W lipcu skończy 18 lat, a już jest o nim głośno. Na juniorskim Australian Open w 2023 roku dotarł do półfinału, robiąc furorę przede wszystkim swoim serwisem. Zagrał też w finale tegorocznego French Open w grze pojedynczej chłopców, gdzie przegrał z faworyzowanym Kaylanem Bigunem. Mimo porażki pozostawił po sobie dobre wrażenie i – co ważniejsze – wlał w serca polskich kibiców nadzieje na przyszłość. Czy Tomasza Berkietę stać na to, by przynieść nam przynajmniej tyle samo radości, co Hubert Hurkacz?
Od dziecka z rakietą w ręku
Tenis to w Polsce dyscyplina bardzo popularna. Powstaje coraz więcej kortów, szkółek dla dzieci, do których rodzice zaprowadzają swoje kilkuletnie pociechy na zajęcia. Tak przeważnie zaczynają się poważne kariery, ale nie w przypadku Tomasza Berkiety. Zanim dorósł do tego, żeby przeanalizować swoje geny (mama jest byłą zawodniczką, a obecnie zawodową trenerką tenisa), mając zaledwie kilkanaście miesięcy, chwytał za rakietę i nie potrafił się z nią rozstawać. Za wszystko chciał być wynagradzany nie zabawkami, słodyczami czy grą na komputerze, ale możliwością ćwiczenia na korcie.
Dzięki temu trenowanie zawsze było dla niego przede wszystkim przyjemnością. Dobra gra w rozmaitych turniejach juniorskich zdawała się tym samym kwestią czasu. I faktycznie, mały Tomek zaczął zdobywać kolejne medale m.in. na mistrzostwach Polski. W singlu nawet złoto (2020, do lat 14), świetnie radził sobie też na turniejach Tennis Europe – i to już od 12. roku życia. Organizacja cały czas miała oko na jego talent, wreszcie wynagradzając Berkietę tytułem najlepszego tenisisty w kategorii do lat 16, co miało miejsce w 2021 roku.
Tomasz Berkieta z nagrodą za drugie miejsce we French Open. Fot. Newspix
Rozgłos przyniosło mu jednak przede wszystkim juniorskie Australian Open w 2023 roku. Dotarł na nim aż do półfinału, serwując przy tym z prędkością nawet 220 km/h. Jak mówił w wywiadach, widział w tym aspekcie pole do poprawy. Okazało się, że nie rzucał słów na wiatr – rok później, również na australijskich kortach, jego najszybsze podanie oszacowano na… 233 km/h. Taki wynik robił ogromne wrażenie i był też jednym z najlepszych rezultatów serwisowych w całych zawodach. Również seniorskich, gdzie występowali przecież Novak Djoković, Carlos Alcaraz, Jannik Sinner, Daniił Miedwiediew czy znany z mocnego uderzenia Hubert Hurkacz. To właśnie zresztą do tego ostatniego często porównuje się Tomasza Berkietę.
Być jak „Hubi”, ale… nie do końca
Podobieństwa do Hurkacza można dostrzec przede wszystkim w warunkach fizycznych tenisistów. Obaj są wysocy – Hubert mierzy 196 cm, Tomek – 191. Przy tym dysponują piekielnie mocnym serwisem, którym popularny „Hubi” często gnębi rywali z najwyższej półki, podczas gdy Berkieta w turniejach juniorskich przyzwyczaił się do tego, że piłka po jego zagrywce często nie wraca na drugą stronę kortu. Tenis mają ponadto w genach – nie tylko mama Tomasza jest byłą zawodniczką i trenerką, ale Huberta również.
Do zbliżonych cech obu zawodników z pewnością nie można zaliczyć jednak temperamentu na korcie. Hurkacz jest przeważnie stonowany, rzadko daje się ponieść emocjom, choć potrafi też zaprotestować przeciwko decyzjom sędziów. Nie jest jednak przy tym tak ekspresyjny, jak nierzadko Berkieta. Tomek sam zresztą określa siebie jako „grzeczną wersję Nicka Kyrgiosa”, lubi także efektowne zagrania. Być może Australijczyk przekazał mu cząstkę swojego nieszablonowego charakteru, gdy w 2013 roku w Pucharze Davisa posłał serwis o prędkości 230 km/h… w brzuch Polaka. Berkieta był bowiem wtedy chłopcem od podawania piłek.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Nie zniechęciło go to jednak do ponownego odwiedzania kortów. Jako zawodnik zawsze pragnie walczyć o najwyższe cele, co zresztą potwierdza jego mama i trenerka, Magdalena Sawicka. – Tomek lubi wyzwania, chce się z nimi mierzyć. To wszystko pomaga mu w sportowym funkcjonowaniu. Sukcesy nie są dla niego przeszkodą, wręcz przeciwnie – na pewno nie osiądzie na laurach. Jest ambitny, lubi wygrywać, a wraz z dojrzałością przyszła też motywacja, by stawiać kolejne poważne kroki w karierze – ocenia swojego syna.
