Iga Świątek wygrała dwa mecze na przestrzeni dwóch dni, jedną wygraną dołożyła się Magda Fręch i Polki pewnie pokonały Szwajcarię w Billie Jean King Cup. Co to oznacza? Awans Polski do listopadowych finałów tegorocznych rozgrywek.
Świątek musiała wziąć udział w meczu ze Szwajcarią, jeśli chciała mieć pewność, że będzie mogła wystąpić na igrzyskach olimpijskich. A wiadomo – te w tym roku odbywają się w Paryżu, na mączce, gdzie Polka od kilku lat króluje. Stąd Iga pojawiła się w Biel, choć to mogło nieco rozbić jej przygotowania – Szwajcarzy na potrzeby rywalizacji przygotowali bowiem korty twarde, choć trwa już sezon gry na nawierzchni ziemnej, na którym, co oczywiste, Świątek zależy.
Ale niespecjalnie to wszystko na Igę wpłynęło.
Wczorajszy mecz ze 158. w rankingu WTA Simoną Waltert właściwie nie miał historii. Iga pierwszego seta wygrała do trzech, w drugim oddała rywalce zaledwie jednego gema. Znacznie bardziej zacięty – i tak naprawdę kluczowy dla rywalizacji – był mecz Magdy Fręch z zaledwie 18-letnią Celine Naef. Szwajcarka znajduje się w rankingu o 10 pozycji wyżej od swojej rodaczki i widać, że talent ma po prostu bardzo duży. A że Fręch ostatnio nie znajdowała się w formie, jaką prezentowała początkiem roku – choćby w Australian Open – spodziewaliśmy się trudnego spotkania.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
I takie było. Pierwszego seta Polka przegrała po tie-breaku, do ośmiu. W drugim straciła serwis w kluczowym momencie i to do zera. Naef serwowała wtedy na mecz, ale tej okazji nie wykorzystała. Magda po przełamaniu powrotnym poszła za ciosem i wygrała też kolejne dwa gemy, a całego seta do pięciu. W trzecim Szwajcarka – już podmęczona – dwukrotnie oddała podanie (choć najpierw sama przełamała Fręch) i nie udało jej się zdobyć punktu dla Szwajcarii.
Stąd dziś do wygranej w całym meczu wystarczyło nam kolejne zwycięstwo Igi. A ta rywalizować miała właśnie z Celine Naef.
Szwajcarka miała prawo być zmęczona, bo mecz z Magdą był naprawdę wycieńczający. Ale i tak próbowała się postawić. Grała naprawdę dobrze, biegała do właściwe wszystkich piłek. Kilkukrotnie była w stanie nawet przełamać nie najlepiej funkcjonujący dziś serwis Igi. I gdyby sama miała w podaniu groźną broń, może powalczyłaby nawet choćby o urwanie Polce partii. Ale w pierwszym secie serwis straciła w ostatnim gemie, a w drugim najpierw dwukrotnie na początku, a potem na koniec. I choć odrobiła straty z 0:4 do 3:4, to potem oddała kolejne dwa gemy. I Iga wygrała mecz – zarówno ten z Naef, jak i cały ze Szwajcarią.
– Jestem bardzo szczęśliwa i dumna ze wszystkich. Jestem zadowolona, że mogłam poprowadzić zespół do finałów. Drugi set? Mam wrażenie, że moje skupienie się nieco rozwiało, szkolny błąd. Celinne to wykorzystała, ale udało mi się wrócić na mój poziom – mówiła Polka po swoim spotkaniu. Czy pojawi się w listopadzie na finałowych rozgrywkach? Nie wiadomo, bo będzie to trudny, długi sezon, z igrzyskami w trakcie, a w poprzednich latach Światek finały Billie Jean King Cup odpuszczała z powodu złego rozplanowania logistycznego imprezy.
Ale to dopiero w listopadzie. A teraz ważne, że Polki w ogóle tam zagrają.
Iga Świątek – Simona Waltert 6:3, 6:1
Magda Fręch – Celine Naef 6:7 (8), 7:5, 6:3
Iga Świątek – Celine Naef 6:4, 6:3
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: