Mimo pozorów Bahamy nie są koszykarskim kopciuszkiem, a ekipą z trzema świetnymi zawodnikami NBA w składzie. Polacy, aby awansować na igrzyska olimpijskie w Paryżu, muszą jednak pokonywać i takich rywali. Dzisiaj im się nie udało. To oznacza, że jutro Biało-Czerwoni zagrają z Finlandię o awans do półfinału turnieju kwalifikacyjnego w Walencji i zachowanie szans na bilet olimpijski.
Dzisiejszy mecz zaczął się najgorzej, jak mógł. Czyli od serii celnych rzutów trzypunktowych Bahamczyków. Nie mogliśmy być tym jednak zdziwieni. Zespół z Karaibów ma w składzie Buddy’ego Hielda, czyli jednego z najlepszych strzelców długodystansowych w NBA, a także Erica Gordona, a więc gościa, który w najlepszej lidze świata gra od 2008 roku. Tym samym już na początku meczu Bahamy miały około dziesięciopunktową przewagą, której – jak się okazało – nie udało nam się odrobić do końcowej syreny.
Rywale Polaków zaliczyli sporo ofensywnych zbiórek i przechwytów, które stanowiły świadectwo ich atletyzmu. Szczególnie w tym elemencie wyróżniał się 18-letni VJ Egdecombe, który w przyszłym roku ma zostać wybrany w czołówce draftu NBA. A co możemy powiedzieć o Biało-Czerwonych? Nie wypaliła decyzja Igora Milicicia o umieszczeniu w pierwszej piątce Andy’ego Mazurczaka, który ostatecznie spędził na boisko niespełna pięć minut i… już się na nim nie pojawił. Bardzo słabo sprawował się inny z naszych rozgrywających, czyli AJ Slaughter – bo raz, że nie imponował skutecznością, a dwa, że był objeżdżany w obronie przez szybszych rywali.
Trzeba przyznać, że Polacy mieli w środowym spotkaniu swoje momenty. Mimo, że na początku drugiej połowy przegrywali piętnastoma punktami, to po chwili byli w stanie zniwelować tę stratę do sześciu oczek. Zaliczyli też imponującą pogoń w czwartej kwarcie, gdy mecz wydawał się już zakończony (a nagle było tylko 79:85). Za każdym razem jednak, kiedy wydawało nam się, że Bahamczycy są do ugryzienia, ci akurat ratowali się ofensywną zbiórką, wywalczeniem faulu czy celną trójką.
Wciąż możemy szukać jednak pozytywnych akcentów, które pokazują, że walka o igrzyska wcale nie musi się skończyć już jutro. W grze Jeremy’ego Sochana było zdecydowanie za dużo bałaganu (aż 6 strat), ale i tak zakończył spotkanie z double-double – 16 punktami i 10 zbiórkami. Świetnie na tle DeAndre Aytona z Portland Trail Blazers wyglądał też Olek Balcerowski, autor 22 oczek. Generalnie to nie zawodnicy NBA narobili nam największych szkód, a młodziutki Edgecombe.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Nie ma jednak co ukrywać, że Polacy muszą grać znacznie, a to znacznie lepiej. Aby myśleć o awansie na igrzyska, potrzebują wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Ograniczyć straty, rzucać jeszcze lepiej za trzy, być znacznie uważniejsi w obronie. Jaki zatem jest plan? Pokonać jutro Finlandię. Następnie liczyć na cudowne zwycięstwo z Hiszpanią. Aż wreszcie, odegrać się Bahamom i pojechać na igrzyska. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, ale polscy koszykarze nie mogą składać broni.
Polska – Bahamy 81:90
Polska: Balcerowski 22, Sochan 16, Ponitka 13, Sokołowski 9, Slaughter 8, Michalak 4, Dziewa 3, Pluta 3, Żołnierewicz 1, Mazurczak.
Bahamy: Edgecombe 21, Ayton 18, Hield 17, Gordon 12, Miller 6, Munnings 5, Smith 5, Hunter 5, Nairn 1.
Fot. Newspix.pl