Rosnąca popularność i dojrzałość
Po dobrych występach na juniorskim Australian Open Tomek musiał zmierzyć się ze sporym zainteresowaniem mediów. Coraz częściej przeprowadzano z nim wywiady, podobnie zresztą jak z jego rodzicami. Dla młodego chłopaka, który dopiero wchodzi w świat poważnego tenisa, było to nieco przytłaczające i odbijało się w późniejszych etapach największych zawodów. Głowę zawodnika zaprzątały myśli o rosnącej popularności, które skutecznie spychały na dalszy plan koncentrację na korcie.
Ale, jak mówi mama Berkiety, wraz z wiekiem Tomek dużo lepiej radzi sobie już z takim zainteresowaniem. – Z turnieju na turniej jest coraz dojrzalszy. Czasami ten szum medialny pojawia się zbyt wcześnie, jeszcze w trakcie zawodów, co z pewnością może trochę przeszkadzać w utrzymaniu skupienia w kolejnych meczach. Niemniej jednak zdajemy sobie sprawę z tego, co niosą za sobą sukcesy w tak popularnej dyscyplinie, jaką jest tenis. Tomek jest na to jak najbardziej gotowy, każdego roku lepiej radzi sobie z rosnącym wokół niego zamieszaniem – ocenia Magdalena Sawicka.
Da się to zresztą zauważyć w wywiadach, w tym choćby pomeczowej wypowiedzi po przegranym finale tegorocznego Roland Garros w grze pojedynczej chłopców. Berkieta nabrał pewności siebie, lepiej radzi sobie z mikrofonem, ale już na samym korcie nadal będzie musiał pracować nad opanowaniem stresu, którego w kluczowym pojedynku na French Open ewidentnie nie brakowało. To z kolei przełożyło się na dużą liczbę niewymuszonych błędów, co skrzętnie wykorzystał rywal. A mógł on być w sporych tarapatach w początkowej fazie meczu, gdy wyraźnie nie radził sobie z Tomkiem. Młodemu Polakowi po zwycięskim secie zabrakło jednak nieco chłodnej głowy.
Sam zresztą, gdy go o to zapytaliśmy, zwrócił na to uwagę. Przy czym podkreśla, że mimo wszystko jest z siebie po paryskim turnieju bardzo zadowolony.
– W tych najważniejszych momentach brakowało trochę opanowania, czasem ponosiła mnie też fantazja i nie byłem w stanie zachować zimnej krwi. To był jednak mój pierwszy wielkoszlemowy finał, w dodatku przed niesamowitą publicznością i w wyjątkowym miejscu, jakim jest Paryż. Ale to właśnie element, nad którym będę więcej pracować. Z samej gry jestem zadowolony, przygotowanie fizyczne też było bardzo dobre. Dałem z siebie wszystko, zostawiłem kawał serca na korcie i chciałem wygrać ten turniej. Szkoda, że tym razem się nie udało, ale zrobiłem tyle, ile mogłem. Wierzę, że w przyszłości będzie już tylko lepiej – ocenił swój występ Berkieta.
Na uwadze trzeba mieć jednak również dwa kluczowe czynniki dla przebiegu i wyniku wczorajszego spotkania z Bigunem. Tomek, mimo że fizycznie czuł się dobrze, był po wyczerpującym, bardzo długim spotkaniu półfinałowym, a do tego grał na nawierzchni, której po prostu nie lubi. Jak przekonuje jego mama, pod tym względem i tak nastąpił progres, o czym zresztą świadczy fakt, że Berkieta dotarł aż do finału juniorskiego French Open.
– Z mączką jest Tomkowi najtrudniej. Przechodzenie na nią trwało w tym roku długo, ale na pewno wyszło to sprawniej niż w zeszłym sezonie. Swój udział miał w tym Piotrek Sierzputowski, który nam pomagał i trochę pozytywniej nastawił Tomka właśnie na tę nawierzchnię. Zdecydowanie bardziej komfortowo będzie się on jednak na pewno czuł na twardych kortach – powiedziała nam Magdalena Sawicka.
– Na pewno nie jest to moja ulubiona nawierzchnia, ale mączka w Paryżu jest dość specyficzna i w tym roku mi akurat odpowiadała. Duży wkład w to miał właśnie trener Sierzputowski. Wykonaliśmy ogrom pracy w ostatnich trzech miesiącach i przyniosło to efekty. Myślę, że było to widać – cieszę się, że udało mi się zagrać tak, jak zagrałem. W dalszym ciągu wolę jednak twarde korty od mączki – zdradził nam z kolei Tomek tuż po finale.
