na całkiem wysokim poziomie zaczęła się już dekadę temu. Początkowo jednak nie miała stałej partnerki, grała z różnymi zawodniczkami. Raz było lepiej, raz gorzej. Aż spiknęła się z rodaczką, Kateriną Siniakovą. Dwie Czeszki wspólnie stworzyły jedną z najlepszych par na świecie. W 2018 roku zgarnęły dublet: Roland Garros i Wimbledon. W 2021 znów wygrały we Francji. W 2022 za to wszędzie, tylko nie tam. A w 2023 triumfowały jeszcze w Australii. Po ostatnim z tych sezonów Barbora zdecydowała, że czas na zmiany, chciała też bardziej skupić się na singlu.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Reklama

Nic dziwnego, była już w końcu mistrzynią wielkoszlemową, której jednak nie było stać na powtórkę swojego osiągnięcia.

Bo to było zresztą sensacyjne. W Roland Garros 2021 Krejcikova nie była nawet rozstawiona, a eliminowała kolejne bardziej cenione rywalki. W pierwszej rundzie Kristynę Pliskovą, po trzysetowym boju. Potem turniejową “32”, Jekatierinę Aleksandrową, łatwo, w dwóch setach. O swoich możliwościach przekonała wszystkich, gdy 6:3, 6:2 ograła rozstawioną z “5” Elinę Switolinę. Później rozbiła – oddając tylko dwa gemy – Sloane Stephens. I już była w ćwierćfinale, osiągając życiówkę. Ale wcale nie planowała zwalniać. W meczu o półfinał uległa jej młodziutka Coco Gauff. Potem – po długim meczu, zakończonym wynikiem 9:7 w III secie – wyższość Barbory uznała Maria Sakkari, pogromczyni Igi Świątek. Aż wreszcie w finale na korzyść Czeszki rozstrzygnął się kolejny trzysetowy mecz – z Anastasiją Pawluczenkową.

– Trudno mi to ułożyć wszystko w słowa. Nie jestem w stanie uwierzyć, co się właśnie wydarzyło, że faktycznie wygrałam turniej wielkoszlemowy – mówiła Barbora. A potem przypomniała Janę Novotną, swoją trenerkę, która zmarła w 2017 roku. – Po śmierci Jany przechodziłam trudny okres. Wcześniej przez większość czasu byłam z nią. Ostatnie słowa, jakie mi powiedziała, brzmiały: “ciesz się tym i próbuj wygrać Szlema”. Wszystko to, co wydarzyło się w ciągu tych dwóch tygodni, jest efektem tego, że patrzyła na mnie z góry. Dziękuję jej za to. Była dla mnie inspiracją. Mam nadzieję, że jest teraz szczęśliwa, tak jak jestem ja. 

Problemy, dużo problemów

Śmierć Jany była oczywiście jednym z powodów, przez które Barbora długo nie mogła odpalić na miarę swojego potencjału. Bo ten rzeczywiście miała spory i udanie demonstrowała go w deblu. Jak wiele zawodniczek wychowanych tenisowo w Czechach, Krejcikova potrafi doskonale operować swoimi zagraniami, mieszać długością, siłą, techniką. Zawsze jest gotowa zaskoczyć rywalkę, na sto różnych sposobów. Nie boi się grać mocno, ale nie obawia się też wejść w wymiany slajsami czy nawet przy siatce. Potrafi właściwie wszystko i gdy tylko jest w formie, to to udowadnia. Wie o tym na przykład Iga Świątek, która ulegała jej w finałach w Ostrawie (2022) i Dubaju (2023).

Barbora to zresztą jedyna tenisistka, która dwukrotnie pokonała Polkę w meczu o tytuł. Dlaczego więc Czeszka po Roland Garros 2021 miała co najwyżej wyskoki i nie była w stanie utrzymać wybitnej formy na dłużej?

