Większość Czechów nie wierzy w boga. Jak każdy naród odczuwają jednak potrzebę patosu i posiadania bohaterów. Obie te potrzeby zaspakaja im sport. Na pierwszym miejscu jest hokej, futbol dopiero potem. Ponieważ Czesi potrzebują również namiętności i sukcesów, a te dostarczają przede wszystkim hokeiści, świeżo upieczeni mistrzowie świata. Czechy ogarnęło sportowe szaleństwo, jednak szaleństwo racjonalne. Mało kto uważa bowiem, że na fali hokejowej euforii sukces na EURO osiągną piłkarze.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ O WIELKIM SUKCESIE CZESKICH HOKEISTÓW W MISTRZOSTWACH ŚWIATA [KLIKNIJ]
„Długo jeszcze mój tatuś dręczył się tą swoją nieszczęśliwą miłością do pani Irmy, ale w tym cierpieniu i udręce pocieszał go chyba fakt, że przynajmniej raz w życiu tulił ją w swoich ramionach” – pisał Ota Pavel w „Śmierci pięknych saren”. Jego bohater trzymał panią Irmę w ramionach przez kilka chwil, ale nigdy jej nie posiadł.
Podobnie rzecz ma się z Czechami i pucharem Henriego Delaunaya. Tu musimy umówić się, że czechosłowacką przeszłość odkreślamy grubą krechą. Czechosłowacy zdobyli trofeum w 1976 roku, Czesi otarli się o nie równo 20 lat później. Jeśli gdzieś mieli przesądy, mogli musnąć puchar, wychodząc na finał. Wcześniej pewnie mogli nawet wziąć go na moment w ramiona, zrobić pamiątkowe zdjęcie, ale ostatecznie to Niemcy wznieśli trofeum i wrócili z nim do domu.
Osiem lat później zdarzył się jeszcze turniej w Portugalii i półfinał. Umowny brąz, bo przecież meczu o trzecie miejsce nie rozegrano. A potem już głównie udręka i tęsknota za sukcesami. Od 2004 roku Czesi głównie cierpią, pocieszając się faktem, że przynajmniej raz w życiu mieli puchar na wyciągnięcie ramion.
Srebro
Historię naszych południowych sąsiadów mniej więcej znamy. W 1918 roku powstało państwo czechosłowackie ze stolicą w Pradze, które istniało do 1992 roku (z przerwą w latach 1938-1945). Czechosłowacy kopać piłkę potrafili. Dwukrotnie zostali wicemistrzami świata (1934 i 1962) i trzy razy sięgnęli po medale mistrzostw Europy – za każdym razem, gdy do turnieju się kwalifikowali. W latach 1960 i 1980 stawali na najniższym stopniu podium, zaś w 1976 roku zostali najlepszą drużyną Starego Kontynentu. Właśnie wtedy zasłynął urodzony w Pradze Antonin Panenka, którego nazwisko do dziś wspomina się przy każdej „podcince”, ale w wyjściowej jedenastce więcej było Słowaków. Między innymi dlatego czechosłowacką przeszłość odkreślamy.
1 stycznia 1993 roku Czechosłowacja zniknęła z mapy, a Czesi zostali specjalistami od mistrzostw Europy. Od rozwodu ze Słowacją zaliczyli wszystkie turnieje EURO. Zadebiutowali w 1996 roku.
Do Anglii poleciał zespół prowadzony przez Słowaka Dusana Uhrina. Mieszanka doświadczenia z młodością. Do grupy doświadczonych reprezentantów zaliczali się: Jiri Nemec, Miroslav Kadlec, Lubos Kubik czy Radek Drulak, a świeżość wnosili: Vladimir Smicer, Radek Bejbl, Pavel Nedved, Patrik Berger czy Karel Poborsky. Niewielu podejrzewało, że mieszanka ta okaże się wybuchowa.
Już w fazie grupowej Czesi trafili na europejskich gigantów. Na „dobrý den” przegrali z Niemcami 0:2. Mecz o wszystko grali z Włochami. I sensacyjnie wygrali 2:1. O wyjściu z grupy decydował pełen podtekstów mecz z Rosją. Po 20 minutach Czesi prowadzili już 2:0, ale w drugiej połowie Rosjanie odrobili straty i w 85. minucie wyszli na prowadzenie 3:2. Trzy minuty później wyrównał Smicer. Remis dał awans.
W ćwierćfinale czekała Portugalia. Uhrin nakazał swoim piłkarzom grać na bezbramkowy remis. W pierwszej połowie Czesi bronili więc całą drużyną. „Pan gra całym sercem, można by wręcz powiedzieć, że pan gra, jakby bronił pan prawdy” – pisał innym razem wspomniany na wstępie Ota Pavel, który poza prozą tworzył też reportaże sportowe. I gdyby czeski pisarz nie zmarł 23 lata wcześniej, mógłby ponownie napisać to zdanie o każdym z jedenastu swoich rodaków. Dzielni Czesi bronili z całych sił, do przerwy gole nie padły. W drugiej połowie Uhrin pozwolił na ciut bardziej ofensywną grę. I wtedy światu przedstawił się Karel Poborsky, który minął trzech rywali, po czym zdobył jedną z najpiękniejszych bramek w historii turnieju.
To był jedyny gol w meczu. W półfinale bezbramkowy remis z Francją i rzuty karne. 6:5. Czechów czekał finał, a Vladimira Smicera ślub. Nasi południowi sąsiedzi tak bardzo nie spodziewali się sukcesu, że dwóch z nich na czas turnieju zaplanowało własne wesela. Smicer zamierzał żenić się tuż po fazie grupowej. Kiedy okazało się, że Czesi wyszli z grupy, przesunął termin o tydzień – teraz wypadał dwa dni przed finałem. Po pokonaniu Francji, selekcjoner zgodził się, żeby Smicer poleciał do Pragi prywatnym samolotem, powiedział „ano” i wrócił. Przed ratuszem, w którym odbywała się ceremonia, na młodą parę czekały tysiące kibiców. W Czechach panowała euforia.
Na przeddzień finału ślub planował Pavel Novotny, ale nawet nie odważył się zapytać selekcjonera o zgodę. Zamiast na małżeństwie, postanowił skoncentrować się na Niemcach. Bo właśnie z Niemcami Czesi mierzyli się w meczu o złoto.
Puchar był na wyciągnięcie ramion. W 59. minucie gola na 1:0 strzelił z rzutu karnego Patrik Berger. – Czuliśmy się mistrzami – wspominali po latach Czesi. Czuli się nimi zaledwie przez kwadrans. Piękny czeski sen brutalnie przerwał Oliver Bierhoff, który w 73. minucie wyrównał, a na początku dogrywki strzelił „złotego gola”. Niemcy – jak zwykle – wygrali, ale to Czesi skradli serca kibiców i przestali kojarzyć się wyłącznie z kiczowatą fryzurą „krótko z przodu, długo z tyłu”.
Brąz
W 1996 roku o mistrzostwie zaważył pierwszy w turniejowej historii „złoty gol”, osiem lat później o awansie do finału zadecydował „srebrny gol” – pierwszy i zarazem ostatni w historii EURO.
Do portugalskiego turnieju przetrwali jedynie: Poborsky, Smicer i Nedved. W kadrze prowadzonej przez Karela Brucknera pojawili się nowi liderzy: Milan Baros, Tomas Rosicky czy Petr Cech.
Na rozgrzewkę zwycięstwo z Łotwą. Później mecz z Holandią. TEN MECZ. Gdybyśmy mieli stworzyć zestawienie TOP10 spotkań mistrzostw Europy, to bez wątpienia znalazłoby się w nim szalone starcie Czechów z ekipą Dicka Advocaata.
Od 0:2 do 3:2. Odwaga, polot, finezja. Kibice znów pokochali bezkompromisowych Czechów, którzy na zakończenie grupowych zmagań zrewanżowali się Niemcom za finał sprzed ośmiu lat i tym samym wyeliminowali ich z turnieju.
W ćwierćfinale „Narodak” – jak Czesi określają swoją drużynę narodową – przejechał się po Duńczykach. Raz trafił Jan Koller, a swojego czwartego i piątego gola dołożył Baros, który ostatecznie został królem strzelców turnieju.
W półfinale czekała rewelacja spod Akropolu. Podczas EURO 2004 Grecy byli skrajnym przeciwieństwem efektownie grających Czechów. Usypiali rywali i kibiców, ale wspinali się wyżej i wyżej. Po 90 minutach brutalna taktyka Otto Rehhagela przynosiła efekt – bezbramkowy remis. Gol dla Greków padł w samej końcówce pierwszej połowy dogrywki, co przez regułę „srebrnego gola” zakończyło spotkanie kilka chwil później. Bramka Traianosa Delasa unicestwiła ostatnie wielkie pokolenie czeskiego futbolu.
Udręka
Nastały lata posuchy. Ostatnie podrygi w postaci jedynego w historii Czech awansu na mistrzostwa świata (w Niemczech nie wyszli z grupy) i równia pochyła:
EURO 2008 – faza grupowa;
MŚ 2010 – brak awansu;
EURO 2012 – ćwierćfinał;
MŚ 2014 – brak awansu;
EURO 2016 – faza grupowa;
MŚ 2018 – brak awansu;
EURO 2020 – ćwierćfinał;
MŚ 2022 – brak awansu.
Dla Czechów ćwierćfinał to marny sukces. Nad Wełtawą zapanował marazm. Po nieudanym turnieju w Austrii i Szwajcarii trudno było znaleźć trenera chętnego do objęcia kadry. Ostatecznie Karela Brucknera zastąpił Petr Rada, którego po chwili zastąpił Frantisek Straka, którego po chwili zastąpił Ivan Hasek, którego po chwili zastąpił Michal Bilek. Od czerwca 2008 do października 2009 na czeskiej ławce zasiadało pięciu selekcjonerów. Aby poznać powód, wystarczy spojrzeć na kalendarz. Eliminacje do afrykańskich mistrzostw świata. Eliminacje, które dobrze pamiętamy, choć niekoniecznie chcemy. Zamiast Polaków i Czechów do RPA polecieli Słowacy i Słoweńcy. Jako dobrzy sąsiedzi towarzyszyliśmy Czechom na samym dnie, a dwa lata później znów spotkaliśmy się w grupie. Tym razem podczas polsko-ukraińskiego EURO.
Tomas Rosicky podczas EURO 2012
– To najsłabsza reprezentacja, jaka kiedykolwiek awansowała na EURO – powiedział o czeskiej kadrze jej kapitan Tomas Rosicky. Zrobił to niedługo po barażowym dwumeczu z Czarnogórą, choć wcale nie musiał, bo podobne hasła rzucali wszyscy dookoła.
Jednym z najostrzejszych krytyków kadry był wówczas Radek Drulak, wicemistrz Europy z 1996 roku, który nie mógł znieść fatalnych występów jego rodaków z Litwą czy Liechtensteinem. Po szczęśliwie zremisowanym spotkaniu ze Szkocją wypalił: – Ten Bilek, po co on tam jest? On albo nie rozumie futbolu albo powinien wypierdalać. Może po prostu boi się dokonywać zmian, ale w takim razie też powinien spierdalać, i to jak najszybciej.
Słowa Drulaka zaczęły nieść się po Czechach. – Może mógł ująć to ładniej, ale przecież ma rację, jesteśmy beznadziejni – powtarzano. Jedynie obecni kadrowicze milczeli. Do czasu.
W Czarnogórze reprezentanci Czech świętowali awans. Z powrotnego samolotu wysiedli w podartych garniturach. Ewidentnie po paru lampkach wina. Przed terminalem, nie zważając na obecność mediów, chwycili się za ręce i odśpiewali piosenkę, której słowa leciały tak: „Radek Drulak nie ma kutasa! Radek Drulak nie ma kutasa!”.
Gdy o sprawie zaczął mówić cały kraj, oliwy do ognia dolał Vladimir Smicer, który wówczas pełnił rolę menadżera reprezentacji.
– Czy chłopcy po tym incydencie stracą kibiców? Nie, nie stanie się tak, bo oni przecież żadnych nie mają – rzucił jeden z bohaterów EURO 1996.
Chyba każdy kraj ma swoją aferę lotniskową, ale ta czeska wyraźnie naznaczyła podział pokoleniowy. Po jednej stronie medaliści uchodzący za mentorów, po drugiej parodyści uchodzący za piłkarzy. No i kibice, których – zdaniem Smicera – nie ma.
Poza aferą lotniskową w uniwersum czeskiej reprezentacji znajdziemy mnóstwo innych skandali. Lista jest bardzo długa, a jej początek można łączyć z końcem sukcesów. 2007, 2009, 2011… Prostytutki, alkohol, bójki… Brukowego materiału starczyłoby na osobny tekst albo trzy, więc poprzestańmy na banalnym stwierdzeniu, że otoczka wokół kadry stawała się coraz bardziej fatalna.
Tymczasem na polskich boiskach Czesi nie okazali się aż tak słabi, jak zapowiadał Rosicky. Albo inaczej. Znaleźli się słabsi. W meczu decydującym o wyjściu z grupy Czesi pokonali zaciężną armię Franciszka Smudy. Kilka dni później przegrali w ćwierćfinale z Portugalią.
Mniej więcej w tamtym czasie, podczas jednego z meczów rozgrywanych w Czechach, kibice wygwizdali Milana Barosa. – Jeszcze będziecie za Milanem i za tą reprezentacją tęsknić – pomyślał wówczas Petr Cech, do czego przyznał się po latach.
Po EURO 2012 Baros zakończył reprezentacyjną karierę, a już cztery lata później kibice mogli za nim zatęsknić. We Francji Czesi zajęli ostatnie miejsce w grupie i strzelili tylko dwa gole.
Turniej sprzed trzech lat wciąż mamy w pamięci, ale raczej brakuje w niej miejsca dla któregokolwiek z Czechów – no może poza Patrikiem Schikiem. Poza tym nuda. Wyeliminowanie Holandii, nuda i kolejne afery.
Złoto
W eliminacjach do EURO 2024 los znów sparował Czechów z Polakami. I po raz kolejny wyprzedzaliśmy się co rusz w wyścigu o tytuł większych nieudaczników.
Wszystko zaczęło się od dwóch gongów w Pradze i dwubramkowego prowadzenia gospodarzy po trzech minutach gry (skończyło się 3:1). Trzy dni później Czesi zremisowali z Mołdawią i krzyknęli: „Przebijcie to!”. No to my w Mołdawii przegraliśmy. I tak się prześcigaliśmy, a grupę wygrała Albania.
Ostatecznie jednak i my i Czesi w Niemczech zagramy. I my i Czesi wymieniliśmy selekcjonera. – Choć jesteśmy wraz ze sztabem bardzo zadowoleni z awansu, postanowiliśmy, że nie będziemy kontynuować pracy w reprezentacji. Czasami wywierana była na nas duża presja, której nie rozumiałem. To również miało wpływ na moją decyzję – powiedział na pożegnanie Jaroslav Silhavy.
Mimo że media i kibice domagali się świeżej krwi, 62-latka zastąpił młodszy o dwa lata Ivan Hasek, doskonale znany czeskim kibicom trenerski obieżyświat.
Ivan Hasek nie jest jednak najbardziej popularnym Haskiem w Czechach. Królem jest Dominik, kuzyn selekcjonera i jeden z najlepszych bramkarzy w historii hokeja na lodzie.
Mariusz Szczygieł – reporter, który o Czechach napisał kilka książek – podziwia namiętność naszych sąsiadów do hokeja. Uważa wręcz, że nic nie fascynuje ich, jak to, że bogaci faceci jeżdżą po zamarzniętej wodzie i walą drewnianymi kijami w gumowy krążek: – Istniała kiedyś teoria, że Czechów nic nie fascynuje bardziej niż grzyby (a to dlatego, że grzyby mogą mieć za darmo – twierdził pisarz Jan Burian), została jednak definitywnie obalona, kiedy w 1998 roku w japońskim Nagano zdobyli medal olimpijski w hokeju na lodzie.
W olimpijskim finale Czesi pogrążyli w bólu i wstydzie Rosjan. Tym samym powtórzyli sukces z 1969 roku, gdy pokonali Związek Radziecki, którego wojska okupowały wówczas Czechosłowację.
Po wywalczeniu złota w Nagano, czescy hokeiści trzy razy z rzędu sięgnęli po tytuł mistrzów świata. – Hokej jako religia okrzepł. Bogiem Czechów został Dominik Hasek. Bogiem numer dwa Jaromir Jagr. Obaj są nadal podziwiani i kochani, bo na nich kiedyś czescy mężczyźni z przyjemnością scedowali swoje bohaterstwo – diagnozuje Szczygieł.
Czescy hokeiści świętujący zdobycie mistrzostwa świata
W obecnej reprezentacji piłkarskiej Czesi nie mają kogo podziwiać i kochać. Wśród piłkarzy nie ma ani jednego, na którego czescy mężczyźni mogliby z przyjemnością przekazywać swoje bohaterstwo. Aktualna reprezentacja piłkarska jest w oczach Czechów przeciwieństwem tej hokejowej. Bohaterami nie są piłkarze, a hokeiści, bo to oni odnoszą sukcesy. Piłkarze narodowej potrzeby patosu nie zaspokajają.
Hokejowe sukcesy porywają cały naród, w te piłkarskie mało kto jeszcze wierzy. Najstarszy w kadrze na EURO 2024 Tomas Holes w 2004 roku miał 11 lat. Ostatni czeski sukces pamięta przez mgłę, finału z 1996 roku pamiętać nie ma prawa. Bohaterskich wzorców brak. Nikt w Czechach nie spodziewa się, że tamtejszy piłkarz kiedykolwiek powtórzy wyczyn Pavla Nedveda z 2003 roku, gdy zdobył Złotą Piłkę (choć nawet wtedy nie był czczony na równi z Jagrem czy Haskiem).
