Borussia Dortmund przystępuje do półfinałowej rywalizacji z Paris Saint-Germain z pozycji zespołu skazywanego na niepowodzenie. Trzeba jednak pamiętać, że w przeszłości zdarzało się już dortmundczykom grać na nosie pozornie potężniejszym przeciwnikom – zarówno w Lidze Mistrzów, jak i w pozostałych europejskich rozgrywkach. Przypominamy zatem dziesięć największych zwycięstw BVB w pucharach.
Naprawdę było z czego wybierać!
10. BORUSSIA DORTMUND 4:2 ATLETICO MADRYT
- Liga Mistrzów 2023/24
Zaczynamy zestawienie od starcia, o którym nie ma sensu się przesadnie długo rozpisywać, bo przecież wydarzyło się niedawno. Triumf Borussii Dortmund nad Atletico Madryt 4:2 w ćwierćfinale tegorocznej odsłony Champions League zdecydowanie zasługuje na specjalne wyróżnienie.
Oczywiście BVB nie może tego sezonu zaliczyć do szczególnie udanych, na krajowym podwórku radzi sobie zdecydowanie poniżej oczekiwań, ale może właśnie dlatego należy szczególnie mocno docenić jej efektowne zwycięstwo nad “Los Colchoneros”. Cokolwiek powiedzieć, dortmundczycy zapewnili sobie w ten sposób awans do półfinału Ligi Mistrzów – to dopiero ósmy przypadek w historii klubu, gdy melduje się on w czwórce najlepszych zespołów europejskich rozgrywek.
9. BORUSSIA DORTMUND 3:2 MALAGA CF
- Liga Mistrzów 2012/13
Borussia Dortmund za kadencji Juergena Kloppa miała pewne problemy z zaistnieniem na poważnie w Lidze Mistrzów. Dość powiedzieć, że w sezonie 2011/12 jej występ w Champions League zakończył się odpadnięciem w fazie grupowej, do której dortmundczycy przystąpili już przecież jako mistrzowie Niemiec. Przełamanie niemocy nastąpiło jednak już w kolejnej kampanii, gdy ekipa z Westfalenstadion zatriumfowała w grupie śmierci, tym razem pozostawiając w pokonanym polu Real Madryt, Ajax Amsterdam oraz Manchester City. Natomiast w 1/8 finału Ligi Mistrzów podopieczni Kloppa uporali się z Szachtarem Donieck.
Biorąc to wszystko pod uwagę, rywalizacja BVB z Malagą w ćwierćfinale Champions League nie zapowiadała się szczególnie ekscytująco. Mogło się bowiem wydawać, że zespół z Dortmundu dość gładko ogoli ekipę z Hiszpanii, skoro wcześniej radził sobie z “Królewskimi” czy “Obywatelami”. Trzeba wszelako pamiętać, że w tamtym okresie Malaga dysponowała zupełnie przyzwoitym składem, z takimi zawodnikami jak Isco, Joaquin, Jeremy Toulalan, Martin Demichelis, Eliseu czy Roque Santa Cruz. No i z Manuelem Pellegrinim na ławce trenerskiej. To był ten krótki moment w historii zespołu z Estadio La Rosaleda, gdy cieszył się on statusem naprawdę znaczącej siły hiszpańskiego futbolu z racji na potężny zastrzyk petrodolarów od inwestorów z Kataru. Zastanawiano się nawet dość powszechnie, czy szejk Abdullah Al Thani zdoła uczynić z Malagi hiszpańską odpowiedź na Paris Saint-Germain oraz Manchester City. Co tu dużo gadać, nie przez przypadek ekipa Pellegriniego znalazła się wtedy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Zresztą Borussia o sporych możliwościach swoich przeciwników przekonała się bardzo szybko.
Ruud van Nistelrooy. Pazerny na gole aż do przesady
Starcie w Hiszpanii zakończyło się bezbramkowym remisem. Natomiast u siebie BVB długo przegrywała 1:2 i w pewnym momencie znalazła się już jedną nogą poza turniejem. Losy rewanżu udało się odwrócić dopiero w doliczonym czasie gry – najpierw do siatki trafił Marco Reus, a chwilę później Felipe Santana. Nie brakowało jednak sędziowskich kontrowersji, ponieważ bramka na 3:2 została zdobyta ze spalonego. A nawet remis 2:2 gwarantował wówczas awans Maladze.
Hiszpanie stracili nad sobą panowanie. Abdullah Al Thani twierdził, że jego klub padł ofiarą rasistowskich uprzedzeń. Joaquin węszył spisek, za którym miał stać Michel Platini. Z kolei działacz Vicente Casado wystąpił do UEFA z oficjalną skargą, w której domagał się surowych kar dla sędziego Craiga Thomsona ze Szkocji. Tymczasem przedstawiciele Borussii starali się studzić emocje. – W tym meczu padły dwie nieprawidłowe bramki. Jedna dla nas, a druga dla naszych przeciwników. Ale o tej drugiej pan Al Thani jakoś nie wspomina. Na stadionie go nie było, więc może nie widział jej w telewizji? – kpił Hans-Joachim Watzke.
Dyrektor BVB mógł sobie wtedy pozwalać na śmiałe medialne występy. Ostatecznie sukcesy jego klubu w tej odsłonie LM nie zakończyły się na pokonaniu Malagi.
8. BORUSSIA DORTMUND 2:0 AS ROMA
- Puchar UEFA 1992/93
Kiedy 2 marca 1993 roku Roma pokonała Borussię Dortmund 1:0 na Stadio Olimpico w pierwszym starciu ćwierćfinałowym Pucharu UEFA, nikt nie miał prawa być tym rezultatem zaskoczony. Włoskie kluby dominowały bowiem w tych rozgrywkach, a BVB dopiero pukała nieśmiało do bram wielkiej europejskiej piłki po latach nieobecności na salonach. Dortmundczycy mogli z pewną zazdrością spoglądać na kadrę rzymian, w której brylowali między innymi Giuseppe Giannini, Aldair, Thomas Hassler, Claudio Caniggia czy Sinisa Mihajlović. Zresztą to właśnie ten ostatni zapewnił “Giallorossim” jednobramkową zaliczkę w pierwszym spotkaniu. Choć na krajowym podwórku Roma w sezonie 1992/93 mocno rozczarowywała, ostatecznie kończąc ligowe zmagania dopiero na dziesiątym miejscu w stawce.
Oczywiście na Westfalenstadion także nie brakowało graczy dużego kalibru, żeby wspomnieć Stephane’a Chapuisata, Michaela Zorca, Stefana Klosa, Michaela Rummeniggego czy Matthiasa Sammera. Trudno było spodziewać się po tej ekipie wielkich triumfów na arenie międzynarodowej. Trener Ottmar Hitzfeld ustabilizował pozycję drużyny z Dortmundu w czołówce Bundesligi i wydawało się, że wyciska z niej po prostu maksimum potencjału. Już sam awans do ćwierćfinału Pucharu UEFA był dość imponującym osiągnięciem, bo wcześniej Borussia pokonała między innymi Real Saragossa i Celtic Glasgow.
Lazio 1973/74 – pistolety w szatni, ząb wydłubany widelcem i pierwsze scudetto w historii
Okazało się jednak, że podopieczni Hitzfelda mają jeszcze całą masę asów w rękawie.
Ich rewanżowe starcie z Romą zakończyło się dwubramkowym zwycięstwem, a w półfinale Pucharu UEFA dortmundczycy po szalonym dwumeczu wygrali w karnych z AJ Auxerre. Wyhamował ich dopiero Juventus, który nie miał dla Borussii litości w obu finałowych starciach. “Stara Dama” najpierw zlała BVB 3:1 na wyjeździe, a potem 3:0 przed własną publicznością. Formą strzelecką błyszczeli Dino i Roberto Baggio – ten pierwszy wpakował Borussii trzy, a ten drugi dwa gole.
7. BORUSSIA DORTMUND 1:0 MANCHESTER UNITED
- Liga Mistrzów 1996/97
Borussia szybko dowiodła, że awans do finału Pucharu UEFA w 1993 roku nie był wcale efektem przypadku czy też splotu pomyślnych okoliczności. Ottmar Hitzfeld skonstruował w Dortmundzie naprawdę potężną ekipę, która w 1995 i 1996 roku zatriumfowała w Bundeslidze, korzystając też do pewnego stopnia na kłopotach Bayernu Monachium, który nie potrafił ustabilizować formy w lidze, pogrążając się w kolejnych skandalach i konfliktach wewnętrznych. Tymczasem Hitzfeld – nie bez kozery zwany “Generałem” – trzymał swoich podopiecznych krótko. Z niektórymi miał wprawdzie na pieńku, bo choćby historia jego relacji z Matthiasem Sammerem jest niezwykle burzliwa, ale szkoleniowiec BVB nigdy nie pozwalał, by kwestie pozasportowe wpływały na postawę jego drużyny na boisku.
W sezonie 1996/97 Borussia zaczęła coraz śmielej rozpychać się łokciami w ścisłej czołówce największych gigantów europejskiego futbolu. W zespole pojawili się nowi liderzy, między innymi Andreas Moeller, Juergen Kohler, Joerg Heinrich, Karl-Heinz Riedle czy Paulo Sousa. Wielu z nich trafiło do Dortmundu po mniej lub bardziej udanych przygodach we Włoszech – jeśli chodzi o szeroko rozumiany prestiż, no i możliwości finansowe, Borussia wciąż nie mogła się równać z najmocniejszymi ekipami z Serie A, ale Hitzfeld łączył elementy swojej taktycznej układanki tak umiejętnie, że na murawie BVB potrafiła bez kompleksów rywalizować z każdym.
Z piłkarskiego szczytu prosto na kozetkę. Wypalenie Ottmara Hitzfelda
Efekt? Awans do fazy pucharowej Champions League w sezonie 1996/97, kosztem między innymi Widzewa Łódź, a potem pewny triumf w ćwierćfinałowym dwumeczu z Auxerre. Prawdziwą demonstracją siły Borussii były jednak półfinały Ligi Mistrzów. Dortmundczycy najpierw pokonali Manchester United 1:0 przed własną publicznością, a potem – w takim samym wymiarze bramkowym – wygrali również na Old Trafford.
Szczególnie cenny był ten pierwszy triumf, ponieważ Niemcy przystąpili do rywalizacji z “Czerwonymi Diabłami” bardzo poważnie osłabieni przez kontuzje i zawieszenia. – Anglicy zastanawiali się: “kim do cholery jest Rene Tretschok?!” – wspomina ze śmiechem autor zwycięskiego trafienia w pierwszym spotkaniu. Gol Tretschoka jest generalnie dość niezwykły, ponieważ tuż przed oddaniem strzału autor trafienia wyłuskał futbolówkę spod nóg… Paulo Sousy, a zatem swojego partnera z zespołu. Tretschok był do tego stopnia pochłonięty żądzą uderzenia na bramkę, iż nie zdawał sobie sprawy, że zachował się dość – ujmijmy to – nieelegancko i niekoleżeńsko. W końcowym rozrachunku było to jednak bez znaczenia, skoro piłka wpadła do siatki po błędzie Raimonda van der Gouwa.
6. BORUSSIA DORTMUND 1:0 (p.d.) BAYERN MONACHIUM
- Liga Mistrzów 1997/98
W sezonie 1997/98 status Borussii na europejskich boiskach był już zupełnie inny. Ottmar Hitzfeld poszedł w dyrektory, a zbudowaną przezeń drużynę do kolejnych sukcesów miał poprowadzić Nevio Scala. Czas pokazał, że postawienie na Włocha było błędem, aczkolwiek akurat w Lidze Mistrzów był szkoleniowiec Parmy i Perugii początkowo radził sobie doskonale. Borussia nie tylko z przytupem wywalczyła awans do fazy pucharowej turnieju, ale również odniosła sukces w ćwierćfinale rozgrywek, pozostawiając w pokonanym polu swoich wielkich oponentów z krajowego podwórka – Bayern Monachium.
Bawarczyków pogrążył Stephane Chapuisat w dogrywce rewanżowego spotkania.
5. BORUSSIA DORTMUND 5:0 SL BENFICA
- Puchar Europy 1963/64
Jak mocna była Benfica w latach 60. minionego stulecia? Ujmijmy to tak – od 1960 do 1973 roku ekipa z Lizbony tylko trzy razy nie zdołała się uplasować na najwyższym stopniu podium portugalskiej ekstraklasy. Pięciokrotnie dotarła do finału Pucharu Europy, dwa razy (w 1961 i 1962 roku) zwyciężając. W jej składzie błyszczeli między innymi Eusebio, Mario Coluna i Jose Augusto. Krótko mówiąc – mamy do czynienia z jedną z najsilniejszych drużyn w dziejach europejskiej piłki.
100 najlepszych drużyn powojennej Europy
I właśnie tę Benficę w grudniu 1963 roku Borussia Dortmund sprała u siebie 5:0.
