Reklama

Cuda nad Wisłą. „Biała Gwiazda” zagra w finale PP o EUROPEJSKIE PUCHARY!

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

03 kwietnia 2024, 19:46 • 4 min czytania 52 komentarzy

Aleksandar Vuković nawet nie zdążył przyjąć wygodnej postawy przy linii bocznej, a już musiał rozkładać ręce w geście bezradności. Plan na mecz gliwiczan w postaci lubianego przez nich remisu i dociągnięcia do serii jedenastek poleciał do kosza, kiedy już w pierwszej minucie meczu Sobczak wyrósł w polu bramkowym jak spod ziemi i bez większych problemów pokonał Placha. Spodziewaliśmy się, że Wisła Kraków ruszy z szabelką na Piasta, który w Ekstraklasie nie grzeszy ofensywnym usposobieniem i często gra bardzo pasywnie. Ale żeby mieć z tego błyskawiczne korzyści, zwłaszcza w spotkaniu o takiej randze? Małe zaskoczenie i punkt dla trenera Rude, plaskacz dla ekipy gości.

Cuda nad Wisłą. „Biała Gwiazda” zagra w finale PP o EUROPEJSKIE PUCHARY!

Powiedzmy jednak uczciwie, że spóźnić się może każdy. Piast nie dojechał na czas na Reymonta, zapłacił z tego tytułu srogą karę, ale miał przecież 88 minut, żeby nadrobić zaległości. W teorii rzecz jak najbardziej w zasięgu, ale…

Trzeba strzelać gole. Nie je tracić.

Niby banalne, ale kto widzi poczynania Piasta w 2024 roku, ten wie, że niekoniecznie w jego przypadku. Gdyby nie wyszarpane zwycięstwo 1:0 z Puszczą Niepołomice, mówilibyśmy o jednej z najgorzej punktujących ekip w Ekstraklasie w rundzie wiosennej. Punkty punktami, a przecież mamy jeszcze wrażenia wizualne, za które w ostatnich tygodniach „Piastunkom” nie należy się nic więcej niż ocena dostateczna. Przy czym trzeba pamiętać, że na co dzień Ameyaw i spółka nie grają z pierwszoligowcami, więc tym bardziej dziwiło, że do końca pierwszej połowy byli tak bezradni i przegrywali 0:2 po ładnej bramce Alfaro.

Mimo wszystko, Piasta nie można było skreślać. A Wisła, choć pokusa pewnie była duża, nie mogła pomyśleć po wyjściu na drugą część spotkania, że „to już samo się wygra”. Nie wiemy, czy tak było, ale Mosór w 54. minucie utwierdził w przekonaniu wszystkich, że to jeszcze nie koniec. Tak jak wcześniej „Biała Gwiazda” strzelała gole po zamieszaniu stworzonym dośrodkowaniem, tak też goście odpowiedzieli fajną wrzutką z rzutu różnego.

Reklama

Bramka kontaktowa, ponad pół godziny do końca. To brzmiało jak potencjał na mocną końcówkę.

Napór Piasta rósł, ale nie malało też zagrożenie ze strony Wisły. Gdy tylko pojawiała się jakaś wolna przestrzeń w okolicach pola karnego gości, widzieliśmy jedną, drugą, trzecią czy czwartą wycieczkę ofensywną gospodarzy. I tak Alfaro zmarnował prawie stuprocentową sytuację, nie mówiąc o innych akcjach, w których Plach absolutnie nie mógł stracić koncentracji. Kilka razy sam ratował sprawę, tak jak przy strzale Alfaro, a innym razem wyręczał go albo Dziczek (swoją drogą świetny występ), albo któryś z defensorów. Nie powiemy, że Wisła zagrała jakieś wybitne spotkanie, ale po prostu solidny poziom w kontratakach zupełnie wystarczał, żeby zespół Vukovicia bał się straty trzeciego gola. Było tego najbliżej w 90. minucie, kiedy Czerwiński zagubił się w akcji i sprezentował piłkę Dudzie w polu karnym. Ten jednak, zamiast dopełnić formalności – chyba trochę nie miał pomysłu, jak skorzystać z prezentu – skiksował.

Ale ani trzeciego trafienia dla Wisły, ani drugiego dla Piasta nie było. Tym samym, proszę państwa, stała się rzecz naprawdę wielka. Wisła Kraków dotarła do finału Pucharu Polski! Ta sama Wisła, która spadła z Ekstraklasy w 2022 roku, osiągnęła pułap zarezerwowany dla najlepszych z najlepszych. I nie dość, że już teraz napisała kapitalną historię, to ma okazję zwieńczyć ją galaktycznym jak na okoliczności w klubie sukcesem.

Nie znamy jeszcze rywala Wisły, ale wiemy jedno: krakowska ekipa czekała na finał Pucharu Polski AŻ 16 LAT. Jej piękny sen nie skończył się na półfinale, a może – co brzmi kosmicznie – na bilecie do europejskich pucharów. Gdyby ktoś rozpisał nam taki scenariusz pół roku temu, puknęlibyśmy się w głowę i wysłali do egzorcysty. Takich historii nie ma wiele, ba, pierwszoligowcy w finałach krajowego pucharu to rzadkość. Nawet jeśli mowa o Wiśle, która ma na koncie cztery takie trofea w gablocie, nikt nie miał prawa sądzić, że dopłynie do Warszawy akurat teraz. W chwili, gdy zakopała się w 1. lidze i wcale nie ma pewności, że latem ją opuści.

Ostatni raz po Puchar Polski Wisła Kraków sięgnęła w 2003 roku. Szmat czasu. Do tej pory zdążyło wyrosnąć nowe pokolenie kibiców, które o dawnej wielkości krakowskiej ekipy mogło usłyszeć z opowiadań ojców czy dziadków. Ale po 21 latach historia będzie mogła się powtórzyć. Może nie o potędze na całą Polskę, bo od dobrych kilku lat żyjemy przecież w ubogiej erze 13-krotnego mistrza kraju, ale w innej formie. Jego obecność w finale to wielka niespodzianka, aczkolwiek wydarzenia sprzed dwóch dekad i te obecne łączy jedno: cała piłkarska część Polski 2 maja będzie patrzeć, jak mocno zakurzony gigant powalczy na Stadionie Narodowym z Pogonią lub Jagiellonią.

Wisła Kraków – Piast Gliwice 2:1 (2:0)

1′ Sobczak, 37′ Alfaro – 54′ Mosór

Reklama

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

52 komentarzy

Loading...