Sam zainteresowany nie chce być tak nazywany, ale amerykańskie media oraz fani w social mediach nie są w stanie się powstrzymać. Anthony Edwards bywa określany “synem Jordana” albo porównywany do młodego Dwyane’a Wade’a. Za parę dni 22-latek wraz z Minnesotą Timberwolves może ograć obrońców tytułu, Denver Nuggets. A potem jego droga do stania się twarzą NBA powinna być już prosta.
Najlepsza liga świata w ostatnich latach przyzwyczaiła nas do tego, że funduje coraz to bardziej powykręcane profile zawodników. Giannisa Antetokounmpo, Nikolę Jokicia czy przede wszystkim Victora Wembanyamę trudno porównać do kogokolwiek innego w historii NBA. Graczy, którzy jeden do jednego oddawaliby styl gry Lukę Doncicia czy Joela Embiida, też za bardzo wcześniej nie było.
W tym gronie “nowych”, “rewolucyjnych” gwiazd być może brakowało właśnie kogoś takiego jak Anthony Edwards. Czyli świetnie wyszkolonego superatlety, który w swoich ruchach dobitnie przypomina wielkich strzelców sprzed lat: Jordana, Wade’a, Bryanta.
Z jednej strony wzbudza ekscytację, bo w każdym momencie może wybić się w powietrze i zakończyć akcję wsadem, który potem będzie odtwarzany miliony razy. Z drugiej wywołuje nostalgię, bo jest trochę produktem starej szkoły. Kimś szalenie pewnym siebie, lubiącym prowokować, rywalizować i przede wszystkim wygrywać.
Co sprawia, że jest jak Jordan?
To nie tajemnica, że NBA jest obecnie wręcz przepełnione talentem. Zawodników, o których moglibyśmy powiedzieć, że zasługują na grę w Meczu Gwiazd, znajdziemy zdecydowanie więcej niż jest w nim miejsc. Anthony Edwards ma jednak w sobie ten element błysku, który sprawia, że wyróżnia się z tłumu.
– Kiedy patrzę na Anthony’ego Edwardsa, powoli widzę Vince’a Cartera, Michaela Jordana, Kobego Bryanta. Wiecie, że nienawidzę złej pogody. Ale polecę do Minnesoty, żeby zobaczyć go w akcji. On rozbija bank. Jest wyjątkowy – w taki sposób o koszykarzu już parę miesięcy temu wypowiadał się amerykański dziennikarz Stephen A. Smith.
Od tamtego czasu mogliśmy tylko obserwować, jak Edwards stopniowo rósł. Kiedy nadeszła faza play-off już w pierwszym meczu pokazał, że nie zamierza ustępować gwiazdom jak Kevin Durant czy Devin Booker. Ba, zamierza ich zdominować. I dokładnie to zrobił. Gdy trafił trójkę “w twarz” temu pierwszemu, wracał do obrony patrząc mu się w oczy, uśmiechając się i krzycząc.
– Przysięgam, Anthony Edwards przypomina mi 22-letniego Michaela Jordana, z którym miałem okazję grać – opowiadał Mychal Thompson, były koszykarz Los Angeles Lakers i ojciec Klaya. – Ale Ant jest silniejszy i jeszcze bardziej eksplozywny. To przerażające, prawda?
– Jest jak Jordan? Oczywiście, mają podobne maniery. Ruchy na boisku, rzuty z odchylenia, atletyzm, wsady, bloki, gra w defensywie. Ale tak szczerze, jego ambicja jest najbardziej istotna. Ten sam rodzaj etyki pracy, to samo podejście w stylu: nie śpię w nocy, bo jestem gotowy, żeby grać, jestem gotowy, żeby wyjść na parkiet – mówił zaś Mike Conley, inny zawodnik Minnesoty Timberwolves.
Edwardsa i Jordana łączy też podobna anegdota. Być może słyszeliście, co się stało, kiedy Michael przegrał z Christianem Laettnerem w tenisa stołowego w trakcie gry w reprezentacji USA w 1992 roku – zamknął się w pokoju i trenował, aż nie zrewanżował się młodszemu koledze. Edwards miał podobne doświadczenie, tylko że na podwórku przy domu swojej babci. Kiedy przegrał potyczkę w “ping-ponga”, na kilka dni wyparował i oglądał poradniki na Youtube, aż nie został najlepszym graczem w tenisa stołowego w okolicy. Taki miał charakter.
No i właśnie, tu dochodzimy do bardzo istotnej kwestii: same umiejętności to za mało, żeby “Antman” wzbudzał w NBA taką ekscytację. Szalenie istotne jest bowiem jego nastawienie do rywalizacji. Kiedy w trakcie Weekendu Gwiazd Amerykanin otrzymał pytanie, czy wytatuowałby sobie twarz Rudy’ego Goberta (kolega z drużyny), gdyby w zamian miał zdobyć mistrzostwo, odpowiedział bez zastanowienia, że tak. Kiedy zapytano go, czy Michael Jordan byłby w stanie go kryć, odpowiedział, że nie. Bo uważa, że nikt nie może go zatrzymać.
Ta pewność siebie jest gołym okiem widoczna na parkiecie. Draymond Green z Golden State Warriors mówił w swoim podcaście, że kiedy Edwards wychodzi na parkiet, to zawsze wierzy, że jest najlepszym koszykarzem na świecie. Nawet kiedy na to miano będzie musiał jeszcze trochę zapracować.
Przy tym wszystkim Edwards pokazał niedawno, że zachowuje pokorę. Na wysyp porównań do Michaela Jordana powiedział, że chciałby, żeby one ustąpiły. Bo po prostu nie może być porównywany do MJa. “On jest najlepszy w historii” – podsumował.
Chciałby grać w… NFL
Pewnego dnia, wiele lat wcześniej, na ścianie swojego pokoju napisał flamastrem dwa zdanie. “Przyszły McDonald’s All-American”
oraz “Przyszły zawodnik NBA”. Opiekująca się nim babcia miała prawo uznać, że to nic więcej niż bazgroły. Początkowo zresztą nie kryła złości przez ten mały akt “wandalizmu”, ale w końcu ustąpiła i stwierdziła, że jej wnuk stawia sobie wysoko cele i ma nadzieję, że je osiągnie. I faktycznie: osiągnął.Przydomek “Antman”, towarzyszący Edwardsowi do dzisiaj, nadał mu jego ojciec, który nigdy nie był jednak zbyt obecny w jego domu. Matka Anthony’ego natomiast, kiedy ten był jeszcze nastolatkiem, zachorowała na raka. Podobny los spotkał też jego babcię. W 2015 roku w krótkim odstępie czasu Anthony stracił dwie najważniejsze kobiety swojego życia. Obie odeszły piątego dnia miesiąca, co w końcu zainspirowało go do zmiany numeru na koszulce (przed sezonem 2023/2024 przeszedł z “1” na “5”). A jeśli chodzi o dalszy etap dorastania: mający 14 lat Anthony mógł już liczyć wyłącznie na swoje rodzeństwo. Sporo się przeprowadzał, miał w swoim życiu mnóstwo niepewności, ale na całe szczęście wiedział już, do jakiej przyszłości chce dążyć.
Koszykarski talent Antmana był bowiem niezaprzeczalny. Liceum kończył jako najwyżej oceniany talent ze swojego rocznika. Do NBA zresztą też trafił jako pierwszy numer draftu. Warto się jednak na chwilę jeszcze cofnąć do dalszej przeszłości, bo tak się składa, że Anthony Edwards przez pewien czas rysował się… jako przyszła gwiazda NFL.
Jako ośmiolatek był o głowę wyższy od swoich rówieśników, miał spore dłonie oraz stopę rozmiaru 39. Było widać, że wyrośnie na wyjątkowego atletę, szczególnie że na boisku kompletnie dominował bezradnych kolegów. Po przyłożeniach był na tyle wyluzowany, że posyłał siedzącej na trybunach mamie buziaki. Jego trenerzy żartowali, że gdyby w jego kategorii wiekowej (poniżej 10 lat) tworzyć rankingi, byłby najlepszym młodym futbolistą w kraju.
W końcu jednak koszykówka zaczęła brać u niego górę. Przełomowy moment nastąpił w ósmej klasie, kiedy zakończył mecz futbolu amerykańskiego ze złamaną kostką. Przez resztę semestru chodził po szkolnych korytarzach kulejąc na jedną nogę. Ta historia ostatecznie jednak wyszła mu na plus. Bo kiedy już wrócił do pełni zdrowia, jego druga noga była silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zorientował się, że może robić wsady z dziecinną łatwością.
Od tamtego czasu liczyło się już dla niego tylko dążenie do NBA. Choć co ciekawe, przeszłość futbolowa stanowiła w jego przypadku czerwoną flagę, przynajmniej według skautów. Ci mieli wątpliwości, czy młody zawodnik naprawdę kocha koszykówkę. Oliwy do ognia dolewał zresztą sam Edwards, który stwierdził, że choć uwielbia grać basket, to nie jest w stanie go oglądać.