Pierwsze starcie drugiej rundy Pucharu Europy 1963/64 nie zwiastowało takiej sensacji – lizbończycy wygrali u siebie 2:1, gwarantując sobie skromną zaliczkę przed rewanżem. Wyprawa na Stadion Rote Erde zakończyła się jednak dla nich straszliwą klęską. Mistrzowie Niemiec po prostu zniszczyli Benficę. Legenda głosi, że szczęście gospodarzom przyniosła obecność na trybunach jedenastu górników, cudownie ocalonych po kilkunastu dniach akcji ratunkowej w kopalni w Lengede. Mężczyźni oglądali spotkanie z Benficą z loży honorowej, gdzie znaleźli się na specjalne zaproszenie działaczy Borussii. No i na murawie również wydarzył się cud.
4. BORUSSIA DORTMUND 4:0 AC MILAN
- Puchar UEFA 2001/02
Na początku XXI wieku Borussia Dortmund nie liczyła się już w walce o najwyższą stawkę w Lidze Mistrzów, ale znowu udało jej się narobić zamieszania w Pucharze UEFA. Mowa konkretnie o sezonie 2001/02, gdy drużyna dowodzona przez Matthiasa Sammera, który z boiska przeniósł się na ławkę trenerską, dotarła do finału rozgrywek. Zresztą wśród podopiecznych Sammera nie brakowało bohaterów lat 90., choć w zespole pojawiły się też nowe gwiazdy, żeby wspomnieć na przykład Czechów Jana Kollera i Tomasa Rosicky’ego, a także całą grupę Brazylijczyków: Dede, Evanilsona, Ewerthona i Marcio Amoroso. Dostępu do bramki BVB strzegł natomiast charyzmatyczny Jens Lehmann, szukający w Dortmundzie odbicia po nieudanej przygodzie w Milanie.
Fatih Terim w świecie calcio, czyli półtora roku szaleństwa
Jak na ironię, to właśnie nieco rozchwiany wówczas Milan stanął na drodze Borussii w półfinale Pucharu UEFA. I zebrał tęgie manto. 4 kwietnia 2002 roku dortmundczycy wygrali z “Rossonerimi” 4:0, a hat-tricka zapisał na swoim koncie wspomniany Marcio Amoroso. Wprawdzie w rewanżu ekipa Carlo Ancelottiego zdołała się pozbierać i ostatecznie zwyciężyła 3:1, ale summa summarum to Niemcy mogli świętować awans do finału turnieju.
Oczywiście trzeba pamiętać, że dla Milanu sezon 2001/02 generalnie nie był udany, a Ancelotti dopiero rozpoczynał proces przywracania klubu na europejski szczyt po okresie niepowodzeń. Ale naszpikowani gwiazdami mediolańczycy i tak uchodzili wtedy za faworytów dwumeczu z BVB. Wielu ekspertów spodziewało się zresztą, że w finale Pucharu UEFA odbędą się Derby della Madonnina, bo w drugim starciu półfinałowym Inter Mediolan mierzył się z Feyenoordem Rotterdam. Nic z tego jednak nie wyszło – Borussia odprawiła z kwitkiem Milan, Feyenoord poskromił Inter, a w decydującym starciu lepsza okazała się drużyna z Holandii. Duża w tym “zasługa” doświadczonego Juergena Kohlera, który wyleciał z boiska z czerwoną kartką już w 31. minucie finału, prokurując jednocześnie rzut karny. Wydarzenie o tyle bolesne dla Niemca, że konfrontacja z Feyenoordem była ostatnim meczem w jego zawodowej karierze. Na pewno inaczej wyobrażał sobie pożegnanie z boiskiem
3. BORUSSIA DORTMUND 2:1 (p.d.) LIVERPOOL FC
- Puchar Zdobywców Pucharów 1965/66
Jak dotąd Borussii Dortmund pięciokrotnie udało się zameldować w finale europejskich pucharów, z czego dwa podejścia zakończyły się jej sukcesem. Pierwszy triumf na międzynarodowej arenie dortmundczycy mogli świętować w 1966 roku, gdy w finale Pucharu Zdobywców Pucharów pokonali po dogrywce Liverpool. A trzeba zaznaczyć, że na ławce trenerskiej “The Reds” zasiadał już wówczas legendarny Bill Shankly, powszechnie uważany za najwybitniejszego managera w dziejach klubu. Szkot w 1964 i 1966 roku powiódł zespół do mistrzostwa kraju, w międzyczasie sięgając też z Liverpoolem po Puchar Anglii. Sukces na europejskiej arenie wydawał się zatem w przypadku “The Reds” jedynie kwestią czasu. Działacze Borussii nie ukrywali zresztą przed decydującym spotkaniem, że trochę obawiają się starcia z Anglikami, którzy wcześniej położyli na łopatki Celtic, a Szkotom szalenie zależało na występie w finale rozgrywanym na Hampden Park w Glasgow.
Ancelotti, Klopp, del Bosque… Ranking najlepszych trenerów w historii (część 2.)
Jak się okazało – nie taki Liverpool straszny, jak go malują.
Borussia potrzebowała do tego wprawdzie dogrywki, ale ostatecznie udało jej się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Decydującego gola zapisał na swoim koncie Reinhard Libuda, nazywany “Stanem” w nawiązaniu do słynnego angielskiego zawodnika, Stanleya Matthewsa. Co ciekawe, autor jednej z najważniejszych bramek w dziejach BVB był przez lata ulubieńcem kibiców Schalke, którzy mawiali nawet o nim, że “nikt nie może ominąć Boga, z wyjątkiem Stana Libudy”. Aczkolwiek te nawiązania do sił nadprzyrodzonych zaczęły trochę zgrzytać, gdy skrzydłowy kilka lat później stał się bohaterem korupcyjnego skandalu.
2. BORUSSIA DORTMUND 4:1 REAL MADRYT
- Liga Mistrzów 2012/13
Tego meczu oczywiście nie mogło zabraknąć w ścisłej czołówce zestawienia. Jeden z najpiękniejszych wieczorów w karierze Roberta Lewandowskiego, jeden z najwspanialszych spektakli w wykonaniu Borussii Dortmund za czasów Juergena Kloppa, no i jedna z najdotkliwszych klęsk Realu Madryt na arenie międzynarodowej. Rozstanie “Królewskich” z Jose Mourinho wisiało już wówczas w powietrzu. Można powiedzieć, że “Lewy” dobił Portugalczyka, aplikując Realowi cztery trafienia w półfinale Ligi Mistrzów i praktycznie pozbawiając madrytczyków szans na awans do finału. A tylko to mogło uratować wtedy Jose.
Oczywiście Real nie poddał się po tej porażce i w rewanżu nie był aż tak znowu daleko od odrobienia strat, ale koniec końców ekipa Juergena Kloppa obroniła przewagę z pierwszego spotkania i przedarła się do finału Champions League. Tam dortmundczyków zastopował jednak Bayern Monachium, który wcześniej przez lata był przez BVB gnębiony, ale jak już się jej odgryzł, to po prostu na całego, pokonując ją w sezonie 2012/13 na wszystkich możliwych frontach.
1. BORUSSIA DORTMUND 3:1 JUVENTUS FC
- Liga Mistrzów 1996/97
Pierwsze miejsce w rankingu także nie może zaskakiwać. Jedyny do tej pory triumf Borussii Dortmund w Lidze Mistrzów. 28 maja 1997 roku dortmundczycy niespodziewanie pokonali 3:1 Juventus, a ozdobą spotkania było przepiękne trafienie wprowadzonego z ławki Larsa Rickena.
To było wejście smoka.
Między Turynem a Dortmundem. Paulo Sousa i jego dwa lata na szczycie
Cichym bohaterem BVB był tego wieczora Paul Lambert – szkocki pomocnik, który wyłączył z gry samego Zinedine’a Zidane’a.
– Pamiętam dzień, gdy pierwszy raz wszedłem do szatni Borussii Dortmund. Niemieccy piłkarze wrócili z urlopów po Euro 1996 – opowiadał Lambert. – Pomyślałem: „Nie, to nie ma prawa się udać”. Nie umiałem przestać w siebie wątpić. Kim byłem przy tych facetach? Ten obok wygrał Serie A. Tamten jest mistrzem świata. Ten ma Złotą Piłkę. Ten wygrał mistrzostwo Europy. Wszyscy są mistrzami Niemiec. A ja? Ja byłem chłopakiem z Motherwell, którego ściągnięto za darmo. Kosztowałem mniej niż puszka Coli”.
Jak się okazało – Lambert niepotrzebnie powątpiewał we własne możliwości. W kluczowym momencie stanął na wysokości zadania i odegrał kluczową rolę w największym zwycięstwie w historii europejskich występów Borussii Dortmund.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lech znów próbował przekonać Skorżę. Kosta Runjaić kolejnym kandydatem na trenera
- Malec: Gram coraz lepiej. Reprezentacja nie jest odległym marzeniem
- „Wyłaź z tego samochodu, no wyłaź!”. 30 lat temu F1 straciła Ayrtona Sennę
- Nie jesteś sam. Dymkowski walczy z nieuleczalną chorobą
- Trela: Odrdzewianie wspomnień. Ile znaczy dla Wisły Kraków finał Pucharu Polski
fot. NewsPix.pl