Coraz mocniejszy charakter
Mimo młodego wieku Berkieta jest stanowczy, często chce i umie postawić na swoim, rośnie jego pewność siebie. Czasem mocno i bezrefleksyjnie odpowie coś tacie, który udziela mu wskazówek z trybun, a czasem pójdzie pod prąd, wybierając na korcie rozwiązania odmienne od oczekiwanych. Silny charakter zauważalny jest też podczas przygotowań, ale i w codziennym życiu. – Zawsze miał swoje zdanie na różne tematy, także podczas treningów. Potrafi dobrze dopasować do siebie poszczególne rozwiązania, dzięki czemu z roku na rok staje się coraz lepszym zawodnikiem. Trudno jest mi jednak ocenić Tomka kompletnie obiektywnie, czysto trenersko, z tego względu, że zawsze tenis łączył się u nas mimo wszystko z domem, rodziną – mówi mama zawodnika.
Choć ma dopiero 17 lat, to już mierzy bardzo wysoko. Sukcesy chce odnosić szybko, bo w pierwszych latach seniorskiej kariery. W razie niepowodzenia ma też inne plany, nie buja w obłokach i stara się być realistycznie nastawionym do przyszłości. Rysuje się ona w jasnych barwach, bo Berkieta wciąż widocznie poprawia się w elementach, które sprawiają mu najwięcej trudności i kosztują go punkty w grach turniejowych.
Ma do tego świetne zaplecze – nie tylko doskonale znających się na tenisie rodziców, ale i doświadczonych trenerów oraz byłych zawodników. Oprócz wspomnianego Piotra Sierzputowskiego, który prowadził Igę Świątek, Tomek może też liczyć na wsparcie Mariusza Fyrstenberga, utytułowanego deblisty, a obecnie kapitana reprezentacji Polski. W rozwoju kariery pomagali mu również Kim Tiilikainen czy Tomasz Moczek, a sam Berkieta mógł szlifować talent w Akademii Rafaela Nadala na Majorce.
Tomasz Berkieta w koszulce reprezentacji Polski. Fot. Newspix
Zadbano tym samym o mocne fundamenty pod długą i owocną przygodę Tomka w tenisie. Przechodzi ona coraz szybciej w etap seniorski. To ostatni rok, w którym Berkieta występuje na juniorskich turniejach. Nie budzi to jednak obaw w sztabie, gdzie nadchodzące wyzwania traktuje się jako naturalną kolej rzeczy.
– Tomek w zasadzie już w tym roku grał w większości w turniejach seniorskich. Dzięki rankingowi i dobrym występom w Australii oraz Paryżu, ma szansę występować z dziką kartą choćby w eliminacjach do challengerów, gdzie można się posprawdzać z mocnymi zawodnikami. Traktujemy to wszystko po prostu jako kolejny krok. Ten rozwój jest nieodłączną częścią kariery, którą zresztą obserwujemy na co dzień. Przerabialiśmy jeden po drugim kolejne turnieje juniorskie, teraz one się kończą i przechodzimy do następnej kategorii wiekowej. Tomek dorasta, do czego się przez tyle lat przyzwyczailiśmy, dlatego jesteśmy na etap seniorski w pełni gotowi – powiedziała na temat przyszłości mama i trenerka Berkiety.
Podobnego zdania jest sam zawodnik: – Jeśli chce się być profesjonalnym tenisistą, to trzeba ten krok zrobić, jest on naturalny. Pozostaje tylko pytanie, w którym momencie najlepiej go postawić. Myślę, że ta chwila jest już bardzo blisko, na co zresztą czekam i mam nadzieję, że to pełne przejście do seniorskiej gry nastąpi niedługo – powiedział nam Berkieta.
Stawiając się faworyzowanemu Kaylanowi Bigunowi w finale juniorskiego French Open, na nawierzchni, na której nie czuje się komfortowo, Tomek udowodnił, że drzemie w nim bardzo duży potencjał. Potencjał, który zresztą wcześniej pozwalał mu dotrzeć do półfinału Australian Open w grze pojedynczej chłopców. Ma ponadto świetne warunki fizyczne, potężny serwis, a wokół siebie profesjonalny sztab składający się przede wszystkim z dbających o niego rodziców. Wszystko to sprawia, że nazwisko Berkieta może już w niedalekiej przyszłości stać się przynajmniej tak głośne, jak Hurkacz.
A kto wie, może i głośniejsze.
BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI
Fot. Newspix
CZYTAJ TEŻ O SUKCESIE IGI ŚWIĄTEK: