Reklama

Majewski: Halowe MŚ to trudna impreza, szczególnie w roku olimpijskim

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

28 lutego 2024, 10:58 • 6 min czytania 1 komentarz

Zaledwie dwa dni dzielą nas od rozpoczęcia halowych mistrzostw świata w lekkoatletyce. Na temat tegorocznej edycji, której gospodarzem będzie Glasgow, porozmawialiśmy z Tomaszem Majewskim, wiceprezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą zdradził nam między innymi, dlaczego te zawody posiadają wyższe minima od olimpijskich oraz w których konkurencjach Polacy mają największe szanse na medale. – Ewa Swoboda ma w tej chwili drugi wynik na listach światowych w biegu na 60 metrów. W płotkach mamy Jakuba Szymańskiego i Pię Skrzyszowską. To jest nasza czołówka – powiedział Majewski.

Majewski: Halowe MŚ to trudna impreza, szczególnie w roku olimpijskim

SZYMON SZCZEPANIK: Halowe mistrzostwa świata nie są imprezą z której Polacy przywożą ogrom medali. Dlaczego te zawody wychodzą nam tak przeciętnie?

TOMASZ MAJEWSKI: Rzeczywiście to nie tak, że kiedykolwiek hurtowo zdobywaliśmy tam medale. Składa się na to wiele czynników, jak krótki sezon halowy czy spora konkurencja. To trudna impreza, szczególnie w roku olimpijskim. To też rok mistrzostw Europy, zawodów jest dużo, a kalendarz jest dosyć wypełniony. Dlatego duża część naszej kadry po prostu rezygnuje z tego startu.

Przyglądam się minimom na te zawody i zastanawiam się, czy ktoś w World Athletics nie przeszarżował z wymaganiami. Biorąc za przykład pana konkurencję, pchnięcie kulą – minimum na igrzyska do Paryża to 21,50 m, zaś do Glasgow – 21,80.

Wszystko wynika stąd, że podczas halowych mistrzostw świata mamy mieć krótsze konkurencje i węższe limity zawodników. W konkurencjach technicznych na igrzyskach są to 32 osoby. Tutaj na przykład w skoku o tyczce jest 12, więc praktycznie od razu mamy stawkę jak z finału. Ale to ma być krótka, kompaktowa impreza. Mają odbyć się dwie rundy biegów, wszystko podane w pigułce tak, żeby widz się cieszył, a nie czekał kilka dni na najważniejsze rozstrzygnięcia. Stąd te wysokie wymagania. Taki też jest trend w World Athletics, aby one były wysokie po to, by większość sportowców kwalifikowała się z rankingu. Takie rozwiązanie zmusza lekkoatletów do częstego startowania na dobrych mityngach.

Reklama

Skoro wymagania minimalne są największe to zastanawiam się, czy pod względem sportowym możemy nazwać halowe mistrzostwa świata najlepszymi zawodami w kalendarzu? Nie mówię, że najbardziej prestiżowymi, to miano należy do igrzysk, ale właśnie – pod względem samej rywalizacji.

Jednak nie, szczególnie w tym roku. Może za dwa lata rzeczywiście tak będzie, ale w roku olimpijskim zdecydowana większość gwiazd myśli o igrzyskach i opuszcza cały sezon halowy. Co prawda w tym roku mamy bardzo dużo rekordów świata. Z dzisiejszym [rozmawialiśmy w dniu, kiedy Grant Holloway ustanowił rekord w biegu na 60 m ppł – dop. red.] mamy ich już chyba z pięć. To pokazuje, że w sezonie olimpijskim ludzie już są w gazie. Część topowych zawodników będzie w Glasgow, ale pozostali są w ciężkim treningu i myślą tylko o Paryżu.

Hala w Glasgow jest dla nas bardzo szczęśliwa, w 2019 roku Polska zwyciężyła tam w klasyfikacji medalowej mistrzostw Europy. Samo miejsce może być naszym atutem?

Tak, bo zawsze przyjdzie trochę więcej kibiców z Polski i jest blisko. Pogoda też jest podobna jak u nas, też jest brzydko i mokro. (śmiech) Dodatkowym atutem jest to, że nasi sportowcy znają ten obiekt, już tam startowali i to może pomóc.

Przed nami halowe mistrzostwa świata. W czerwcu odbędą się mistrzostwa Europy, później zaś igrzyska olimpijskie w Paryżu. Pan to może powiedzieć z własnego doświadczenia – sportowcowi ciężko jest zbudować trzy szczyty formy? To w ogóle jest możliwe?

