Trudno dzisiaj powiedzieć, jakie to miało znaczenie w kontekście zatrudnienia, ale Goncalo Feio w przeszłości pracował już w Legii Warszawa. Rzecz jasna, nie w pierwszym szeregu, a przez większość czasu nawet nie w drugim, jednak łącznie ponad pięć lat to kawał czasu. Okres 2010-2013 przypadł na pracę w akademii, a 2014-2015 na funkcjonowanie w sztabie pierwszego zespołu pod okiem Henninga Berga i – krótko, bo krótko, ale jednak – Stanisława Czerczesowa. Wróciliśmy do tamtych czasów z pytaniem, jakim trenerem był wówczas o dekadę młodszy Portugalczyk.
Nie jest to okres taki jak następne, gdy Feio w różnych klubach dał się poznać jako awanturnik. Najprawdopodobniej dlatego, że był młodym trenerem na dorobku, który musiał uważać na każdy krok jako jeden z wielu podrzędnych trybików w maszynie. Nie ma co ukrywać – status trenera w grupach młodzieżowych i analityka wideo nie mógł równać się ostatniej przygodzie Feio w Motorze Lublin. Tam był niemal jak władca, któremu kłaniali się wszyscy, a 10 lat temu w Legii mógł liczyć co najwyżej na miano giermka.
I oczywiście nic w tym złego. Każdy młody trener, szczególnie gdy mowa o dwudziestoparolatku, musi przejść określoną drogę. A jakość pracy w akademii i później sztabie w roli asystenta rzutuje na to, jak ta droga będzie wyglądać. W przypadku Feio, wsłuchując się w głos naszych rozmówców, mamy dowód na to, że początki były spójne z jego obecnym etapem kariery. Mówiąc wprost, trochę mniej może dziwić, że po zwolnieniu Kosty Runjaica w Warszawie wpadli akurat na ściągnięcie swojego, de facto, wychowanka, o ile patrzymy pod kątem czysto sportowym. Bo jeśli nie, ten wybór dziwi tak samo, tym bardziej że mnóstwo osób ze środowiska piłkarskiego potwierdza, jaką po latach z Feio ma kosę.
–
Spis treści
- Jaki Goncalo Feio był kiedyś w Legii Warszawa?
- "Goncalo Feio szybko się uczył". "Żył z rywalizacji"
- "Nie był łatwy w obyciu". "Brakowało mu cierpliwości".
- "Chciał być trenerem Legii przed trzydziestką". "Przyszłość futbolu w Europie"
- Dwa lata szlifu w pierwszym zespole. "Złego słowa bym o nim nie powiedział"
- "Trenerski top". Tak top, jakie miał mniemanie o sobie
- Goncalo Feio za sterami w Legii? "Zły sygnał dla środowiska trenerskiego"
Jaki Goncalo Feio był kiedyś w Legii Warszawa?
„Goncalo Feio szybko się uczył”. „Żył z rywalizacji”
20-letni Feio przed przyjściem do Legii nie miał styczności z innym profesjonalnym klubem w Polsce. Wcześniej próbował swoich sił w Portugalii, ale dowiedzieliśmy się, że jako… trener drużyn U-3. Feio nie miał żadnego doświadczenia trenerskiego, był po prostu na stażu, jaki mieli studenci na kierunku sportowym. Nie był ani zawodnikiem Benfiki, ani według naszych informacji nie trenował tam zespołów młodzieżowych. A w 2010 roku stwierdził, że chce spróbować czegoś nowego. I tak zapisał się na Erasmusa, projekt wymiany studenckiej, nauczył się języka, aż wreszcie zaczął pracę w murach akademii.
– Historia Goncalo jest ciekawa. On sam nie pojawił się w klubie, tylko najpierw zadzwoniła do nas jego mama. Nie znał języka, ale poprzez innych ludzi poprosił, żeby zobaczyć, jak funkcjonuje jeden z największych klubów w Polsce. Już na rozmowie porozumiewałem się z jego mamą i dziewczyną. Przyjęliśmy go na obserwację, miał dostęp do grup młodzieżowych. Dzisiaj wszyscy wiedzą, że jest ambitny i inteligentny. Wtedy też taki był. Szybko zaczął uczyć się języka polskiego, a umiejętności i pasji u niego nie brakowało. Zaczął funkcjonować jako asystent w zespołach młodzieżowych, po pół roku został trenerem prowadzącym kilku grup, np. U-8 i U-9, które jeszcze nie brały udziału w żadnych rozgrywkach. W ciągu 2-3 lat wzbudził większe zaufanie, wdrożył się do systemu akademii, szybko się uczył. Potrafił też przekazać coś fajnego młodym chłopcom. Uważam, że środowisko trenerów w Legii miało dobry wpływ na jego rozwój. Mieliśmy naprawdę mocną grupę – opowiada nam Jacek Mazurek, wtedy dyrektor akademii Legii, a dziś w tej samej roli pracujący w Piaście Gliwice.
I dodaje: – Feio w pewnym momencie umożliwił nam staż w Benfice Lizbona. Był stamtąd, znał ludzi, uczestniczył w procesie, dzięki któremu przez tydzień poznaliśmy taki klub jak Benfica od środka. Sam Goncalo też dużo się dowiedział na temat szkolenia i rozwoju zawodników. Na tamtym wyjeździe bliżej się poznaliśmy.
Pod okiem Goncalo Feio przewinęło się kilka roczników, w tym 98′, co doskonale pamięta Kamil Socha, inny trener z akademii, który miał okazję z nim rywalizować. Jak jeden z kilku zapytanych przez nas ludzi przyznaje, że nie chce wypowiadać się o Portugalczyku jako o człowieku.
– Wtedy w akademii Legii była duża rywalizacja wśród trenerów, a on z niej żył. Warsztatowo mogę go jak najbardziej pochwalić, to był naprawdę dobry trener. Duża wiedza i nawiązywanie kontaktów z zawodnikami to były jego najmocniejsze cechy. No i ta chęć do rywalizacji, którą dobrze pamiętam z początków swojej pracy w akademii. Mieliśmy regularne sparingi między rocznikami i mój, 97′, grał z jego 98′. Zdziwiłem się, jak bardzo mu zależało, żeby wygrać taki mecz za wszelką cenę. Miał młodszych chłopaków, ale i tak chciał pokazać, że on z nimi dużo potrafi. Ale to dobra cecha. Ta chęć zwyciężania u Goncalo jest ogromna. Myślę, że ona napędza go do jak najlepszej pracy, ta mentalność, która jest wsparta dużą wiedzą taktyczną – podkreśla Socha, dziś trener trzecioligowej Unii Skierniewice.
I dodaje: – Mentalnie był w stanie trafić do zawodników. Na pewno na krótkim dystansie, a czy na dłuższym – nie wiem, nie mam takiej wiedzy. W akademii Legii pracowałem przez dwa lata, a to nie okres, w którym można stwierdzić, czy coś utrzymuje się długofalowo.
„Nie był łatwy w obyciu”. „Brakowało mu cierpliwości”.
Skoro Feio pracował z młodzieżą, a Legia – przynajmniej w teorii – chce ją promować, zasadne było pytanie, jak Portugalczyk radził sobie w kontakcie z nastoletnimi zawodnikami. W końcu należałoby oczekiwać, że jako człowiek dobrze obeznany z tym szczeblem szkolenia nie będzie utrudniał wprowadzania świeżych nazwisk z akademii do pierwszego zespołu, a wręcz ten proces ułatwiał.
Kamil Socha wyraża pozytywną ocenę w tej kwestii: – Nie zauważyłem, żeby miał słaby kontakt z młodzieżą. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że te relacje ma dobrze wypracowane. Fajnie ich motywował, myślę, że miała w tym znaczenie jego postawa, nie tylko słowa. Nieważne, z kim miał do czynienia, przekazywał to samo. W kuluarach mówiło się, że jak mobilizował drużynę w mowach przedmeczowych, paliło się. Już wtedy robił to bardziej na poziomie seniorskim niż młodzieżowym. Wydawał się trenerem, który sprawdzi się na różnych poziomach.
Mimo dobrych wspomnień związanych z trenerem Feio, Socha dodaje, że Portugalczyk już wtedy wykazywał impulsywne zachowania. Na pierwszy plan wysuwał się warsztat trenerski i mocna mentalność, ale wad nie brakowało: – To profesjonalista z mentalem zwycięzcy, z tym że po 20 latach pracy mogę powiedzieć, że umiejętności miękkie są jednymi z kluczowych. Moim zdaniem one przy wyrównanym poziomie decydują, czy wygrywasz, czy nie. To dla Goncalo będzie niezmiernie ważne. Ważne, bo jest impulsywnym człowiekiem. Potrafi reagować nagle i zdecydowanie. Nie był łatwy w obyciu dla ludzi poza drużyną i sztabem. Ale nie znałem go na tyle dobrze, żeby powiedzieć coś więcej.
O to, czy instrukcja obsługi do Feio była trudna, pytamy też Jacka Mazurka: – Różne są temperamenty, różne charaktery. Na tym polega rola nadzorujących, żeby się nimi opiekowali i wytyczyli ścieżkę, a chodzi zarówno o piłkarzy, jak i trenerów. Akurat Goncalo miał wtedy pewną cechę, to znaczy: trudno było mu się pogodzić z niedoskonałościami innych ludzi. Niecierpliwił się, kiedy obrany plan trudniej było mu zrealizować. Mówię to odnośnie współpracy w grupie, gdzie brakowało mu tej cierpliwości. Dużo na ten temat rozmawialiśmy, że lider też powinien rozwijać i angażować innych. Poza tym w sporcie mamy pewne normy oparte na wartościach ludzkich, takich jak szacunek do drugiego człowieka. Z tym jest różnie. Fajnie, że ktoś chce się rozwijać indywidualnie, jednostki są najważniejsze, ale trzeba też umieć znaleźć się w momentach, gdy grupa staje się ważniejsza.
„Chciał być trenerem Legii przed trzydziestką”. „Przyszłość futbolu w Europie”
Goncalo Feio zgodnie ze słowami Mazurka wyróżniał się jak inni trenerzy, których częściowo możemy zobaczyć dzisiaj na topowym szczeblu. W takim gronie znajdują się choćby Daniel Myśliwiec czy Dariusz Banasik, którzy w przeszłości też zbierali pierwsze poważne szlify właśnie w Legii. Każdy przebył jednak inną drogę, a Feio na tle wymienionych postaci zaskoczył jednym. Wypowiedział słowa, które okazały się prorocze. Nie były życzeniem, tylko wieloletnią misją, którą z małym poślizgiem udało mu się zrealizować.
– Ważne jest to, jak ktoś akceptuje normy pewnego postępowania. Po dwóch latach w akademii można było wyczuć, że Goncalo ma „to coś” i że potrafi się dostosować. Tak jak wtedy wielu trenerów, którzy tworzyli mocną grupę, a po latach trafili na najwyższy poziom w Ekstraklasie czy nawet reprezentacji Polski. Trzeba też dodać, że Goncalo jako obcokrajowcowi trudniej było wejść do polskiego środowiska, ale ono mu pomogło. Czy to ludzie zarządzający, czy koordynatorzy wspierali go. Miał wysoki potencjał, był bardzo pewny siebie. Ciekawe jest to, że na pierwszej rozmowie podsumowującej półrocze powiedział, że jego celem jest bycie trenerem Legii w Ekstraklasie do 30. roku życia. Miał wtedy 20 lat! – wspomina Jacek Mazurek.
I dodaje: – Jako osoba, która nadzoruje takimi osobami, musisz zaakceptować, że jeden czy drugi trener ma takie spojrzenie na siebie. Trzeba też umiejętnie pokazywać, że dojście do takiego celu wymaga ogromnych pokładów spokoju i cierpliwości, ale też umiejętności współpracy z innymi. To sport zespołowy. Wszystko nie kręci się wokół jednej osoby. U niego to się wyróżniało, było wyjątkowe, że jako człowiek z innego kraju niemal od razu postawił sobie taki cel. Był przecież człowiekiem znikąd.
Z czasów pracy w akademii Feio znał także Andy Sasimowicz, wtedy człowiek pomagający w restrukturyzacji warszawskiej szkółki, a dziś doświadczony skaut Manchesteru City. W 2016 roku zostawił mu taką laurkę: – Jeden z najbardziej utalentowanych trenerów technicznych i taktycznych, z jakim miałem zaszczyt pracować podczas 10-letniej współpracy z Legią.
Z kolei Maciej Krzymień, trener analityk Legii w latach 2011-2016, dziś z podobną funkcją w Rakowie, przyznał w 2017 roku: – Fantastyczny trener, świetny analityk, niezwykle inteligentny i pracowity. Miałem okazję współpracować z Goncalo w Legii Warszawa w dziale analiz. Jest profesjonalistą w każdym aspekcie codziennej pracy w klubie. Miał bardzo dobry kontakt z zawodnikami i pomagał im się rozwijać. Moim zdaniem to przyszłość futbolu w Europie.
Dwa lata szlifu w pierwszym zespole. „Złego słowa bym o nim nie powiedział”
Na początku 2014 roku w Legii stwierdzono, że potencjał Feio należy docenić. Stąd awans ze struktur akademii bezpośrednio do drużyny, która rywalizowała o mistrzostwo Polski. – Feio został analitykiem pierwszego zespołu na pewno dzięki swojej osobowości i umysłowi analitycznemu. Zastanawialiśmy się, czy to będzie dobry ruch, ale trener Berg go zaakceptował. To było kluczowe – przyznaje Mazurek.
Drużyna prowadzona przez Henninga Berga nie wygrała wówczas Ekstraklasy, ale wyszła z fazy grupowej Ligi Europy i sięgnęła po Puchar Polski. To był drugi sezon w stołecznej ekipie dla Łukasza Brozia, który dobrze pamięta Goncalo Feio, bo często rozmawiał z nim o futbolu. – Odpowiadał za analizę przeciwnika i prowadził odprawy przedmeczowe. Robił je nie raz, nie dwa – zaczął były obrońca Legii. I kontynuował: – Zapewne po konsultacjach z trenerami przygotowywał pakiet najważniejszych informacji i dostawał zadanie, żeby dobrze nam je przedstawić. Pomeczowe też miał razem ze sztabem, był włączany w ten proces. Zdarzyło się nawet, że prowadził treningi dla zawodników, którzy akurat nie pojechali na mecz albo wracali po kontuzjach. Raz brałem w takim udział.
Czymś się wyróżniał?
Widziałem w nim ogromny zapał. Zawsze był ambitną osobą i tak pewnie zostało do dzisiaj. Wyglądał na człowieka, który chciał na 100% wykorzystać swoje pięć minut. Kiedy miał swoje odprawy, był mocno skoncentrowany na tym, co chce przekazać. Dawał konkretny, nie owijał w bawełnę. To samo tyczyło się treningów indywidualnych z mniejszą grupą. Widać, że zdawał sobie sprawę, jak później będzie oceniany przez zawodników. Był mega profesjonalny.
A wiek? Nie traktowaliście go wtedy z dystansem jako zaledwie 24-latka?
Był młodym trenerem, ale ten zapał robił robotę. Widać było, że chce się rozwijać, miał obrany konkretny kierunek i nie odpuszczał. Przede wszystkim chciał słuchać i rozmawiać. Sam często z nim rozmawiałem na temat taktyki, ustawienia na boisku, wysokości zawodnika w danym miejscu w obronie czy ataku, jak to mnie więcej ma wyglądać. Były takie momenty, że przysłuchiwał się z boku, co mówię, a potem zagadywał „No, Łukasz, ty widzisz te rzeczy, fajnie się tego słucha”. Jak trenowaliśmy jakieś założenia taktyczne, jak mamy się przemieszczać i ustawiać w danym momencie względem piłki, dyskutowaliśmy w trakcie i po treningu. To były wartościowe dyskusje. Trener Feio słuchał, co mamy do powiedzenia. Widać było, że sam ma wiedzę, analizował rzeczy po swojemu, ale że też chce się uczyć. Nie zamykał się, brał różne opinie pod uwagę.
Co z charakterem? Dziś wiemy o nim znacznie więcej, ale wtedy Goncalo Feio był anonimową postacią.
Nie dało się odczuć, że ma jakiś problematyczny temperament. Wydaje mi się, że ambicja ma znaczenie, czy chcesz więcej i mocniej. Ona go napędzała. To było widać od razu, że wszystko chce zrobić jak najlepiej. Wydaje mi się, że jak będzie prawdziwy w tym, co robi, teraz w Legii sobie poradzi. Ważne jest zdrowe podejście do zawodnika. Jeżeli je się ma, łącznie z pojęciem o piłce, można pracować nawet w lidze top 5. Dzisiaj patrzę na rolę trenera pod różnymi względami. Umiejętności twarde, miękkie, psychologia – jeżeli on to sobie wypośrodkuje, jak trzeba, powinien dać radę.
Trzy rzeczy, z którymi kojarzy ci się Goncalo Feio sprzed 10 lat.
Nauka, rozmowa i taktyka – z tymi rzeczami mi się kojarzył z tamtego okresu w Legii. Lubił szczególnie to ostatnie. Kto ma gdzie pójść, co zrobić, kiedy i jak zaasekurować. Takie tematy w detalach przewijały się cały czas. Często z materiałami wideo. Można było pójść do pokoju trenerów, gdzie Feio czekał z gotowym materiałem, zapytać o cokolwiek dotyczącego rywala, i dostawało się to. Na przykład dzięki m.in. jego analizom można było się dowiedzieć, że jakiś zawodnik na 10 razy 9 wchodzi w drybling na jedną stronę, raz na drugą. To było fajne. Ogółem złego słowa na trenera Feio bym nie powiedział.
„Trenerski top”. Tak top, jakie miał mniemanie o sobie
Kilku innych piłkarzy, takich jak Jakub Kosecki, powiedziało nam, że nie miało tak zbudowanych relacji z ówczesnym analitykiem wideo, żeby po długim czasie szerzej o nim opowiedzieć. Ale każdy zaznaczał w krótkim haśle: top. Jak kiedyś ludzie w rozmowie ze Zbigniewem Bońkiem, gdy ten robił research na temat Paulo Sousy. Choć proporcje są zupełnie inne, można znaleźć tutaj podobieństwa. Bo nawet wtedy, gdy Feio znaczył na piłkarskiej mapie Polski jeszcze niewiele, był doceniany przez zawodników i ludzi pracujących w klubie. Nawet mimo faktu, że odzywał się w nim nie zawsze zdrowy duch rywalizacji. – Trenersko był topem. Pod względem merytorycznym i dojścia do zawodników był zajebisty, co później słyszałem od chłopaków z Motoru Lublin – komentuje zwięźle Kosecki.
Ale ta „zajebistość” miała swoje drugie oblicze. Feio na pewno wiedział, że jest dobry w tym, co robi. W tak młodym wieku być częścią sztabu mistrza Polski, topowej ekipy w kraju? Mało który asystent mógł wtedy liczyć na podobny awans przed ukończeniem 25. roku życia i nawet dzisiaj to nie jest regułą. Sęk w tym, że w październiku 2015 wysokie mniemanie o sobie przekreśliło jego dalszy rozwój w Legii. Chodzi o niepotrzebne, totalnie niezrozumiałe wyjście przed szereg.
Nowym szkoleniowcem legionistów został wtedy Stanisław Czerczesow, a klubem zarządzał Bogusław Leśnodorski. Właśnie on miał zobaczyć jako jeden z pierwszych, na co stać emocjonalnie rozchwianego Feio. Portugalczyk wpadł do jego gabinetu z wielkimi pretensjami, dlaczego to nie on został mianowany pierwszym trenerem. Leśnodorski na widok złości i łez swojego pracownika początkowo nie wiedział, jak zareagować. Zważywszy na status Feio w klubie, jego zachowanie było niedorzeczne. Ówczesny prezes Legii uznał to jednak za jednorazowy „przypadek”, mając w głowie fakt, że Feio jest człowiekiem bardzo kompetentnym. Takim, na którego w kwestiach sportowych można liczyć.