Reklama

Cóż, odpowiedź jest właściwie podsumowaniem jej kariery: urazy. To one zawsze ją hamowały. Nawet w trwającym sezonie dużo pauzowała z powodu kontuzji pleców. Po turnieju w Abu Dabi na początku lutego nie wystąpiła w żadnej imprezie – w tym w Dubaju, gdzie broniła tytułu –  aż do Stuttgartu, w połowie kwietnia. Wcześniej w karierze zmagała się też z urazami łokcia, miewała problemy z nogami, a na domiar złego całkiem łatwo łapała infekcje, które też nie ułatwiały jej życia.

Tak było choćby w tym roku, gdy zachorowała w drodze do Miami, gdzie chciała wystąpić, ale ostatecznie się nie udało. Finalny powrót na korty nie był zresztą udany. Przegrała pierwszy mecz w Niemczech, potem w Madrycie, Strasburgu i na Roland Garros. Na mączce w tym sezonie ma więc bilans z zerem po swojej stronie. Dopiero na trawie było nieco lepiej – w Birmingham wygrała dwa spotkania. Ale w Eastbourne znów klapa, porażka w pierwszym meczu. I tak nadszedł Wimbledon.

Przełomowy rok

Jasmine Paolini? Cóż, do niedawna tenisistka nawet spoza pierwszej setki. W sumie historia trochę jak u Krejcikovej – bo Włoszka o polskich korzeniach to też niezła deblistka, która z rodaczką, w osobie Sary Errani, potrafiła swoje powygrywać. Nie że Szlemy – jak Barbora – ale kilka mniejszych turniejów. Te większe to dopiero trwający sezon. W deblu zaliczyła wspaniały triumf w Rzymie, na swojej ziemi. W singlu z kolei sensacyjnie wygrała turniej w Dubaju, zastępując tam w roli mistrzyni właśnie Krejcikovą.

– Myślę, że każda osoba ma swoją własną historię, ze swoimi własnymi krokami. Ja potrzebowałam trochę czasu, by uwierzyć, że mogę grać na tym poziomie, jak robiłam to w tym tygodniu. Wiem, że nie będzie tak w każdym turnieju, bo to trudna sztuka. Ale teraz jestem tu, cieszę się moim tenisem i meczami na korcie. Kocham to, co robię, staram się żyć chwilą obecną – mówiła niedługo przed tamtym sukcesem. A potem wygrała największy tytuł w karierze.

CZYTAJ TEŻ: NIECHĘĆ DO KORTÓW TWARDYCH, POLSKIE KORZENIE I WIELKI SUKCES. JASMINE PAOLINI

I, co naturalne, awansowała w rankingu. Nagle mogła przestać się martwić o wiele rzeczy, bo stała się zawodniczką światowej czołówki. Jeszcze nie ścisłej, ale miała ją w zasięgu wzroku.

Weszła do niej po Roland Garros.

Tam grała wspaniale i sensacyjnie doszła aż do finału. A przecież ledwie dwanaście miesięcy wcześniej – po porażce w drugiej rundzie w Paryżu – w tym samym momencie sezonu grała w Chorwacji, w turnieju rangi WTA 125. W tym roku została w stolicy Francji aż do samego końca. Miała przy tym nieco szczęścia do drabinki, nie ma co kryć, ale to szczęście trzeba jeszcze umieć wykorzystać. A Jasmine to zrobiła. Ograła wszystkie swoje rywalki, w tym Jelenę Rybakinę. O tym spotkaniu mówiła zresztą tak:

– Byłam niesamowicie nerwowa. To było trudne spotkanie mentalnie i fizycznie, bo to niesamowicie równo grająca zawodniczka. Ale weszłam na ten kort i starałam się grać dokładnie, uważnie, szybko się poruszać, pozostać obecną w spotkaniu. Kiedy przełamałam ją pierwszy raz, poczułam się lepiej.

