Reklama

Najlepszy na lata lub na… chwilę. Historie niekwestionowanych mistrzów w boksie

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

22 maja 2024, 13:24 • 12 min czytania 3 komentarze

Bokserska waga ciężka długo czekała na kolejnego niekwestionowanego mistrza. Ostatni raz tym statusem mógł cieszyć się Lennox Lewis w 2000 roku, a po nieco ponad 24 latach taki tytuł przypadł Oleksandrowi Usykowi. Ukrainiec nie nacieszy się nim jednak zbyt długo, bowiem niezależnie od swoich poczynań, pas IBF straci… 1 czerwca. Co jest tego powodem i dlaczego tak trudno zostać w boksie ogłoszonym jako „undisputed champion of the world”?

Najlepszy na lata lub na… chwilę. Historie niekwestionowanych mistrzów w boksie

Zjednoczony czy niekwestionowany?

Obecnie pięściarze coraz częściej wędrują pomiędzy poszczególnymi kategoriami wagowymi. Są w stanie bez problemu podbić lub zredukować masę ciała w taki sposób, by z powodzeniem walczyć z przeciwnikami w innych dywizjach. Nierzadko ma to znaczenie ze względu na ich popularność. Największym zainteresowaniem od lat cieszy się waga ciężka, określana jako królewska. Fanów i ekspertów boksu nie dziwił zatem ruch Oleksandra Usyka, który przeniósł się do niej z kategorii cruiser.

Najpierw jednak zdobył w tej ostatniej pasy mistrza świata wszystkich czterech najważniejszych federacji bokserskich, to znaczy: WBO, WBA, WBC i IBF. I to właśnie warunek, który należy wypełnić, by być honorowanym tytułem czempiona niekwestionowanego. Każdy z wymienionych organów ma kompetencje wystarczające do nakładania na pięściarzy określonych sankcji. Ma to kolosalne znaczenie w kontekście utrzymywania pasów mistrzowskich, choćby ze względu na obligatoryjne obrony poszczególnych z nich.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Reklama

Dobrym przykładem jest sytuacja, w której po pokonaniu Władimira Kliczki znalazł się ostatni rywal wspomnianego Usyka, Tyson Fury. Zwycięstwo nad Ukraińcem przyniosło Brytyjczykowi tytuły WBO, WBA i IBF. Ostatnia z wymienionych federacji nakazała „Królowi Cyganów” walkę o jej pas z Wiaczesławem Głazkowem. Fury, mając w perspektywie znacznie korzystniejsze propozycje, w tym m.in. rewanż z legendarnym Kliczką, odrzucił obowiązkową obronę, przez co został pozbawiony mistrzostwa świata IBF. A cieszył się nim… 10 dni.

Takich kuriozalnych momentów w historii boksu zawodowego nie brakowało. Tym samym połączenie własnego planu na karierę pięściarza, dostosowywanie się do wskazówek czy nawet poleceń promotora, ale też uwzględnianie wytycznych poszczególnych federacji, stało się zadaniem nierzadko wręcz karkołomnym. Doprowadziło to choćby do obecnej sytuacji, gdzie niekwestionowanego mistrza świata wagi ciężkiej nie ustalono od 24 lat. Przerwał to właśnie Usyk, który zresztą na początku czerwca i tak straci pas IBF – zdobędzie go Daniel Dubois bądź Filip Hrgović, jeśli oczywiście w ich starciu nie padnie remis. Drugi z wymienionych został wyznaczony Ukraińcowi jako rywal do obligatoryjnej obrony, ale pięściarz z Symferopola – co zresztą zrozumiałe – wybrał zamiast niej pojedynek z Tysonem Furym. Z kolei Dubois… został już pokonany przez Usyka w sierpniu ubiegłego roku we Wrocławiu.

CZYTAJ TEŻ: WALKI OLEKSANDRA USYKA, TO DLA UKRAINY COŚ WIĘCEJ, NIŻ BOKS [REPORTAŻ Z WROCŁAWIA]

Obecnie w boksie zawodowym można również zostać zjednoczonym mistrzem. Mowa o walkach unifikacyjnych, w których na szali postawione są pasy przynajmniej dwóch najważniejszych federacji. Jeśli pięściarz je zdobędzie i tym samym połączy, otrzymuje wspomniany tytuł.

Pierwsi niekwestionowani mistrzowie

Powstawanie organów sankcjonujących walki zawodowe w boksie wynikało z rosnącej popularności dyscypliny. Kiedy była ona jeszcze w powijakach, zawodnicy bez problemu mogli zostać niekwestionowanymi mistrzami świata – wystarczyło bowiem zwyciężyć w walce o pojedynczy tytuł, bez konieczności unifikacji pasów kilku federacji. Tych bowiem po prostu nie było, co zmieniło się dopiero w 1920 wraz z powstaniem ery NYSAC-NBA (nie, ta druga nie ma nic wspólnego z najsłynniejszą ligą koszykówki). Jako pierwszego czempiona określanego mianem „undisputed” uznaje się Jacka Dempseya.

Reklama

Jack Dempsey, pierwszy niekwestionowany mistrz, trafia Jessa Willarda. Fot. Biblioteka Kongresu/Pulitzer Publishing Company

Ostatecznie wspomniane połączenie dwóch organizacji przetrwało aż do 1963, kiedy to uformowano federację WBC. Rok wcześniej NBA zmieniło nazwę na WBA i to właśnie pasy obu tych podmiotów były wymagane do uznania pięściarza za niekwestionowanego mistrza świata. Wśród pierwszych z nich, którzy walczyli w erze NYSAC-NBA, znaleźli się zawodnicy do dziś uznawani za wybitnych, legendarnych, w szczególności, jeśli chodzi o wagę ciężką. Przykładami są m.in. Joe Louis (aż 25 udanych obron tytułu) czy słynny Rocky Marciano. W innych kategoriach również nie brakowało głośnych nazwisk. Niekwestionowanymi mistrzami świata tamtego okresu byli też: Sugar Ray Robinson, Henry Armstrong, Joe Brown, Carlos Ortiz czy wreszcie Sonny Liston. Wspomniany Louis panował najdłużej w historii, bo przez prawie 12 lat, co w dzisiejszych realiach jest wynikiem praktycznie niemożliwym do przebicia.

Era WBA-WBC to wyjątkowy czas dla boksu zawodowego. Trwała ona przez dwadzieścia lat i przyniosła niezapomniane pojedynki unifikacyjne, do których często wracają obecni eksperci oraz pięściarze. To przede wszystkim legendarny okres wagi ciężkiej, w której w starciach o tytuł niekwestionowanego mistrza świata walczyli: Muhammad Ali, Joe Frazier, George Foreman i Leon Spinks. Wraz z Listonem to wszystkie nazwiska zapisane w latach 1963-1983 jako podwójni czempioni królewskiej kategorii. I każdy z nich przyniósł dyscyplinie niezapomniane starcia, które stanowiły fundamenty dla rozwoju i zwiększenia popularności boksu.

Coraz trudniejsze zadanie

Do wspomnianych dwóch federacji w 1983 dołączyła kolejna, IBF. Oznaczało to, że tytuł niekwestionowanego mistrza świata danej kategorii wagowej przysługiwał pięściarzowi, który musiał zdobyć aż trzy pasy najważniejszych organizacji. Zadanie było co prawda trudniejsze, ale dzięki temu stawało się dostępne wyłącznie dla wąskiej rzeszy wyjątkowych zawodników na całym globie. Miało to też oczywiście przełożenie na liczbę czempionów określanych mianem „undisputed”. Dla przypomnienia, w erze NYSAC-NBA, czyli latach 1921-1963, w wadze ciężkiej było ich łącznie czternastu.

Natomiast w erze WBA-WBC-IBF – pięciu.

Jeszcze okazalej prezentowały się statystyki z niższych kategorii. Półciężkich niekwestionowanych mistrzów świata pomiędzy rokiem 1983 a 2007 było tylko dwóch: Michael Spinks oraz Roy Jones Junior. Wagę średnią zdominowali Marvin Hagler z Bernardem Hopkinsem, do których dołączył jeszcze jedynie Jermain Taylor. Każde z tych nazwisk wiele mówi zarówno fanom boksu, jak i osobom interesującym się dyscypliną dość pobieżnie. Konieczność stosowania się do wytycznych aż trzech federacji, a do tego dbanie o własne interesy i kierowanie kariery na właściwe tory, stawało się osiągalne już tylko dla najlepszych. Ale nie tylko przemyślane planowanie decyzji oraz współpraca z organami sankcjonującymi były w tym wypadku kluczowe.

Potrzebny był też łut szczęścia, by każda z walk odbywała się w odpowiednim terminie, każdy rywal pozostawał we właściwej dyspozycji, każda z federacji zgadzała się na konkretne starcia, jednocześnie nie narzucając pięściarzowi obligatoryjnych obron tytułu w niekorzystnych dla niego zestawieniach.

Coraz większej liczbie zawodników tego właśnie zrządzenia losu brakowało. Zaczęło to być szczególnie widoczne we współczesnym boksie, a ponad wszystko w królewskiej kategorii. Obecny niekwestionowany mistrz świata, który zresztą będzie ten tytuł dzierżył jedynie do 1 czerwca, kazał na siebie czekać aż przez 24 lata, bo od kwietnia 2000 roku. Wtedy to Lennox Lewis utracił pas WBA za przyjęcie rekomendowanej przez WBC walki z Michaelem Grantem, zamiast zaakceptowania starcia wyznaczonego przez pierwszą z federacji.

Sytuacja tego typu, która wydaje się absurdalna, wydarzyła się niejednokrotnie. Również z tego względu, że swoje do powiedzenia mieli promotorzy poszczególnych zawodników. Tacy jak legendarny Don King, który miał swoje sposoby na to, by organizacje pozbawiały czempionów zdobytych pasów. To właśnie charyzmatyczny Amerykanin zaskarżył w sądzie decyzję WBA, która pierwotnie pozwoliła Lewisowi bronić tytułu w walce z Grantem. Sąd przychylił się do wniosku amerykańskiego promotora. Tym sposobem Lewis i Grant zmierzyli się o tytuły WBC i IBF, a Evander Holyfield (dopiero co pokonany przez Brytyjczyka) stanął naprzeciwko Johna Ruiza w walce o tytuł WBA. Na pewno nie zgadniecie, kto był promotorem tej drugiej pary pięściarzy…

Właśnie przez takie decyzje unifikacja pasów przez konieczność zdobycia tytułów konkurujących ze sobą organizacji i ich promotorów, by osiągnąć status niekwestionowanego mistrza, budzi niekiedy spore kontrowersje. A od 2007 roku pięściarz potrzebuje już nie trzech, a czterech tytułów największych bokserskich federacji.

Kariera po swojemu

Komunikacja pomiędzy organami sankcjonującymi w boksie od lat jest trudna. Przykład Lennoxa Lewisa nie jest jedynym, kiedy zawodnik stawiany był pod ścianą, a każda decyzja oznaczała w praktyce mniejsze lub większe zło. Oprócz funkcjonującej obecnie „wielkiej czwórki”, pięściarze mogą również zdobywać pasy mniej istotne. Co ważne, szczególnie w przeszłości powodowało to niemało zamieszania i do dziś bywa przedmiotem sporu. Wspomniany Lewis, pokonując Holyfielda, zdobył tytuły mistrza świata WBA i IBF, mając już ten z WBC, podczas gdy posiadaczem pasa WBO był Witalij Kliczko. Sęk w tym, że w tamtym okresie ostatnia z wymienionych federacji była uznawana za mało prestiżową i nie wliczała się do dorobku niekwestionowanych czempionów. Z drugiej strony, nie można też odebrać Kliczce mistrzostwa, które wtedy wywalczył.

Ostateczne rozstrzygnięcie tego sporu przyniósł rok 2004. WBO zostało oficjalnie uznane przez WBC, ale wątpliwości co do Światowej Organizacji Boksu zgłaszała federacja IBF. Konflikt interesów finalnie zażegnano w 2007. I choć zdobywanie poszczególnych tytułów z podziałem na kategorie wagowe oraz mniej lub bardziej prestiżowe podmioty może niektórym przypominać fizykę kwantową, to w praktyce kwestia ta jest stosunkowo prosta – właściciel pasów WBC, WBA, WBO i IBF w swojej dywizji jest niekwestionowanym mistrzem świata w boksie. Kropka.

CZYTAJ TEŻ: OLEKSANDR USYK. TAŃCZĄCY Z GIGANTAMI

Czemu zatem pięściarze nie dążą usilnie do unifikacji i takiego miana? Oprócz wcześniej wyszczególnionych już argumentów, główna odpowiedź na to pytanie pozostaje mało zaskakująca: bo najczęściej to się zwyczajnie nie opłaca. Pojedynki wyznaczane jako obowiązkowe obrony to często dla czempiona krok w tył, walka ze słabszym lub mniej medialnym rywalem. Kluczową rolę odgrywają w całym zamieszaniu przecież także finanse. Ponadto zagrożenie nieoczekiwaną porażką z rąk mało renomowanego pięściarza może negatywnie wpłynąć na resztę kariery mistrza dzierżącego pas, dlatego razem z promotorami obierają oni bardzo często ścieżkę przeciwną do tej wskazywanej przez federację.

I pewnie dałoby się to wszystko pogodzić, ale każda z organizacji ma swój plan na przygotowywanie zestawień pomiędzy poszczególnymi zawodnikami. A gdy dołoży się do tego nieodpowiadające im terminy obowiązkowych obron i niewiele dodatkowych korzyści poza spełnieniem wymagań organizacji, to trudno dziwić się, że wielu pięściarzy zaczyna traktować unifikację tytułów za grę nie wartą świeczki.

Mocno umowny mistrz liniowy

W takiej sytuacji nie dziwi zatem fakt, że tytuł „undisputed” pojawia się we współczesnym boksie tak rzadko. Tym bardziej szacunek budzić powinno osiągnięcie Oleksandra Usyka, który pokonując w ostatniej walce brytyjskiego giganta, dokonał także kolejnej istotnej rzeczy w kontekście ustawienia rankingu najlepszych w historii pięściarzy. Został bowiem tzw. mistrzem liniowym.

To następny termin, który od wielu lat jest szeroko komentowany w środowisku bokserskim. Jest głównie uznawany przez Amerykanów, ale szczycił się nim także wspomniany Tyson Fury. Kto zatem zostaje takim czempionem? Co do zasady każdy, kto pokonał pięściarza, który rozprawił się z poprzednim mistrzem świata. I tak do pierwszego z nich, czyli triumfującego w roku 1885 Johna Lawrence’a Sullivana. Tym samym ustanowiona została linia, na której samym końcu znajdują się kolejno: Władimir Kliczko, Tyson Fury i od soboty Oleksandr Usyk.

CZYTAJ TEŻ: PRÓBA SAMOBÓJCZA, UZALEŻNIENIA I PRZYJACIEL Z KARTELU. MROCZNE STRONY TYSONA FURY’EGO

Tytuł mistrza liniowego to jednak wyłącznie umowne określenie, które dla wielu pozostaje bez znaczenia. Wynika to m.in. z faktu, że wspomniany Kliczko nie pokonał swojego brata, Witalija, bo nie chciał z nim walczyć, a ten skończył karierę. W podobny sposób odbyło się „przekazanie” statusu Witalijowi, który co prawda w ringu spotkał się z Lennoxem Lewisem (i odniósł porażkę), ale rewanż nie odbył się właśnie ze względu na przejście na sportową emeryturę przez tego drugiego.

Niewielu zdobywców czterech pasów

Wracając jednak do oficjalnych niekwestionowanych mistrzów świata konkretnych kategorii wagowych, warto zwrócić uwagę na niewielką liczbę zdobywców tego wyjątkowego tytułu w boksie zawodowym w erze czterech pasów. Na tę chwilę jest to zaledwie dziewiętnaście nazwisk. Wśród pięściarzy, oprócz wspomnianego Usyka, do wybitnego grona zaliczają się też:

  • Bernard Hopkins (kat. średnia),
  • Jermain Taylor (kat. średnia),
  • Canelo Álvarez (kat. super średnia),
  • Josh Taylor (kat. lekkopółśrednia),
  • Jermell Charlo (kat. junior średnia),
  • Devin Haney (kat. lekka),
  • Naoya Inoue (kat. piórkowa, junior piórkowa),
  • Terence Crawford (kat. lekkopółśrednia, półśrednia),

Saul Canelo Alvarez

Jedno nazwisko więcej odnotować trzeba natomiast wśród pięściarek. Do niekwestionowanych mistrzyń świata należą tym samym:

  • Cecilia Brækhus (kat. półśrednia),
  • Jessica McCaskill (kat. półśrednia),
  • Claressa Shields (kat. średnia),
  • Franchón Crews-Dezurn (kat. super średnia),
  • Chantelle Cameron (kat. lekkopółśrednia),
  • Katie Taylor (kat. lekka, lekkopółśrednia),
  • Alycia Baumgardner (kat. lekka),
  • Amanda Serrano (kat. piórkowa),
  • Savannah Marshall (kat. super średnia),
  • Seniesa Estrada (kat. słomkowa)

Biorąc pod uwagę historię dyscypliny, jest to stosunkowo niewielka liczba. To kolejny z argumentów udowadniający, jak trudno obecnie zyskać tytuł „undisputed champion of the world”. Z powyższego zestawienia należy ponadto wyróżnić Inoue, Crawforda, Shields, Katie Taylor i Usyka. To bowiem zdobywcy czterech pasów mistrzowskich najważniejszych federacji w dwóch różnych kategoriach wagowych. Innymi słowy, wspomniana piątka to teoretycznie crème de la crème świata boksu. No właśnie, teoretycznie, ale czy na pewno?

Wielcy mistrzowie, ale nie niekwestionowani

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk wśród pięściarzy jest z pewnością do dziś Floyd Mayweather. Od lat jego ścieżka kariery i osiągnięcia wskazywane są jako przykład bycia zawodnikiem wielkim, wręcz legendarnym, a jednocześnie takim, który nie dokonał unifikacji pasów wszystkich organizacji uznawanych w danym okresie za kluczowe i najbardziej prestiżowe. Amerykanina interesowały najbardziej pieniądze, sława, a także wygrywanie z mistrzami różnych kategorii wagowych przy jednoczesnym zachowaniu zera w rekordzie, jeśli chodzi o liczbę porażek. I to udało mu się osiągnąć, bowiem zakończył swoją zawodową karierę z bilansem 50-0.

Podobną drogę obrał jeden z największych rywali Mayweathera, Manny Pacquiao. Legendarny Filipińczyk zapisał się w historii boksu ze względu na tytuły mistrzowskie zdobywane w wielu dywizjach, ale ostatecznie nie udało mu się zostać niekwestionowanym czempionem w żadnej wadze. Tego statusu w królewskiej kategorii nie otrzymali również słynni bracia Kliczko. Podzielili oni między sobą pasy poszczególnych federacji, ale jednocześnie żadne argumenty nie były w stanie przekonać ich do stoczenia pojedynku, którego celem byłaby unifikacja czterech tytułów mistrzowskich. Także ostatni przeciwnik Oleksandra Usyka, Tyson Fury, nie zdołał osiągnąć miana „undisputed champion of the world”.

Mayweather i Pacquiao

Walka Floyd Mayweather vs Manny Pacquiao z 2015 roku. Fot. Newspix

Nie oznacza to jednak, że wymienieni pięściarze byli w jakimś stopniu gorsi, że czegoś zabrakło w ich karierze lub nie powinni być wliczani do rankingu największych w historii boksu. Tym samym powstaje kolejny już dylemat związany z rangą niekwestionowanego mistrza świata i pasami kluczowych federacji.

Dla wielu w dalszym ciągu są one niepotrzebnym dodatkiem, a unifikacje zbędną komplikacją, ale to jednak najczęściej właśnie niecodziennie zdarzające się pojedynki o wspomniany tytuł mają aurę wyjątkowych, przyciągając uwagę całego świata. A to, czy zwycięzca straci pasy poza ringiem w przeciągu najbliższych kilku dni, staje się już coraz mniej istotne.

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI

Fot. Newspix

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Komentarze

3 komentarze

Loading...