Hokejowe porażki bolą, z tych piłkarskich się drwi. Na finiszu niedawnych eliminacji Czechy obiegła kolejna afera, tym razem pod kryptonimem „Belmondo”. Jakub Brabec, Vladimir Coufal i Jan Kuchta zostali przyłapani za barem w klubie Belmondo w centrum Ołomuńca. Akcja działa się w niedzielny poranek, na 36 godzin przed decydującym o awansie meczem z Mołdawią. Imprezowe trio zostało wyrzucone z kadry (ale przed turniejem przywrócone – w Niemczech obecni są w komplecie), a kibice po raz kolejny stracili do piłkarzy zaufanie. Jeśli na EURO 2024 Czechom przytrafi się kolejny blamaż, raczej nikt nie będzie płakał. Czesi potrafią cierpieć i zadręczać się z uśmiechem na twarzy. Przywykli.
***
Najgłupsza historia wokół kadry
Zjazd i wyjazd
W przededniu EURO 2024 najbardziej rozpoznawalnym reprezentantem Czech jest gość, którego na turnieju nie zobaczymy. Michal Sadilek do Niemiec nie pojechał, bo podczas zgrupowania w Austrii postanowił wybrać się na przejażdżkę rowerową. Jednak nie przejechał się zwykłym rowerem po zwykłej drodze – jak oficjalnie komunikowała czeska federacja. Otóż 25-letni pomocnik Twente Enschede postanowił wsiąść na trójkołowy rower zjazdowy i ruszył w dół alpejskiego zbocza. Genialny plan z przewidywalnym zakończeniem. Przejażdżka zakończyła się upadkiem i rozszarpanym podudziem. Zawodnikowi, który w przedostatnim sparingu Czechów (7:1 z Maltą) pełnił rolę kapitana, założono kilkadziesiąt szwów.
Rzeczywisty przebieg tej niewątpliwie głupiej historii poznaliśmy dopiero 24 godziny po pierwotnym komunikacie. W pierwszym momencie trenerzy, menadżer kadry i rzecznik prasowy spojrzeli na siebie i powiedzieli: „Ej, to jest za grube, musimy coś wymyślić”. No i skłamali. Za co od dziennikarzy i kibiców oberwało się im mocniej niż Sadilkowi. Gdy do prawdziwych przyczyn wypadku doszły media, przedstawiciele reprezentacji zachowali się jak uczniowie przyłapani na gorącym uczynku.
– Wiemy, że wystąpił błąd w komunikacji. Wrócimy do tego po EURO – obiecał prezes czeskiej federacji Petr Fousek.
– Przepraszamy, zrobiliśmy to głupio, naprawdę przepraszamy – kajał się selekcjoner.
A dziennikarze nazwali Haska bezczelnym kłamcą i zapytali, czy czescy piłkarze na zgrupowaniach swoich zagranicznych klubów również mogliby urządzić sobie zjazd z alpejskich stoków.
Do sprawy odniósł się również sam poszkodowany.
Udělal jsem chybu, kterou už nevrátím. Oslabil jsem tým a připravil se o velký turnaj. Potrestal jsem se sám. Děkuji všem, kteří mi pomáhají, především moje rodina a nejbližší. Cítím taky velkou podporu od kluků z repre a realizačního týmu 1/2 pic.twitter.com/tiQV2f7FsR
— Michal Sadílek (@Sadilek32) June 11, 2024
„Popełniłem błąd, którego nie mogę cofnąć. Osłabiłem drużynę i przepadł mi duży turniej. Poniosłem karę. Dziękuję wszystkim, którzy mi pomagają, zwłaszcza mojej rodzinie i bliskim. Czuję też duże wsparcie ze strony chłopaków z zespołu. Byłem wzruszony, że zabrali moją koszulkę na sesję zdjęciową przed meczem z Macedonią Północną. Nie mogę doczekać się powrotu na boisko. Teraz będę trzymać kciuki za drużynę na EURO” – napisał Sadilek.
Za bezmyślnego pechowca powołany został Petr Sevcik, który o nominacji dowiedział się podczas rodzinnej wycieczki… rowerowej.
Potencjał na ulubieńca kibiców
Adam Hlozek
Adam Hlozek dał się poznać kibicom na tyle, że raczej nikt nie myli go z Adamem Hlouskiem. Ma 21 lat, a w pierwszej reprezentacji uzbierał już 32 mecze.
Urodził się w lipcu 2002 roku. Niedługo po tym, jak zaczął stawiać pierwsze kroki, okrzyknięto go złotym dzieckiem czeskiego futbolu. Wychował się w Sparcie Praga. W pierwszej drużynie zadebiutował jako szesnastolatek. Na gole i asysty w jego wykonaniu nie trzeba było długo czekać. Jeszcze zanim skończył 18 lat, znalazł się na celowników wielkich europejskich klubów. W Pradze mówiło się o RB Lipsk czy Atletico Madryt i 20 milionach euro. Ostatecznie, za nieco niższą kwotę, latem 2022 roku, trafił do Bayeru Leverkusen. Czech jest więc świeżo upieczonym mistrzem Niemiec. Łączny bilans występów w tym sezonie to: 36 meczów, siedem goli i pięć asyst. Może występować jako „dziewiątka”, ale najlepiej czuje się ustawiony za plecami najbardziej wysuniętego napastnika.
Kryć na plaster
Tomas Soucek
Napastnikiem, za którego plecami najlepiej czuje się Adam Hlozek, jest Patrik Schick. To koledzy nie tylko z reprezentacji, ale i z Bayeru Meisterkusen (razem z bramkarzem Matejem Kovarem tworzą czeskie trio z Leverkusen). Żeby jednak trochę urozmaicić naszą podróż, na moment przenieśmy się z Niemiec do Anglii. Najsilniejsze punkty czeskiej reprezentacji są bowiem dwa. Drugim, obok Patrika Schicka, jest Tomas Soucek.
Soucek to kapitan reprezentacji Czech i absolutny lider środka pola. 29-letni pomocnik West Hamu United (do którego cztery lata temu trafił ze Slavii Praga) nie tylko organizuje grę drużyny, ale też stara się dokładać liczby. W tym sezonie na angielskich i europejskich boiskach rozegrał 52 mecze, w których zanotował 10 goli i trzy asysty. Zdobył również bramkę w listopadowym meczu z Polską w Warszawie. W sumie dla Czech zagrał 69 razy – strzelił 12 goli i pięciokrotnie asystował. Jeśli Czesi chcą w Niemczech odnieść jakikolwiek sukces, to muszą mieć Soucka zdrowego i w dobrej formie.
Leśny dziadek
Roman Berbr
Kiedyś chodziło się do fryzjera, dziś do barbera. Czesi to naród postępowy, dlatego skoro my mieliśmy „Fryzjera”, oni – kilka lat później – „Barbera”. Nasz to Ryszard, ich Roman. Roman Berbr. Nie tyle leśny dziadek, co leśny dziad. Voldemort, Czarnoksiężnik, Naczelnik czy Ojciec Chrzestny – to tylko niektóre z jego przydomków.
Berbr to były piłkarz w niższych ligach, sędzia, lecz przede wszystkim działacz, który błyskawicznie zaczął pociągać za wszystkie sznurki w czeskim futbolu. Mecze zaczął ustawiać już w latach dziewięćdziesiątych, jako arbiter. W 2000 roku założył garnitur i zaczął wspinać się po szczeblach w czeskiej federacji. Równocześnie budował korupcyjne imperium. Rozporządzał arbitrami i właścicielami klubów, którzy obowiązkowo musieli odwiedzać jego gabinet.
W latach 2016-2018 szefem czeskich sędziów był Michał Listkiewicz, który na stanowisku zastąpił Dagmarę Damkovou – życiową partnerkę Berbra, o której swego czasu piosenkę napisał popularny w Polsce Jaromir Nohavica. Zatytułował ją „Róża między cierniami”.
Berbr o Listkiewiczu mówił per „polskie nieszczęście”, a co Listkiewicz uważa o groźnym Romanie?
– Postać odrażająca, były funkcjonariusz StB (Statni bezpecnost), a więc czeskiej bezpieki, co na stadionach kibice mu wypominali. On natomiast oficjalnie chwalił się swoją przeszłością i tym, że inwigilował opozycję. Udowadniał, że robił to dla dobra ojczyzny i tropił niemieckich szpiegów. Był też sędzią piłkarskim, niezłym – muszę przyznać. Wiedzę futbolową wykorzystał do stworzenia siatki korupcyjnej, przy której siatka „Fryzjera” to nic. W Czechach miała ona podparcie polityczne, w czym Berbrowi pomagali koledzy z dawnych lat – opowiadał Listkiewicz w rozmowie z Grzegorzem Rudynkiem z „Przeglądu Sportowego”.
Różnica między „Fryzjerem” a „Barberem” była taka, że pierwszy prędko został wykluczony z PZPN-u i działał głównie jako osoba prywatna, zaś Berbr przez lata funkcjonował jako wiceprezes czeskiej federacji piłkarskiej.
W 2020 roku Berbra aresztowano wraz z kilkunastoma innymi pracownikami związku oraz arbitrami. Oskarżenia dotyczyły działania w zorganizowanej grupie przestępczej, o której każdy od dawna wiedział. Po aresztowaniach nastąpiła seria rezygnacji ze stanowisk w samej federacji.