W finale co prawda nie miała z Igą Świątek większych szans, ale i tak weszła do najlepszej “10” rankingu. A teraz – jeszcze przed dzisiejszym meczem o tytuł na Wimbledonie – jest już pewna 5. miejsca, które będzie zajmować od poniedziałku. Rok temu była w tym samym zestawieniu 52.

Kto wygra?

Paolini stała się pierwszą od Sereny Williams w 2016 roku i czwartą w XXI wieku tenisistką, która osiągnęła finały Roland Garros i Wimbledonu w tym samym sezonie. Barbora Krejcikova ma szansę zostać 11. zawodniczką w historii ery open (od 1968 roku), która zatriumfuje i w singlowym Roland Garros, i na Wimbledonie. Ich historie są zresztą zbieżne. Obie swój przełom zaliczyły w stolicy Francji. Różnica jest taka, że Krejcikova wygrała wtedy i turniej singla, i debla, a Paolini choć zagrała w obu tych finałach, to poniosła dwie porażki. Obie potrafiły też pójść za ciosem. Czeszka wdrapała się nawet na pozycję wiceliderki rankingu WTA, Jasmine wskoczy do TOP 5 pojutrze.

Pytanie brzmi więc: czy Paolini uda się dorównać Krejcikovej i zostać mistrzynią wielkoszlemową?

Jeśli tak, to będzie… najniższą zawodniczką, która tego dokonała. Barbora, oczywiście, na ten tytuł akurat szans nigdy nie miała – mierzy 178 centymetrów, o 15 więcej od Jasmine. W teorii powinna królować, ustawiając wymiany już serwisem, a potem idąc za ciosem. W praktyce – na trawie technika czasem potrafi przeważyć nad siłą (inna sprawa, że wbrew pozorom tej Włoszce wcale aż tak nie brakuje). Nie to, że Krejcikova jej nie ma – ma i to na naprawdę znakomitym poziomie, o czym wspomnieliśmy. Ale Paolini może ją zaskoczyć i to na wiele sposobów. Tym bardziej, że Czeszka swoje już w tym turnieju przeszła.

Już w pierwszej rundzie z Wieroniką Kudiermietową zagrała prawdziwy maraton – dwa tie-breaki i trzeci set wygrany do pięciu. Potem trudne, stosunkowo długie mecze rozgrywała jeszcze z Katie Volynets, Danielle Collins czy Jeleną Rybakiną. Jasmine? Grała niezwykle widowiskowe spotkanie z Madison Keys w IV rundzie, ale Amerykanka zmuszona została do skreczowania przy stanie 5:5 w decydującym secie. Sił pozbawić mógł – a wręcz powinien – ją też najdłuższy w historii Wimbledonu półfinał (2:51 h), gdzie wraz z inną wielką niespodzianką, Donną Vekić, zagrały super tie-breaka w trzeciej partii. Włoszka wygrała go 10:8 i awansowała do drugiego z rzędu wielkoszlemowego finału.

– Finał w Paryżu, finał tu… nie oczekiwałam takich wyników – mówiła po triumfie nad Chorwatką Jasmine. Barbora w pewnym sensie jej wtórowała. – Miałam tak wiele trudnych momentów. Nawet nie wyobrażałam sobie, że mogę dojść do finału Wimbledonu – twierdziła Czeszka. Dzisiejszy mecz o tytuł będzie więc starciem dwóch zawodniczek, które nie oczekiwały, że w nim zagrają. Przy tym jednak obie potrafią dać znakomite show i rozegrały w tym turnieju już wielkie mecze. Jeśli i dziś zaprezentują się na miarę swoich możliwości, może nas czekać wybitne spotkanie.

A do tego która by nie wygrała, to będzie to świetna historia.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

CZYTAJ WIĘCEJ O TENISIE:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Michał Kołkowski
0
Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Polecane

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
23
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
11
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

10 komentarzy

Loading...