Reklama

Nie zapominajmy, że na początku maja odbędą się też mistrzostwa świata sztafet na Bahamach. To bardzo ważne zawody w kontekście igrzysk, bo właściwie 90% kwalifikacji do Paryża przypada z tej imprezy. Nie da się tego wszystkiego pogodzić. Nawet idąc treningiem startowym i występując wszędzie, w końcu coś trzeba wybrać. Ten wybór jest naturalny, są nim igrzyska olimpijskie. Ale dla trochę słabszych zawodników celem mogą być mistrzostwa Europy, bo dobry występ w Rzymie może dać im dopiero przepustkę do Paryża. Ten sezon to będzie ciągła walka o kwalifikacje olimpijskie i punkty w rankingach.

W poprzednich MŚ Adrianna Sułek zdobyła srebro, a sztafeta kobiet 4 x 400 metrów brąz. Dziś Ada jest świeżo upieczoną mamą, a żeńska sztafeta ma swoje problemy. Na których zawodników pan w szczególności liczy?

Teraz największe szanse mamy oczywiście w sprintach. Ewa Swoboda ma w tej chwili drugi wynik na listach światowych w biegu na 60 metrów. W płotkach mamy Jakuba Szymańskiego i Pię Skrzyszowską. To jest nasza czołówka. Zobaczymy jak będzie ze sztafetą, bo podczas halowych mistrzostw świata sztafet jest mniej i są one bardziej loteryjne, więc też możemy skończyć na wysokiej pozycji. Ale właśnie w sprintach upatrujemy naszej głównej siły podczas tej edycji mistrzostw.

Wspomniałem, że nam jako kadrze nie szło na HMŚ. Ale akurat pan może mieć na temat tych zawodów pozytywne wspomnienia, bo zdobył na nich dwa brązowe medale – w 2008 roku w Walencji i w 2012 w Stambule. Może pan porównać te starty? Który lepiej zapadł panu w pamięci?

Oba były fajne, a poza nimi miałem jeszcze parę czwartych miejsc, więc dla mnie to była szczęśliwa impreza. Ja w ogóle w 2004 roku podczas halowych mistrzostw świata w Budapeszcie zaczynałem taką poważną karierę reprezentacyjną. Zatem zawsze lubiłem ten format imprezy.

W 2026 roku Polska będzie gospodarzem halowych mistrzostw świata, które odbędą się w Arenie Toruń. Czy pod kątem organizacyjnym PZLA bardziej pomoże doświadczenie z mistrzostw świata w Sopocie, które zorganizowaliście w 2014 roku, czy jednak będziecie starali się podpatrzeć coś z Glasgow?

Czy ja wiem, czy będziemy? Po drodze mieliśmy w Toruniu jeszcze halowe mistrzostwa Europy [w 2021 roku- dop. red]. Robimy też bardzo dobre mityngi halowe. Posiadamy swoje doświadczenia i jeśli chodzi o organizację, to możemy się uczyć sami od siebie, bo mamy ją na światowym poziomie. Adaptujemy wszystkie dobre nowe trendy i myślę, że mistrzostwa, które za dwa lata odbędą się w Toruniu, będą wspaniałe.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Czy jako związek szykujecie się już do misji Paryż?

Oczywiście. Całe przygotowania i duży mezocykl [zbiór mikrocykli – dop. red.] jest podporządkowany pod Paryż. Nasza grupa lekkoatletów będzie największą spośród całej polskiej reprezentacji olimpijskiej. Walka o minima trwa. Na ten moment mamy trzynaście osób, które są pewne startu na igrzyskach. Szacujemy, że ostatecznie będzie to około sześćdziesięciu paru sportowców. Ale po drodze mamy parę ważnych imprez, w tym wspomniane przeze mnie mistrzostwa na Bahamach, które mogą nam zapewnić kwalifikację sztafet. Potem sportowcy będą walczyć indywidualnie, zaś my będziemy starali się dostosowywać kalendarz tak, aby Polacy mieli jak największe szanse zrobić dobre wyniki, zdobyć punkty do rankingu i finalnie pojechać pod koniec lipca do Paryża.

Igrzyska w Europie to będzie nasz atut?

Tak. Nie będzie problemu z aklimatyzacją, bo lot jest krótki. Będziemy mogli jeździć na swoje konkurencje, zamiast wyjeżdżać wcześniej całą reprezentacją, ponieważ siatka połączeń lotniczych do Paryża jest gęsta. Stadion też jest znany. Pewnie bardziej tym doświadczonym zawodnikom, bo już parę lat nie było tam Diamentowej Ligi, jednak część ludzi zna Stade de France. Dla nas plusem jest jego lokalizacja, gdyż znajduje się bardzo blisko wioski olimpijskiej, przez co logistyka będzie prostsza. To są plusy, które mamy. Oby tylko do tego przywieźć formę i wszystko będzie dobrze.

ROZMAWIAŁ SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Komentarze

1 komentarz

Loading...