Zazdrościmy im…
wyłącznie sukcesów klubowych
Na poziomie reprezentacyjnym trudno znaleźć coś, czego obecnie moglibyśmy Czechom zazdrościć, więc musimy spojrzeć szerzej. A tam widzimy czeskie kluby odnoszące sukcesy w Europie. Czesi zazdroszczą nam nowoczesnych stadionów, dużych pieniędzy z praw telewizyjnych czy topowego opakowania ligi, jednak nic z tego nie przekłada się na sukcesy, których to my możemy zazdrościć sąsiadom. Wystarczy spojrzeć na pierwszy z brzegu sezon, na przykład 2023/24:
Viktoria Pilzno – pięć zwycięstw i remis w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy, a w grupie komplet punktów (po dwie wygrane z Dinamem Zagrzeb, FK Astaną i Ballkani). Po 1/8 finału drużyna z Pilzna wciąż była niepokonana (0:0 i 1:0 z Servette), odpadła dopiero w ćwierćfinale po dwóch bezbramkowych remisach w regulaminowym czasie gry i dogrywce z Fiorentiną. Na rewanżowy mecz z Włochami w podstawowym składzie Viktorii wyszło dziesięciu Czechów.
Slavia Praga – w grupie Ligi Europy z dorobkiem 15 punktów wyprzedziła Romę, Servette i Sheriff Tyraspol. W 1/8 finału prażan pokonał AC Milan (2:4, 1:3).
Sparta Praga – Mistrzowie Czech odpadli z eliminacji do Ligi Mistrzów po rzutach karnych z FC Kopenhagą (w czwartej rundzie czekał Raków), ale w Lidze Europy odprawili Dinamo Zagrzeb (1:3 i 4:1). W grupie z Rangersami, Betisem i Arisem Limassol zdobyli 10 punktów, co dało awans do 1/16 finału. Tam Czesi wygrali dwumecz z Galatasaray (2:3, 4:1). Zatrzymali się dopiero na Liverpoolu, od którego zebrali srogi łomot (1:5, 1:6).
W Polsce cieszyliśmy się z dwóch zespołów w fazie grupowej, podczas gdy dwa czeskie kluby doszły do 1/8 finału Ligi Europy, a trzeci do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Tym samym w sezonie 2023/24 czeskie kluby zgarnęły 13.500 punktów do krajowego rankingu UEFA. Polskie kluby uzbierały 6.875 punktów. Czesi wskoczyli na 10. miejsce w rankingu, dzięki czemu w europejskich pucharach będą wystawiać pięć zespołów.
Więcej niż tysiąc słów
„To wyszło od dziennikarzy, którzy śledzą Slavię i wiedzą, z kim ona gra. Papszun jest na poziomie Trpisovsky’ego. Na dzisiaj to najlepsi trenerzy u nas i u was. Myślę, że dla naszego prezesa cudzoziemiec jest nie do przejścia. Jakikolwiek cudzoziemiec”
– Lubomir Pala w listopadzie ubiegłego roku o rzekomym zainteresowaniu czeskiej federacji Markiem Papszunem.
Co trzeba wiedzieć?
5 najważniejszych faktów z ostatnich dwóch lat
- Marek Papszun NIE ZOSTAŁ selekcjonerem reprezentacji Czech.
- Selekcjonerem został za to Ivan Hasek, który zanotował jeszcze lepszy start od Michała Probierza. Hasek poprowadził Czechów w czterech spotkaniach i wszystkie wygrał (2:1 z Norwegią, 2:1 z Armenią, 7:1 z Maltą i 2:1 z Macedonią Północną). W sumie Czesi są niepokonani od siedmiu spotkań (sześć zwycięstw i remis 1:1 z Polską w Warszawie).
- Sezon 2022/23 był pierwszym od 2001 roku, podczas którego na dwóch najwyższych poziomach rozgrywkowych w Polsce żaden z zespołów nie zatrudniał trenera z Czech. Modę na szkoleniowców zza południowej granicy zapoczątkował Werner Liczka, który podczas EURO 1996 pełnił w czeskiej kadrze rolę asystenta. Za Czechem zatrudnionym przez Polonię Warszawa do Polski przybyło wielu jego rodaków, między innymi: Josef Csaplar, Petr Nemec, Libor Pala, Bohumil Panik, Stanislav Levy, Pavel Hapal czy Radoslav Latal. W XXI wieku to właśnie Czesi byli najczęściej zatrudnianymi obcokrajowcami w ekstraklasowych klubach.
- W lutym 2023 roku 45-krotny reprezentant Czech Jakub Jankto dokonał oficjalnego coming outu. Zrobił to jako pierwszy czynny europejski piłkarz w XXI wieku. – Mam pracę, którą od lat wykonuję najlepiej jak potrafię z powagą, profesjonalizmem i pasją. Jak wszyscy chcę żyć w wolności, bez lęków, uprzedzeń i przemocy. Jestem homoseksualistą i nie chcę się dłużej ukrywać – oświadczył Jankto w nagraniu opublikowanym w social mediach. Od tamtego czasu w kadrze nie zagrał ani minuty.
- Na koniec kącik lingwistyczny. W Czechach mężczyźni zwracają się do siebie „ty vole” (od woła). Vole wtrącają w co drugie słowo. Wyjątkiem są jednak okolice Ostrawy, gdzie zamiast „vole” mówi się „pičo”. Tak więc jeśli pomiędzy imię a nazwisko skandujący kibice Banika włożą słowo „pičo”, to znaczy, że wyrażają sympatię i są z zawodnika dumni. Niech więc was nie zdziwi, jeśli podczas meczu reprezentacji Czech usłyszycie: „Vladimir, pičo, Vladimir, pičo, Coufal!”. Aha, „pičo” to wołacz od słowa „cipa” – po czesku „piča”.
Wyjściowa jedenastka
Niepokonany w tej kadencji Ivan Hasek preferuje system 1-3-4-1-2. Nowy selekcjoner jest świadomy braków w środku pola, dlatego stawia na szybkie przenoszenie gry na połowę rywala. Dużą rolę odgrywają w tym wahadłowi. Wyeliminowanie się z turnieju przez Sadilka przysporzyło selekcjonerowi silniejszego bólu głowy, bo mistrz zjazdu alpejskiego był pewniakiem do pierwszej jedenastki. Teraz Hasek będzie musiał kombinować. Najbliżej wyjściowego składu wydaje się być uniwersalny Lukas Provod, ale rozważani są również Pavel Sulc czy Antonin Barak. Z przodu pewny miejsca jest Schick, a obok niego – przy bardziej ofensywnym założeniu – najpewniej zobaczymy Jana Kuchtę, zaś za duetem napastników Hlozka, który również może pełnić rolę drugiej „dziewiątki”.
SKARB EURO 2024:
- NIEMCY (grupa A): Odwrócone role receptą na sukces Niemiec?
- SZKOCJA (grupa A): Witamy w Szkocji! Kolebce piłki nożnej
- SZWAJCARIA (grupa A): Skąd wzięła się solidność i powtarzalność osiąganych wyników u Szwajcarów?
- WĘGRY (grupa A): Węgierska orkiestra pod batutą Włocha. Na co stać Madziarów?
- WŁOCHY (grupa B): Sprzedawcy marzeń. Włosi ściągają do akademii młodzież z całego świata i szkodzą sami sobie
- HISZPANIA (grupa B): Kiedyś kamienie, dziś szyszki. Hiszpania nadal w pogoni za dawną wielkością
- ALBANIA (grupa B): Odnaleziona tożsamość. Albania w końcu stała się atrakcyjną reprezentacją dla najbardziej uzdolnionych piłkarzy
- CHORWACJA (grupa B): Modrić, który gapił się na kozy
- SŁOWENIA (grupa C): Narodziny nowej gwiazdy? Słowenia chce więcej
- DANIA (grupa C): Rozmowa mistrza Hjulmanda ze Śmiercią
- ANGLIA (grupa C): Anglicy mają pokolenie gotowe na sukces?
- SERBIA (grupa C): Marzenie Serbii – w końcu zostać czarnym koniem
- POLSKA (grupa D): Wielki Boruc, przeklęty Webb i pęknięty balonik. Polska, Beenhakker i EURO 2008 [REPORTAŻ]
- HOLANDIA (grupa D): „Barbarzyńca”. Złoty rok Ronalda Koemana i całego holenderskiego futbolu
- FRANCJA (grupa D): Matki, które rządzą francuskim futbolem
- AUSTRIA (grupa D): Rangnick przywrócił Austrii uśmiech
- SŁOWACJA (grupa E): Sprzedawca kawy uczył się piłki od bankowca. Teraz spróbuje wyjść ze Słowacją z grupy
- BELGIA (grupa E): Żeby znaleźć złoto w historii Belgów, trzeba cofnąć się o 104 lata…
- UKRAINA (grupa E): Ukraina ma świetnych piłkarzy, ale brakuje jej stylu. „Na boisku często panuje chaos”
- RUMUNIA (grupa E): Rumuński powrót do przeszłości
- GRUZJA (grupa F): Gruzini jadą gonić swoje marzenia. Alfabet Otara Kakabadze
Fot. Newspix