Pierwszy dzień lekkoatletycznych halowych mistrzostw świata w Glasgow stał pod znakiem pchnięcia kulą, gdyż w tej konkurencji obejrzeliśmy oba finały. O ile jednak ten pań nie wzbudził wielkich emocji, to w rywalizacji panów wszystkie oczy zwrócone były na Ryana Crousera. Kibice zadawali sobie bowiem pytanie, czy świetny Amerykanin w hali zdoła pchnąć kulę poza 23. metr, jak to robił już na stadionie?
CROUSER BYŁ ŚWIETNY, ALE NIE WYBITNY
Bądźmy szczerzy – ze względu na brak dużych gwiazd w tej konkurencji, pchnięcie kulą kobiet nie jest czymś, co najbardziej grzeje fanów lekkiej atletyki. Niech świadczy o tym fakt, że finał zmagań kobiet był zaplanowany na pierwszy dzień porannej sesji halowych mistrzostw świata. Stąd zakończmy opis zmagań kobiet, że z wynikiem 20,22 m triumfowała Sarah Mitton.
Co innego pchnięcie kulą mężczyzn, w którym poziom jest bardzo wysoki. A wśród kulomiotów występuje wielka gwiazda królowej sportu. Wielka dosłownie i w przenośni, bowiem Ryan Crouser ma ponad 2 metry wzrostu i 145 kilo wagi. To on miał dziś skraść show, bowiem na stadionie nie raz pchał kulę poza magiczną granicę 23 metrów. Zresztą do Amerykanina należy stadionowy rekord świata – 23,56 m. Ten w hali także jest autorstwa Crousera, lecz wynosi „tylko” 22,82. Dziś była więc ogromna szansa na to, by zobaczyć pierwszą w historii kulę, która pod dachem oficjalnie przekroczy 23 metry.
Motywacji Crouserowi z pewnością nie brakowało. Dwukrotny mistrz olimpijski jeszcze nie miał na swoim koncie złota halowych mistrzostw globu. Mimo wszystko, można było czuć delikatny zawód występem Crousera. Owszem, Amerykanin starał się, był bezsprzecznie najlepszy z całej stawki. Ba, Ryan ustanowił nawet rekord halowych MŚ, gdy w przedostatniej próbie posłał kulę na 22,77 m. Jednocześnie do prawdziwie wielkiego rezultatu wciąż brakowało mu ponad 20 centymetrów.
W ostatniej próbie widać było, jak bardzo zależało mu na przekroczeniu 23 metrów. I choć ponownie była ona świetna – 22,69 m – to jednak pozostawiała niedosyt zarówno u widzów, jak i samego zainteresowanego.
ŚREDNIODYSTANSOWCOM POSZŁO… CO NAJWYŻEJ ŚREDNIO
Jeżeli chodzi o występy Polaków, to tak się złożyło, że dziś zaprezentowali się wszyscy nasi średniodystansowcy.
W biegu na 800 metrów z niezłej strony pokazała się bowiem Anna Wielgosz. Polka, która po nieudanym 2023 roku w tym sezonie powraca do wielkiego biegania, po zdobyciu złota krajowych mistrzostw mówiła: – Świat biega szybko, ale mi niewiele brakuje do najlepszych. Tam [w Glasgow – dop. red.] wszystko może się zdarzyć, jednak dojście do finału będzie dużym sukcesem.
Wielgosz w istocie potwierdziła swoje słowa. W biegu eliminacyjnym uzyskała swój życiowy rezultat na 800 metrów – 2:01.58. Lepsze od niej w bezpośredniej rywalizacji były tylko Tsige Duguma i Noélie Yarigo. Ogółem nasza rodaczka uzyskała 9. wynik na 26 biegaczek. Niestety nie wystarczył on do dalszego awansu, gdyż dwie zawodniczki z innych biegów uzyskały jeszcze lepsze czasy.
2:01.58 Wielgosz to najlepszy czas w historii halowych mś, który nie dał awansu do półfinałów 800 metrów pań (w niektórych edycjach w ogóle tej fazy nie rozgrywano).
Polka miała 9. czas eliminacji, ale zostanie sklasyfikowana na 13. pozycji (pierwszej bez punktów rankingowych). https://t.co/aG0iFNoVEa
— Athletics News (@Nedops) March 1, 2024
W czasie porannej sesji oglądaliśmy też dwójkę innych Polaków – także na 800 metrów. Aleksandra Sarna w swoim starcie zajęła czwartą pozycję (czas 2:03.36). Mateusz Borkowski w pierwszym biegu rywalizacji panów dobiegł na ostatnim miejscu (1:48.07).
W rywalizacji na 1500 metrów kobiet jako pierwsza z Polek zaprezentowała się Weronika Lizakowska. 25-latka najpierw zdecydowała się przewodzić stawce, później zaś wypuściła przed siebie dwie rywalki. Lizakowska ciągle trzymała się jednak w czubie i biegła blisko krawężnika. Od połowy dystansu Weronika zaczęła jednak słabnąć i ostatecznie dobiegła dopiero na 6. pozycji. Podobną taktykę w swoim starcie starała się obrać Martyna Galant, lecz przy Birke Haylom z Etiopii było to zadanie niemożliwe do wykonania. Galant była wyraźnie słabsza od najlepszej czwórki w swoim starcie choć ostatecznie… to właśnie na czwartej pozycji ukończyła rywalizację. Wszystko dlatego, że Irlandka Sarah Healy na kilka metrów przed metą zupełnie opadła z sił i wywróciła się, zanim przekroczyła linię finiszu.
REFLEKS COLEMANA, PECH HISZPANKI I PRZEGRANA MAHUCZICH
Ale nie samym pchnięciem kulą – oraz występami Polaków – można było dziś żyć. Zwieńczeniem dnia był bieg na 60 metrów mężczyzn, w którym zobaczyliśmy samą śmietankę sprintu. Do Glasgow przyjechało bowiem trzech najlepszych biegaczy w tym roku – Noah Lyles, Christian Coleman i Ackeem Blake. Zgodnie z oczekiwaniami, podział miejsc na podium rozstrzygnął się pomiędzy wyżej wymienioną trójką. Najlepszy okazał się Coleman, który popisał się fenomenalną reakcją startową i z czasem 6.41 (najlepszym w tym roku na świecie) zgarnął złoto przed Lylesem i Blakem.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Pięcioboistki rozpoczęły swoją rywalizację w sesji porannej, a główną faworytką do zwycięstwa była liderka światowych list – María Vicente. Niestety, przy jednej z prób skoku wzwyż Hiszpanka doznała kontuzji. Wobec niedyspozycji Vicente złoto przypadło Noor Vids z Belgii, która zapewniła sobie wygraną w ostatniej konkurencji pięcioboistek – biegu na 800 metrów. Vids łącznie zgromadziła 4773 punkty, co jest najlepszym wynikiem na światowych listach.
W rywalizacji skoku wzwyż kobiet doszło do niespodzianki. Faworytką do złotego medalu była Jarosława Mahuczich. Ukrainka w Glasgow nie zdołała jednak pokonać poprzeczki zawieszonej na wysokości 1,99 m. Ta sztuka udała się Nicoli Olyslagers, która tym sposobem zrewanżowała się Mahuczich za porażkę rodaczki Australijki Eleanor Patterson, która dwa lata temu przegrała z Ukrainką walkę o halowe złoto.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o lekkoatletyce: