Reklama

Było blisko cudu w Willingen, ale Zniszczoł nie sprostał presji

Kacper Marciniak

Opracowanie:Kacper Marciniak

04 lutego 2024, 18:43 • 2 min czytania 8 komentarzy

Ponad 12 punktów przewagi nad drugim zawodnikiem w stawce. Prawie 20 nad czwartym. W takiej sytuacji znajdował się dziś Aleksander Zniszczoł. Polak miał niepowtarzalną szansę, aby sprawić sensację. Odnieść życiowy sukces i zapisać się w historii polskich skoków. Ale niestety: w drugiej serii niedzielnych zawodów w Willingen spadł z najwyższego na ósme miejsce. I razem z nami wszystkimi mógł tylko załamać ręce.

Było blisko cudu w Willingen, ale Zniszczoł nie sprostał presji

Na początku odhaczmy to, co odhaczyć musimy, czyli słaby występ Polaków w kwalifikacjach. Aż dwóch naszych zawodników nie znalazło się bowiem w pięćdziesiątce (Piotr Żyła i Paweł Wąsek). Piszemy „aż”, bo jednak o awans walczyło łącznie… 59 skoczków. Polski duet znalazł się zatem w niewielkim i niechlubnym gronie.

No ale dobra – potem wystartował konkurs. I doszło do rzeczy niebywałej. Nie chodziło nawet o to, że Aleksander Zniszczoł skoczył 146 metrów. Bo wiedzieliśmy, że na taką odległość go stać. Zdumiewające było natomiast, że Polakowi odjęto przy tym zaledwie 12.8 punktu. Kiedy większość zawodników latała przy – w teorii – znacznie lepszych warunkach. I lądowała znacznie… bliżej.

Aż trudno było to wytłumaczyć. Skoczkowie, którzy po swojej próbie tracili mniej niż 20 oczek do Polaka, mogli powiedzieć, że spisali się… znakomicie. Ostatecznie do Olka nie zbliżył się zresztą nikt. Drugi najlepszy po pierwszej serii był Ryoyu Kobayashi, który po skoku wynoszącym 144.5 metra, miał do 29-latka z Polski „zaledwie” 12.4 punktów straty.

Reklama

Tak, to raczej nie był sprawiedliwy konkurs. Chyba, że założymy, że nasz zawodnik popisał się zdecydowanie, ale to zdecydowanie najlepszym skokiem w swoim życiu. A cała reszta jakoś nie dojechała. No ale też nie mieliśmy prawa narzekać: bo Zniszczoła dzieliła jedna próba od wielkiego sukcesu.

Dopóki jednak nie nadeszła druga seria, nie mogliśmy mówić „hop”. Szczególnie że w Willingen (co już widzieliśmy wczoraj) da się odrabiać spore straty. Czekaliśmy zatem na to, że Zniszczoł zdoła odeprzeć atak Kobayashiego i spółki.

Ale niestety, nie był tego nawet bliski. Japończyk zanotował w drugiej serii 146 metrów. Andreas Wellinger był jeszcze lepszy, bo wykręcił 149 metrów i wyprzedził trzykrotnego triumfatora Turnieju Czterech Skoczni. A Olek nie tylko skoczył zaledwie 130.5 metra, ale kompletnie zepsuł lądowanie, chcąc jak najbardziej wydłużyć swoją próbę. I mimo sporej przewagi nad resztą stawki spadł na ósmą lokatę. Czyli wyrównał swoją życiówkę z soboty.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Cóż, to spore rozczarowanie. Bo Polak miał niesamowitą, idealną okazję, aby po raz pierwszy w karierze stanąć na podium. A kiedy kolejna podobna nadejdzie? Być może niedługo, skoro Zniszczoł faktycznie jest w świetnej formie. Ale nie ma co ukrywać: dzisiaj raczej łatwo nie zaśnie.

Fot. Newspix.pl

Reklama

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

redakcja
0
Czy Warriors zeszli już na dobre z parkietu? O przyszłości Golden State

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

8 komentarzy

Loading...