Wiecie, co można kupić za 4 mln euro? Jeden z najdroższych samochodów świata, Lamborghini, ale też prawie całą jedenastkę złożoną z Maciejów Rosołków czy pół składu Puszczy Niepołomice. Ba, tyle warty jest też kontrakt Javiera Tebasa, prezesa ligi hiszpańskiej, którego pensja od 2014 roku wzrosła kilkunastokrotnie, a w samym roku pandemicznym o 30% względem roku poprzedniego. Nieźle, co? I właśnie taki gość, który w tak dużej firmie sobie oraz podwładnym nadał status pączka w maśle, żałuje kilku baniek rocznie na jedną z ważniejszych technologii w piłce nożnej.
Goal-line jest w futbolu obecny od kilkunastu lat. Nie będziemy przypominać, dlaczego stał się tak istotny, bo wystarczy przypomnieć tylko pięć haseł: Lampard, Anglia, Niemcy, mundial, 2010. Po jednej z największych pomyłek w historii tej dyscypliny nacisk na wspomaganie sędziów był coraz większy, aż wreszcie stał się faktem. W pewnym okresie mieliśmy nawet sędziów zabramkowych, ale z czasem było jasne, że jedynym słusznym rozwiązaniem na rozstrzyganie, czy piłka przekroczyła linię bramkową o centymetry, czy nie, jest goal-line.
A przynajmniej tak stwierdzono w różnych krajach, tylko nie w Hiszpanii. Gdy w La Lidze pojawiła się opcja wprowadzenia goal-line w 2017 roku, Tebas stwierdził, że system jest za drogi jak na liczbę sytuacji, w których może być wykorzystany. Wtedy wyliczył, że to zaledwie 7-8 potencjalnych kontrowersji rocznie, a wczoraj, po wystąpieniu kolejnej w El Clasico, która mogła wpłynąć na rywalizację o mistrzostwo, zaczął przywoływać błędy technologii z przeszłości. Sęk w tym, że jest ich kilka i to na przestrzeni 10 lat w całej Europie. To przecież nie VAR, który corocznie płata figle nam i zawodnikom ze względu na ludzką ingerencję. Podkreślamy „ludzką”, bo w przeciwieństwie do VAR-u goal-line to taki automatyczny kalkulator, za który Tebas postanowił nie płacić i jednocześnie wymagać od księgowej, żeby do perfekcji opanowała szkolną umiejętność pisemnego mnożenia.
ESPN Commentator 🗣️: “La Liga decided not to use the money to upgrade goal line technology, They would think to just rely on VAR”
“And this is the issue you would get, there is NO CONCLUSIVE ANGLE to say whether or not the ball crossed the line from this Lemine Yamal flick and… pic.twitter.com/NqprmT6Wvo
— Omifyyy (@omifyyy) April 22, 2024
Ale nawet w szkole na lekcjach matematyki kalkulator jest zawsze pod ręką. Nawet jeśli go nie masz, ma ktoś inny. Nie jest obowiązkowy, ale – słowo klucz – przydaje się w trudniejszych obliczeniach, których nie zrobisz na kartce. To tak jak z systemem goal-line, którego obecność rozumieją choćby w Premier League, ale najwyraźniej nie La Lidze, która skompromitowała się w największym meczu na własnym podwórku. Nie wiemy bowiem, czy Yamal strzelił gola w 28. minucie na 2:1, czy nie, bo Łunin zasłonił ciałem jedyną kamerę mogącą dać klarowną odpowiedź.
A przecież nie od wczoraj wiemy z kolei, że system VAR, który miał pokryć lukę po goal-line, bywa zawodny. Że sędziom czasami zabraknie jednej czy dwóch kamer, żeby dobrze ocenić sytuację. I to boli szczególnie w chwilach, gdy na ostateczną decyzję mają wpływ centymetry, tak jak na przykład w bramkach anulowanych przez spalonego. Co musiał sobie pomyśleć Ilkay Gundogan, który po strzale młodszego kolegi od razu podszedł do sędziego i pokazał na zegarek, ale w odpowiedzi usłyszał, że w Hiszpanii nie ma czegoś takiego jak goal-line. Niemiec chyba zgłupiał, poczuł się jak w erze futbolu dawno minionej.
Oczywiście nie będziemy iść od razu w tony, że to niepoważna liga, ale nie ma co ukrywać: na tle ligi angielskiej technologiczne zaplecze La Ligi wypada po prostu blado. Co więcej, jak niepoważne wyglądają słowa Javiera Tebasa o oszczędnościach na przydatnym systemie podnoszącym powagę rozgrywek, skoro sam zapycha własny portfel do granic możliwości. Z jednej strony wychodzi z niego odrażający sknera, który ciągle przypomina klubom o zmniejszaniu budżetu na pensje, chętnie nakłada limity finansowe i żałuje kilku milionów na system rozwiązujący sprawy za znacznie więcej pieniędzy, a z drugiej mamy do czynienia z jednym z najlepiej zarabiających ludzi w świecie hiszpańskiego futbolu. Taki kontrast, co by nie mówić, budzi spory niesmak.
🚨💥 Análisis del gol fantasma del Real Madrid – Barcelona.
👉🏻 El balón traspasa por completo la línea.
❌ 𝗘𝗦 𝗚𝗢𝗟.
▪️ La falta de recursos de LaLiga privó al Barcelona de un tanto completamente legal. pic.twitter.com/9EG7yy28rr
— Archivo VAR (@ArchivoVAR) April 22, 2024
Różne ligi w Europie, takie jak Ekstraklasa, przyznają, że nie stać ich na system goal-line, rozumiemy to. Ale akurat w Hiszpanii stwierdzenie, że piłkarskiej federacji na coś „nie stać”, jest jawnym waleniem głupa. Nie chodzi o złote kible w budynku La Ligi, nie złote kalesony dla sędziów czy kamery telewizyjne 4K z rentgenem i podczerwienią. To tylko system, który daje spokój w razie gaszenia takich pożarów jak w El Clasico. A zamiast właśnie rozwiązania problemu w zarodku, na całym świecie mamy dyskusję, czy Barcelona aby nie została okradziona z bramki w jednym z najważniejszych meczów sezonu. – W futbolu jest tyle pieniędzy, że do takich sytuacji nie powinno w ogóle dochodzić. To wstyd dla świata piłki. Nie mogę w to uwierzyć – przyznał po meczu Marc-Andre ter Stegen, bramkarz „Dumy Katalonii”.
Wątpimy jednak, że ktoś poczuł wstyd, coś w tej kwestii się zmieni i od następnego sezonu w La Liga będzie system goal-line. Jeśli nie, organizatorzy rozgrywek mogliby chociaż dodać na każdym stadionie ze dwie kamery, które poszerzyłyby perspektywę na linię bramkową. To nie fizyka kwantowa, a powinien być wręcz obowiązek. Panie Tebas, jeśli chcecie być gorsi niż Sknerus McKwacz, zróbcie chociaż coś dobrego dla ligi po taniości. A jeśli nawet na to brakuje kasy – tak, z pewnością da się w to uwierzyć – czas chyba zorganizować zbiórkę dla najbiedniejszego prezesa najbiedniejszej federacji w Europie.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- El Clasico widziane z trybun – korespondencja z Madrytu
- Xavi po El Claciso: Byliśmy lepsi od Realu, zasłużyliśmy na wygraną
- Real czy Barcelona – kto może się pochwalić silniejszą jedenastką wszech czasów?
- Bellingham pokazał, kto ma cojones. Real przypieczętował mistrzostwo w El Clasico!
Fot. Newspix