– Proszę mi wierzyć, że takie rozmowy miał nie tylko Bogusław Leśnodorski. Goncalo był otwartym i pewnym siebie człowiekiem. Chciał brać wszystko w swoje ręce. Ale zapominał się, że nie jest osobą decyzyjną. Z perspektywy czasu jestem pewien, że nie był przygotowany do większych wyzwań, z czym wtedy pewnie nie mógł się pogodzić – zaznacza Jacek Mazurek, były dyrektor akademii Legii.
Goncalo Feio za sterami w Legii? „Zły sygnał dla środowiska trenerskiego”
Dobre opinie mikro środowiska w Legii na temat samego warsztatu trenerskiego ostatecznie nie zdały się na wiele. W grudniu 2015 roku na Łazienkowskiej pożegnali się z Feio. – Nie wiem, czy lepiej uznać, że Czerczesow rozstał się ze mną, czy ja z nim (śmiech). Ani ja go nie lubiłem, ani on mnie. A że obaj jesteśmy dość bezpośredni i mamy mocne charaktery, to współpraca między nami nie miałaby żadnego sensu. Przyniosłoby to same problemy. Wiadomo, Czerczesow był wtedy pierwszym trenerem Legii, był szefem i miał prawo decydować, kto zostaje w klubie, a kto nie. Sam zresztą zgłosiłem kierownictwu klubu, że w żaden sposób nie jestem w stanie uwierzyć w metodologię pracy trenera Czerczesowa. Uważam, że dla wielu ludzi związanych z Legią mogło to być zaskakujące, że tam nie zostałem. Oczywiście Legia poradzi sobie bez takiej osoby jak ja. Ale jednocześnie uważam, że można spokojnie sobie poradzić bez Legii – powiedział Feio na łamach „Gazety Krakowskiej” pół roku po rozstaniu.
Przez tyle czasu Portugalczyk był bezrobotny, dopóki włodarze Wisły Kraków nie zechcieli zaangażować go do pracy w swojej akademii. Tam motyw był oczywiście podobny: każdy od razu zobaczył, że Feio trenerski fach ma na bardzo wysokim poziomie, stąd szybki awans do pierwszego zespołu. Ale z czasem również tam zaczęli odkrywać, że nie wszystko jest tak piękne, jak mogło się z początku wydawać.
Wszystkie odloty Goncalo Feio. Czy to trener na miarę Legii?
Dalszą historię każdy powinien już znać. To przygoda świetnego szkoleniowca, ale też furiata. Choćby z tego względu mało kto mógł się spodziewać, że po prawie 10 latach Feio wróci na stare śmieci jako trener na białym koniu. Z drugiej strony – przeszły i debiutancki epizod Portugalczyka w Legii każe sądzić, że pod względem warsztatowym źle być nie może. Nawet osoby, które nie chciały wypowiadać się na temat Feio, a znają go z tamtego okresu, nie podważały jego umiejętności. I to, mimo wszystko, może być w tym nieoczekiwanym powrocie najważniejsze.
Feio ma to, czego tak bardzo pragnął w 2015 roku. Został królem Warszawy. Choćby z tego powodu zarysowuje się szansa, że jako człowiek po prostu się ogarnie. Wbrew takim opiniom jak ta, których nie brakowało, ale nikt nie chciał podpisać się pod nią nazwiskiem: – Życzę mu dobrze, ale wzięcie go na głównego trenera, patrząc przez pryzmat wartości sportowo-ludzkich, to nieporozumienie i zły sygnał dla środowiska trenerskiego, które może uznać, że aby odnieść sukces jak Feio, warto być jak on – padło z ust osoby, która miała okazję pracować z 34-latkiem za jego pierwszej „kadencji” w Legii.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII:
- Legia się nie zmienia
- Wyczerpany kredyt zaufania. Kłopoty Legii obciążają również konto Jacka Zielińskiego
- Furiat Feio na tronie w Legii to tykająca bomba
- Przewrót na Łazienkowskiej, Runjaić stracił głowę, ale… nie tylko on
- Feio i Rumak nie mieliby szans na pracę w klubach, które są wzorem Legii i Lecha
- Kosta Runjaić w Legii: mimo wszystko bilans na plus
- Zyba pogrzebał szanse Legii na mistrzostwo? Nie. Zrobił to pion sportowy
- Furiat Feio na tronie w Legii to tykająca bomba
Fot. Newspix