Powiedział też, gdyby nagle został wydraftowany przez zespół NFL, to… rzuciłby koszykówkę. – Ponieważ na boisku (futbolu amerykańskiego) możesz wszystko. Możesz rzucić piłką w ziemię po przyłożeniu. Możesz tańczyć. Możesz robić różne prowokujące rzeczy. W NBA nie masz takiej okazji. Od razu dostaniesz karę – opowiadał.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Po kilku latach jest już jasne, że Edwards trochę żartował sobie z dziennikarzami. W NBA od początku wyróżniał się zaangażowaniem i widocznie nie wyglądał na kogoś, kto wolałby być gdzieś indziej. Po pierwszym sezonie na parkietach amerykańskich rozgrywek otrzymał nagrodę dla najlepszego debiutanta, a sporo popularności w kolejnych latach przysporzyła mu również… rola Kermita Wiltsa w netflixowej produkcji “Rzut życia”, w której główną postacią był Bo Cruz, grany przez Juancho Hernangomeza.
Najpierw mistrzostwo, potem złoto olimpijskie?
W porównaniach Edwardsa do Jordana najzabawniejsze jest, że Anthony nigdy go nie oglądał. Urodził się w końcu w 2001 roku, kiedy czasy świetności MJa były już na kartach historii. Nie jest to zatem podobna sytuacja, jak z Kobem Bryantem, który od zawsze obserwował i podziwiał swojego poprzednika, starając się kopiować jego zagrania. – To jest wszystko naturalne. On nigdy nie widział Jordana w akcji – mówił Justin Holland, trener młodzieńca.
Czy obraz Edwardsa faktycznie jest jednak aż tak krystaliczny? Czy wokół niego nie ma żadnych kontrowersji? Nie do końca. Warto wspomnieć o sytuacji z września 2022 roku. Wówczas Edwards opublikował story na Instagramie, na którym obserwuje grupę mężczyzn , po czym obrażał ich na tle orientacji i mówił: “popatrzcie, co się dzieje z tym światem”. Niedługo później koszykarz oczywiście przeprosił za swoje zachowanie, a NBA nałożyła na niego karę finansową wynoszącą 40 tysięcy dolarów. Nie trzeba tłumaczyć, że Edwardsowi mocno się wówczas oberwało ze strony niektórych kibiców.
Czy jednak na tym zamieszaniu ucierpiała wartość marketingowa zawodnika Timberwolves? Nie za bardzo. W 2023 roku Anthony przedłużył kontrakt z Adidasem, a niedługo później wyszła pierwsza wersja sygnowanych jego nazwiskiem butów “AE1”. Ocenia się zresztą, że Edwards jest dla niemieckiej marki odzieżowej największą nadzieją na zmniejszenie dystansu do Nike na dominowanym przez amerykańskiego giganta rynku koszykarskim.
W tym wszystkim nie należ zapominać, że to tylko początek tej historii. Na ten moment Antman jest “wyłącznie” dwukrotnym uczestnikiem Meczu Gwiazd. Wkrótce powinien też otrzymać wyróżnienie do jednej z trzech najlepszych piątek NBA w sezonie 2023/2024. Niewykluczone jednak, że wkrótce pójdzie drogą Dwyane’a Wade’a i jako zawodnik poniżej 25. roku życia poprowadzi swój zespół do mistrzostwa NBA.
Jego Minnesota Timberwolves ma za sobą dwa zwycięstwa w półfinale konferencji zachodniej z Denver Nuggets. Ba, na ten moment w fazie play-off jest niepokonana, a kolejne dwa spotkania z obrońcami tytułu prowadzonymi przez Nikolę Jokicia rozegra już na własnym terenie. W ewentualnym finale Zachodu może zmierzyć się natomiast z Dallas Mavericks albo Oklahomą City Thunder i też bez dwóch zdań byłaby faworytem. W dużej mierze za sprawą Antmana, który ma za sobą parę naprawdę kapitalnych występów (43 punkty w ostatnim meczu serii z Phoenix Suns albo 40 punktów w pierwszym spotkaniu z Denver Nuggets).
Niezależnie od tego, jak rozstrzygną się tegoroczne play-offy, Edwards w trakcie lata wystąpi też na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, grając u boku LeBrona Jamesa czy Stephena Curry’ego. Wydarzyć w kolejnych tygodniach może się oczywiście wiele, nie wspominając nawet o kontuzjach, które z miejsca zmieniłyby losy rywalizacji na różnych etapach. Ale co jeśli 22-letni Anthony Edwards za kilka miesięcy byłby już mistrzem NBA i mistrzem olimpijskim?
Wtedy faktycznie “syn Jordana” (jak chwytliwie to brzmi, prawda?) stałby się nową twarzą koszykówki.
KACPER MARCINIAK
Czytaj więcej o NBA:
Fot. Newspix.pl